
Strażnik
"A soulmate is someone who has locks that fit our keys, and keys to fit our locks."
[Życiowy towarzysz to ktoś, kto ma zamki pasujące do naszych kluczy i klucze pasujące do naszych zamków.]
Richard Bach
___ Za górami, za lasami, za siedmioma rzekami... Tak naprawdę nie było nic. Miejsce, tak często wykorzystywane w baśniach i opowieściach było jedynie pustą polaną. A wszystko to, czego szukano od dawien dawna, znajdowało się zaledwie kilkanaście kilometrów dalej. Tam właśnie, wśród lasów i pradawnych puszcz, znajdował się portal do innego świata. Świata, w którym wszystko było możliwe.
___ Przez wiele lat przejście było zapieczętowane, tak, aby ludzie nie wchodzili w drogę potężnym mieszkańcom Drugiego Wymiaru. Pewnego razu znalazł się jednak ktoś, komu udało się przebić przez barierę i wtedy to właśnie bieg historii zmienił się nieodwracalnie. Podróż stała się przywilejem dla bogatych, skutkiem czego większość zamożnych rodów na zawsze opuściła swoje dawne domostwa. Musieli nauczyć się żyć wśród istot nie posiadających w sobie ani odrobiny magii. Powoli budowali swoje nowe imperium - tym razem na Ziemi. Miało to być miejsce, w którym nie będą ich nękać demony przeszłości, a dawne wojny i spory zostaną zapomniane.
___ Zjednoczeni wspólnym celem tworzyli nowy świat.
***
___ Północ zbliżała się nieubłaganie.___ Siergiej nerwowo stukał palcami o blat swojego biurka, modląc się, aby czas się zatrzymał już na zawsze, a Rytuał nigdy nie został wypełniony do końca. Po raz kolejny przeklinał swoje pochodzenie, gdyż to właśnie ono było powodem całego tego zamieszania. Jego matka była człowiekiem i to właśnie dzięki niej odczuwał takie emocje jak strach i zwątpienie. Choć może to i lepiej. Dzięki temu pozostanie sobą niezależnie od sytuacji, będzie wiedział, kiedy się wycofać., Taką miał nadzieję.
___ Jego ojciec był Ordeończykiem, synem Świętej Ziemi. Bogowie setki tysięcy lat temu zesłali Pierwszego, aby dbał o ład i harmonię pomiędzy ludźmi a innymi stworzeniami w Pierwszym Wymiarze. Ordeończycy byli zazwyczaj wysokimi, szczupłymi istotami o ogniście czerwonych włosach i wilczych oczach. Ich moce nie były widoczne na co dzień, dzięki czemu mogli bez problemu egzystować na granicy dwóch środowisk. W żadnym nie mogli czuć się jak u siebie - byli w końcu Dziećmi Bogów, idealnymi stworzeniami, posiadającymi w życiu jedynie dwa cele: dbanie o pokój na świecie i... znalezienie sobie Towarzysza.
___ Dziś miał nastąpić właśnie ten dzień, którego Siergiej bał się, jak niczego innego. Miał stać się pełnoprawnym mieszkańcem Ordeonu, kolejnym Strażnikiem. Tej nocy po raz pierwszy stanie się Bestią. Pierwszy i jedyny raz w życiu usłyszy przepowiednię. A potem będzie zmuszony do odejścia, opuszczenia domu. I choć wiedział, że zawsze będzie mógł tu powrócić, zdawał sobie sprawę, że nic już nie będzie tak samo.
___ - Synu, już czas.
___ Z kilkusekundowym opóźnieniem Siergiej zauważył przybycie swojego rodziciela. Ubrany w granatowoszare szaty wydawał się być wyrwany zupełnie z innej epoki. W ciągu dnia był biznesmenem, niejakim Rotem Inovem. W nocy zmieniał się w kogoś zupełnie innego. Jego imię brzmiało Araval i był jednym z najpotężniejszych. Wszyscy podejrzewali, że jego pół-śmiertelny syn będzie taki sam.
___ - Idę, ojcze - odpowiedział chłopak przesadnie formalnym tonem.
___ Choć on jeszcze nie otrzymał daru Widzenia i w ciemności był ślepy jak kret, bez problemu mógł dostrzec w głębi korytarza jarzące się, żółte tęczówki członków Rady Starszych. Oni byli tutaj, aby dopilnować, że Rytuał zostanie wypełniony do końca.
___ Chcąc nie chcąc, Siergiej pomaszerował za ojcem. To była jego pierwsza próba - czy był w stanie zaufać drugiej osobie. Poruszali się w kompletnych ciemnościach przez blisko pół godziny, aż w końcu zgrzyt zamka i skrzypienie nienasmarowanych drzwi oznajmiło, że są na miejscu.
___ Chłopiec skrzywił się. Miał zaledwie siedemnaście lat. Gdyby mógł wybierać, poczekałby jeszcze kilka następnych z dopełnieniem Rytuału. Ale nie mógł nic poradzić. Pozostawało mu poddać się woli Bogów. Może i tym razem go uratują.
***
___ Biegł ile sił w nogach. Nerwowo rozglądał się dookoła, szukając miejsca, w którym mógłby się bezpiecznie zatrzymać, gdzie nie byłby zagrożeniem. Nie potrafił znieść tego uczucia; nagle wszystkie bodźce stały się tak bardzo intensywne. Musiał uciekać. Doskonale czuł każdy pojedynczy kamień pod stopami i gałęzie, które chlastały go po bokach, gdy nieporadnie przedzierał się przez las. Coś w jego głowie sprawiało, że nie mógł znaleźć ukojenia. ___ Krajobraz nagle się zmienił. Zaskoczony Siergiej przystanął nad przepięknym leśnym jeziorem, całym sobą chłonąc ten widok. Dojrzawszy olbrzymi właz, wspiął się na niego i usiadł. Widział odbicie swojej twarzy w przejrzystej wodzie. Nie wiedział już. Zewnętrznie nie zmienił się ani trochę. Jego dusza jednak już nie była taka sama.
___ Nawet imienia mu nie pozostawili - od dziś nazywał się Mekhar, co znaczyło "ten, który zmienia". Przepowiednia także nie była łatwa do interpretacji. Powinna zawierać jasne i przejrzyste wskazówki odnośnie spotkania z Towarzyszem. Jego brzmiała tak:
Imię twe Mekhar, twą rolą zmiana.
Pieczę sprawować będziesz od rana.
Wieczór nastanie - staniesz się wolny.
Nie od upiorów, strachu i wojny.
Towarzysz spotka Cię, gdy ożyjesz.
Kiedy zrozumiesz, w czym zawiniłeś.
Gdy to, co martwe na nowo powstanie.
W dzień przeznaczenia, Dziecię Wybrane.
Pieczę sprawować będziesz od rana.
Wieczór nastanie - staniesz się wolny.
Nie od upiorów, strachu i wojny.
Towarzysz spotka Cię, gdy ożyjesz.
Kiedy zrozumiesz, w czym zawiniłeś.
Gdy to, co martwe na nowo powstanie.
W dzień przeznaczenia, Dziecię Wybrane.
___ Teraz był potworem. Miał strzec świata dzięki niezwykłym mocom, które otrzymał. Każdy członek rodu był Magiem oraz Widzącym, ale oprócz tego otrzymywał jeszcze jeden, specyficzny Dar. Siergiej potrafił... odczuwać emocje innych. Mógł wejść w ich dusze, serca, poznać największe sekrety.
___ Dlatego biegł. Wszystko to go przytłaczało. Pamiętał ten ból, którego doświadczała matka, obserwując Przemianę. Zawył boleśnie. Jeśli tak miało być już do końca jego życia... Czemu to właśnie on otrzymał tak ciężki Dar? Dlaczego nie mógł być jak te wiejskie dzieci, które wieczorami zbliżały się do zamkowych murów, a ich śmiech rozjaśniał Siergiejowi nawet najgorsze dni. Dlaczego? Był słaby. Nigdy nie uda mu się wypełnić życiowej misji.
___ Prychnął cicho. Tak. Zapomniał o jednym istotnym szczególe. Nigdy nie będzie dane mu umrzeć. Jego dusza nie była związana z ciałem, więc śmierć fizyczna nie byłaby w stanie niczego zmienić. Zaklął. Nigdy nie uwolni się od tego wszystkiego.
***
___ Była niedziela.___ Mekhar, po raz pierwszy od dłuższego czasu, postanowił opuścić swoje małe mieszkanie. Dwa lata temu wrócił do rodziców, prosząc ich o pieniądze. To nie było nic dziwnego - ordeońskie dzieci miały wręcz w obowiązku powrót do rodzinnego domu. Wszystko było po to, aby Rada Starszych dowiedziała się o ich usamodzielnieniu się. Potem po raz kolejny zmuszony był odejść i wrócić do prawdziwego życia.
___ Od tamtego czasu praktycznie nie opuszczał bezpiecznego lokum. Mimo, że powoli uczył się kontroli nad swoim Darem, wciąż nie radził sobie z tak wielkim natłokiem emocji, jaki panował w miasteczku. Potrafił godzinami wpatrywać się w bladoniebieskie ściany i kontemplować powstałe na nich zacieki. Był to jego sposób na wyciszenie się, uspokojenie wszystkich wewnętrznych demonów.
___ Musiał jednak utrzymywać pozory normalnego życia, dlatego od czasu do czasu wychodził, aby pokazać ludziom, że żyje. Choć szczerze wątpił czy kogokolwiek przejęłoby to, że szanowny pan Siergiej Inov nie pojawił się podczas dorocznego festynu. Istniało duże prawdopodobieństwo na to, że mieszkańcy nie mieli nawet zielonego pojęcia jak ten dziwny człowiek ma na nazwisko.
___ Spokojnie przemierzał ulice, starając koncentrować się na wszystkim, co tylko nie miało duszy. Tylko, że tutaj nawet drzewa nie były normalne. Wbijał więc wzrok w kamienną ścieżkę, modląc się o szybki powrót do domu. Jednak przeliczył się. Rynek nagle stał się niemożliwie zatłoczony, a on wolał nie ryzykować zetknięcia się z kimkolwiek z tłumu. Postanowił wybrać się na długi spacer.
___ Dzięki nieludzkiej wytrzymałości, bez trudu przebiegł dystans dzielący go od niewielkiego lasu. Usiadł na jego skraju i zaczął spokojnie bawić się źdźbłem trawy. W takich momentach czuł się prawie człowiekiem.
___ Przeraźliwy pisk postawił go na nogi w ciągu ułamka sekundy. Kilka szybkich oddechów później znalazł się w miejscu, z którego on dochodził. Jednak zbyt późno zrozumiał, jak wielki błąd popełnił.
___ Po raz pierwszy w życiu ujrzał walkę dwóch magicznych istot. Tylko wiedza wyniesiona z książek podkradanych ojcu pozwoliła mu ocenić, kim są owe postacie. Czarnowłosy Wampir z niezwykłą zaciętością atakował małą, niewinną Rusałkę. Nie miała ona żadnych szans w starciu z tak potężnym przeciwnikiem. Mekhar o tym wiedział. Bał się jednak, że zrobi coś, czego by nie chciał. Musiał odejść, póki jeszcze był sobą.
___ Odwracając się, przypadkowo spojrzał w oczy atakowanej dziewczyny. I przepadł.
___ Strach. Ból. Cierpienie. Gniew. Bezgraniczna rozpacz. Troska o małe, nienarodzone jeszcze dziecko. Przerażenie. Niezdecydowanie. Lęk. Chęć pozbycia się bólu.
___ - Nie - powiedział i stanął na drodze ciosu wymierzonego w Rusałkę. - Nie skrzywdzisz jej.
___ Teraz nie było już Siergieja. Od początku do końca zawładnął nim Mekhar.
___ - Strażnik - warknął Wampir, pociągając nosem. - Przedstaw się, smarkaczu. Za chwilę stoczysz walkę o własne życie.
___ - Mekhar - wyszeptał. - A ty? Kim jesteś?
___ Nieznajomy uśmiechnął się groteskowo.
___ - Me imię brzmi Galain - stwierdził.
___ Rozpoczęła się niezwykła walka. Wampir uzbrojony był w miecz, ostre pazury i magię. Mekhar miał do dyspozycji jedynie tę ostatnią. Problem polegał na tym, że jeszcze nie potrafił się nią posługiwać. Adrenalina w jego żyłach sprawiła jednak, że nie odczuwał strachu. Już nie. Wypełniła go nienawiść wobec tego dziwnego, ironicznego przeciwnika, który z gracją kota przeskakiwał z gałęzi na gałąź.
___ Mekhar zamknął oczy, prosząc Bogów o pomoc. Już po chwili poczuł na dłoniach dziwne ciepło, które stopniowo ogarniało całe jego ciało.
___ - T'see hourab te antor! - wrzasnął, kierując dłonie w stronę Galaina. On jednak tylko odskoczył.
___ Wszystko przybrało na szybkości. Mekhar zręcznie uchylał się przed wszystkimi ciosami miecza, niektóre próbując nawet blokować własnymi dłońmi, które stały się wytrzymałe niczym stal. Warknął, uciekając przed kolejnym atakiem. Musiał udowodnić temu Wampirowi, kto tu jest silniejszy. Nie miał najmniejszego zamiaru przegrać.
___ Próbował wedrzeć się do umysłu przeciwnika, ale posiadał on dziwne osłony wokół swoich myśli. Więc powtarzał do znudzenia swoje uniki, próbując zmęczyć nieśmiertelnego. W końcu znalazł w jego murze szczelinę i to właśnie tamto miejsce zaatakował mentalnie. Jednakże tak bardzo oddalił się od świata rzeczywistego, że ostrze miecza trafiło go w ramię. Wrzasnął.
___ - To'ete d'oteri asahe! - ryknął, wkładając w to zaklęcie całą swoją nienawiść.
___ I było po wszystkim. Młody Strażnik wygrał swój pierwszy prawdziwy pojedynek.
___ Obserwował spalające się powoli ciało przeciwnika, a po jego policzku spłynęła łza. Tej nocy miał wylać ich dużo więcej.
***
___ Mekhar nie był głupi. Szybko zrozumiał, że nie powinien dłużej zostawać w jednym miejscu. Powinien wciąż wędrować, aż nie spotka tej jedynej osoby, dzięki której będzie mógł prowadzić pozornie normalne życie. Dlatego, wyposażony w nowy miecz, kilkanaście shurikenów i sztylet ukryty w cholewie buta, wyruszył na spotkanie przeznaczeniu. ___ Czuł, że ta walka coś w nim zmieniła, ale nie miał pojęcia, cóż to mogło być. Postanowił, że zastanowi się nad tym później. Miał to być największy błąd jego egzystencji.
***
___ Polną drogą maszerował zamaskowany osobnik. Choć z daleka wyglądał jak człowiek, daleko było mu do tego miana. Setki lat temu zatracił resztki człowieczeństwa, poświęcając je, aby strzec równowagi między ludźmi i innymi stworzeniami żyjącymi na świecie. Stoczył już tak wiele walk, tak wiele istot pozbawił życia. A jego twarz wciąż była taka sama jak wtedy, gdy miał siedemnaście lat i szedł na spotkanie z nieznanym. ___ Mekhar nie przypominał tego wiecznie zamyślonego młodzieńca, którym był zaraz po Przemianie. Zbyt wiele widział. Teraz był w stanie pokonać każdego przeciwnika - Demona, Wampira, Wilkołaka, Zmorę, Strzygę. I choć w zamierzeniu miał być uosobieniem dobra, stał się zwykłą "maszyną do zabijania". Nie walczył, aby chronić. Walczył dla samej przyjemności zabijania. Bał się samego siebie.
___ Ale wciąż podróżował, poszukując Towarzysza.
***
___ - Matko - wyszeptał, wpatrując się w szarawą urnę. - Dlaczego mi to zrobiłaś?___ Wiadomość o śmierci najbliższej mu osoby przyszła niespodziewanie przyniesiona przez czarnego orła - posłańca najgorszych wieści. Ojciec nie potrafił już przedłużać życia swojej ukochanej. Zginęła, po blisko ośmiuset latach życia u boku najpotężniejszego Ordeończyka w historii. Zostawiła po sobie tylko list i kupkę prochów, które kiedyś były wspaniałym ciałem młodej kobiety.
___ Mój kochany synku!
___ Wiem, że niedługo nadejdzie koniec mojego życia. Dlatego postanowiłam napisać ten krótki list, abyś wiedział... Abyś wiedział.
___ Nigdy nie było mi łatwo. Od początku byłam gorsza, pogardzana przez wszystkich. Twój ojciec wciąż musiał mnie ochraniać przed atakami innych stworzeń, gdyż według nich byłam niegodna mieszkania w pałacu. I wtedy urodziłeś się Ty. Symbol, który zyskuje się przy urodzeniu powinien być tajemnicą, ale... Synu. Otrzymałeś Przeklęty Znak. Nie oznacza on zła w czystej postaci. Nie, żaden Ordeończyk nie mógłby być istotą złą. Ale pewne było, że będziesz miał o wiele cięższe życie niż inni młodzi ludzie. W Twojej duszy rozegra się walka dobra ze złem. Modlę się do Isis, żeby pomogła Ci wytrwać.
___ Wiem, że jesteś dobrym dzieckiem. Musisz jedynie dokonać wyboru. Mekharze, mój jedyny synku. Jestem pewna, że postąpisz słusznie.
Mama.
___ Zacisnął pięści, nie czując nawet wilgoci w oczach. Kim on się stał przez te wszystkie lata? No kim? Matka... Przecież ona mu ufała. Wierzyła, że wszystko będzie dobrze. Zawiódł ją... Nie był godzien nazywać się jej synem. Ona wytrwała tak wiele...
___ Przy niej Mekhar był po prostu żałosny.
___ A łzy wciąż nie chciały płynąć.
___ Ból w jego duszy z każdą sekundą stawał się coraz większy.
___ Wybiegł z kaplicy, po raz kolejny ratując się ucieczką.
***
___ - Siergiej.___ Mekhar momentalnie spiął się, słysząc swoje dawne imię. Odwrócił się momentalnie, ale nie dostrzegł nikogo. Wołanie wciąż jednak się nasilało. Wiedziony niezawodnym instynktem pognał w stronę gór. Omijał przeszkody, starając się jak najszybciej znaleźć przy osobie która go wzywała.
___ - Martwe były emocje i dobro - wyszeptał ktoś. - Teraz odżyły.
___ Siergiej odwrócił się w prawo, a nie dostrzegłszy tam nikogo, przyjął postawę obronną.
___ - Spójrz, słońce zachodzi. Niedługo staniesz się wolny.
___ Rzeczywiście. Mekhar zachwycił się jak małe dziecko, gdy ujrzał słońce powoli chylące się w stronę widnokręgu. Za kilka minut miało zniknąć zupełnie. Teraz jedynie roztaczało przepiękną złotoczerwoną poświatę ponad okolicznymi łąkami i lasami. Pojedyncza łza spłynęła mu po policzku. Znów czuł się trochę tak jak kiedyś. Przepowiednia... Teraz to wszystko miało sens.
___ - Czekałam na ciebie...
___ I wtedy właśnie jego oczy napotkały inne, o barwie soczystej trawy. Utonął w nich. I było mu już wszystko jedno. Jego wędrówka dobiegła końca.