
Z ciemności zalegających na cmentarzu, wyłonił się spowity mgłą człowiek. Okrywał go czarny płaszcz. Spod kaptura na bladą twarz opadały pojedyncze pasma włosów. Stanął i rozejrzał się, gładząc się ręką po koziej bródce. Znajdował się obok nagrobka niejakiego Alberta Wójcika, pochylił się i głośno wciągnął powietrze. Szyderczy uśmiech wykwitł mu na twarzy, zza poły płaszcza delikatnie wyciągnął łom. ścisnął go mocno dłonią w skórzanej rękawiczce i podniósł nad głowę. Błyskawicznym ruchem uderzył w marmurową płytę grobu. Okruchy kamienia wystrzeliły w powietrze. Mroczny mężczyzna uderzył poraz kolejny. Uderzał dopóki płyta nie dała za wygraną i pękła. łomem rozgarnął okruchy marmuru odsłaniając czarną ziemię. Oparł metalowy drag o nagrobek poczym wyciągnął zza płaszcza saperkę. Rozłożył ją. Wbił ją w miękką ziemię i zaczął rozkopywać grób.
Po twarzy człowieka w płaszczu ściekał pot. Kiedy dół już był na tyle głęboki, że mężczyzna musiał wejść do niego łopata stuknęła w drewno. Stojąc po pas w dziurze odrzucił łopatę i sięgnął łom. Zamachnął się nim i uderzył w wieko trumny. Potem wetknął łom między drzazgi i powiększył otwór w wieku trumny. Odór gnijącego ciała dawał się wyczuć od dłuższego czasu, ale teraz był nie do zniesienia. Mężczyzna zrobił się blady na twarzy, zbierało mu się na wymioty. Mimo to sięgnął do trumny i wyciągnął z niej błyszczący złoty medalion. Kiedy się podniósł żołądek dał za wygraną i spora kolacja opuściła trzewia mężczyzny pod postacią spektakularnego pawia. Przez dobre pół minuty wstrząsany torsjami człowiek w płaszczu stał opierając się o brzeg wykopanej przez siebie dziury. Kiedy jego żołądek uspokoił się wyszedł z dołu i schował łom oraz łopatę za poły płaszcza. Rzucił okiem na swoje dzieło: rozkopany grób i orzyganą trumnę uśmiechnął się pod nosem, poczym obrócił na pięcie i ruszył w ciemność.
Dodane po 1 minutach:
A i to są tylko pierwsze dwa akapity, mam już napisane 3 strony ale nie wklejam bo by nikt nie przeczytał
