Latest post of the previous page:
No cóż, jako były wydawca też umiem policzyć koszty i mnie też wychodzi, że przy książce kosztującej ok. 30 zł realny zysk wydawcy to max. 7-8 zł. I dodam - na książce, która się sprzeda w minimum paru tysiącach egzemplarzy. Stąd właśnie, co próbowałem powiedzieć, nawet na Zachodzie uzyskanie więcej niż 10% ceny okładkowej w takim Random House czy Schuster & Schuster nie jest możliwe. Nie dlatego, że to krwiopijcy. Nie, oni mają koszty. Wizja, jakoby wszyscy wydawcy rżnęli autorów ile wlezie, nie podoba mi się i wiem, że nie jest prawdziwa. W Polsce też.Zakładania stowarzyszenia do walki z wydawcami nie widzę sensu - po co? Pisarze potrzebują agentów, załóż, Okoego, uczciwą, mocną agencję literacką. Albo wyspecjalizowane w prawie autorskim biuro prawnicze. Zarobisz więcej niż na pisaniu

Wizja wydawania samego siebie ma jeszcze jedną niepowabną dla mnie cechę. Jak wspomniałem wyżej, byłem wydawcą. Takim na 8-10 książek rocznie. Ale to bez sensu, zbyt wiele czasu traciłem na pierdoły, zamiast pisać.
Aha, skoro już dorwałem się do głosu. Mój obecny wydawca ma licencję na dwa lata - i to jego propozycja, niczego nie musiałem wymuszać. A a propos kosztów, czyli tego, na co idzie tych 7-8 złotych zysku - w lutym byłem na Targach Książki Dziecięcej w Poznaniu, a w maju na Międzynarodowych Targach w Warszawie. Na koszt tegoż wydawcy. I chociaż zdanie o targach mam mieszane, to warto zauważyć, że jeśli wydawca wkłada pieniądze w promocję, to skądś musi je brać, nieprawdaż?
Edit do polishbritpopera: sorry, ale na pewnym poziomie działalność pisarska powiązana z wydawaniem to właśnie są owe technikalia. Procenty, paragrafy, a nie wizje śmigłe tak, że aż niedoścignione

A rozmowa o rynku całościowo - kolego, o jakim rynku? Ten dziecięcy jest inny niż fantastyczny. Rynek podręczników inny niż książki akademickiej. Wiesz, o czym piszesz?
