Anielskie zapiski cz. 2

1
Z opresji wybawił mnie Jerzy podając jakąś zmyśloną historyjkę o posłańcu z firmy, kazał też przynieść miskę z łazienki. Przeznaczenia tego przedmiotu dowiedziałem się zaraz po przebudzeniu Hanki – miała taki sam wyraz twarzy jak mój pomocnik, twarz też miała typowo zielonkawy odcień. Pomogłem jej uwolnić żołądek od niepotrzebnego ciężaru.

- Kim jesteś? – pierwsze słowa dziewczyny wywołały lekki rumieniec na mojej twarzy. Miałem się jednak trzymać ustalonej wersji: przywiozłem z biura dokumenty, bardzo ważne.

- Ja cię już chyba gdzieś widziałam? – przyglądała mi się dość wnikliwie.

- Nie! – zaprzeczyłem gwałtownie, jednak mogło się to wydawać podejrzane, więc zmieniłem zdanie. – Chyba że w biurze? Przychodzę tam czasami.

- Nie, jestem przekonana, że było to w innej sytuacji… tylko nie bardzo pamiętam…

Choroba! Dziewczyna była niesamowita – pamiętała wydarzenia z wczesnego dzieciństwa, co zdarzało się naprawdę rzadko.

- A tak właściwie to jak się tutaj dostałeś? Drzwi chyba były zamknięte na klucz? – Hanka obrzuciła mnie pełnym bólu spojrzeniem. Podejrzewam, że nie udało jej się zwrócić wszystkich tabletek i to one teraz czynią rewolucje w jej żołądku. Do tego jednak dojdziemy, na razie musiałem w sposób racjonalny wytłumaczyć jak się dostałem do środka.

- Tak jak mówiłem miałem przekazać ważne dokument z biura, a ponieważ było to pilne pozwoliłem sobie zapytać sąsiadów czy jesteś w domu; nie odpowiadałaś jak dzwoniłem do drzwi. Ponieważ potwierdzili ten fakt, a na moje łomotanie nie było żadnej reakcji, otworzyłem drzwi. Wiesz, zamek nie należy do najbardziej skomplikowanych... No i znalazłem ciebie nieprzytomną, więc pomyślałem...

- Nie trzeba było myśleć – przerwała mi gniewnie. Objęła kolana rękami, oparła na nich brodę i zaczęła mi się bacznie przyglądać.

- A gdzie masz te papiery?

- Zostawiłem w przedpokoju. Ale sprawa nie jest już tak pilna, więc nic się nie stało. Nie wyrzucą cię.

- Ja nie chcę tam pracować!! – wykrzyknęła, a z jej oczu popłynęły łzy goryczy i złości. – Chcę umrzeć! Nikt mnie nie potrzebuje, wszyscy podejmują decyzje za mnie!! Nawet ty!!! A byłoby już po wszystkim... – skierowała na mnie dwa palce z miną wskazującą, że jest na granicy załamania nerwowego. Potok słów płynął dalej, powoli stawał się coraz mniej zrozumiały, aż zmienił się w bełkot, a potem przeszedł w szloch.



Z moich wcześniejszych obserwacji wynikało, że ludzie w takich momentach zachowują się dwojako: albo potrzebują kogoś, żeby się przytulić i wypłakać, albo wolą zostać sami ze swoim nieszczęściem. Nie bardzo wiedziałem, którą opcję powinienem wybrać, jednak wnioskując z nastroju mojej podopiecznej najbardziej wskazaną będzie pierwsza, czyli kontakt z drugim człowiekiem. Ona chyba za długo była sama ze swoim bólem... Delikatnie przechyliłem dziewczynę do siebie, opierając jej głowę o moje ramię. Poskutkowało lepiej niż sądziłem: puściły wszystkie tamy i z rozpaczliwym szlochem wtuliła się w moje ramiona. Głaskałem ją delikatnie po głowie i szeptałem jakieś uspokajające słowa – tak jak to nie raz obserwowałem u ludzi.



Było to dla mnie całkiem nowe doznanie, i muszę przyznać że przyjemne. Trzeba Ci wiedzieć, że zostając Aniołem dostajesz czystą kartę. Twoje poprzednie życie jest wymazywane, pozostają jedynie najlepsze cechy charakteru oraz wspomnienia, które mogą pomóc ci w kształceniu się na Anioła. Tak jakbyś tworzył się na nowo z różnych elementów.



Spojrzałem na Hanię, która z wolna dochodziła do siebie i zrozumiałem moją nową misję: należało tchnąć w nią chęć do życia, a zadanie to nie należało do najłatwiejszych. Wiedziałem jednak, że wkrótce wydarzy się coś, co zmieni jej nastawienie do życia. – O ile wytrzyma do tego czasu – pomyślałem zgryźliwie.

- Lepiej ci? – spytałem.

- Tak, dziękuję. Trochę mi głupio, że się tak rozkleiłam przy obcym człowieku – bąknęła cichutko.

- Nie masz się czym przejmować – odparłem. – Czasami łatwiej jest zwierzyć się obcemu, który trzeźwym okiem spojrzy na sprawę.

- Mhm, pewnie masz rację. – Sięgnęła po chusteczki i głośno wyczyściła nos. – Mogę nadal trzymać cię za rękę? – zerknęła na mnie niepewnie.

- Jasne, śmiało – odpowiedziałem szybko; za nic nie chciałem aby ten nastrój minął. – Właściwie dlaczego pracujesz w tej firmie, skoro tego nie lubisz?

- Nie lubię? – roześmiała się gorzko. – Ja tego nienawidzę... Dzień w dzień to samo – do wieczora nie masz nic do roboty, może zadzwoni jakiś klient, albo ktoś przyśle faks. Czasem pojawi się ktoś w biurze, ale to tylko od wielkiego dzwonu. No i są jeszcze goście tej kanalii...



Przyglądałem się z boku jej twarzy – znikła gdzieś bezbarwna maska noszona na co dzień, która skrywała emocje i uczucia dziewczyny. Gdy opowiadała, mówiła całą sobą: natężeniem głosu, mimiką, gestami. Była niesamowicie ekspresyjna. A tego gościa zwanego kanalią to chyba nienawidziła z pasją, której sama nie znała.



- Wypełnianie „standardowych” obowiązków zaczyna się dopiero wieczorem, kiedy wszyscy normalni ludzie idą do domu – kontynuowała opowieść Hania. – Wtedy właśnie jest tysiąc spraw do załatwienia, mnóstwo pism do napisania, i jeszcze muszę zdążyć na pocztę wysłać korespondencję!

- To dlaczego wciąż tam tkwisz?

- Zdecydowano za mnie – mruknęła dziewczyna. – Zresztą póki żyła babka nie miałam wyboru, przez ten czas przyzwyczaiłam się nieco do zasad panujących w firmie, stworzyłam też wokół siebie mur, który miał izolować mnie od codzienności. A potem to już mi było wszystko jedno, przecież i tak do niczego się nie nadaję...

- Skąd to wiesz?

- Co?

- że się do niczego nie nadajesz?

Wzruszyła ramionami i popatrzyła na mnie jakbym był jakimś odmieńcem. Cóż po prawdzie to nawet nim byłem, o tym jednak nie musiała wiedzieć. Sięgnąłem do zasobów mojej pamięci – byłem pewien, że jako mała dziewczynka miała jakąś pasję... No pewnie, że miała!

- A co byś chciała robić w życiu? – spytałem. Było to podchwytliwe, zamierzałem wyciągnąć z niej na siłę jej pragnienia.

- Umrzeć, tylko że mi przeszkodziłeś. – westchnęła i zamknęła oczy. Włosy opadały jej w nieładzie na ramiona, a po szczupłej twarzy przebiegł skurcz, jakby moje pytanie ją zabolało. Zamyśliła się i odpowiedziała dopiero po chwili milczenia. – Tak naprawdę to nie wiem. Chciałam iść na studia, ale mi nie pozwolono. Nie mam żadnego celu, żadnego punktu zaczepienia, totalne zero. A w ten sposób nie bardzo da się żyć.

- Naprawdę nic cię nie interesuje? Rośliny, zwierzęta, rysowanie, spotkania ze znajomymi?

Kręciła głowa przy każdym słowie, za każdym razem jednak coraz wolniej. To była chyba właściwa droga.

- Naprawdę nic? - nie wymieniłem już tylko dwóch z pośród znanych mi ludzkich zainteresowań.

- No może... – jej głos przeszedł do szeptu, a na twarzy malowała się niepewność. - Właściwie to chyba jest coś takiego... Taniec... w dzieciństwie dużo tańczyłam – westchnęła, a w jej głosie słychać było udrękę. Chyba kochałam taniec, tak naprawdę i szczerze, jak to tylko dzieci potrafią. Miałam dobre wyniki w konkursach, zdałam nawet do jednej ze szkół baletowych...

Zamilkła. Tego właśnie się obawiałem – bariery psychicznej. Musiała ją przełamać inaczej nigdy się z nią nie upora.



Znowu miała dziesięć lat – biegła radosna i szczęśliwa do rodziców; wygrała jeden z ważniejszych konkursów, który zapewniał jej występ na poziomie ogólnokrajowym. Dziewczyna patrzyła martwym wzrokiem w ścianę, z oczu popłynęły łzy, tym razem żalu i smutku. Pisk opon, krzyki ludzi i oślepiający wybuch, miała szczęście że przeżyła, mówili wokół. Ona jednak była innego zdania – żałowała, że jej się udało. Nie było już rodziców ani młodszego brata. Została sama i rozpoczęły się kłótnie o to, kto ją przygarnie. Wygrała babka ze strony ojca, siostra jego matki. Twierdziła, że taniec to jakieś fanaberie i nie przystoją pannie z dobrego domu. Mimo tego, że szkoła niejednokrotnie prosiła i pytała się o dziewczynkę, której zdolności zachwyciły wiele osób, babka pozostawała niewzruszona. I tak zakończyły się sny o karierze scenicznej i o tańcu w ogóle.

- Hej – dotknąłem delikatnie ramienia dziewczyny. – Chyba byłaś daleko stąd?

Drgnęła i spojrzała na mnie lekko nieprzytomnie. – Przepraszam, zamyśliłam się.

- Mówiłaś coś o tańcu. Wiesz, dlaczego miałabyś nie spróbować?

Roześmiała się drwiąco – Z tego przecież nie da się wyżyć, a ja potrzebuję pieniędzy. Nie mam żadnych oszczędności. Poza tym jestem już chyba za stara.

- No nie wydaje mi się. A gdybyś tak nie musiała się martwić o pieniądze?

- Nierealne – spojrzała na mnie z ukosa. – Jak opłacę mieszkanie, jedzenie? Dodatkowo praca tancerki wymaga pewnych nakładów pieniężnych. Nie da rady.

- Nie masz już wyobraźni? Zapomnij o tym, co kryje się w szarej codzienności, weź swoje marzenia, zbierz je razem i wyciśnij z nich skondensowaną siłę!

- Tak ładnie mówisz…

- Spróbuj! – nie zamierzałem się poddawać. Gołym okiem było widać, że ona niczego innego nie pragnie. Jednak słowa, które kiedyś usłyszała tkwiły w niej nadal, zagłuszały pragnienia serca.

Zamyśliła się, ręce automatycznie objęły kolana, a podbródek powędrował na dłonie. Jasna grzywka opadła na czoło, odgarnęła ją szybkim ruchem. Właściwie to nie była brzydka – szara, nijaka, można powiedzieć „zapuszczona”, ale to wszystko można było zmienić. Będę musiał spytać Jerzego jak wygląda sprawa z pieniędzmi – wiedziałem bowiem, że ludzie używają ich żeby mieć nowe rzeczy czy jedzenie, ale nie miałem pojęcia skąd się biorą. A mój podopieczny miał sporą wiedzę na ten temat. Powinienem się chyba także dowiedzieć skąd ją ma… Jakby sprowadzony moimi myślami pojawił się Jerzy – gestami dawał znać, że mój czas materializacji dobiega końca.

- Chciałabym tańczyć – szepnęła cichutko niczym powiew wiatru. - Bardzo bym chciała…

Uśmiechnąłem się – pierwszy krok został zrobiony. Choć bardzo nie chciałem musiałem się pożegnać, moja tajemnica nie mogła wyjść na jaw. – Wiesz, chciałbym zostać, ale muszę się już zbierać. Obowiązki wzywają. – Zrobiła smutną minę więc dodałem od razu: - Ale nie chciałbym cię tak zostawiać, może spotkamy się jutro? Bo chyba jesteśmy przyjaciółmi?

Rozjaśniła się jak słoneczko – Naprawdę byś chciał?

- Spotkać się czy zostać przyjacielem? – roześmiałem się patrząc na jej przemianę.

- To drugie. Nie pamiętam kiedy miałam przyjaciół…

- Pewnie, że bym chciał. A skoro jesteśmy przyjaciółmi to chyba możemy spotkać się jutro? W sobotę chyba nie pracujesz, prawda?

- Nie, mam wolne.

- To przyjdę po ciebie koło dwunastej, co ty na to?

- Pasuje! Masz jakiś telefon? Tak na wszelki wypadek?

Spojrzałem zdumiony, nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Jakbym na przykład nie mogła jutro – powiedziała patrząc na mnie dziwnym wzrokiem. – Nie masz komórki?

- Nie – odparłem i już chciałem zapytać co to, kiedy mój nieoceniony pomocnik zademonstrował malutki aparacik telefoniczny. – Zgubiłem i muszę kupić nową. A ty masz? – wybrnąłem z sytuacji, przecież nie mogłem powiedzieć, że mi nie potrzebny, bo mam inne sposoby.

Pokazała mi malutkie kolorowe cudeńko – Dostałam na ostatnie urodziny, ale nie wiem od kogo. Jest śliczny – pisnęła głaszcząc w roztargnieniu aparacik.

- Mhm. To ja sobie zapiszę do ciebie numer i zadzwonię jak tylko będę miał swój. Zgoda?

Kiwnęła radośnie głową – Zgoda! Ale jak ty się właściwie nazywasz?

- Gabriel – uśmiechnąłem się. Byłbym zapomniał o jednej z ważniejszych rzeczy w świecie ludzi, imieniu. - No to trzymaj się, zadzwonię wieczorem. – Przytuliłem ją jeszcze raz i wyszedłem. Kilka kroków po schodach i zniknąłem z jej pola widzenia. Ale nie słyszenia – dzielnie powędrowałem do wyjścia i dalej ulicą. Jej okna chyba nie wychodziły na tą stronę, ale wolałem nie ryzykować. W pobliżu był park, a o tej porze niewiele osób się tam kręciło. Wszedłem pomiędzy krzaki i zdematerializowałem się. Praktycznie w ostatniej chwili.

2
Bardzo fajne, jak i pierwsza czesc. Z niecierpliwoscia czekam na nastepna czesc. Jest pare bledow, ale nie utrudniaja one czytania. Pozdrawiam
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

Re: Anielskie zapiski cz. 2

3
Bomba! Jak dla mnie wciąż trzymasz poziom. Doczepiłbym się jednak kilku drobnostek, jeśli można :wink:


cecylka pisze:Przeznaczenia tego przedmiotu dowiedziałem się zaraz po przebudzeniu Hanki.


Trochę przekombinowane, może lepiej: Przeznaczenie tego przedmiotu zrozumiałem zaraz po przebudzeniu Hanki.


cecylka pisze:
– Chcę umrzeć! Nikt mnie nie potrzebuje, wszyscy podejmują decyzje za mnie!! Nawet ty!!! A byłoby już po wszystkim... – skierowała na mnie dwa palce z miną wskazującą, że jest na granicy załamania nerwowego.


To, że dziewczyna jest na skraju załamania wynika już z jej słów. Nie ma potrzeaby dodatkowo tego podkreślać.


cecylka pisze:
Rozjaśniła się jak słoneczko – Naprawdę byś chciał?


Znowu. Rozjaśniła się wystarczy w zupełności.



W ogóle czasami starasz się powiedzieć za dużo. Spoko, czytelnik też myśli. Sam dojdzie do niektórych szczegułów i jeszcze sprawi mu to frajdę.

Po za tym nie mam nic do zarzucenia - 4 z dużym plusem. :D

4
Moja ocena, w stosunku do części pierwszej, nie ulega zmianie. A więc...



Pomysł: 5

Wciąż nowe, ciekawe i wciągające. Brawo.



Styl: 4

Wciąż jest dobrze, nie zgrzyta. Czasem tylko, tak jak wspomniał Gigan, troszkę dziwnie.



Schematyczność: 5

że co?!



Błędy: 4

Niewiele jak na tak długi tekst. Jest dobrze.



Ogólnie: 5-

Opowiadanie wciąż bardzo ciekawe, nawet wciągające. Czekam na ciąg dalszy.



Jestem na tak, rzecz jasna.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

5
dziękuję bardzo!



fakt, czasami mam skłonność do bardziej szczegółowego odmalowywania scen za pomocą przymiotników - w niektórych przypadkach rzeczywiście nie jest to konieczne, choć to słoneczko bardzo mi się podoba :) i nie wiem, czy zdecyduję się je wyrzucić ;)



pracuję nad dalszymi częściami, dziękuję jednocześnie wiernym czytelnikom za wsparcie - miód na duszę pisarza ...

6
Moim zdaniem "słoneczko" powinno zostać.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

7
I ja takze tak uwazam /\
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

8
to bardzo się cieszę :)

zabieram się za część 3 - będzie nieco obszerniejsza niż druga + wstawka do części pierwszej odnośnie Damiela
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”