Opowiadanie na konkurs, który odbył się dawno dawno, ale zależy mi na jego dopracowaniu. Interpunkcja u mnie leży, to wiem, ale pracuję nad tym. Prawdę mówiąc, nie wiem też czy jest to opowiadanie psychologiczne, ale poszperałam i to pasowało mi najbardziej. Czekam na obdarcie mnie ze skóry. Adios!
Mateusz od pewnego czasu czuje się bardzo źle. Choroba postępuje i mimo starań lekarzy, nic nie jest w stanie poprawić stanu jego zdrowia. On sam pragnie zresztą śmierci i cieszy się, że jego udręka się skończy, bo wówczas połączy się ze swoją mamą. Podjęła ryzyko, by mieć syna, nie powiodło się, umarła, on także nie ma więc prawa żyć, tych jedenaście lat to przypadek, nieporozumienie. W tym świecie, czuje się obco, nie tutaj jest jego miejsce. On umiera z tęsknoty i żalu, tego nikt i nic nie wyleczy. Odnalazł już swoją drogę, kroczy w stronę rozpostartych ramion swojej ukochanej mamy, tam bowiem znajdzie ukojenie i radość.
Nie miał i nie ma przyjaciół, którzy potrafiliby go do końca wysłuchać i zrozumieć, więc nieustający potok słów i łez wylewa tylko przed sobą, myśląc o swojej wyimaginowanej, ale jakże prawdziwej mamie, której może zaufać i powierzyć wszystko. Odwiedza go mnóstwo osób, ale nie zależy mu na tym, czasem nawet nie orientuje się, że ktoś kładzie na stoliku obok jego łóżka tabliczkę czekolady. Leżą tam też rozmaite bloki rysunkowe, farby, przeróżne rodzaje ołówków, kredek i pasteli, które mają za zadanie umilić mu pobyt w szpitalu. Są to jednak prezenty, które sprawiają mu nieopisany ból, bo nie ma siły, by podnieść rękę i chwycić ołówek, naostrzony i gotowy do pracy, by stworzyć swój wręcz namacalny, wymyślony świat. Każde spojrzenie w stronę tego stosiku tak bliskich mu przedmiotów jest dla niego niewyobrażalnym cierpieniem, z tęsknoty za dekorowaniem kształtem i kolorem nieskazitelnej bieli kartki, kłuje go serce. Nie chce więc tych odwiedzin, boi się ich, tak samo jak słów pocieszenia, obietnic, że będzie dobrze. Nie chce tego słuchać, bo nikt nie wie, co to tak naprawdę znaczy. Bo dobrze będzie wtedy, gdy stąd odejdzie.
Żyje we własnym świecie, oddaje się wspomnieniom, upaja się wyobrażeniem tego, co go czeka… Jego szczęśliwa mama, oboje będą już razem, na zawsze, nierozłączni. Gdy o tym myśli, oczy mu jaśnieją, pojawia się w nich blask, a na jego twarzy zaczyna się błąkać lekki uśmiech. Nie dba o to, co pomyślą inni - może uznają, że to choroba namieszała mu w głowie, skoro stać go na uśmiech w takim stanie, a może pomyślą, że zdrowieje - to nieważne, to bez znaczenia. Uważają, że rozumieją to, co czuje, że znają jego najskrytsze marzenia, że są jego przyjaciółmi, że są mu bliscy - och, gdyby tylko wiedzieli, jak bardzo są mu odlegli!
Jedyne, czego pragnie, to odcięcia się od całego świata. Gdyby ktoś znalazł jego rysunki, które chował przed wszystkimi, zobaczyłby jedną twarz, jedną postać, czule i promiennie się uśmiechającą, ciepło patrzącą wprost na widza. W jej spojrzeniu można odnaleźć spokój, a także matczyną troskę i opiekuńczość, o której chłopiec tak marzy. Nie chce się nią z nikim dzielić, chce ją tylko dla siebie, bo tylko ją posiada. Czy ktoś lepiej mógłby go zrozumieć od wyśnionej, doskonałej matki?
Gwiazdka. Nie lubi jej, tak samo jak prezentów bez duszy, świątecznych ozdób migających mu przed oczami, lekarzy próbujących go rozbawić wkładaniem sobie na głowę czapki świętego Mikołaja. Nadchodzi święto, które jest dla szpitala jedynie okazją do zaprezentowania się z jak najlepszej strony, a dla Mateusza jest kolejnym zmartwieniem. Dziś przychodzi cała rodzina chłopca i zwykli koledzy z klasy, którzy nie pojawią się po nic innego, jak po kawałek świątecznego placka. Zapewne teraz wesoło gawędzą w drodze do szpitala, by wkrótce zamilknąć i pogrążyć się w grobowej ciszy przy jego łóżku, a potem zostawić znów samego, z jego myślami jako jedynymi towarzyszami niedoli. Krzywi się w duchu na widok pielęgniarek dekorujących jego salę i co jakiś czas uśmiechających się pokrzepiająco do niego.
Drzwi cicho skrzypią. Wchodzi babcia Mateusza, zmartwiona, starsza osoba, przygnieciona ciężarem bólu i cierpienia. Wie, że to prawdopodobnie jedne z ostatnich chwil, które może spędzić przy wnuku. Czuje, że chłopiec odchodzi, umiera, widzi w jego spojrzeniu, każdym oddechu zbliżającą się śmierć, która towarzyszy mu cały czas. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie umie pomóc chłopcu, bo wie, że nie chce on współczucia i zbędnych, fałszywych uśmiechów, ale ona przecież nie potrafi dać mu czegoś innego. W ciszy przygotowuje się więc na to, że niedługo powieki jej wnuka opadną na zawsze. Wie, że już go nie odzyska.
Trzy puknięcia. Szuranie butów pod drzwiami. Trzask towarzyszący naciśnięciu klamki i przeraźliwy jęk zawiasów w drzwiach. Te wszystkie odgłosy z ogromnym trudem docierają do świadomości Mateusza, który za wszelką cenę próbuje nie wracać ze świata swych marzeń do rzeczywistości pełnej smutku i bólu. Wchodzą wszyscy goście - na przedzie kroczy tata, a potem dalsza rodzina i koledzy chłopca. Dołączają do babci samotnie siedzącej przy chłopcu. Następuje ciche odśpiewanie kolędy, a po chwili wszyscy pogrążają się i łączą we wspólnej modlitwie. Po wypowiedzeniu owych, w większości pustych słów, na łóżku chłopca pojawiają się opakowania po prezentach. Te nieprzydatne, wzmagające u niego poczucie alienacji, są najbardziej wychwalane. Mateusz ciężko wzdycha, gdy obserwuje podziw gości dla tych bezwartościowych podarunków. Gdy wszystko zostaje już ledwo upchnięte na stoliku, zapada cisza. Pełna grozy, napięcia, oczekiwania i bólu cisza, przerywana niekiedy przez szmer, jaki wywołuje sięgnięcie po napój czy dokładkę świątecznego obiadu. Wszyscy milczą, a Mateusz posłusznie otwiera usta i przełyka łyżkę barszczu za łyżką, robi to jednak machinalnie. Myślami znów opuścił ciężkie realia życia.
Gdy ostatni okruszek placka znika, znów robi się tłoczno i hałaśliwie. Wszyscy zbierają się do wyjścia, wyrywając chłopca z otępienia, teraz jednak patrzy z przyjemnością, jak po kolei opuszczają salę. Widzi nabrzmiałe od ciastek kieszenie kolegów i cieszy się, że nie będzie musiał dłużej z nimi przebywać. Jest pewien, że im także ulżyło, że po zamknięciu za sobą drzwi, wybiegną z radosnym okrzykiem w ustach na dwór rzucać się śnieżkami.
Wszyscy wyszli. Jest późny wieczór, chłopiec zamyka oczy, chcąc przenieść się w krainę snów. Nagle czuje jednak, jak jego łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Jego powieki wędrują ku górze, a oczy napotykają zatroskany wzrok babci. Wyciąga ku niemu powoli drżącą, pomarszczoną dłoń z grubym albumem, który chociaż jest kolejnym podarunkiem materialnym, wzbudza w nim zainteresowanie. Babcia uśmiecha się, widząc ożywienie w jego zazwyczaj przepełnionym zgryzotą spojrzeniu. Sadowi się bliżej wnuka i otwiera powoli album, a oczom Mateusza ukazuje się najpiękniejszy widok w jego życiu. Jest to album ze zdjęciami jego mamy - jakże babcia go uszczęśliwiła! Fotografie są pożółkłe, niektóre nieco zagięte, to sprawia jednak, że w chłopcu wzrasta zafascynowanie prezentem, czuje, że jest to w pewien sposób dar magiczny, tajemniczy, jakby był wrotami do baśniowego świata.
Nagle kieruje wzrok na zdjęcie przedstawiające jego mamę w deszczu, ale uśmiechniętą i promieniującą blaskiem, jej postać jest wyraźna, mimo że od momentu zrobienia zdjęcia upłynęło wiele lat. Czy to wyobraźnia płata mu figle, czy też naprawdę jej postać wyciąga ku niemu dłoń, czy kobiecy śmiech rozbrzmiewający w jego głowie jest tylko fikcją? Nieważne! Chwyta dłoń mamy i podąża za nią w świat. W ich odosobniony, mały raj.
Siedzi na jej kolanach, biega, ciesząc się życiem, w podskokach towarzyszy jej w przechadzkach. Dzień się nie kończy, cały czas świeci słońce, a on wpatruje się urzeczony w postać ze swych snów. Rozmawia z nią, żartuje, zachwyca się jej perlistym głosem, czuje się spełniony, gdy z jej ust słyszy, jak dużo dla niej znaczy. Wie już na pewno - chce tutaj zostać, nie chce jej opuszczać!
Każdy dzień jednak dobiega końca, a wraz z zachodem słońca nadchodzą chmury, które często przysłaniają gwiazdy i księżyc, tworząc noc nieprzeniknioną i nieodgadnioną. Chłopiec wzdryga się, gdy mama podnosi się gwałtownie z głazu, na którym przed chwilą spokojnie siedziała, obserwując jego zabawę na trawie i chwyta jego dłoń. Zaczyna biec, pociągając go za sobą, a gdy Mateusz traci siły, podnosi go. Z każdym jej krokiem z niewinnego deszczyku rodzi się coraz większa ulewa, a wiatr targa obojgiem na wszystkie strony. Ciężkie krople deszczu padające na twarz chłopca są ostrymi ciosami i choć osłania się dłońmi, nic to nie daje. Znajdują schronienie w szczelinie i czekają w milczeniu, aż burza przeminie, tuląc się do siebie i drżąc z zimna i strachu. Co chwila ich przerażone, zapłakane twarze oświetla piorun. Wydaje się, jak gdyby grzmoty nie miały nigdy ustać.
Mateusz budzi się na kolanach mamy. Słońce jest tak samo pełne blasku, jak jej spojrzenie. Dostrzega w jej wzroku jednak coś dziwnego - jak gdyby ból? Żal? Mama głaszcze go delikatnie po twarzy, odgarniając z niej włosy. Uśmiecha się, jednak nie jest to uśmiech radosny, taki, jakim go obdarzała dotychczas, a jedynie smutne wykrzywienie warg. Odsuwa go lekko od siebie, a gdy chłopiec podnosi się na nogi, kuca przed nim i obejmuje jego buzię dłońmi. Mateusz nie może znieść wyrazu jej twarzy, ale równocześnie nie może przestać się w nią wpatrywać.
- Muszę odejść. Jesteś już wolny - szepcze. Składa na jego czole delikatny pocałunek i nim do chłopca docierają jej słowa, odrywa się od niego. Jej kształt jest coraz mniej wyraźny, jej postać pochłania szara mgła. Wkrótce cały świat wokół niego zaczyna wirować, pogrążając się w ciemności. A Mateusz stoi w miejscu, czując coraz większy, narastający ból w klatce piersiowej.
Budzi się zlany potem. Jego wzrok obejmuje jednostajne barwy szpitalnych ścian. Nerwowe głosy otaczających go ludzi zaczynają drażnić jego umysł, widzi pochylone nad sobą twarze, zniekształcone przez grymasy przerażenia. Nagle wszystko się uspokaja. Głosy milkną, czuje na sobie jedynie baczne spojrzenia lekarzy. Jeden z nich chwyta go za rękę, a Mateusz dziwi się, że nigdy nie dotarło do niego, jak bardzo ciepły i opiekuńczy jest taki uścisk. Tak samo zaskakuje go, jak miły jest dla jego uszu ludzki głos, jak wiele w nim szczerości, której wcześniej nie dostrzegał.
- Napędziłeś nam wszystkim strachu, młody człowieku. Nie bój się. Wszystko jest już w porządku...
Mateusz nie odpowiada. Jego wzrok kieruje się w stronę albumu od babci, który leży otwarty na stronie, gdzie widnieje fotografia, która zmieniła jego życie.
- Dziękuję, mamo - mówi cicho, niesłyszalnie dla otaczających go osób. Mama na zdjęciu nie rusza się, jej twarz jest nadal zastygła w uśmiechu. Chłopiec czuje jednak, jak drży mu serce.
Re: "Czar pożółkłej fotografii" [psychologiczny]
2Widywałem gorsze pod tym względem teksty.Morella pisze:Interpunkcja u mnie leży, to wiem, ale pracuję nad tym
Toć to niemal imienne zaproszenie pod moim adresem.Morella pisze:Czekam na obdarcie mnie ze skóry

Coś takiego można pisać w... bo ja wiem? Newsie w portalu internetowym może. Ale nie w prozie.Morella pisze:Choroba postępuje i mimo starań lekarzy, nic nie jest w stanie poprawić stanu jego zdrowia
Moja korekta: Sam zresztą pragnie śmierci.Morella pisze:On sam pragnie zresztą śmierci
Wiadomo? Wiadomo.Morella pisze:cieszy się, że jego udręka się skończy, bo wówczas połączy się ze swoją mamą
Poza tym już teraz powiem, że istnieje coś takiego jak nadużywanie zaimków. Uprzejmie informuję ponadto, że najlepsze wytłumaczenie wzmiankowanej kwestii znaleźć można tutaj: http://kres.mag.com.pl/czytaj.php?id=5
Tu czytelnik może się zgubić. I teraz pytanie: chcesz, żeby nie wiedział, o czym mowa? Okej, może tak zostać. Ale jeśli to tylko przypadkowy efekt, zmień to, bo czytelnik najpierw widzi, jak syn mówi o matce, a potem tenże syn twierdzi, że matka... nie miała syna? Tak wynika z tego zdania.Podjęła ryzyko, by mieć syna, nie powiodło się, umarła, on także nie ma więc prawa żyć
Bez przecinka.W tym świecie, czuje się obco
Ciekawe zjawisko: nagromadzenie "jot". Może: tu jest jego miejsce? Tu jego miejsce?tutaj jest jego miejsce
Wiadomo, że "on". Tyle moich komentarzy w kwestii zaimków.On umiera
Nie ma nikogo, przed kim mógłby go wylać - łapię. Ale przecież jest fizycznie niemożliwe, żeby płakał PRZED sobą, czytaj: na swoich oczach (w przenośni). Patrząc w lustro płakał? Ale to też co innego.nieustający potok słów i łez wylewa tylko przed sobą
Znów czytelnik nie wie, o co chodzi.myśląc o swojej wyimaginowanej, ale jakże prawdziwej mamie, której może zaufać i powierzyć wszystko.
Które mają umilić mu pobytktóre mają za zadanie umilić mu pobyt
To, co oznaczyłem na zielono, to mógłby być wcale ciekawy zabieg. Świadomy? Nie? Tak myślałem. Pulsująca, bijąca aliteracja (przeczytaj na głos), jakby kopiująca pulsujący ból - ale musi być wyraźniej zaznaczona.Są to jednak prezenty, które sprawiają mu nieopisany ból, bo nie ma siły, by podnieść rękę i chwycić ołówek, naostrzony i gotowy do pracy, by stworzyć swój wręcz namacalny, wymyślony świat.
Z drugiej strony: powtórzenie "by".
Spojrzenie nie jest cierpieniem. Spojrzenie wywołuje cierpienie.Każde spojrzenie w stronę tego stosiku tak bliskich mu przedmiotów jest dla niego niewyobrażalnym cierpieniem
Podkreślone - wiadomo. Natomiast nie wiadomo przy pierwszym czytaniu, czy aby nie masz na myśli "koloru nieskazitelnej bieli", bo oko jeszcze nie widzi słowa "kartka" i pojawia się zgrzyt.z tęsknoty za dekorowaniem kształtem i kolorem nieskazitelnej bieli kartki
Jeżeli uśmiech się błąka, to z definicji jest lekki.zaczyna się błąkać lekki uśmiech
Klamka przy naciskaniu raczej trzeszczy, skrzypi, aniżeli trzaska. No i lepiej: Trzask [trzeszczenie? A może po prostu odgłos?] naciskanej klamki.Trzask towarzyszący naciśnięciu klamki
Machinalnie przełyka barszcz, łyżkę za łyżką.przełyka łyżkę barszczu za łyżką, robi to jednak machinalnie.
Zastanów się nad częstszym używaniem takich dopowiedzeń.
To jest piękna scena. Tu powinien być gwałtowny skok napięcia. Tu powinny być krótkie zdania.Sadowi się bliżej wnuka i otwiera powoli album, a oczom Mateusza ukazuje się najpiękniejszy widok w jego życiu. Jest to album ze zdjęciami jego mamy - jakże babcia go uszczęśliwiła!
Sadowi [notabene: ładne słowo] się bliżej wnuka i otwiera album. Powoli. Oczom Mateusza ukazuje się [znowu się] najpiękniejszy widok w jego życiu. Mama. To album ze zdjęciami jego mamy. Och, babciu, jakże go uszczęśliwiłaś!
Łapiesz?
A nawet mogłabyś zaryzykować krótki skok w jaźń bohatera: Och, babciu, jaki teraz jestem szczęśliwy!
Lepiej: fascynacja.zafascynowanie prezentem
W końcówce już nie weryfikowałem. Czytałem. To jest dobra końcówka, chociaż nie najlepsza warsztatowo.
Całość?
Dużo łączników logicznych: bowiem, przecież, zresztą. Samo w sobie nie jest to błędem, może też być ciekawym wyróżnikiem stylu, jednak musisz stosować je świadomie i oszczędnie.
Skoro już o stylu mowa: dłuuuuugie zdania. Ja wiem, że tak miało być, rozumiem zamysł, ale jest to męczące. A taki tekst... Cóż, z jednej strony długie zdania są dobre (pobyt w szpitalu się dłuży, ból zdaje się nie mieć końca), z drugiej jednak powinny być nasycone słowami niosącymi konkretne znaczenie (dlatego tym oszczędniej powinnaś korzystać z wyżej wymienionych słów), tak jak pobyt w szpitalu jest nasycony cierpieniem. Rozumiesz, co mam na myśli?
Głupio pytam. Rozumiesz. Ten tekst pokazuje, że jesteś autorką inteligentną i wrażliwą, choć wyraźnie niedoświadczoną (w tym wieku to zrozumiałe). Twój tekst nie opowiada o cierpieniu w sposób przekonywający, ale niewiele - powtarzam: niewiele - mu brakuje. Jest po prostu przegadany (dużo za dużo przymiotników i przysłówków). Ten ból, to cierpienie widać cały czas, ale czuć tylko chwilami. Innymi słowy: za dużo opowiadasz, za mało pokazujesz. Obraz natomiast jest jednostajnie gorzki i ponury - to bardzo dobrze.
Czytelnik współczuje bohaterowi, ale jest to współczucie "obok", mniej więcej takie jak tych pielęgniarek, natomiast nie ma współczucia pełnego, głębokiego, takiego, jakie czułby najbliższy krewny (na przykład babcia). Twoim zadaniem jest obudzić takie współczucie.
Dużo pisz, jeszcze więcej czytaj. Zacznij od tego: http://kres.mag.com.pl/kaciki.php - całość, od początku do końca, potem jeszcze raz i jeszcze raz.
Przed tobą długa, bardzo trudna droga z prawdopodobnie pięknym zakończeniem. Odwagi.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.
Re: "Czar pożółkłej fotografii" [psychologiczny]
3Nie mam pojęcia o forumowych sposobach cytowania, więc zastosuję klasyczny sposób.
"Podjęła ryzyko, by mieć syna, nie powiodło się, umarła, on także nie ma więc prawa żyć
Tu czytelnik może się zgubić. I teraz pytanie: chcesz, żeby nie wiedział, o czym mowa? Okej, może tak zostać. Ale jeśli to tylko przypadkowy efekt, zmień to, bo czytelnik najpierw widzi, jak syn mówi o matce, a potem tenże syn twierdzi, że matka... nie miała syna? Tak wynika z tego zdania."
Jak dla mnie to całkiem jasne... Podjęła ryzyko, by mieć syna, nie powiodło się, umarła, czyli innymi słowy, zaryzykowała wiedząc, że może umrzeć przy porodzie i tak też się stało. Kwestia podejścia i interpretacji myślę - jakoś nikt nie miał z tym problemów.
"W tym świecie, czuje się obco
Bez przecinka."
Tutaj ten przecinek właśnie wstawiła mi polonistka i trochę wątpiłam w słuszność jej czynu, ale wrzuciłam to zdanie jednak w tej formie, którą mi zasugerowała.
"nieustający potok słów i łez wylewa tylko przed sobą
Nie ma nikogo, przed kim mógłby go wylać - łapię. Ale przecież jest fizycznie niemożliwe, żeby płakał PRZED sobą, czytaj: na swoich oczach (w przenośni). Patrząc w lustro płakał? Ale to też co innego."
Znów polonistka mi to zmieniła. Pierwotna wersja z tego co pamiętam w bardziej oczywisty sposób oznajmiała czytelnikowi, że chodzi o łzy niematerialne (chwilowo brak lepszego określenia). Wcale też nie zamierzałam się w tym tekście zastanawiać się nad tym, czy to fizycznie możliwe, czy nie.
"myśląc o swojej wyimaginowanej, ale jakże prawdziwej mamie, której może zaufać i powierzyć wszystko."
Matka jest jego ideałem, który sam sobie stworzył, dla niego jest prawdziwa. Nie interesuje go to, co dzieje się wokół niego, tylko ona, żyje w innej rzeczywistości.
"zaczyna się błąkać lekki uśmiech
Jeżeli uśmiech się błąka, to z definicji jest lekki."
To fakt, ale gdzieś niedawno wyczytałam, że takie zdania są jak najbardziej w porządku. Mi osobiście to nie przeszkadza, ale i tak dziękuję, że zwróciłeś uwagę.
"przełyka łyżkę barszczu za łyżką, robi to jednak machinalnie.
Machinalnie przełyka barszcz, łyżkę za łyżką.
Zastanów się nad częstszym używaniem takich dopowiedzeń."
To zdanie mnie dręczyło po nocach, ale nie potrafiłam go zmienić na nic sensowniejszego. Jestem Ci za to dozgonnie wdzięczna!
Prawdę mówiąc od tamtego czasu wiele się w moim stylu zmieniło, jednak długie zdania uwielbiam tworzyć i muszę się nauczyć nad tym panować, tu masz rację. W każdym razie dziękuję za weryfikację, na pewno mi się Twoje rady przydadzą.
Wiem też, że ostatnie fragmenty wyszły nieco kulawo, a dlaczego? Ograniczenie do czterech stron, a ja niestety za nic na świecie nie byłam, nie jestem i nie będę w stanie zgrabnie i przyzwoicie wyczerpać takiego tematu, kiedy muszę się streszczać i wszystko upychać. Muszę też przyznać, że po pewnym czasie zaczęłam mieć dość tego opowiadania, przez ciągłe naciskanie polonistki, mamy i dyrekcji na jego dopracowywanie - teraz na szczęście znów wróciła mi ochota na jego udoskonalenie.
Często też mieszałam czasy, bo to moje pierwsze opowiadanie w czasie teraźniejszym, który jest nieco bardziej wymagający od przeszłego, więc przy poprawkach dużo kombinowałam i to też zrobiło swoje.
Co do interpunkcji, to nadal twierdzę, że jest z tym u mnie beznadziejnie - inna sprawa, że zawsze dużo od siebie wymagam, bo wiem, że stać mnie na więcej. Podczas pisania jednak nie jestem świadoma wielu rzeczy, które mi tutaj wytknąłeś, bo po prostu wczuwam się i piszę, co tylko mogę, a nieliczne błędy wyłapuję dopiero po dłuższym czasie.
Na pewno wszystko przeczytam, co mi poleciłeś, wpierw jednak czeka na mnie stos nowo zakupionych książek.
"Podjęła ryzyko, by mieć syna, nie powiodło się, umarła, on także nie ma więc prawa żyć
Tu czytelnik może się zgubić. I teraz pytanie: chcesz, żeby nie wiedział, o czym mowa? Okej, może tak zostać. Ale jeśli to tylko przypadkowy efekt, zmień to, bo czytelnik najpierw widzi, jak syn mówi o matce, a potem tenże syn twierdzi, że matka... nie miała syna? Tak wynika z tego zdania."
Jak dla mnie to całkiem jasne... Podjęła ryzyko, by mieć syna, nie powiodło się, umarła, czyli innymi słowy, zaryzykowała wiedząc, że może umrzeć przy porodzie i tak też się stało. Kwestia podejścia i interpretacji myślę - jakoś nikt nie miał z tym problemów.

"W tym świecie, czuje się obco
Bez przecinka."
Tutaj ten przecinek właśnie wstawiła mi polonistka i trochę wątpiłam w słuszność jej czynu, ale wrzuciłam to zdanie jednak w tej formie, którą mi zasugerowała.
"nieustający potok słów i łez wylewa tylko przed sobą
Nie ma nikogo, przed kim mógłby go wylać - łapię. Ale przecież jest fizycznie niemożliwe, żeby płakał PRZED sobą, czytaj: na swoich oczach (w przenośni). Patrząc w lustro płakał? Ale to też co innego."
Znów polonistka mi to zmieniła. Pierwotna wersja z tego co pamiętam w bardziej oczywisty sposób oznajmiała czytelnikowi, że chodzi o łzy niematerialne (chwilowo brak lepszego określenia). Wcale też nie zamierzałam się w tym tekście zastanawiać się nad tym, czy to fizycznie możliwe, czy nie.
"myśląc o swojej wyimaginowanej, ale jakże prawdziwej mamie, której może zaufać i powierzyć wszystko."
Matka jest jego ideałem, który sam sobie stworzył, dla niego jest prawdziwa. Nie interesuje go to, co dzieje się wokół niego, tylko ona, żyje w innej rzeczywistości.
"zaczyna się błąkać lekki uśmiech
Jeżeli uśmiech się błąka, to z definicji jest lekki."
To fakt, ale gdzieś niedawno wyczytałam, że takie zdania są jak najbardziej w porządku. Mi osobiście to nie przeszkadza, ale i tak dziękuję, że zwróciłeś uwagę.

"przełyka łyżkę barszczu za łyżką, robi to jednak machinalnie.
Machinalnie przełyka barszcz, łyżkę za łyżką.
Zastanów się nad częstszym używaniem takich dopowiedzeń."
To zdanie mnie dręczyło po nocach, ale nie potrafiłam go zmienić na nic sensowniejszego. Jestem Ci za to dozgonnie wdzięczna!
Prawdę mówiąc od tamtego czasu wiele się w moim stylu zmieniło, jednak długie zdania uwielbiam tworzyć i muszę się nauczyć nad tym panować, tu masz rację. W każdym razie dziękuję za weryfikację, na pewno mi się Twoje rady przydadzą.
Wiem też, że ostatnie fragmenty wyszły nieco kulawo, a dlaczego? Ograniczenie do czterech stron, a ja niestety za nic na świecie nie byłam, nie jestem i nie będę w stanie zgrabnie i przyzwoicie wyczerpać takiego tematu, kiedy muszę się streszczać i wszystko upychać. Muszę też przyznać, że po pewnym czasie zaczęłam mieć dość tego opowiadania, przez ciągłe naciskanie polonistki, mamy i dyrekcji na jego dopracowywanie - teraz na szczęście znów wróciła mi ochota na jego udoskonalenie.
Często też mieszałam czasy, bo to moje pierwsze opowiadanie w czasie teraźniejszym, który jest nieco bardziej wymagający od przeszłego, więc przy poprawkach dużo kombinowałam i to też zrobiło swoje.
Co do interpunkcji, to nadal twierdzę, że jest z tym u mnie beznadziejnie - inna sprawa, że zawsze dużo od siebie wymagam, bo wiem, że stać mnie na więcej. Podczas pisania jednak nie jestem świadoma wielu rzeczy, które mi tutaj wytknąłeś, bo po prostu wczuwam się i piszę, co tylko mogę, a nieliczne błędy wyłapuję dopiero po dłuższym czasie.
Na pewno wszystko przeczytam, co mi poleciłeś, wpierw jednak czeka na mnie stos nowo zakupionych książek.

Re: "Czar pożółkłej fotografii" [psychologiczny]
4Robi się to tak:Morella pisze:Nie mam pojęcia o forumowych sposobach cytowania, więc zastosuję klasyczny sposób.
Kod: Zaznacz cały
[quote]treść cytatu[/quote]
Wybacz, ale... to nie ma być jasne dla ciebie. To ma być jasne dla mnie jako dla czytelnika.Morella pisze:Jak dla mnie to całkiem jasne... Podjęła ryzyko, by mieć syna, nie powiodło się, umarła, czyli innymi słowy, zaryzykowała wiedząc, że może umrzeć przy porodzie i tak też się stało. Kwestia podejścia i interpretacji myślę - jakoś nikt nie miał z tym problemów.
Podjęła ryzyko, by mieć syna, nie powiodło się - czyli co? Czyli nie miała syna i przegrała (tj. straciła życie). Skoro co prawda umarła, ale jednak urodziła syna... to czy to naprawdę jest porażka?
Przekaż jej ode mnie, że zamiast uczyć innych, powinna sama wrócić na studia.Morella pisze:Tutaj ten przecinek właśnie wstawiła mi polonistka i trochę wątpiłam w słuszność jej czynu, ale wrzuciłam to zdanie jednak w tej formie, którą mi zasugerowała.
I znów źle. Trzeba było po prostu napisać "w samotności" i nie bawić się w przenośnie.Morella pisze:Znów polonistka mi to zmieniła. Pierwotna wersja z tego co pamiętam w bardziej oczywisty sposób oznajmiała czytelnikowi, że chodzi o łzy niematerialne (chwilowo brak lepszego określenia). Wcale też nie zamierzałam się w tym tekście zastanawiać się nad tym, czy to fizycznie możliwe, czy nie.
W takim razie dla niego ona jest po prostu prawdziwa, dla obserwatora zaś - po prostu wyimaginowana. Sam nie tak dawno popełniłem podobny błąd (możesz poszukać, tytuł tekstu: As), punkt widzenia narratora musi być bowiem konsekwentny, a im mocniej jest zaznaczony, tym trudniej go płynnie zmienić.Morella pisze:Matka jest jego ideałem, który sam sobie stworzył, dla niego jest prawdziwa. Nie interesuje go to, co dzieje się wokół niego, tylko ona, żyje w innej rzeczywistości.
Gdzieś kiedyś... Ja, Łukasz Golowanow, tłumacz, redaktor i korektor, powiadam ci: to jest pleonazm, a więc poważny błąd logiczny. I musisz sobie wpoić alergię na takie błędy, muszą ci przeszkadzać.Morella pisze:To fakt, ale gdzieś niedawno wyczytałam, że takie zdania są jak najbardziej w porządku. Mi osobiście to nie przeszkadza, ale i tak dziękuję, że zwróciłeś uwagę.
Jak prawie każdy.Jestem Ci za to dozgonnie wdzięczna!
Jak zawsze.masz rację

No to masz gotowe rozwiązanie: tnij wyrazy, które nie niosą ze sobą wartości dodanej do treści.ja niestety za nic na świecie nie byłam, nie jestem i nie będę w stanie zgrabnie i przyzwoicie wyczerpać takiego tematu, kiedy muszę się streszczać i wszystko upychać.
Zły pomysł. BARDZO zły pomysł. Najpierw przeczytaj to, co poleciłem, koniecznie, absolutnie i bezwzględnie. Dopiero potem siadaj do czytania innych książek. Dlaczego? Dlatego, że wtedy będziesz je czytała bardziej świadomie i wyniesiesz z nich większą naukę.Na pewno wszystko przeczytam, co mi poleciłeś, wpierw jednak czeka na mnie stos nowo zakupionych książek.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.
Re: "Czar pożółkłej fotografii" [psychologiczny]
5Sir Wolf pisze:Wybacz, ale... to nie ma być jasne dla ciebie. To ma być jasne dla mnie jako dla czytelnika.Morella pisze:Jak dla mnie to całkiem jasne... Podjęła ryzyko, by mieć syna, nie powiodło się, umarła, czyli innymi słowy, zaryzykowała wiedząc, że może umrzeć przy porodzie i tak też się stało. Kwestia podejścia i interpretacji myślę - jakoś nikt nie miał z tym problemów.
Dla Mateusza owszem, jest to porażka. Napisałam też, że inni nie mieli problemów z interpretacją tych zdań, które dla Ciebie są niejasne.Sir Wolf pisze:Podjęła ryzyko, by mieć syna, nie powiodło się - czyli co? Czyli nie miała syna i przegrała (tj. straciła życie). Skoro co prawda umarła, ale jednak urodziła syna... to czy to naprawdę jest porażka?
Gdybym napisała "w samotności", większość czytelników odebrałaby to tak, że naprawdę rzewnie płacze i jest cały mokry od tego. A mi nie o to chodzi. Mam też wrażenie, że właśnie coś namąciłam, ale trudno - jesteś inteligentny, połapiesz się.Sir Wolf pisze:I znów źle. Trzeba było po prostu napisać "w samotności" i nie bawić się w przenośnie.Morella pisze:Znów polonistka mi to zmieniła. Pierwotna wersja z tego co pamiętam w bardziej oczywisty sposób oznajmiała czytelnikowi, że chodzi o łzy niematerialne (chwilowo brak lepszego określenia). Wcale też nie zamierzałam się w tym tekście zastanawiać się nad tym, czy to fizycznie możliwe, czy nie.
Z czasem mi to przyjdzie, przez pleonazmy obrywam zawsze, gdy już zbiorę się w sobie, napiszę i oddam wypracowanie polonistce.Sir Wolf pisze:Gdzieś kiedyś... Ja, Łukasz Golowanow, tłumacz, redaktor i korektor, powiadam ci: to jest pleonazm, a więc poważny błąd logiczny. I musisz sobie wpoić alergię na takie błędy, muszą ci przeszkadzać.Morella pisze:To fakt, ale gdzieś niedawno wyczytałam, że takie zdania są jak najbardziej w porządku. Mi osobiście to nie przeszkadza, ale i tak dziękuję, że zwróciłeś uwagę.
Ogrom Twej skromności mnie zawstydza.Sir Wolf pisze:Jak prawie każdy.Jestem Ci za to dozgonnie wdzięczna!
Jak zawsze.masz rację

To wcale nie jest takie proste. Wiem, że o tym wiesz, ale myślenie nad tym, co piszę... Kiedyś do tego etapu pewnie dojdę, daję sobie na wpojenie tego kilka dni.Sir Wolf pisze:No to masz gotowe rozwiązanie: tnij wyrazy, które nie niosą ze sobą wartości dodanej do treści.ja niestety za nic na świecie nie byłam, nie jestem i nie będę w stanie zgrabnie i przyzwoicie wyczerpać takiego tematu, kiedy muszę się streszczać i wszystko upychać.
Dobrze, dobrze, nie bij! Zresztą właśnie czytam to, co uważasz za konieczne. Stwierdzam, że to całkiem przyjemna konieczność.Sir Wolf pisze:Zły pomysł. BARDZO zły pomysł. Najpierw przeczytaj to, co poleciłem, koniecznie, absolutnie i bezwzględnie. Dopiero potem siadaj do czytania innych książek. Dlaczego? Dlatego, że wtedy będziesz je czytała bardziej świadomie i wyniesiesz z nich większą naukę.Na pewno wszystko przeczytam, co mi poleciłeś, wpierw jednak czeka na mnie stos nowo zakupionych książek.
Poczytam jeszcze trochę i idę pisać. O skrzypcach - bo na tym znam się najlepiej, a potem to wrzucę tutaj.
6
wynika, że lekarze też pragną jego śmierci. Pociąć:On sam pragnie zresztą śmierci i cieszy się
Zmęczony, pragnie śmierci i cieszy się
jeśli nie cudzą (o czym nie ma w tekście mowy) to wiadomo, że swoją. usuń zaimek. przeczytaj ze zmianami i zobacz, ile tekst na tym zyska (czytaj na głos)bo wówczas połączy się ze swoją mamą.
Przeczytaj te zdanie na głos i zobacz, gdzie się potkniesz. Przy zaimku. Trzeba przebudować zdanie:Nie miał i nie ma przyjaciół, którzy potrafiliby go do końca wysłuchać i zrozumieć,
Nie miał i nie ma przyjaciół, którzy potrafiliby wysłuchać go do końca i zrozumieć
Widzisz różnicę? Słyszysz ją? Dzieje się tak, ponieważ rozbiłaś zdanie zaimkiem, zamiast umieścić go za tą ważną czynnością, jakim jest w tym wypadku słuchanie.
tu zacząłbym od nowego akapitu. Łagodnie przechodzisz do kolejnej sceny, kadru, części opowiadania. Akapity - ważna rzecz.Odwiedza go mnóstwo osób, ale nie zależy mu na tym
Te wejście jest spoza sali, poza bohaterem - narrator wyzbył się emocji i poda suchą linijkę. Prosta zamiana, usunięcie zaimka:Są to jednak prezenty, które sprawiają mu nieopisany ból, bo nie ma siły, by podnieść rękę i chwycić ołówek, naostrzony i gotowy do pracy, by stworzyć swój wręcz namacalny, wymyślony świat.
Te prezenty sprawiają nieopisany ból, bo nie ma siły, by podnieść rękę i chwycić ołówek, naostrzony i gotowy do pracy, by stworzyć swój wręcz namacalny, wymyślony świat. W ten sposób powstaje ciągłość narracji, w której aż kipi od emocji.
Tu jest miejsce na pokazanie dramaturgii, a ty dałaś przecinek. Zobacz na to:Nie chce więc tych odwiedzin, boi się ich, tak samo jak słów pocieszenia, obietnic, [...]że będzie dobrze.
Nie chce więc tych odwiedzin, boi się ich, tak samo jak słów pocieszenia, obietnic i zdawkowego "będzie dobrze".
Jeśli wprowadzasz jakiś konkretny dzień, to nie może być miejsca na dwuznaczność. To jest Wigilia. Bo pierwsze, co zobaczyłem była gwiazdka na niebie, ot taka sobie świecąca - a nie jakiś ważny dzień. Przez ten zabieg dalsza część tekstu wydała się niejasna i musiałem wrócić do początku zdania.Gwiazdka.
czy wg ciebie babcia mogła by być młodszą osobą?Wchodzi babcia Mateusza, zmartwiona, starsza osoba,
Coś ci świta i to jedyny plus tekstu. Moja surowa ocena nie jest podyktowana złością, ale tym, że widzę w tobie potencjał, który zmarnowałaś przez przesycenie emocjami. W twoim tekście emocje są jak papryka - jeśli jest jej odpowiednia ilość, dodaje smaku, ale za dużo, zagłusza esencję potrawy. Przegadałaś tekst i poszatkowałaś zaimkami tak bardzo, że cierpienie chłopca przestało być opowieścią, a rykiem autora, abym zwrócił uwagę na to, co się z nim dzieje.
Wędrówka w zaświaty, która zmienia życie, daje odpowiedzi lub gasi pytania to temat wałkowany przez lata. U ciebie emocjami miała być gorycz chłopca, żal i rozpacz, która powoduje chorobę. To wszystko jednak jest mgliste, po napisałaś to, nie pokazałaś. W gestach, w słowach, w myślach - tam skrywa się człowiek, nie w narracji o nim. Wybrałaś drogę pokrętną, niebezpieczną - aby wszystko opisać. Nie powiodło się, bo odciągnęłaś mnie od historii. Drugą rzeczą, która zawiodła jest symbolika - świat marzeń chłopca powinien grać tutaj pierwsze skrzypce, co tłumaczyłoby i ukazywało, dlaczego tak pragnie śmierci i jednocześnie tworzyłoby więź czytelnika z bohaterem. Uważam, że dobrze byłoby skrócić tekst. Zobacz na to zdanie:
Tniemy:Czuje, że chłopiec odchodzi, umiera, widzi w jego spojrzeniu, każdym oddechu zbliżającą się śmierć, która towarzyszy mu cały czas.
Czuje, że chłopiec odchodzi. Widzi to w jego spojrzeniu, słyszy w każdym oddechu.
I teraz te uczucie, ta percepcja jest określona w dwóch zmysłach - które każdy sobie z łatwością przyswoi i zrozumie. Można? Można. Pracuj nad sobą - bo masz talent.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
8
Błędy wytknęli moi poprzednicy, więc ja tylko dorzucę kilka słów ogółem.
Tekst jest pełen emocji, ale one nie pochodzą od bohatera, a od narratora. Bohater stoi obok tego wszystkiego. Tutaj bardzo, niestety, przeszkadza mnogość zaimków i "siękoza" - jest ich tak dużo, że utrudniają czytanie.
Hm... jest jeszcze jedno. Czytając, stałam obok, obserwowałam wszystko jak niemy film, bez dźwięku, w którym narrator opowiada co się po kolei zdarzyło.
Tekst mnie nie porwał, ale też nie był zły. Wiesz co chcesz powiedzieć i jesteś konsekwentna, tego często w tekstach brakuje. Ciekawam jakiejś dłuższej formy w twoim wykonaniu i może w narracji w czasie przeszłym? Pisz i dziel się z nami
Pozdrawiam
eM
Tekst jest pełen emocji, ale one nie pochodzą od bohatera, a od narratora. Bohater stoi obok tego wszystkiego. Tutaj bardzo, niestety, przeszkadza mnogość zaimków i "siękoza" - jest ich tak dużo, że utrudniają czytanie.
Hm... jest jeszcze jedno. Czytając, stałam obok, obserwowałam wszystko jak niemy film, bez dźwięku, w którym narrator opowiada co się po kolei zdarzyło.
Tekst mnie nie porwał, ale też nie był zły. Wiesz co chcesz powiedzieć i jesteś konsekwentna, tego często w tekstach brakuje. Ciekawam jakiejś dłuższej formy w twoim wykonaniu i może w narracji w czasie przeszłym? Pisz i dziel się z nami

Pozdrawiam
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.