361

Latest post of the previous page:

Ja szkolę się na jednej powieści i widzę, że dopiero od kilku rozdziałów tekst nadaje się do czegokolwiek. Fabuła jest cliché, ale taka miała być - wrzuciłam tam wszystko, co lubię w fantasy i skupiam się na pisaniu. A że mój "trening" niektórym się podoba, mam zamiar kiedyś spróbować czegoś więcej niż opowiadanie internetowe - ale najpierw NAUCZĘ się pisać. Jak wynik uznam za zadowalający - zacznę próbować w wydawnictwach. Pewnie będzie ciężko, może się nie uda, ale próbować warto. Na szczęście jestem w takim wieku, że mam czas i możliwości (nadal mieszkam z rodzicami). Postaram się tego nie zmarnować. A nawet jeśli okażę się zupełnym beztalenciem - będę wiedziała, że próbowałam.

Szkoda że nie mam już swoich opowiadań z podstawówki (pisałam bajki dla młodszego brata, m.in. o gwarku-alkoholiku). Pewnie miałabym ubaw, czytając je po tylu latach :D

362
Tak sobie czytam i czytam, oglądnąłem parę filmów na YT, wszedłem na stronę Michaliny.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony dobrze, że w tak młodym wieku zaczynają już wydawać. Młoda Jagoda własnym sumptem co prawda (co trochę mi przeszkadza. W ten sposób każdy może wydać powieść), za to Michalina już w wydawnictwie...
Jest jedna, wielka zaleta wydawania będąc jeszcze bardzo młodym - nie zderzasz się aż tak ze szkołą, a tam, gdzie jesteś ludzie patrzą na wiek i próbują pomóc. Wielki plus, jak dla mnie. Ja na przykład pod koniec Gimnazjum i właściwie przez całe LO byłem gnojony właśnie z powodu pisania. To może zabić zapał, który przecież - w tak młodym wieku - jest najważniejszy.
Z drugiej strony mamy doświadczenie życiowe, którego nastoletnim debiutantom brak. I to widać w ich książkach, w samym sposobie formułowania zdań. Ale mimo wszystko... cieszę się, że publikują. Bo przecież, jeśli wytrwają, możliwe jest, że spod ich pióra wyjdzie coś naprawdę dobrego.

Mam tylko nadzieję, że nikt w nich pisania nie zabije. Zwłaszcza, przez zbytnie gloryfikowanie (bo teraz, po debiucie i kiedy ,,świat" o nich usłyszał, to już chyba nie będą zbyt prześladowani w szkołach).
Pisanie to życie a życie to zabawa

363
Raziel pisze:(bo teraz, po debiucie i kiedy ,,świat" o nich usłyszał, to już chyba nie będą zbyt prześladowani w szkołach).
Mmm... Byłoby super, gdyby udało mi się coś wydać i gdyby moi rówieśnicy postrzegali mnie wtedy inaczej... <rozmarzenie> :)
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

364
Saint_Lilith pisze:Ja szkolę się na jednej powieści i widzę, że dopiero od kilku rozdziałów tekst nadaje się do czegokolwiek.
to normalne.

pisania uczymy się pisząc.
300-500-700 stron to wprawki.

mam 40 wydanych książek na koncie - a sam robiąc redakcję autorską odkrywam w swoich tekstach zdania-potworki...

365
Raziel pisze:Tak sobie czytam i czytam, oglądnąłem parę filmów na YT, wszedłem na stronę Michaliny.
jest też nowy wywiad http://kulturalnie-literatura.netbird.pl/a/43423
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony dobrze, że w tak młodym wieku zaczynają już wydawać. Młoda Jagoda własnym sumptem co prawda (co trochę mi przeszkadza. W ten sposób każdy może wydać powieść), za to Michalina już w wydawnictwie...
ok. moim zdaniem nie ma powdoów by tracić czas.
w każdym zawodize tak jest.

kto wstaje o szóstej rano wygrywa z tym kto wstaje o siódmej.
Jest jedna, wielka zaleta wydawania będąc jeszcze bardzo młodym - nie zderzasz się aż tak ze szkołą,
???
a tam, gdzie jesteś ludzie patrzą na wiek i próbują pomóc.
ok.

Wielki plus, jak dla mnie. Ja na prykład pod koniec Gimnazjum i właściwie przez całe LO byłem gnojony właśnie z powodu pisania.
witamy w klubie...
Z drugiej strony mamy doświadczenie życiowe, którego nastoletnim debiutantom brak.
trochę tak - choć wszystko zależy od konkretnych losów. jeśli ktoś od małego jeżdził z rodizcami na wędrówki będzie miał doświadczenie lepsze niż 40 letni pryk siedzący w domu.

lektura też pozwala to i owo nadrobić.
I to widać w ich książkach, w samym sposobie formułowania zdań.
wzdaniach widać głownie nieodjrzałość językową.
Ale mimo wszystko... cieszę się, że publikują. Bo przecież, jeśli wytrwają, możliwe jest, że spod ich pióra wyjdzie coś naprawdę dobrego.
ujme to tak: jesttem na 368 stronie "Atlantydy" i jestem powd wrażeniem choć Autrorka nie uniknęła pewnych wpadek a i wydawnitwo kiepsko przyłożyło się do redakcji. :( Żal - bo dziewczynie przydało by się z 10 godzin nad własnymi tekstami w towarzystwie życzliwego redaktora kty by zwrócił Jej uwagę na pewne kategorie usterek.

każdemu by się to przydało...
Mam tylko nadzieję, że nikt w nich pisania nie zabije.
uchowaj Boże!
Zwłaszcza, przez zbytnie gloryfikowanie (bo teraz, po debiucie i kiedy ,,świat" o nich usłyszał, to już chyba nie będą zbyt prześladowani w szkołach).
raczej obawiałbym się anonimowych krytykantów rozsianych po necie.

367
Ja tam, zabieram się też ostro do pracy. Coraz bardziej pisanie mi się podoba ;) Mam już za sobą jedną powieść i kilka opowiadań. Obrałem sobie pewną taktykę, przez co moja praca stała się o wiele wydajniejsza. Dziękuje bardzo panie Andrzeju za masę przydatnych rad, które udzielił pan na tym jakże przemiłym forum ;) Póki co mam jeszcze czas, dopiero co kilka miesięcy temu trzynastka mi stuknęła. Ale do roboty, trzeba się wziąć, żeby w przyszłości coś z tego było ;)

368

A, poczytam, dziękować :)

Jest jedna, wielka zaleta wydawania będąc jeszcze bardzo młodym - nie zderzasz się aż tak ze szkołą,

???

Cóż, szkoła jednak niezbyt pomaga w pisaniu, a wręcz przeciwnie. Przynajmniej ta nasza. W bardzo młodym wieku można w jakiś sposób chyba tego uniknąć, mam na myśli to, że taki autor, jak widać po przykładach, jest promowany wtedy z racji wieku, szkoła do której uczęszcza zaczyna się nim chwalić (choć mnie by to przeszkadzało, że ktoś się chwali sukcesem, który nie należy do niego), wniosek - młody autor, który już zadebiutował zyskuje w szkole jakąś ,,tarczę" ochronną. Klucz to debiut, na to wygląda.
witamy w klubie...

Dlatego, między innymi, (jak wspomniałem na ,,Horyzontach") tak bardzo podobał mi się ,,Norweski dziennik" - ach jak bardzo tamta szkoła jest jednak podobna do obecnej ;]
trochę tak - choć wszystko zależy od konkretnych losów. jeśli ktoś od małego jeżdził z rodizcami na wędrówki będzie miał doświadczenie lepsze niż 40 letni pryk siedzący w domu.

Ach, to oczywiste :)
Inna sprawa, że taki 40-letni pryk nie robiący nic, poza siedzeniem w domu i gapieniem się w telewizor raczej książki pisał nie będzie (tak myślę... choć są różne dziwy na tym świecie)
lektura też pozwala to i owo nadrobić.

Tak, ale mimo wszystko doświadczenie życiowe bardzo pomaga.
ujme to tak: jesttem na 368 stronie "Atlantydy" i jestem powd wrażeniem choć Autrorka nie uniknęła pewnych wpadek a i wydawnitwo kiepsko przyłożyło się do redakcji. :( Żal - bo dziewczynie przydało by się z 10 godzin nad własnymi tekstami w towarzystwie życzliwego redaktora kty by zwrócił Jej uwagę na pewne kategorie usterek.
Hm, aż chyba kupię tą książkę.

raczej obawiałbym się anonimowych krytykantów rozsianych po necie.

To też :)
Pisanie to życie a życie to zabawa

369
Raziel pisze: Cóż, szkoła jednak niezbyt pomaga w pisaniu, a wręcz przeciwnie. Przynajmniej ta nasza.
ujmę to tak: bardzo cieżko nauczyć się pisać na lekcjach jęz. polskiego.
od początkujacych dostawałem teksty dwu rodzjów:

od normalnych uczniów pisane tragicznym polskawym językiem
od kujonów pisanych syntetyczną mowomową piątkowego wypracowania...
szkoła do której uczęszcza zaczyna się nim chwalić (choć mnie by to przeszkadzało, że ktoś się chwali sukcesem, który nie należy do niego), wniosek - młody autor, który już zadebiutował zyskuje w szkole jakąś ,,tarczę" ochronną. Klucz to debiut, na to wygląda.
taka szkoła to skarb.

370
Raziel pisze: Dlatego, między innymi, (jak wspomniałem na ,,Horyzontach") tak bardzo podobał mi się ,,Norweski dziennik" - ach jak bardzo tamta szkoła jest jednak podobna do obecnej ;]
to prosty wręcz prostacki chwyt - pokazać na poczatku ucznia w parszywej szkole a potem go z niej uratować. /każdy czytelnik który nie lubił szkoły zaczyna mu atomatycznie kibicować.

analogicznie jak w powieści "Tomek w krainie kangurów" A.Szklarskiego.

Z ciemności w światło.
Z lochu na wolność

bardzo silny pierwotny archetyp.

371
Na czym polega to "gnojenie" w szkole z powodu pisania?
Dostałeś jedynkę z zachowania za napisanie opowiadania z wulgaryzmami?! Może trzeba było nie pokazywać pani. :P
Pierwszy raz czytam o czymś takim.

Szkoła, jeśli może niszczyć przyszłego pisaża, to co najwyżej przez wmawianie mu od najmłodszych lat jak należy pisać zdanie, jak malować, co myśleć itp. No ale chyba można jednak to rozgryźć i pisać wypracowania w miarę "poprawnie", a w domu już przechodzić do rzeczy ambitniejszych z przeświadczeniem o jakiejś twórczej dowolności.
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.

372
ujmę to tak: bardzo cieżko nauczyć się pisać na lekcjach jęz. polskiego.
od początkujacych dostawałem teksty dwu rodzjów:

od normalnych uczniów pisane tragicznym polskawym językiem
od kujonów pisanych syntetyczną mowomową piątkowego wypracowania...
Zgadzam się. Przynajmniej, w takiej szkole do, której ja osobiście chodzę... Jak się chce czegoś nauczyć to trzeba samemu. Czasami to co dzieje się w naszych szkołach jest po prostu tragiczne. Trudno się mówi...

[ Dodano: Czw 29 Kwi, 2010 ]
Na czym polega to "gnojenie" w szkole z powodu pisania?
Dostałeś jedynkę z zachowania za napisanie opowiadania z wulgaryzmami?! Może trzeba było nie pokazywać pani.
Pierwszy raz czytam o czymś takim.
Ja tam zbyt w szkole się nie przyznaję do pisania. Po prostu niektórzy już są tacy z natury. Zaraz znajdą Ci jakieś przezwisko i udupią jeszcze bardziej życie. Zależy też na jakich trafisz. Może, coś zmieniło by się po debiucie? Bo, ja to wiem...

373
VV pisze:Na czym polega to "gnojenie" w szkole z powodu pisania?
ok. wyobraź sobie ze uczeń liceum, mający na pieńku z belferm od historii pisze poważny artykuł historyczny do lokalnej gazety. I że ten artykuł publikowany jest obok nazwisk poważnych historyków. znałem taki przypadek.

albo inny przykład: mieliśmy na archeologii dziewczynę która zawodowo rysowała ceramikę. robiła to tak dobrze że jej rysunki zamieszczano w publikacjach wydawanych po angielsku.

Efekt? nie była w stanie przez bodaj dwa lata zaliczyć rysunku ceramiki u kobiety "która wiedziała lepiej"

*

rada? wszystko zależy od szkoły. jeśli macie zgraną klasę normalnych ludzi - można się pochwalić kolegom i koleżankom. Jeśli macie normalnych belfrów - można im pokazać.
(co najwyzej taki sie będzie potem chwalił kumplom z innych szkół "to ja go odkryłem, wychowałem, wyuczyłem" etc.) Aczasem taki belfer jak jest naprawdę sensowny może i sporo pomóc.

w przeciwnym razie - sorry - buzia na kłódkę a jak ktoś odkryje twierdzić ze to przypadkowa zbieżność nazwisk.

*

problemem naszego kraju jest głupia zawiść.

istnieją zasadniczo dwa rodzaje zawiści. konstruktywnas i destruktywna.
Przy konstrukywnej cudze sukcesy wyzwalają chęc ich przebia własnymi. Zdyskontowania własną pracą. Własnym sukcesem. Ktoś opublikował artykuł? to ja opublikuję dziesięć. I zilustruję lepszymi zdjeciami. I w lepszej gazecie... I...

destruktywna: opiera się na zdyskredytowaniu cudzego sukcesu przy jednoczesnym braku sukcesów własych a często i organicznej niemożności ich osiągnięcia.

włącza się negatywne i agresywne myślenie. ktoś opublikował artykuł? Zapewne po znajomości... Słyszałem też komentarz że pewna kobieta wygrała konkurs literacki bo ...poszła do łóżka z redaktorką.

Musicie dokonać "przejścia" zmienić nastawienie. Tak aby wściekła zazdrość tylko Was nakręcała do cięższej roboty. Zazdrość to siła. Jak wzburzona rzeka. Może niszczyć a można ją okiełznać i mieć moc na turbinach.

Swoją drogą wrzuciłęm tu kiedyś wątek "parę groszy" ktoś się pochwali efektami?

375
Saint_Lilith pisze:w mojej starej szkole poloniści chyba niewiele wiedzieli o pisaniu... Przyjaciółce obniżono ocenę za zdanie "kraj toczyły wojny" :P
wśród polonistów znajomość naszego języka jest kiepska.

trafiła mi się kiedyś jako redaktorka piątkowa absolwentka polonistyki robiąca podyplomowo edytorstwo.

Kobieta była po prostu niewiearygodnie wręcz głupia i ograniczona.

To i owo próbowałem jej wyjaśnić - zrobiła się agresywna.
Widać było że czytanie nie jest jej mocną stroną - np nie znała słowa "ochrana" uparcie chciaął poprawić na "ochrona".

A potem miała pretensje że przezemnie wyleciała z roboty...

a teoretycznie do szkoły trafia ten gorszy sort absolwentów.

376
Andrzej Pilipiuk pisze:Widać było że czytanie nie jest jej mocną stroną - np nie znała słowa "ochrana" uparcie chciaął poprawić na "ochrona".
Diabła tam, że nie znała. To może nie jest powód do chwały, ale też nie ma się czego wstydzić. Problem jest poważniejszy. Zakładam, że użyłeś tego słowa więcej niż raz, bo twierdzisz, że poprawiała "uparcie". No i tak: za pierwszym razem - "Oho, literówka". Za drugim - "znowu literówka..." Ale za trzecim razem powinna już zrozumieć, w czym rzecz.

Na marginesie: kiedyś mi wytłumaczono, że to raczej powinna być Ochranka. ;)
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron