Jest to pierwsze opowiadanie z cyklu "Potyczka". Kiedyś chciałabym napisać powieść o tym tytule, na razie próbuję oswoić się ze światem przedstawionym i poznać bohaterów. Na razie pierwsza część, opowiadanie nie należy do najkrótszych.
PROROK
WWWStaszic był dużą szkołą o skomplikowanej i rozbudowanej sieci korytarzy – pierwszoklasiści zazwyczaj początki spędzali na szukaniu klas i notorycznie spóźniali się przez to na lekcje. Dla Domina jednak, który znał to miejsce od podszewki - możliwe, że nawet lepiej od woźnego – budynek był o wiele za mały tamtego dnia. Buzująca wściekłość kazała młodzieńcowi biec przed siebie, byle dalej od upokorzenia i zranionej dumy, byle zapomnieć. Paradoks polegał na tym, że Domin jedynie wśród murów tej szkoły czuł się pełnowartościowym człowiekiem, a teraz właśnie tutaj zadano mu niewybaczalny cios.
WWWCzarno-biała, zimna posadzka uciekała spod stóp Domina, zaś ściany górowały nad nim ciasno i klaustrofobicznie, wyciskając oddech z płuc. Nigdzie nie było widać żywej duszy, stan normalny dla większości szkół w czasie między dzwonkami. Młodzieniec przystanął nareszcie, dysząc z wysiłku. Za chwilę znienawidzony tłum wylegnie na korytarze, napełniając powietrze nieznośnie beztroską paplaniną. Trzeba się ukryć. Trzeba się uspokoić i zacząć myśleć racjonalnie, a potem stworzyć Plan. Tak. Domin odwrócił się na pięcie i skierował kroki do swojego Gabinetu.
WWWBył to pokój zapomniany przez wszystkich, zakurzony składzik na szarym końcu ciągnących się pod budynkiem piwnic. Nikt tu nie przychodził, a Domin bez problemu poradził sobie z zamknięciem, kiedy pewnego dnia naszła go niepowstrzymana fala ciekawości. Potem założył nowy zamek, uprzątnął rupiecie i urządził się na dobre. Miał tu wystarczająco dużo miejsca, by myśleć, co w jego przypadku oznaczało przemierzanie pokoju wzdłuż i wszerz szybkim krokiem. Był tu też duży fotel, zawalone książkami półki, duży stół kreślarski i mnóstwo lamp – Domin lubował się w świetle, a piwnice były na tyle głęboko, że nie wyposażono ich nawet w te bezużyteczne, maleńkie okna tuż pod sufitem. Gabinet – tak właśnie Domin nazwał swoją fortecę. Tutaj spędzał całe dnie; nie chodził na lekcje, tylko przesiadywał w Gabinecie. Nie stanowiło to jednak dla nikogo problemu, gdyż Staszic rządził się własnymi prawami – od ucznia nie wymagano nieskazitelnej frekwencji, ale wzorowych wyników i ponadprzeciętnych zdolności. W obu przypadkach Domin celował, wystarczało więc, gdy zjawiał się raz w miesiącu na egzaminach. Poza tym jedyną formą uczestnictwa w społecznym życiu szkoły, jaką Domin akceptował, były zebrania Samorządu Uczniowskiego. Nie zajmował tam żadnego stanowiska, był na to za mało popularny. Raczej tylko przychodził, przysłuchiwał się, a potem rozmyślał godzinami w swoim Gabinecie i na następnym spotkaniu prezentował doskonałe rozwiązanie wszystkich szkolnych problemów. Kiedy coraz więcej uczniów zaczynało mieć napady lękowe i ataki szału z powodu przepracowania i nadmiernej presji, to właśnie Domin wymyślił, by zorganizować w szkole strzelnicę i salon masażu. Wyczerpani psychicznie, fizycznie i emocjonalnie pracoholicy z ulgą przyjęli obowiązkową godzinę masażu w tygodniu i możliwość wyładowania frustracji na strzelnicy. Potem przez parę tygodni nieznajomi podchodzili do Domina na korytarzu z gratulacjami i podziękowaniami, a nieprzyjemne objawy wkrótce ustały. Zawsze wydawało mu się, że członkowie Samorządu cenili sobie jego pomoc. Ha, jak to możliwe, że aż tak się pomylił?
WWWStarannie zamknął za sobą drzwi, ogromnym wysiłkiem woli powstrzymując się od trzaśnięcia nimi – to miejsce miało pozostać cichą tajemnicą, jedyną jego własnością w tym, teraz obcym i wrogim, świecie. Usiadł w fotelu, objął rękami kolana i znieruchomiał, kontemplując swoją krzywdę i usiłując uspokoić oddech. Powoli ustał szum w uszach, a ciepły blask lamp i przytulny wystrój Gabinetu ukoiły wzburzone serce Domina. Teraz już prawie bez złości mógł przeanalizować całe zajście.
WWWRankiem został wezwany do dyrektora. Zaciekawiony i podekscytowany, Domin założył najlepszą koszulę i pospieszył do szkoły. Nieczęsto miał okazję widywać dyrektora, bowiem mężczyzna był bardzo zajęty, zaś Domin rzadko kiedy opuszczał zacisze Gabinetu. Człowiek ten wzbudzał w nim jednak niecodzienny szacunek, niemal uwielbienie. Był najważniejszą osobą w Staszicu, szkole jedynej w swoim rodzaju. To on wprawiał doskonałe, skomplikowane mechanizmy w ruch, oliwił, reperował. Sprawiał, że to wszystko działało i błyszczało tak pięknie w świetle każdego szarego dnia. Jego poświęcenie szkole było ogromne – przychodził pierwszy, a wychodził ostatni. Nie miał życia prywatnego; to Staszic był jego życiem. I ten właśnie człowiek chciał porozmawiać z Dominem osobiście!
WWWJednak to, co Domin zastał, zupełnie odbiegało od jego wyobrażeń. Spodziewał się pochwały, docenienia swych wysiłków, być może jakiejś nominacji; na pewno nie oczekiwał nagany ani krytyki.
WWW- Witam, panie Domin. Proszę spocząć – oznajmił sztywno dyrektor, nie unosząc wzroku znad dokumentów. Uczeń przysiadł na brzeżku drewnianego, pięknie rzeźbionego krzesła, drżąc z ekscytacji i niecierpliwości. Dyrektor zmiął energicznie kartkę, którą czytał, po czym spojrzał przenikliwie na Domina.
WWW- Panie Domin. Przewodniczący Samorządu Uczniowskiego przyszedł dziś do mnie ze skargą na pańską wywrotową działalność.
WWWMłodzieniec zmarszczył brwi, usiłując nadać jakiś sens usłyszanym słowom. Po krótkiej, acz nieznośnie dłużącej się chwili ciszy, zdołał wykrztusić uprzejmie:
WWW- Słucham?
WWWDyrektor westchnął, spojrzał na niego z lekką irytacją i wyjaśnił:
WWW- Pan Przewodniczący uznał, że podważa pan jego autorytet, panie Domin. Z jego relacji wynika, że nieproszony zjawia się pan na zebraniach, bez zezwolenia zabiera pan głos oraz, i to jest dokładny cytat, „rządzi się” pan.
WWWDomin otworzył gwałtownie usta, by dać wyraz wzbierającemu w nim gwałtownie oburzeniu, po czym powoli i z rozmysłem je zamknął. Przez chwilę patrzył z niedowierzaniem i urazą na dyrektora, po czym wyrzekł cicho:
WWW- Przepraszam. To już się nie powtórzy.
WWWMężczyzna przyglądał mu się przenikliwie i świdrująco. Wydawał się na coś czekać. Kiedy Domin pod naporem spojrzenia odwrócił wzrok, usłyszał westchnienie rozczarowania. Po chwili ciszy dyrektor westchnął znów i przemówił:
WWW- Panie Domin. Przekazałem panu tylko opinię osoby, która sprawuje tu pewną władzę i która wyjątkowo lubi ten stan. Rozumiem, że w takiej sytuacji osoba ta może poczuć się zagrożona, kiedy na scenie pojawia się ktoś zdolny odebrać jej autorytet i przywileje. To tylko moje osobiste wrażenie, całkiem możliwe, że się mylę. Proszę jednak zapamiętać, panie Domin, że tutaj władzą jest sama szkoła. Wszystko, co służy jej dobru i rozwojowi, liczy się w tych murach o wiele bardziej niż jakakolwiek hierarchia. A teraz proszę już iść, mam wiele pracy.
WWWDomin wyprostował się w swoim fotelu. Na jego dotąd udręczoną twarz wpłynął teraz uśmiech zrozumienia. Więc to tak! Stał się obiektem zazdrości i zagrażał władzy przewodniczącego! A dyrektor doceniał jego starania i wyraźnie dawał mu zielone światło do dalszych działań! Jak mógł być tak głupi i zaślepiony?
WWWPo chwili jednak entuzjazm i zachwyt Domina wyparowały. Nie miał żadnej siły przebicia, jedynie dobre pomysły, których i tak nie będzie mógł realizować, bo nie chcą go na zebraniach! Westchnął z rezygnacją, a czarne myśli osiadły go na powrót. Zapatrzył się w najbliższą lampę, która świeciła łagodnym, fioletowym blaskiem i pozwolił sobie wpaść w otchłań pesymizmu.
WWWSiedział tak długo, może kilka godzin. Odległe hałasy, które czasem mógł tutaj słyszeć, zupełnie ucichły. Musiało być już bardzo późno, ale to nie szkodzi – Domin już nieraz spędzał noce w Gabinecie, bowiem w domu nikt się nim specjalnie nie interesował. Służba nie zadawała pytań. Dlatego też w dalszym ciągu pozostawał w stanie miłego odrętwienia.
WWWNagle poderwał się raptownie. Fioletowa lampa zamrugała, czego w żadnym wypadku nie powinna była zrobić – Domin bardzo dbał o oświetlenie, a tę żarówkę wymienił ledwo wczoraj. Po chwili zauważył drobne nieprawidłowości w działaniu pozostałych lamp. Żarówki pulsowały delikatnie, każda w innym rytmie, aż pokój wypełnił się łagodnym migotaniem. Domin w w skupieniu wpatrzył się w fioletowe światło i prawie podskoczył, kiedy lampa znów zamrugała. Zamrugała. Prawie jak człowiek.
WWWMusi być już bardzo późno, pomyślał w lekkim oszołomieniu. Nic nie jadłem. Przeżyłem silny wstrząs emocjonalny. Teraz zgaszę światło i pójdę spać. Rano obudzę się i wszystko będzie w najlepszym porządku.
WWWPodszedł do drzwi i wyjął wtyczkę przedłużacza z kontaktu. Nic się nie stało. Lampy nadal płonęły i migotały feerią barw, teraz jednak trochę szybciej. Domin zamarł i obserwował zjawisko, co prawda niezwykłe i nieprawdopodobne, ale także – niewymownie piękne.
WWWPulsowanie świateł nagle zmieniło się – teraz wszystkie rozjaśniały się jednym rytmem, na dodatek zgodnym z pulsem Domina. Wiedział o tym, bowiem krew głośno dudniła mu w uszach.
WWWOddychał teraz szybko i gwałtownie, ale puls miał regularny. Spróbował odetchnąć głębiej i zamknął oczy. Teraz rytmiczne błyski rozlewały się czerwienią na cienkiej skórze powiek. Gra świateł przyspieszyła i to samo zrobiło tętno Domina, idealnie zgrane z ich rytmem. Nagle podłoga zaczęła wibrować. Całe otoczenie pulsowało, a Domin był cząstką tego pulsu. Jego serce biło w rytmie... w rytmie... innego serca. Większego. Starszego. Potężniejszego. W nagłym olśnieniu Domin otworzył oczy, po czym, oślepiony rażącym blaskiem, padł nieprzytomny na fotel. Dudnienie ucichło, a w Gabinecie zapadła ciemność.
WWWNastępnego dnia zbudziło go ciche, nieśmiałe skrobanie do drzwi. Domin z wysiłkiem rozwarł powieki, usiłując zorientować się w czasie i przestrzeni. Była dziewiąta rano, a w Gabinecie dzięki migotliwemu światłu żółtej żarówki panowała słaba widoczność. Skrobanie nasiliło się i przeszło w niegłośne pukanie. Domin wstał gwałtownie, lecz natychmiast padł na fotel, porażony silnym bólem głowy. Piłem coś?, zapytał sam siebie, pełznąc z jękiem w kierunku drzwi. Nieobecność pustych butelek stanowiła jednak jasną odpowiedź.
WWWWreszcie dotarł do celu, uwiesił się na klamce i odblokował zasuwkę. Na progu stała jasnowłosa dziewczyna w T-shircie z napisem „Fuck 'em all!”. Domin patrzył na nią z miną sugerującą skrajne otępienie i niezrozumienie. Dziewczyna wyglądała na zdeterminowaną – nie zważając na chłodne przyjęcie zaczęła szybko i wyraźnie mówić.
WWW- Cześć, jestem Alicja, sekretarz Samorządu. Przyszłam w sprawie tej skargi, którą złożył na ciebie Tomek.
WWWDomin skrzywił się na nieprzyjemne wspomnienie. Potem nagle jego twarz rozjaśniła się wewnętrznym blaskiem objawienia – wróciła mu pamięć, zalewając pusty dotąd umysł falą wrażeń z poprzedniego dnia i wywołując ciepłe uczucie celowości. Nie zwracając uwagi na niechlujny i wymięty stan własnej garderoby, Domin bez słowa wyminął dziewczynę i pognał w głąb korytarza. Rozgorączkowanym wzrokiem wodził po dawno niemalowanych ścianach piwnicy i zamkniętych na głucho drzwiach nieużywanych pomieszczeń, i kalkulował. Czuł się lekki i jasny, biegiem pokonywał setki metrów korytarzy i schodów; nawet nie zauważał pozostałych uczniów, którzy przyglądali mu się z rozbawieniem lub niesmakiem i znacząco pukali się w czoło.
WWWPierwszym celem na jego mentalnej liście była sala informatyczna. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, bez pukania wpadł do środka i ruszył zdecydowanym krokiem w kierunku Głównego Komputera, który wielkością oraz nagromadzeniem różnych dziwnych gadżetów niemal dorównywał konsoli lotów kosmicznych. Zrzucił zdumionego nauczyciela z obrotowego fotela i zaczął szybko pisać na klawiaturze. Kiedy profesor już ochłonął z pierwszego szoku, wstał i z groźną miną ruszył na Domina, maszyna wydała pisk potwierdzenia, a z wszystkich boksów na sali rozległy się nagle wrzaski irytacji i wyrzutu. Domin odstąpił od klawiatury i z dumną miną zwrócił się do zdezorientowanego nauczyciela:
WWW- Załatwiłem pański problem. Od teraz już nie będą mogli grać w CS-a, zablokowałem też dostęp do rozrywkowych stron internetowych. Ufam, że pańskie lekcje będą od dziś bardziej rzetelne i wymagające.
WWWTo powiedziawszy, Domin wyminął nauczyciela i biegiem wypadł z klasy. Następny przystanek: biblioteka. Po błyskawicznym przemierzeniu kilku pięter równie bezceremonialnie wpadł do jej cichego i zakurzonego wnętrza, i ruszył między półki, z prawie każdej wybierając jakąś książkę. Gdy skończył, upuścił cały, dość pokaźny stos na biurko bibliotekarki, która ze zdumienia nadgryzła długopis.
WWW- Jeśli czytała pani Harry'ego Pottera, z pewnością znana jest pani instytucja Działu Ksiąg Zakazanych. Myślę, że i moglibyśmy wykorzystać te pomysł. Nie sądzę, by ilustrowana „Kamasutra przez wieki” powinna być ogólnie dostępna – oznajmił Domin i, zanim bibliotekarka zdążyła wypowiedzieć choć słowo, już go nie było.
WWWPo pięciu minutach zapalony reformator znalazł się w szkolnym sklepiku. Nie zważając na protesty sprzedawczyni, wskoczył za ladę i zrzucił z półek stosy paczek papierosów i butelki z piwem, które rozbiły się i zalały całą posadzkę lepką, musującą cieczą. Nim jednak ta fala dotknęła butów Domina, przeskoczył z powrotem na drugą stronę lady. Zanim krzyk zdążył na dobre uformować się w gardle sklepikarki, Domin zatkał jej usta dłonią i oznajmił:
WWW- Naprawdę wydaje mi się, że nie powinna pani sprzedawać tego w szkolnym sklepiku. Nieistotne jest społeczne przyzwolenie i duże zyski – to po prostu nie wypada.
WWWKiedy biegł w kierunku klasy religii, po korytarzach ścigało go echo lamentów sprzedawczyni.
WWWDotarłszy do celu, przystanął na chwilę pod drzwiami, by złapać oddech. Usłyszał wygłoszony pretensjonalnym, świątobliwym głosem fragment wykładu katechetki:
WWW- Tak, drogie dzieci, to była bardzo długa i trudna droga, ale dzięki pomocy Pana przeszłam ją. Pielgrzymowałam do świętego miejsca w waszej intencji, błagając wszystkich świętych, aby wyprosili u Boga dla was dobre powołanie: abyście tak jak ja potrafili każdego dnia służyć bliźniemu. Potem w intencji Kasi, która nie chodzi na lekcje religii, trzykrotnie obeszłam ołtarz na kolanach, a musicie wiedzieć, że jest on ogromny. Jednak dla moich drogich podopiecznych jestem zdolna do każdego poświęcenia. Codziennie modlę się za was, kochane dzieci. Z pokorą i skromnością staję przed Panem i ofiarowuję mu wszystkie moje straszliwe cierpienia, abyście tylko znaleźli drogę do Królestwa. Aniu, dlaczego rozmawiasz, kiedy pani katechetka mówi? Czy chcesz iść do piekła?
WWWDomin uznał, że to doskonały moment, aby przerwać obrzydliwe przechwałki dewotki. Wpadł do klasy, podbiegł do katechetki i złapał ją mocno za gardło.
WWW- Czy chcesz zbliżyć się do Pana? - zapytał, ziejąc oddechem nienawiści, nagromadzonej w czasie tych kilku lekcji religii, w których był zmuszony uczestniczyć.
WWWKatechetka wydała cichy skrzek. W klasie rozległy się gwizdy, śmiechy i oklaski, a któryś z uczniów wybiegł na korytarz, zapewne w celu sprowadzenia pomocy.
WWW- Jeśli tak – ciągnął Domin – mogę to dla ciebie zrobić tu i teraz. Zginiesz śmiercią męczeńską i pójdziesz do Królestwa. Chcesz?
Katechetka zaprzeczyła ruchem głowy. W jej oczach pojawiły się łzy.
WWW- Jak to? - zdumiał się Domin. - Przecież jesteś święta za życia, co dzień nam o tym przypominasz. Poszłabyś prosto do nieba i skończyłyby się twoje straszliwe cierpienia.
WWWDomin zwolnił nieco uścisk, by kobieta mogła odpowiedzieć.
WWW- Nie chcę... umierać... jeszcze... nie chcę... - wyrzęziła, a jej oczy wyrażały skrajne przerażenie.
WWWOklaski ucichły, w klasie rozległ się cichy szmer współczucia i protestu. Domin uznał, że nadszedł właściwy moment, by zakończyć przedstawienie. Puścił katechetkę, która złapała się jedną ręką za gardło, a drugą za ogromny krzyż wiszący na piersi.
WWW- Ucz zamiast nawracać i moralizować – rzekł na odchodnym Domin i szybkim krokiem wyszedł z klasy. Na korytarzu puścił się biegiem. Było jeszcze tyle do zrobienia!
Prorok [urban fantasy, opowiadanie] część I
1"Asymilacja i dysymilacja. CO2, H2O,
i światło, światło, światło,
przemiana materii w materię, wzrost i dojrzewanie
w płaskim dysku falującej Galaktyki."
Julia Fiedorczuk "Ramię Oriona"
i światło, światło, światło,
przemiana materii w materię, wzrost i dojrzewanie
w płaskim dysku falującej Galaktyki."
Julia Fiedorczuk "Ramię Oriona"