Cornelia Swank - cz. 1 [fantastyczno-sensacyjny]

1
Wydaje mi się, że czegoś tutaj brakuje, jakiegoś wątku, czy opisu, mam nadzieję, że pomożecie. ":_)

WWWMiała 22 lata, piękne duże, brązowe oczy, długie włosy i tanie mieszkanie na przedmieściach Londynu. Posiadała średnie wykształcenie i pracowała w sklepie z upominkami. Lubiła tę robotę. Miała kilka stałych klientów, utrzymywała się z małej pensji, i starała się w terminie płacić rachunki. Może się wydawać, że to normalna dziewczyna z przedmieścia, nawet ładna, miła i uprzejma, aczkolwiek w swoim życiu przeżyła zbyt wiele by się nim cieszyć. Mimo wszystko starała się być pogodna i uśmiechnięta, lecz czasem, przychodziło jej to z trudem.
Na niebie świeciło słońce, trochę blado, gdyż zgromadzone chmury na niebie nie pozwalały przebić się promieniom słonecznym. Jesień była porą roku, w której czuła się dobrze.
Poranek w sklepie był taki jak zawsze. Siedząc za ladą, czytała jeden z jej ulubionych magazynów. Było cicho i spokojnie. Po chwili usłyszała charakterystyczny dźwięk dzwonka, i do środka wszedł mężczyzna o blond włosach. Na sobie miał skórzaną kurtkę a na twarzy obojętną minę.
Znali się, ale nigdy nie darzyli siebie sympatią. Ich znajomość była krótka, ale ani ona, ani on nie mieli zamiaru zmieniać ich wzajemnych stosunków. Stał i udając, że ogląda towar uśmiechnął się pod nosem, po czym odwrócił głowę w jej stronę i podszedł do lady.
- Nadal sprzedajesz te badziewia, Corny? – spytał nie chowając cynizmu w głosie.
- Jak widać.
- No to możesz mi podziękować, gdyż będziesz mieć robotę wieczorem.
- Dobrze wiesz, że nienawidzę tego, prosiłam cię abyś dał mi spokój – powiedziała ze złością, odkładając gazetę. Unikając jego wzroku, podeszła do jednej z porcelanowych lalek.
- Wiem, tutaj masz adres.
Wyjął z kieszeni małą kartkę i podsunął jej pod nos, po czym odwrócił się zamierzając wyjść.
- A co jeżeli odmówię?
- To nie chciałbym być w twojej skórze.

***
WWWZmierzch nadszedł bardzo szybko. Mury domu były grube a jedna samotna latarnia ponuro oświetlała bramę. Cornelia stała przed nią trzymając kartkę z adresem; ręce drżały jej z zimna i zdenerwowania. Nie chciała tego robić, ostatnim razem musiała się włamać, aby osiągnąć cel. Tym razem zadzwoniła na domofon. Oczekując, zastanawiała się nad tym, co zrobi, zadecydowała, że postara się zachować spokój. Zauważyła, że w jej stronę szła jakaś kobieta.
- Słucham? – zapytała ostrym, chrapliwym głosem.
- Słyszałam, że pan Lance chory, jestem kuzynką jego siostry, poprosili mnie, abym przyniosła mu list. – czuła się pewnie okłamując biedna kobietę, nie pierwszy raz. Wróciła do domu, ale dziewczyna nie musiała długo czekać. Rozległ się znany dźwięk od bramy, który pozwolił wejść jej do środka. Dom był urządzony trochę przesadnie. Wysokie kolumny zdobiły główny hol, w którym miała okazję przejść. Stara kobieta poprowadziła ją do góry schodami, po czym skręciły w lewy korytarz, na którym jego końcu znajdowały się duże dębowe drzwi. W pokoju panował półmrok, jedynie mała nocna lampka była źródłem światła. W środku stało duże łoże, w którym leżał człowiek. Był tak samo stary jak kobieta, która ją wpuściła, ale choroba wyrządziła jeszcze większe krzywdy, i nie było nadziei na odzyskanie zdrowia. Mężczyzna oddychał ciężko, spojrzał na nią i na jego twarzy przemknął niedostrzegalny cień. Kobieta, żona schorowanego, zostawiła ich samych zamykając za sobą mosiężne drzwi. W pomieszczeniu zapanowała cisza.
- Ty nie jesteś…
- Tak, nie jestem.
Miał cichy, wręcz nie dosłyszalny głos, resztkami sił próbował mówić dalej, ale
tylko mocno zakaszlał. Pojawiła się krew.
- Umierasz – powiedziała dziewczyna, nie chcąc dalej na niego patrzeć, pragnęła jak najszybciej wykonać swoje zadanie, w końcu on i tak niedługo umrze.
- Więc?
Wstrzymała oddech, bała się tego, co zaraz powie. W ciszy i skupieniu patrzyli na siebie; lekko uśmiechnęła się.
- Chcę ci pomóc. Nie będzie bolało.
Nachyliła się nad nim i chwyciła jego dłoń, była sucha i pomarszczona. Niepokój w jego oczach znikł i zagościł spokój; domyślił się. Pojawił się uśmiech, następnie jego wzrok spoczął na szarym widokiem za oknem. Ponownie przeniósł wzrok na dziewczynę.
- Dziękuję ci Cornelio – ponownie zakaszlał i odetchnął z ulgą, po czym zamknął oczy. Czekał. Dziewczyna położyła rękę na jego piersi i również zamknęła oczy. Skupiła się mocno i po chwili poczuła tą samą dziwną energię, co osiem lat temu, tym razem była przygotowana. Mężczyzna szamotał się lekko, po czym przestał. Odetchnęła. W pokoju zauważyła mały flakonik z różą, wyciągnęła ją, położyła na jego piersi, i jeszcze raz na niego spojrzała. Wyglądał tak niewinnie.
Siła kobiet leży w tym, że są wstanie uznać złudzenia za rzeczywistość.

2
Na pewno brakuje w tym poprawności. Zatrzęsienie błędów, nieczytelne, toporne zdania.

Od tego zaczniemy:
orchidia pisze:Miała kilka stałych klientów
kilku
orchidia pisze:Może się wydawać, że to normalna dziewczyna z przedmieścia, nawet ładna, miła i uprzejma, aczkolwiek w swoim życiu przeżyła zbyt wiele by się nim cieszyć
W życiu przeżyła - okropnie brzmi. Poza tym zdanie koślawe, z pomieszaniem czasów.
orchidia pisze:Siedząc za ladą, czytała jeden z jej ulubionych magazynów
Pogrubione wywalić.
orchidia pisze:dzwonka, i do środka
Przed "i" nie ma przecinka (ten błąd powtarza się w kilku miejscach)!
Ich znajomość była krótka, ale ani ona, ani on nie mieli zamiaru zmieniać ich wzajemnych stosunków.
"ale żadne z nich nie miało zamiaru" albo "ale nie mieli zamiaru", cokolwiek, byle nie to, co napisałaś.
orchidia pisze:spytał nie chowając cynizmu w głosie
Chowanie to raczej czynność mechaniczna, a mechanicznie w głos nic nie upchasz. Lepiej "nie kryjąc cynizmu".
orchidia pisze:zadzwoniła na domofon
chyba niepoprawne, a jeśli nawet to brzmi kolokwialnie
orchidia pisze:Oczekując, zastanawiała się nad tym, co zrobi, zadecydowała, że postara się zachować spokój.
Pomijając nieco absurdalny wydźwięk zdania, to powinno być ono rozdzielone co najmniej na dwa.
orchidia pisze:czuła się pewnie okłamując biedna kobietę, nie pierwszy raz. Wróciła do domu, ale dziewczyna nie musiała długo czekać.
Chyba pomieszałaś podmioty. To stara kobieta wraca do domu, tak? A wyszło na to, że to Cornelia.
orchidia pisze:w którym miała okazję przejść.
przez który miała okazję przejść ew. którym miała okazję się przejść.
orchidia pisze:lewy korytarz, na którym jego końcu
:lol: (sprawdziłaś ten tekst przed wysłaniem?) lewy korytarz, na końcu którego
orchidia pisze:dębowe drzwi
orchidia pisze:mosiężne drzwi
Zdecyduj się to raz. Mosiężne drzwi... :| To dwa.
I byłoby sporo więcej, ale pod koniec już mi brakowało sił do tej zabawy.

Teraz wrażenia ogólne (nadal dotyczące strony warsztatowej).
Początkowy opis jest nużący i toporny. Ja jako czytelnik wolę poznawać bohatera w miarę rozwoju fabuły, zobaczyć go z różnych perspektyw, a nie w pierwszy akapicie bach! Miała takie a takie włosy, takie oczy, ładny uśmiech... No i to morze przymiotników: normalna, ładna, miła, uprzejma, pogodna i uśmiechnięta. Po co mi to mówi narrator - niech ona to pokaże!
Dalej styl nie poprawia się. Dajesz informacje, ale nie tworzysz klimatu. Nie dopuszczasz do tego, by czytelnik zaangażował się w treść. Niech poczuje rozterki głównej bohaterki, a nie tylko dowie się, że "postanowiła zachować spokój", niech zobaczy smutek, a może cichą zgodę na śmierć tych starszych ludzi, cokolwiek! Z postaci pobocznych zrobiłaś zupełne kukiełki, a sama Cornelia jest strasznie sztywna. Jak szerokiego opisu o niej nie dasz, to póki czegoś w jej działaniach nie pokażesz, to nie dotrzesz do wyobraźni czytelnika.

Teraz chwilka dla fabuły.
To jest początek - rozumiem. Nie wszystko musi być jak u Hitchcocka - zaczynać się od trzęsienia ziemi, dobra... Ale początek musi zaciekawić! Chociaż szczątkowo. Twój mógłby zaciekawić. Coś się dzieje, jest jakaś niewyjaśniona kwestia - ot zwykła dziewczyna, a tu zaskakuje. Niestety beznamiętny sposób prowadzenia narracji i plastikowe postaci sprawiają, że zupełnie mnie nie obchodzi dalszy ciąg. Może miałaś fajny pomysł, ale tutaj nie zaprezentowałaś go w atrakcyjnej formie. Zresztą jeżeli dalsza część jest też tak pełna błędów to byłaby to męczarnia.

Podsumowując.
Błędy, brak korekty i klimatu kładą tekst na łopatki. Fabuła nie zachwyca, bo to początek, ale gdybyś nad tym naprawdę popracowała, to pewnie dałoby się dostrzec potencjał.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

4
Miała 22 lata, piękne duże, brązowe oczy, długie włosy i tanie mieszkanie na przedmieściach Londynu.
Zapis słowny: dwadzieścia dwa lata. Poza tym, mieszkanie raczej nie jest jej cechą.
Miała 22 lata, piękne duże, brązowe oczy, długie włosy i tanie mieszkanie na przedmieściach Londynu. Posiadała średnie wykształcenie i pracowała w sklepie z upominkami. Lubiła tę robotę. Miała kilka stałych klientów, utrzymywała się z małej pensji, i starała się w terminie płacić rachunki. Może się wydawać, że to normalna dziewczyna z przedmieścia, nawet ładna, miła i uprzejma, aczkolwiek w swoim życiu przeżyła zbyt wiele by się nim cieszyć. Mimo wszystko starała się być pogodna i uśmiechnięta, lecz czasem, przychodziło jej to z trudem.
Poszatkowałaś ten akapit wszystkim, co można wrzucić do jednego wora, ale zrobiłaś to topornie: wyszła z tego wyliczanka cech i informacji z jej życia. I do tego wyszły pewne powtórzenia (dotyczące jej wyglądu). Zobacz na:

Dwudziestodwulatka o pięknych, dużych brązowych oczach, z długimi włosami, mieszkająca na przedmieściach Londynu. Dzieliła życie pomiędzy dom i pracę w sklepie z upominkami, gdzie przychodzili stali klienci. Utrzymywała się z małej pensji, na czas płaciła rachunki. Zwyczajna, miła dziewczyna, która przeszła zbyt wiele, by cieszyć się z tego, co miała, lecz mimo wszystko, zachowała pogodę ducha, chociaż przychodziło jej to z trudem.

Na niebie świeciło słońce, trochę blado, gdyż zgromadzone chmury na niebie nie pozwalały przebić się promieniom słonecznym. Jesień była porą roku, w której czuła się dobrze.
I kolejne rozwleczone zdanie, z powtórzeniem na dokładkę.
Słońce świeciło blado przez chmury. Lubiła jesień.
Po takiej przeróbce widać sensowność ułożenia zdań (albo jej brak...)
Poranek w sklepie był taki jak zawsze. Siedząc za ladą, czytała jeden z jej ulubionych magazynów. Było cicho i spokojnie. Po chwili usłyszała charakterystyczny dźwięk dzwonka, i do środka wszedł mężczyzna o blond włosach. Na sobie miał skórzaną kurtkę a na twarzy obojętną minę.
Zwrócę uwagę, którą może zostać użyta na całej długości tekstu - piszesz naokoło, za dużo o prostych rzeczach. Zobacz na:

Poranek w sklepie był cichy jak zawsze. Siedziała za ladą, zaczytana w ulubionym magazynie, kiedy pomieszczenie wypełnił dźwięk dzwonka. Do środka wszedł blondyn w skórzanej kurtce. Obojętność biła z jego twarzy.
Mury domu były grube a jedna samotna latarnia ponuro oświetlała bramę
co mają mury do latarni? Dziwny opis...
Tym razem zadzwoniła na domofon
dzwoni się: telefonem, domofonem, dzwonkiem...
Wysokie kolumny zdobiły główny hol, w którym miała okazję przejść.
wyciąć - przeszła przez hol, nie w holu. Poza tym, czy kolumny to element architektoniczny, czy dekoracyjny?
Kobieta, żona schorowanego, zostawiła ich samych zamykając za sobą mosiężne drzwi.
ekhm, to chyba ważyły z dwieście kilo...

- Ty nie jesteś…
- Tak, nie jestem.
Miał cichy, wręcz nie dosłyszalny głos, resztkami sił próbował mówić dalej, ale
tylko mocno zakaszlał. Pojawiła się krew.
Czyli, wg narracji do dialogu, to ona zadała pytanie a on odpowiedział (tak, nie jestem)? Musisz przenieść narrację w odpowiednie miejsce, czyli do odpowiedzi faceta.
Nachyliła się nad nim i chwyciła jego dłoń, była sucha i pomarszczona.
byłoza dominuje w tekście, gdyż nie wcielasz informacji w tekst, tylko wyodrębniasz je czasownikiem. Zobacz na taką zmianę:
Nachyliła się nad nim i chwyciła pomarszczoną dłoń.
Niepokój w jego oczach znikł i zagościł spokój
a to już logiczne... Wyciąć.

Fragment jest bardzo słaby. Wina leży w kilku miejscach, więc od początku wyjaśnię:
1) Na starcie przedstawiasz kobietę. W porównaniu do całości, tylko tam wynurzasz coś o tej osobie. Później, w całym tekście, nie pada żadna informacja ukazująca jej charakter czy chociażby myśli.
2) Kuleją opisy scen, ponieważ każdy detal wprowadzasz czasownikiem był, co - jak wspomniałem - wyodrębnia cechy z narracji, zamiast je płynnie wprowadzić.
3) To wszystko jest tak tajemnicze, że nie wiedziałem, kim babka jest i co robi.
4) Wejście do domu chorego; rzuciłaś opis o ścianach i latarni, później dodałaś kolumny i koniec plastyki. Zapomniałaś, że bohaterka idzie przez dom i narrator nic już nie pokazał. Nawet jej zachowania czy reakcji na cokolwiek.

Ogólnie, te czynniki sprawiają, że czytało się źle. Mankamentów jest sporo - pomocą może być czytanie opisów i zapisywanie charakterystyki otoczenia. Te lekcje pozwolą ci układać pewne rzeczy w naturalny dla oka sposób i lepiej będziesz budować świat, który chcesz pokazać. Mnie się nie podobało - za bardzo tajemnicze, źle napisane.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron