Zaczynało świtać. Natalia przebudziła się, wciąż tkwiła na kanapie, a obok niej leżał zeszyt. „Ktoś tu jest” – pomyślała. „Ktoś tu cały czas był ze mną”.
Coś się zmieniło, zauważyła to idąc jak każdego ranka do pracy. Już nie przyglądała się przechodniom z podejrzliwością, przestała też zadawać to samo pytanie. Zwyczajnie szła nie zwracając na nic uwagi. „Tak musi być”. – Słyszała samą siebie.
- No to dzieciaki, kto ma jakiś pomysł na dziś? – zawołała radośnie na powitanie.
-Ja, ja – przekrzykiwała się gromadka.
Przy stoliku Natalia dostrzegła siostry, siedziały cichutko, a starsza z nich trzymała w ręku książkę. Zbliżyła się do dziewczynek.
- Co tam macie?
- To? – zapytała Ola unosząc dłonie, w których kryła się lektura. – Nie wiem co to jest, ale muszę tego pilnować.
- A kto ci to dał?
- Skąd mam wiedzieć? – dziewczynka wzruszyła ramionami.
- Jak to? Nie wiesz, gdzie ją znalazłaś? – zapytała Natalia.
- Była w łóżku.
- A dlaczego myślisz, że masz ją pilnować?
- Bo tak mi powiedział. A jak on każe coś zrobić, to trzeba go słuchać.
Dziewczyna usiłowała dostrzec tytuł jednak pięciolatka przesłaniała go dłońmi.
- Oleńko, pokażesz mi to?
- Nie wiem czy mogę, przecież mam jej pilnować.
- I będziesz pilnować, chcę ją tylko zobaczyć, nie zabiorę ci książki.
Dziewczynka przesunęła znalezisko w stronę opiekunki. Otworzyła zniszczoną okładkę, to nie była książka. Przed dziewczyną leżał stary dziennik, spisany ręcznie zatytułowany
„Powrócić do żywych”
I przywieźli nas. Ojciec mówił, że nie będzie tu gorzej niż w taborze. Byliśmy tu wszyscy. Matka, ojciec i ci nieznośni kuzyni, tylko dziadek nie dotarł z nami. Wielkie metalowe skrzynie dowiozły nas na miejsce. Kazali wysiadać, nie wiedziałam, po co im było tyle psów, nikt z naszych nie zamierzał się z nimi bratać.
Ojciec tłumaczył, że zamieszkamy tu tylko na jakiś czas. Nie mieliśmy już wozów, choć pewnie nie musieli ich zabierać, przecież mogliśmy tu nimi dojechać.
Cóż to było za dziwne miejsce. Takie długie niskie domy, nam dali jeden z nich. Stał trochę dalej od pozostałych. I wszędzie gdzie nie spojrzałam druty i lampy. Mówili, że to dla bezpieczeństwa, żeby nikt nie zakradł się po nocy i żadnemu z nas nie zrobił krzywdy.
Któregoś wieczoru przyszedł żołnierz, musiał być bardzo ważny, wszyscy inni schodzili mu z drogi, chciał żebyśmy przygotowali ognisko. Mieliśmy zagrać dla jego gości. Pamiętam jego mundur był taki elegancki, a pachniało od niego fiołkami. Na szyi pod kołnierzem miał taki dziwny krzyż. Wasyl mówił, że to największe wojenne odznaczenie. Krzyż Żelazny a wstążka, na której go nosił miała barwy ich flagi.
Rozpalaliśmy ognisko, gdy przyjechali. Kilka czarnych samochodów, zatrzymało się koło jednego z baraków, gdzie urzędował komendant obozu. Jeden z gości wszedł tam na chwilę, po kilku minutach z jednego z bloków żołnierze wyprowadzili pięciu mężczyzn. Wszyscy mięli takie dziwne mundury. Pasiaste z drelichu chyba. Wtedy kazali nam zacząć grać, ognisko płonęło, Niemcy klaskali i nagle ktoś krzyknął, tamci ludzie w pasiakach zaczęli uciekać, a za nimi wypuszczono psy. Widziałam jak dwa z nich dopadły chłopaka. Najpierw próbował krzyczeć, po chwili już tylko piszczał, a w górę leciały kawałki materiału i ta krew tryskająca wszędzie. Nawet nie pamiętam, kto pierwszy przestał grać.
Natalia, otrząsnęła się. Podniosła głowę i spojrzała na siedzące przy niej dziewczynki. Patrzyły w okno. Dziewczyna otarła szybko łzy.
- Olu skąd masz ten pamiętnik? Mogę go od ciebie pożyczyć?
- Nie wiem, leżał na moim łóżku. Nie wolno go nikomu oddać, mówiłam muszę tego pilnować. – Pięciolatka przysunęła się do Natalii i chciała odebrać zeszyt.
- Jeszcze nie Oleńko, muszę to przeczytać. To ważne – powiedziała.
Ten duży w błyszczącym płaszczu wrzasnął coś po swojemu i chwycił Robera za gardło:
- Muzik abszpilen.
Pies wciąż szarpał ciałem tamtego chłopaka. Znów zabrzmiała muzyka, ale nie wiedziałam, że radość w jednej chwili może się zamienić w żałobę. Rober nie wytrzymał i rzucił dużemu pod nogi skrzypce. Przed nami psy targały następne zwłoki wypuszczonych mężczyzn. Chciałam podbiec i podnieść instrument nim ten w błyszczącym płaszczu straci cierpliwość. Za późno, powoli podchodził do kuzyna i złapał go z całej siły za włosy, to było straszne, najpierw jeden cios w twarz i biedak wraz z krwią wypluł zęby, drugie uderzenie i trzask łamanej kości, już nie patrzyłam. Po chwili Rober padł na ziemię, a on długimi, równie błyszczącymi butami kopał go aż nieszczęśnik przestał się ruszać. Myślałam, że teraz go zostawi w spokoju. Zostawił, cofnął się i wyciągnął broń. Krzyczeli wszyscy, ciotka padła na ziemię, wtedy przyszła reszta żołnierzy i zagnali nas do kąpieli. Parzyli i ochładzali na zmianę, zima była ostra w czterdziestym trzecim. Niemcy oglądali nas jak świnie przed ubiciem, po kąpieli zaczęli nas golić i rzucili pasiaste drelichy, z czarnym trójkątem. Wróciliśmy do baraku.
- Wiem, co to jest, przecież ja wiem – wyszeptała Natalia. – Babcia, babcia opowiadała o Cygance z obozu. Chryste, dlaczego ja nie znałam ojca matki? Dlaczego?
- Co pani mówiła? – zapytała jedna z dziewczynek.
- Nic, nic ważnego kochanie.
Rozejrzała się dokoła, dziewczynki układały puzzle, rozświetlona promieniami słońca sala wydawała się dużo większa niż w rzeczywistości. Odruchowo zerknęła na zegarek, który od lat nosiła. Zbliżała się piętnasta. Wkrótce powinna iść do domu, nie mogła jednak oderwać się od lektury. Wreszcie jakaś realna historia, obóz grupa Cyganów – to właśnie w tym obozie, w podobnym czasie, przebywała jej druga babcia.
Matka, ojciec nawet staruszka ciotka, wszyscy straciliśmy nadzieję, razem z włosami pozbawili nas człowieczeństwa. I te trójkąty, Polacy mięli inne, my inne, Żydzi inne. A przecież miało być jak w taborze. Tatuaż na rękach wypalony bardziej nieludzko niż znakowano konie. Jednak my i tak mięliśmy szczęście, byliśmy razem. Nikt nie wiedział jak długo to potrwa, ale byliśmy z matkami, ojcami, braćmi, tamci z przodu nie mogli się cieszyć tym samym.
Tego dnia złapali kogoś na ucieczce, urządzili apel, ojciec obserwował słońce, mówił, że staliśmy tam kilka godzin. Wtedy odpowiadaliśmy zbiorowo, przewinienie jednego odkupywały całe rodziny, Mięli na placu taki duży pręgierz, zabrali siedmiu. Nie byłam w stanie zliczyć kolejnych uderzeń. Ciągle tam staliśmy, Już prawie było po wszystkim, gdy podeszła do nas grupa żołnierzy. Szturchnęli ojca raz, potem drugi i ten śmiech.
- Przestańcie! – krzyknęła matka i upadła na kolana.
-Bite Szwajn! – wrzasnął.
Matka płakała coraz głośniej, ojcem rzucali jak piłką. Próbowałam podnieść matkę z klęczek, ktoś jednak trzymał mnie z tyłu za brzeg pasiastego palta.Obejrzałam się, to by jeden z nich. Niemiec, wysoki w czarnym mundurze oficer. Pierwszy raz widziałam tak błękitne oczy, były dobre i smutne. Uśmiechnął się delikatnie i kręcił głową jakby chciał mi dać znak, żebym się nie ruszała. Jak miałam się nie poruszyć, tam klęczała moja matka, a ojciec coraz bardziej bezwładnie odbijał się od rozbawionych esesmanów. Chciałam, tak bardzo chciałam się wyrwać, zbyt silny jednak był uścisk.
- Natalia? – Szefowa ośrodka stała od kilku minut w progu sali i ciszy przyglądała się dziewczynie. – Zastanawiałam się gdzie zniknęłaś na cały dzień?
- Jestem tutaj, z dziewczynkami – usprawiedliwiła się.
- Nie powinnaś już iść do domu?
- Za chwilę, pani Ludmiło. Za sekundę. – odpowiedziała i ponownie pogrążyła się w lekturze.
Tak bardzo chciałam paść razem z nią na ten brudny śnieg, byle tylko odeszli od ojca. Mój kochany tata, mój najmądrzejszy na świecie ojciec, otrzymywał coraz to nowe ciosy, a jego twarz zamieniała się w pokrytą krwią plamę. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się, dlaczego nigdy nie przyznał się, że jest Polakiem. Tak, mój ojciec był Polakiem, który porzucił wszystko dla młodej Romki. Setki razy opowiadali nam swoją historię, nawet w dusznym wagonie wiozącym nas w to miejsce, wspominali dzień spotkania. To było we wsi Troki, gdzieś koło Wilna. Mama z całą rodziną zatrzymała się tam na kilka dni, ojciec odwiedził wujostwo. Był już wtedy doktorem filologii na Uniwersytecie Wileńskim. Zakochał się jak mówił w dzikości spojrzenia mamy i nagle przestała się liczyć dla niego każda inna wartość. Przepędzony przez własną rodzinę ubłagał dziadka, by zabrali go ze sobą.
Nie mogłam przestać się szarpać i nagle w jednej chwili padł strzał, mama runęła pod moimi nogami. Nie pamiętam, co było dalej. Obudziłam się na twardej pryczy. Nie miałam już ojca, ani matki.
Panowała zupełna ciemność, gdzieś w głębi słyszałam cichutkie zawodzenie, najpierw myślałam, że sen przepędza mnie w odmienne stany świadomości. Kwilenie jednak stawało się coraz bliższe i wyraźniejsze. Wstałam i po omacku ruszyłam przed siebie. Odgłosy prowadziły mnie pomiędzy pryczami do miejsca, gdzie znów usłyszałam te same głosy. To byli Niemcy, nie widziałam dokładnie ilu tam stało. Viollka miała dopiero czternaście lat, jeden z nich trzymał jej twarz skierowaną na pozostałych, zaczęłam się wycofywać. Głuchy odgłos uderzenia w odsłoniętą część ciała i ten śmiech, ona przestała jęczeć.
Rankiem Bukano i Toni wynieśli jej zwłoki.
Wiosną częściej przebywaliśmy na powietrzu, obóz zapełniał się coraz bardziej. Do naszych baraków dotarli węgierscy krewniacy. Ciasno robiło się również u nas. Obserwowaliśmy każdy docierający do nas transport i te plujące ciągle dymem kominy. Na początku wierzyłam, że tam palą stare ubrania i włosy więźniów, dopiero później Jadzia powiedziała mi prawdę o kolejnym dopiero uruchomionym obiekcie z kominem. Był trochę oddalony i przesłonięty gałęziami, które starannie upchnięto w drut kolczasty, nadali mu numer pięć.
Jadzia była młodą Polką, która trafiła tu razem z innymi kobietami w pierwszym transporcie. Polubiłam ją. Poznałyśmy się w spichlerzu, w którym przydzielono nas do cerowalni worków. Jadzia była młodą dziewczyną, wysiedloną z terenów podległych Auschwitz. Taka ciepła i uprzejma. Grupę kapo nadzorował Johann – esesman, który trzymał mnie, gdy zabijano mi matkę i ojca. SS- Haufszarfirer Johann nie był taki sam jak reszta nazistów. Czasem przyglądał się tylko uważnie, a czasem przynosił nam prawdziwe drożdżowe bułki. Kiedyś zapytał łamaną polszczyzną jak mam na imię. Było w nim coś dobrego, coś, co powodowało, że w jego obecności przestawałam się bać. I te jego oczy, przecież nie mógłby nikogo skrzywdzić. Kiedyś pochylił się nade mną i tym łagodnym, ciepłym głosem powiedział:
- Iś werde zi nach dem krig Cu finden .
Jadzia przetłumaczyła mi to zdanie. Cały obozowy świat zaczęłam postrzegać jak chwilową ciężką acz uleczalną chorobę. Johann każdego niemal dnia dodawał nadziei.
Tego ranka Jadzia i pracująca z nami Czeszka zostały wezwane do sortowania odzieży, zostałam sama. Johann odprawił funkcyjną i zasiadł obok mnie. Pierwszy raz dotknął mojego lewego przedramienia, na którym wypalili mi numer ewidencyjny. Drżałam, choć nie do końca wiedziałam, czy ze strachu przed nim, czy ze wstydu, że pragnęłam dotyku wroga. Spodziewałam się bólu, nie nastąpił.
Johann przychodził, co dwa, trzy dni, planował coś, ale jeszcze nie chciał zdradzić szczegółów. Do tamtej chwili nawet obozowe piekło stało się znośniejsze. Nie widzieliśmy jak wchodzili do cerowalni jeden po drugim, dopiero, gdy szarpnęli mnie za ledwie odrośnięte włosy, spostrzegłam, że było ich sześciu. Za nimi stała funkcyjna i uśmiechała się złowieszczo. Najwyższy z nich popchnął mnie na zbitą z desek ławę i szarpnął rozdzierając spódnicę, usiłowałam pochwycić dwie części rozdartego materiału, wtedy otrzymałam potężny cios w twarz. Jeden krzyk i obie ręce skrępował drugi esesman. Spojrzałam na Johanna, kazali mu patrzyć mierząc w czoło z pistoletu. Próbowałam z całej siły ściskać kolana, kolejny raz dostałam w twarz. Wbił się we mnie, a ja natychmiast przypomniałam sobie Viollkę, piszczałam też jak ona, wtedy drugi włożył mi w usta rękę, drugą zacisnął na szyi. Coś mówili do siebie, śmiali się głośno i nagle ten wielki cofnął się, mnie przerzucili twarzą do podłogi i gdy poczułam zimny metalowy przedmiot zagłębiany, przy ich radosnych okrzykach, w moim wnętrzu, straciłam przytomność.
Nie miałam pojęcia gdzie jestem, choć wszystko przypominało więzienny szpital. Chciałam się ruszyć coś jednak blokowało ręce, nogi i cały tułów. Łóżko było inne niż prycze na bloku, więcej miejsca, starałam się przyjrzeć uważnie, jednak prawe oko zupełnie na to nie pozwalało. Obrzmiała powieka, poranione usta i to niesamowite pragnienie.
- Pić! – zawołałam, choć raczej nikogo tu nie było. Ja nie zauważyłam żadnego człowieka.
- Cicho! – dobiegła mnie odpowiedź z końca zaciemnionej sali. – To ja Jadzia, też mnie zabrali.
- Dlaczego? – spytałam resztką sił.
- Odpowiedzialność zbiorowa, pamiętasz – odrzekła równie bezsilnie.
- Gdzie my jesteśmy Jadziu?
- To jest blok numer dziesięć, jacyś lekarze mają nas badać.
Błysk światła pozwolił dostrzec dokładniej pomieszczenie, w którym się znalazłyśmy. Niewątpliwie był to szpital. Kroki dało się słyszeć z drugiego końca. Ku nam zbliżało się kilka osób. Przy łóżku stanęło trzech mężczyzn, Niemców ubranych jak lekarze. Jeden z nich dość dobrze mówił po polsku.
- To jest doktor Helmut Vetter, doktor Wirths oraz ja Friedrich Entress. Spotkał was zaszczyt uczestnictwa w najnowszych badaniach nad skutecznością leków przeciwgruźliczych. Poświęcacie swoje nic nie warte, plugawe życie dla dobra współczesnej medycyny. Tym samym może z waszą pomocą uda się ocalić życie naszej rasy.
Zaczęli od Jadzi, nie wiadomo, co to było, ale coś jej wstrzyknęli. Później ze mną zrobili to samo. Kilka dni nikt do nas nie przychodził. Jednak w laboratorium nie byłyśmy same. W izolatkach więzili innych przetrzymywanych. Jednym nich był Johann. Rozpoznałam jego głos.
- Mala! – wołał.
- Jestem tu Johann- odpowiedziałam.
Trzy dni później przyszli znowu do nas. Jadzia kolejny raz, jako pierwsza otrzymała zastrzyk. Doktor Vetter zerwał z niej koszulę i przyłożył słuchawkę do pleców.
- Ausgeszlozen kajne Wandling Cu lingen
- Was? – zapytał z niedowierzaniem Entress, po czym zwrócił się do mnie. – Koleżanka, silna Polen, ja, silna! Ty też silna? Energisz Cigenerin .
Podszedł do mnie i zaczął osłuchiwać.
-Mangel kencajchnend Gemurmel - zawołał radośnie. – U mojej też nie mam zmian. Zachorowanie nie nastąpiło. Jak ci na imię Cigenerin?
- Mala – odpowiedziałam posłusznie. Lekarz wydawał się być bardzo zadowolony.- Gut Cigenerin – pochwalił. – Gut Polen, Gut Cigenerin!
Dostałyśmy kolejną dawkę i znowu zostawili nas na kilka dni. Johann też jeszcze żył, słyszałyśmy jego krzyki. Następnego dnia dołączyły do szpitalnej izby kolejne dwie kobiety. Polka i Żydówka z Łodzi. Johann wciąż krzyczał, nie wiedziałam, co mu robili, musiał jednak odczuwać bardzo silny ból, jego krzyk był z każdym dniem słabszy. Jednak najważniejsze, że wciąż żył. On oficer niemiecki podzielił nasz los, chciałam mu pomóc, ale, co mogłam zrobić ja aspołeczny wyrzutek z Czarnym trójkątem na piersi, cygański pomiot jak mówili esesmani.
Po następnych dniach spokoju, znowu musiałyśmy przejść badania, tym razem prześwietlili mnie i Jadzię, nadal nie zachorowałyśmy. Zdziwienie i podziw zaowocowały lepszymi warunkami. Nie wiązano nas już pasami. Nowe pacjentki zapadły na gruźlicę, podano im lekarstwa mające zatrzymać dopiero wywołaną chorobę.
Każdego dnia wołałam Johanna, odpowiedział mi zaledwie kilka razy. Wiedziałam, że coś złego z nim robią. Jadzia na szczęście też była zdrowa.
Doktor Vetter znów przyszedł w asyście tamtych dwóch i powiedział coś do Entressa. Podeszli do Jadzi:
- Silna Polen, wraca do pracy. Gut Frau! – poklepał ją po plecach i nakazał przebrać się w rzucony na łóżko pasiak. Wszyscy trzej podeszli do chorych więźniarek.
Jadzia podeszła niepostrzeżenie do mnie, poprosiłam ją, aby nigdy nie zapomniała o mnie i Johannie. Chciałam, aby opowiedziała o naszej miłości, która zrodziła się w obozie i w obozie została bestialsko zakończona. Jadzia była prawdziwą przyjaciółką, przysięgła, że jeśli przeżyje znajdzie tą funkcyjną, która nas zdradziła.
Zabrali ją z powrotem. Ja zostałam w szpitalu. Kilka kolejnych badań, ciągle nie wykryli u mnie oznak choroby. Polka tymczasem dusiła się od kaszlu, leki nie działały. Vetter oczekiwał na nowy lek z fabryki farmaceutycznej. Tym razem przyszedł tylko jeden, obydwie kobiety dostały krwotoku. Słyszałam jak rozmawiał przez telefon stojący w dyżurce. Zabrakło fenolu, obie miały, zatem otrzymać śmiertelny zastrzyk z benzyny.
Przeniesiono mnie wreszcie do izolatki, w której od wielu dni przetrzymywano Johanna. Zobaczyłam go wtedy pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Gdyby nie te jego błękitne oczy i cudownie łagodny głos, nie poznałabym go. Opuchnięta twarz, rozcięty łuk brwiowy, złamany nos, mój Johann wyglądał jak jedna wielka krwawa rana. Kazali mi usiąść w fotelu, czekaliśmy na przybycie innych lekarzy. Najpierw miałam przejść badanie ginekologiczne, musieli zyskać pewność, że aspołeczna cygańska świnia nie wyda na świat aryjskiego potomka. Następnie Johann miał zdecydować o umieszczeniu mnie w bloku dwadzieścia cztery w Puffie, czyli obozowym domu publicznym.
Mój Johann odmówił, pomimo bicia, wyzwisk, sadzania na odwrotnej części drewnianego stołka, mój Johann odmówił.
Zabrali nas. Blok numer trzydzieści stacja sterylizacji rentgenowskiej. To był nasz wspólny przystanek. Mnie posadzono na fotelu podobnym do zwykłego fotela na biegunach, Johann leżał na leżance przypięty pasami. Rozpoczęło się naświetlanie mające na celu, pozbawienie nas możliwości posiadania dzieci. Johann jęczał coraz ciszej, a na jego podbrzuszu powiększała się krwawa rana. Widziałam jak umiera, długo, powoli. Błagałam Boga, aby już pozwolił mu odejść. Johann czekał na mnie. Dlaczego nie mogłam odejść razem z nim. Nie zabiła mnie gruźlica, promienie rentgena wywołały tylko niewielkie oparzenia.
- Johann, podaj mi rękę – krzyczałam, gdy błękit oczu tracił barwę, a każde słowo brzmiało jak bulgot. Miękkie dotąd dłonie stawały się zimne poczynając od palców. Moja nadzieja konała na wąskiej leżance trzymając mnie za rękę.
Prosił o wybaczenie. Nie zamknął oczu, a ja nie mogłam tego zrobić dla niego. Odszedł.
Kilka poranków i zmroków, on wciąż leżał. Nieruchome źrenice wbijały się we mnie, w zasadzie nie miał już źrenic. Błękit nie był już błękitem, szarość. Myślałam, że kolory uciekają z człowieka wraz z ostatnim westchnieniem. Oznaka śmierci – bezbarwność.
Kamień pozostaje, gdy duch ulatuje w nieznane. Jaki twardy, a może to chłód jego ciała sprawiał takie wrażenie.
Nie wiem ile dni minęło nim weszli ponownie. Nikt nie pytał o zgodę, zostałam zabrana. Kąpiel, czysta bielizna. Puff – blok dwadzieścia cztery.
Wokół mnie zbiegły się pracujące tam dziewczęta, pierwszy raz miały w swojej ekipie Cygankę. Tak bardzo chciało mi się spać. Ciekawe, co zrobili z Jadzią?
Klientami byli wbrew pozorom niekoniecznie Niemcy, więźniowie równie chętnie korzystali z usług obozowego burdelu. Miałam nadzieję, że żaden z esesmanów nie zechce uciech z aspołecznym wyrzutkiem. Oni nie skalają swojej aryjskiej krwi brudnym, romskim pomiotem. Jaka naiwność we mnie wówczas żyła. Zadowalali się każdą kobietą i jej pochodzenie nie miało dla nich większego znaczenia.
Wciąż nie miałam żadnych wieści o Jadzi. Z dnia na dzień, rozrastała się siatka szpiegowska. Dziewczyny stały się łączniczkami więziennego ruchu oporu.
Miałam nadzieję, że to miejsce zapewni mi namiastkę bezpieczeństwa. Tego dnia ponownie stanęli przede mną. Kolejna wędrówka między barakami, spojrzenie na kominy wystające nad porastające druty, krzaki i powrót do obozowego szpitala. Rentgen wciąż nie wykazywał zmian, a i sterylizacja nie uczyniła mnie bezpłodną. Stałam się cennym obiektem, taki nowy, dobrze odżywiony szczur laboratoryjny. Vetter poklepał mnie po ramieniu jak różowego prosiaka.
- Nieśmiertelny Ciganerin – zaśmiał się. – Ja, nieśmiertelny!
Jeden z żołnierzy pchnął mnie w stronę pokoju, z którego dopiero łaskawie mnie uwolniono. Znowu ten sam fotel, brudna leżanka i drażniący nozdrza zapach śmierci. Tylko Johanna już nie było. Ciemność wcale nie była straszna, cisza nie przerażała. Co jakiś czas odwiedzał mnie któryś z żołnierzy i pomimo, że opuściłam przecież pokój uciech, brał mnie jak nadgryzione wcześniej ciastko. Tak, przestało mi to sprawiać różnicę. Nie potrafiłam już się bronić, czy choćby protestować. Człowiek czasem zamienia się w bezduszny kawałek mięsa.
Czasem, podrzucono mi kromkę chleba, od dłuższego czasu nie dostawałam porcji żywnościowych. Każdy darowany mi kęs pochłaniałam bez żadnej zwłoki, nie bawiłam się w rozdrabnianie kilkoma pozostałymi zębami.
Tak, powierzono mi kolejną misję. Ja, odporna Cyganka, miałam pokazać obozowym badaczom, ile czasu jestem w stanie wytrwać bez jedzenia.
2
Co mi przeszkadzało:
1. Interpunkcja, a raczej jej brak lub złe wykorzystanie. Zdania bez odpowiedniego podzielenia tracą swój sens. Popracuj nad tym.
"Wasyl mówił, że to największe wojenne odznaczenie. Krzyż Żelazny a wstążka, na której go nosił miała barwy ich flagi."
Wasal mówił, że to największe wojenne odznaczenie, Krzyż Żelazny. Wstążka, na której go nosił, miała barwy ich flagi.
2. Częściej wykorzystuj kropki - tekst nabierze emocji i bedzie przejrzystszy.
"Za późno, powoli podchodził do kuzyna i złapał go z całej siły za włosy, to było straszne, najpierw jeden cios w twarz i biedak wraz z krwią wypluł zęby, drugie uderzenie i trzask łamanej kości, już nie patrzyłam."
Za późno. Powoli podszedł do kuzyna i złapał go z całej siły za włosy. To było straszne! Jeden cios w twarz i biedak wraz z krwią wypluł żeby. Drugie uderzenie i trzask łamanej kości. Dalej nie patrzyłam…
3. Budowa zdań.
Budujesz nielogiczne, skomplikowane, niezgrabne zdania. Kilka przykładów:
"Natalia przebudziła się, wciąż tkwiła na kanapie, a obok niej leżał zeszyt"
a porównaj z tym:
Natalia przebudziła się, potarła zaspane oczy, rozejrzała dookoła. Wciąż tkwiła na kanapie. Obok leżał zeszyt.
albo
Gdy Natalia się obudziła, spostrzegła, że wciąż tkwiła na kanapie. Obok niej leżał zeszyt.
"Coś się zmieniło, zauważyła to idąc jak każdego ranka do pracy. Już nie przyglądała się przechodniom z podejrzliwością, przestała też zadawać to samo pytanie."
Czytelnik czytając takie zdanie, czuje się zagubiony. Coś się zmieniło - idzie do pracy - dopiero teraz dowiaduje się, co konkretnie.
moja wersja
Idac jak każdego ranka do pracy, zauważyła, że coś się zmieniło. Już nie przyglądała się przechodniom bla bla...
4. Akapity!
"Wciąż nie miałam żadnych wieści o Jadzi. Z dnia na dzień, rozrastała się siatka szpiegowska. Dziewczyny stały się łączniczkami więziennego ruchu oporu."
Wciąż nie miałam żadnych wieści o Jadzi.
Z dnia na dzień, rozrastała się siatka szpiegowska.
5. Kilka luźnych uwag...
"Pamiętam jego mundur był taki elegancki, a pachniało od niego fiołkami."
Od mężczyzny? Fiołkami?
"Odruchowo zerknęła na zegarek, który od lat nosiła. Zbliżała się piętnasta."
Idzie jak każdego ranka do pracy, wita się z podopiecznymi, czyta dwa krótkie fragmenty i – uwaga, uwaga, magia! – dochodzi piętnasta...
"Niemiec, wysoki w czarnym mundurze oficer."
Niemiec, wysoki, w czarnym oficerskim mundurze.
"Chciałam, aby opowiedziała o naszej miłości, która zrodziła się w obozie i w obozie została bestialsko zakończona."
Nie wspominałaś wcześniej o miłości. O dopiero tlącym się uczuciu tak, ale nie o miłości.
"więźniowie równie chętnie korzystali z usług obozowego burdelu."
Jakby to zależało od ich chęci...
Co mi się bardzo podobało:
To, jak na początku przedstawiasz obozową rzeczywistość: jak autentyczna, naiwna, zagubiona cyganka. Uwierzyłam w nią. Stworzyłaś przekonywujący klimat i postać.
Przyznam, że ze dwa razy miałam ochotę wyłączyć stronę, ale historia się obroniła, wciągnęła mnie. Naprawdę ciekawa.
I gratuluję wnikliwości i wiedzy. Kilka szczegółów z czystej ciekawości ‘wygooglowałam’ i się zgadzały.
1. Interpunkcja, a raczej jej brak lub złe wykorzystanie. Zdania bez odpowiedniego podzielenia tracą swój sens. Popracuj nad tym.
"Wasyl mówił, że to największe wojenne odznaczenie. Krzyż Żelazny a wstążka, na której go nosił miała barwy ich flagi."
Wasal mówił, że to największe wojenne odznaczenie, Krzyż Żelazny. Wstążka, na której go nosił, miała barwy ich flagi.
2. Częściej wykorzystuj kropki - tekst nabierze emocji i bedzie przejrzystszy.
"Za późno, powoli podchodził do kuzyna i złapał go z całej siły za włosy, to było straszne, najpierw jeden cios w twarz i biedak wraz z krwią wypluł zęby, drugie uderzenie i trzask łamanej kości, już nie patrzyłam."
Za późno. Powoli podszedł do kuzyna i złapał go z całej siły za włosy. To było straszne! Jeden cios w twarz i biedak wraz z krwią wypluł żeby. Drugie uderzenie i trzask łamanej kości. Dalej nie patrzyłam…
3. Budowa zdań.
Budujesz nielogiczne, skomplikowane, niezgrabne zdania. Kilka przykładów:
"Natalia przebudziła się, wciąż tkwiła na kanapie, a obok niej leżał zeszyt"
a porównaj z tym:
Natalia przebudziła się, potarła zaspane oczy, rozejrzała dookoła. Wciąż tkwiła na kanapie. Obok leżał zeszyt.
albo
Gdy Natalia się obudziła, spostrzegła, że wciąż tkwiła na kanapie. Obok niej leżał zeszyt.
"Coś się zmieniło, zauważyła to idąc jak każdego ranka do pracy. Już nie przyglądała się przechodniom z podejrzliwością, przestała też zadawać to samo pytanie."
Czytelnik czytając takie zdanie, czuje się zagubiony. Coś się zmieniło - idzie do pracy - dopiero teraz dowiaduje się, co konkretnie.
moja wersja
Idac jak każdego ranka do pracy, zauważyła, że coś się zmieniło. Już nie przyglądała się przechodniom bla bla...
4. Akapity!
"Wciąż nie miałam żadnych wieści o Jadzi. Z dnia na dzień, rozrastała się siatka szpiegowska. Dziewczyny stały się łączniczkami więziennego ruchu oporu."
Wciąż nie miałam żadnych wieści o Jadzi.
Z dnia na dzień, rozrastała się siatka szpiegowska.
5. Kilka luźnych uwag...
"Pamiętam jego mundur był taki elegancki, a pachniało od niego fiołkami."
Od mężczyzny? Fiołkami?
"Odruchowo zerknęła na zegarek, który od lat nosiła. Zbliżała się piętnasta."
Idzie jak każdego ranka do pracy, wita się z podopiecznymi, czyta dwa krótkie fragmenty i – uwaga, uwaga, magia! – dochodzi piętnasta...
"Niemiec, wysoki w czarnym mundurze oficer."
Niemiec, wysoki, w czarnym oficerskim mundurze.
"Chciałam, aby opowiedziała o naszej miłości, która zrodziła się w obozie i w obozie została bestialsko zakończona."
Nie wspominałaś wcześniej o miłości. O dopiero tlącym się uczuciu tak, ale nie o miłości.
"więźniowie równie chętnie korzystali z usług obozowego burdelu."
Jakby to zależało od ich chęci...
Co mi się bardzo podobało:
To, jak na początku przedstawiasz obozową rzeczywistość: jak autentyczna, naiwna, zagubiona cyganka. Uwierzyłam w nią. Stworzyłaś przekonywujący klimat i postać.
Przyznam, że ze dwa razy miałam ochotę wyłączyć stronę, ale historia się obroniła, wciągnęła mnie. Naprawdę ciekawa.
I gratuluję wnikliwości i wiedzy. Kilka szczegółów z czystej ciekawości ‘wygooglowałam’ i się zgadzały.
3
dzięki za poczytanie. Wyjaśnię z godziną 15. Chodziło o ukazanie, że ten dzień spędziła tylko na czytaniu. Nie zrobiła nic. Czytała a czas płynie i płynie.
Oficer pachnący fiołkami - celowy zabieg. To właśnie ten niecodzienny jak na mężczyznę zapach przyciągnął dziewczynę.
Wersja robocza więc interpunkcja i inne u mnie rzecz oczywista.
Nad kilkoma wytkniętymi błędami pomyślę, raczej miałaś rację.
Oficer pachnący fiołkami - celowy zabieg. To właśnie ten niecodzienny jak na mężczyznę zapach przyciągnął dziewczynę.
Wersja robocza więc interpunkcja i inne u mnie rzecz oczywista.
Nad kilkoma wytkniętymi błędami pomyślę, raczej miałaś rację.
4
Wszystkie formalne sprawy są do poprawienia oczywiście, natomiast co treści z pamiętnika... wstrząsające. Skupiłam się właśnie na nich i czytając niewiele mi przeszkadzało w lekturze. Odpowiadał mi styl refleksji skontrastowany z okrutnymi faktami z życia obozu śmierci, gdzie wszystkie wartości przestają mieć znaczenie, a jednak ... miłość, tutaj w całkiem nowym wydaniu, jest po prostu wzruszającą miłością.
Lektura b. interesująca, wciągająca.
Lektura b. interesująca, wciągająca.
5
idąc rankiem do pracy - bo można pomyśleć, że jednak się nic nie zmieniło, skoro zauważyła to jak każdego ranka...Coś się zmieniło, zauważyła to idąc jak każdego ranka do pracy.
"Tak musi być - słyszała samą siebie"„Tak musi być”. – Słyszała samą siebie.
przy czym tu jest aliteracja.
scena znikąd - warto wprowadzić czytelnika w te słowa - pokazać, co i jak.- No to dzieciaki, kto ma jakiś pomysł na dziś? – zawołała radośnie na powitanie.
to powinno znaleźć się w narracji - nie możesz różnych wypowiedzi (tu dwie lub więcej) wepchać do jednej linijki dialogowej.-Ja, ja – przekrzykiwała się gromadka.
Jesli spojrzeć, co tu mamy to wyjdzie, że nic - uwiera brak wprowadzenia, o którym pisałem wcześniej. nagle są dwie osoby (które dostrzega równie nagle) i stolik. Gdzie to się dzieje?Przy stoliku Natalia dostrzegła siostry, siedziały cichutko, a starsza z nich trzymała w ręku książkę. Zbliżyła się do dziewczynek.
wiadomo, kto mówi i kto wzruszył ramionami - zbędne. Poza tym, narracja dotyczy gestu, więc z dużej litery.- Skąd mam wiedzieć? – dziewczynka wzruszyła ramionami.
W tej scenie przechodzisz na tę osobę, która otwiera - więc nie dziewczynka. Tytuł powinien znaleźć się także w tej linijce. Poza tym, brakuje tu przejścia tłumaczącego, że zaczyna czytać. W ogóle, piszesz skrótami - takie mam wrażenie.Otworzyła zniszczoną okładkę, to nie była książka. Przed dziewczyną leżał stary dziennik, spisany ręcznie zatytułowany
bratać z psami?!Kazali wysiadać, nie wiedziałam, po co im było tyle psów, nikt z naszych nie zamierzał się z nimi bratać.
Trzy rzeczy są złe - niestety, to wszystkie trzy rzeczy jakie tutaj znalazłem, czyli cały prezentowany fragment:
Wprowadzenie do historii:
Widać całkowity brak pomysłu na plastykę, pokazanie bohaterów, miejsc, uczuć i emocji. Napisałaś takie skróty, że bije z nich suchość i płynie dezinformacja. Tym więszka, gdy narrator sam nie wie, co dziewczynka trzyma (raz jest to książka, raz zeszyt). Po tych suchych faktach nadchodzi...
Pamiętnik:
Nie jest to pamiętnik, a książka. W pamiętniku nie przeczytałbym takich detali, które opisujesz (narracja, dialogi, i tona innych, książkowych rzeczy) tylko czytałbym wspomnienia i przemyślenia. Poza tym, początek pamiętnika jest nazbyt chaotyczny - jeśli ktoś go spisał, dajmy na to, od pierwszego dnia pobytu w obozie, informacje byłyby bardziej precyzyjne, a nie pełne niedomówień, które prezentujesz.
Brak połączenia:
Jest historia i historia. Czyli dwie historie, prawda? Nic je nie łączy - w żaden sposób nie próbujesz zbudować płynnego przejścia pomiędzy bohaterką czytającą a tekstem czytanym, tylko rzucasz raz jakąś scenę z nią, żeby nagle pokazać kolejny fragment pamiętnika.
Te trzy rzeczy, niestety będące całym tekstem, nie współgrają ze sobą. Miałem trudne chwile z określeniem, co jest tu ważniejsze, czas teraźniejszy czy historia z pamiętnika. natomiast pomysł bardzo ciekawy (aczkolwiek podobnych książek się naczytałem od groma), zawsze warty uwagi, bo pokazuje ludzką naturę, albo inaczej - ludzkie demony. Mimo wszystko, braki warsztatowe: nieumiejętne zapisywanie myśli, przeplatania wątków, pokazywanie scen mających wprowadzić mnie lub też przeprowadzić od jednej historii do drugiej - bija w oczy. Całość zalatuje bardziej stylem historycznym, niż prozą.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
6
dzięki marti, dzięki. Jak zawsze pomocne bardzo uwagi.
[ Dodano: Wto 03 Sie, 2010 ]
*Marti - przepraszam
[ Dodano: Sro 04 Sie, 2010 ]
dla wyjaśnienia tylko podam, że jest to kontynuacja wcześniej wstawionego fragmentu, który nie wiem z jakiej przyczyny znalazł się w pełnych opowiadaniach. Nie wprowadzam więc na nowo postaci, które już wcześniej wprowadzałam. Podam może linki do poprzednich części.http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=8277
i jeszcze wcześniejszy fragment:http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=7508
zresztą ten pierwszy do tej pory niezweryfikowany
[ Dodano: Wto 03 Sie, 2010 ]
*Marti - przepraszam
[ Dodano: Sro 04 Sie, 2010 ]
dla wyjaśnienia tylko podam, że jest to kontynuacja wcześniej wstawionego fragmentu, który nie wiem z jakiej przyczyny znalazł się w pełnych opowiadaniach. Nie wprowadzam więc na nowo postaci, które już wcześniej wprowadzałam. Podam może linki do poprzednich części.http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=8277
i jeszcze wcześniejszy fragment:http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=7508
zresztą ten pierwszy do tej pory niezweryfikowany

7
Pogrubione, to powtórzenie. Unikaj określania dwóch różnych podmiotów tak podobnie, bo możesz zmylić czytelnika.Dziewczynka przesunęła znalezisko w stronę opiekunki. Otworzyła zniszczoną okładkę, to nie była książka. Przed dziewczyną leżał stary dziennik, spisany ręcznie zatytułowany
Generalnie, w zaznaczonym fragmencie pokręciłaś, jeśli idzie o podmiot właśnie. Dość często też używasz przecinka zamiast kropki i odwrotnie. Popatrz:
Dziewczynka przesunęła znalezisko w stronę opiekunki, która otworzyła zniszczoną okładkę. To nie była książka, tylko stary, spisany ręcznie dziennik, zatytułowany.
A tu brak przejścia z czynności wykonywanej przez bohatera, do retrospekcji, do dziennika. Po tytule powinna być wzmianka, że zaczęła czytać, nie zwracając już uwagi na dzieci, czy cokolwiek, bo wychodzi, że całość, która jest kursywą, to tytuł.była książka. Przed dziewczyną leżał stary dziennik, spisany ręcznie zatytułowany
„Powrócić do żywych”
I przywieźli nas. Ojciec mówił, że nie będzie tu gorzej niż w taborze.
Hm? Nie rozumiem tej metafory. Gdyby była wzmianka o ucieczce, to ‘psy’ byłyby usprawiedliwione, ale bratanie? Chyba użyłaś skrótu myślowego.Kazali wysiadać, nie wiedziałam, po co im było tyle psów, nikt z naszych nie zamierzał się z nimi bratać.
Sporo w tym tekście błędów ortograficznych, interpunkcyjnych i składniowych, ale to co najbardziej mnie raziło, to nielogiczność i niespójność wypowiedzi Cyganki. Język jakiego używała sprawił, że stała się niewiarygodna. Nie wiem czy zwróciłaś uwagę na to, jak wyrażała się na początku – z prostotą i prostolinijnością, a w miarę, jak rozkręcała się akcja, używała słów i zwrotów zdradzających wykształcenie, albo co najmniej oczytanie. Jako że był – jest to pamiętnik, nie dziennik, spisywany był później, więc poziom wypowiedzi powinien być stały.
Fabularnie też nie zachwyca. Naiwny i nie wzbudził we mnie emocji, o które ci chodziło. Cały odcinek przed zwierzeniami też wymaga dopracowania, bo jest nieco zbyt infantylny.
Czytałam wcześniejsze części i podobały mi się nieco bardziej.
Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.