31

Latest post of the previous page:

Ja bym skupił się właśnie na tych aspektach pisarstwa, które nie są bezpośrednio związane z samym procesem twórczym. Wyszukiwanie materiałów źródłowych, relacje z wydawcami, postępowanie z redaktorem, promocja własnej twórczości. Co do pracy nad tekstem, to tu raczej nie powinno nikomu pokazywać się jedynej właściwej ścieżki, bo w konsekwencji doprowadzi to do utarcia się "jedynej słusznej" metody pisania z niewielkimi tylko odchyleniami w ramach preferencji autora. Ja osobiście nie odważyłbym się edukować jakiegoś dobrze rokującego żółtodzioba, nawet, gdybym miał ku temu pełne kompetencje - zwłaszcza wtedy.

32
Misiael pisze:Wyszukiwanie materiałów źródłowych, relacje z wydawcami, postępowanie z redaktorem, promocja własnej twórczości.
To takie ciekawostki raczej są, warsztaty pisarskie to jednak coś innego.
Misiael pisze:Co do pracy nad tekstem, to tu raczej nie powinno nikomu pokazywać się jedynej właściwej ścieżki, bo w konsekwencji doprowadzi to do utarcia się "jedynej słusznej" metody pisania z niewielkimi tylko odchyleniami w ramach preferencji autora.
Ale jest jedynie słuszna ścieżka jeśli chodzi o używanie literackiego języka polskiego. Należy ją znać, nawet ( a może - przede wszystkim) wtedy, gdy chcemy pójść w stronę eksperymentów formalnych.
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não

33
Misiael pisze:Co do pracy nad tekstem, to tu raczej nie powinno nikomu pokazywać się jedynej właściwej ścieżki
Niech wyważa otwarte drzwi?
Victory is mine!

34
Misiael pisze: Co do pracy nad tekstem, to tu raczej nie powinno nikomu pokazywać się jedynej właściwej ścieżki, bo w konsekwencji doprowadzi to do utarcia się "jedynej słusznej" metody pisania
Są trzy "metody":

1) uznajemy że coś jest normą językową i dostosowujemy do niej tworzoną literaturę

2) uznajemy że normą jest to jak mówi większość i mówiąc obrazowo norma ma się dostosować do wszelakiej bazdgraniny.

3) uznajemy się za geniusza i normą jest nasza bazgranina. A jak ktoś coś nieśmiało miauknie to mu wyjaśniamy ustami usłużnych krytyków że to genialny nowatorski eksperyment.

Jestem wyznawcą opcji pierwszej. Wkurza mnie chamienie, spłycenie, zanik słów i ogólna degeneracja języka polskiego. I tego będę wymagał od kursantów. Sorry. Moje ZOO - mój regulamin.

35
Andrzej Pilipiuk pisze:Jestem wyznawcą opcji pierwszej. Wkurza mnie chamienie, spłycenie, zanik słów i ogólna degeneracja języka polskiego.
Właśnie, wkrótce nasz język zostanie ograniczony do minimum. Kilka wyświechtanych zwrotów i prostackie, chamskie odzywki będą stanowić język pisany.
A przecież nie na darmo literaturę zwą piękną
http://atl-niekadyjestrainmanem.blogspot.com/

36
Andrzej Pilipiuk pisze:1) uznajemy że coś jest normą językową i dostosowujemy do niej tworzoną literaturę

2) uznajemy że normą jest to jak mówi większość i mówiąc obrazowo norma ma się dostosować do wszelakiej bazdgraniny.
Jestem wyznawcą opcji pierwszej. Wkurza mnie chamienie, spłycenie, zanik słów i ogólna degeneracja języka polskiego. I tego będę wymagał od kursantów. Sorry. Moje ZOO - mój regulamin.
Andrzeju, to dla mnie ważne co piszesz, wiec mam pytanko.

Co z dialogami?
Faktem jest, ze język się degeneruje, co wie każdy kto przysłucha się ludziom rozmawiającym np. na przystanku. Z drugiej strony są pewne normy językowe, których wypada przestrzegać.

Jakiś czas temu rozmawiałem z Kubą Ćwiekiem i mówił, żeby dialogi pisać tak, jak ludzie autentycznie rozmawiają, np. urywać wypowiedzi w środku, przeklinać, wstawiać niewiele znaczące zwroty w stylu "no wiesz", itp. Czyli tak, jak gada większość Polaków. Ale to się kłoci z Twoim pkt. 1. Jak daleko wg ciebie można się tutaj posunąć i gdzie jest granica? Kiedy wiesz, że przeholowałeś?
Leniwiec Literacki
Hikikomori

37
Heh...

Ja wciąż jestem zdania, że wszelkie warsztaty pisarskie są wręcz szkodliwe - zwłaszcza prowadzone przez kogoś, kto pisanie książek przyrównuje do lepienia garnków. Wyznaję zasadę, że pisania powinno uczyć się od naszych ulubionych autorów, rozpracowując ich teksty, analizując "jak to jest zrobione", podpatrując ciekawe metafory, celne porównania. Ale to zaledwie początek, bo trzeba się jeszcze mocno edukować w dziedzinie kultury i popkultury, na bieżąco śledząc jej dokonania - nie tylko książki, ale i filmy, gry oraz powszechnie olewane i bagatelizowane komiksy. Należy szukać w nich tych elementów, które uważamy do świetne, idealne, doskonałe i z nich składać tratwę, na której podryfujemy na głębsze wody.
Andrzej mówi "zrób tak". Jakiś uczniak zrobi inaczej. Andrzej przyjdzie i poprawi na "tak" i zacznie wykładać, dlaczego tak, a nie inaczej. I wszyscy uczniowie będą już od teraz pisać "tak". Aż pewnego dnia ktoś spoza takiej pisarskiej akademii odważy się zrobić "inaczej" i okaże się, że znudzeni "tak" czytelnicy uznają "inaczej" za powiew świeżości, za coś nowego, lepszego, ciekawszego.
Absurd? W Ameryce, w latach 80-tych, nastąpił krach na rynku komiksowych - czytelnicy mieli serdecznie dosyć schematycznych opowiastek o walczących ze złem bohaterach w rajtuzach. Amerykańscy scenarzyści nie potrafili wykrzesać z siebie nic odmiennego, ponieważ przez lata dostosowywali się do gustów czytelników. Rynek byłby upadł, gdyby nie ewenement - napływ angielskich scenarzystów, którzy odświeżyli superbohaterów, nadali im ludzkie rysy, zaczęli tworzyć mroczne, brutalne, niejednoznaczne postaci, wprowadzili inny sposób kreacji bohaterów, inny sposób pisania. Dzisiaj ich pozycje to dzieła kultowe, a takie nazwiska jak Neil Gaiman, Garh Ennis, Warren Ellis czy Mark Millar są znane każdemu miłośnikowi powieści graficznych.
Tworzenie schematów to najgorsze, co może spotkać literaturę. Popatrzcie na fantasy - Tolkien wyświadczył temu gatunkowi niedźwiedzią przysługę, na długie dekady zabił kreatywność pisarzy fantastyki, skazując czytelnika na klony "Władcy Pierścieni".
Inaczej pisze Orson Scott Card, inaczej Jacek Dukaj, inaczej Terry Pratchet. Gdyby tej trójce od małego wbijano do głowy jeden schemat, żadnej z ich książek nie dałoby się czytać.

38
Misiael pisze:Wyznaję zasadę, że pisania powinno uczyć się od naszych ulubionych autorów, rozpracowując ich teksty, analizując "jak to jest zrobione", podpatrując ciekawe metafory, celne porównania. Ale to zaledwie początek, bo trzeba się jeszcze mocno edukować w dziedzinie kultury i popkultury, na bieżąco śledząc jej dokonania - nie tylko książki, ale i filmy, gry oraz powszechnie olewane i bagatelizowane komiksy.
Ale tak to się właśnie robi w szkole pisania. Uczysz się w niej na co zwracać uwagę u innych, jak wybebeszać cudze dzieła, jak podpatrywać i ewentualnie stosować czyjeś patenty. Nie sądzę, żeby to była szkoła klonów Pilipiuka. ;)

[ Dodano: Pią 20 Sie, 2010 ]
Stąd ten nacisk na osoby mające na koncie konkretniejszy dorobek. Oni nie jedna książkę nie tylko napisali, ale również i rozbebeszyli. Wiedzą na co zwracać uwagę.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

39
Misiael, nie mogę się do końca zgodzić. Tak, oryginalność, świeżość, twórcza inwencja - to wszystko jest potrzebne w literaturze, tak samo jak w innych dziedzinach kultury. Ale żeby MÓC być oryginalnym w literaturze, trzeba najpierw zobaczyć, co to w ogóle jest ta literatura. Żeby móc eksperymentować i bawić się językiem, trzeba najpierw zobaczyć, czym jest ten język i jakie reguły nimi rządzą. Wbrew temu, co wołają niektórzy postmoderniści - język OPISUJE jakąś rzeczywistość (choćby i zupełenie fikcyjną), trzeba zatem poznać, jak to robi. Porównanie: młodemu architektowi nie trzeba (a pewnie i nawet nie powinno się) wtłaczać do głowy, że jedynie słusznym stylem architektonicznym jest neoklasycyzm. Ale trzeba go nauczyć podstaw projektowania i konstruowania budynków oraz organizowania przestrzeni, bo inaczej zaprojektuje dom, który zawali się wszystkim na głowy. I choćby był nawet super-hiper-megaoryginalny, to i tak - bez tej wiedzy - będzie jedynie pośmiewiskiem, nie architektem. Języka trzeba nauczyć się używać. A później można nawet mega eksperymentować.

Poza tym, chyba nie wierzysz, Misiael, że początkujący pisarz o skonkretyzowanej wizji swojej twórczości i naprawdę nowatorskich pomysłach da się od tego odciągnąć po uczęszczaniu na warsztaty? Jeśli by się dał, to kiepsko świadczyłoby to o nim, nie o warsztatach.

I jeszcze jedno - co masz do lepienia garnków ;)? Jeśli ktoś widział greckie wazy i amfory z okresu geometrycznego i klasycznego, nigdy nie odmówi garncarstwu pozycji prawdziwej sztuki. Szczerze mówiąc, na poziomie bardzo abstrakcyjnym - poziom artystyczny większości opowiadań, jakie piszą tacy młodzi, "oryginalni i innowatorscy", nawet się nie umywa do geniuszu takich antycznych garnków ;).

Pozdrawiam.
Wolność oznacza prawo do twierdzenia, że dwa i dwa to cztery. Z niego wynika reszta.

Jerzy Orwell, "Rok 1984"

40
Misiael pisze:Ja wciąż jestem zdania, że wszelkie warsztaty pisarskie są wręcz szkodliwe - zwłaszcza prowadzone przez kogoś, kto pisanie książek przyrównuje do lepienia garnków.
Żadne warsztaty literackie nie nauczą Cię pisać tak, jak pisze prowadzący zajęcia. To niemożliwe. Wykładowca może co najwyżej przekazać podstawowe zasady, zademonstrować jak działają pewne "recepty", środki warsztatowe, to wszystko. Przypuszczam, że kilkadziesiąt innych osób przeprowadziłoby takie warsztaty równie dobrze jak Andrzej, a może i lepiej :) Tylko, że pozostaje kwestia - kto by na nie pojechał? W przypadku Andrzeja frekwencja jest raczej zapewniona. To kwestia nazwiska. Fakt, że większość przyszłych uczniów zapewne lubi teksty A.P. z pewnością nie zaszkodzi w procesie nauczania, ale myślę, że spokojnie mógłby skorzystać z tych warsztatów ktoś, kto na dźwięk nazwiska "Pilipiuk" dostaje wysypki :D Podstawy są podstawami, niezależnie od tego kto ich naucza. A takie warsztaty niczego więcej nie są w stanie nauczyć. Z drugiej strony to całkiem sporo, zaliczenie podobnego kursu może oszczędzić adeptom paru lat mordęgi. Co do "rzemieślniczych" porównań Andrzeja, to myślę, że po części to kontestacja wypowiedzi sfory "fachowców" bawiących się klockami "wybitny krytyk" :P Nie sądzę, aby przynajmniej kilka razy w życiu nie odczuł czegoś więcej poza rzemieślniczą satysfakcją, nie roztańczył pióra...
Misiael pisze: Wyznaję zasadę, że pisania powinno uczyć się od naszych ulubionych autorów, rozpracowując ich teksty, analizując "jak to jest zrobione", podpatrując ciekawe metafory, celne porównania.
Nikt Ci tego nie broni, co więcej - otrzymawszy dodatkową wiedzę "warsztatową", będziesz mógł robić to lepiej.
Misiael pisze: Tworzenie schematów to najgorsze, co może spotkać literaturę.
Wiesz, jest takie powiedzenie nihil novi sub sole... Fajnie jak ktoś wymyśli coś nowego, tyle, że w literaturze zdarza się to rzadko. Mamy sięgające ponad 2 tys. lat tradycje... Dzieło oryginalne nie musi koniecznie uciekać od schematów. Autor może te schematy wykorzystywać w sposób nowatorski czy wręcz bawić się nimi. Czytając entuzjastyczne recenzje na temat "nowatorskiego" i "nieschematycznego" pisania Iksińskiego czy Ygreka, często nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że recenzent/ krytyk kwiczy z zachwytu tylko dlatego, że ma bardzo duże braki w wykształceniu...
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

41
Roark pisze:Misiael, nie mogę się do końca zgodzić. Tak, oryginalność, świeżość, twórcza inwencja - to wszystko jest potrzebne w literaturze, tak samo jak w innych dziedzinach kultury. Ale żeby MÓC być oryginalnym w literaturze, trzeba najpierw zobaczyć, co to w ogóle jest ta literatura. Żeby móc eksperymentować i bawić się językiem, trzeba najpierw zobaczyć, czym jest ten język i jakie reguły nimi rządzą. Wbrew temu, co wołają niektórzy postmoderniści - język OPISUJE jakąś rzeczywistość (choćby i zupełenie fikcyjną), trzeba zatem poznać, jak to robi.
Toteż piszę - analizować dzieła swoich mistrzów. Wyciągać z nich to, co uważamy za najważniejsze.
Porównanie: młodemu architektowi nie trzeba (a pewnie i nawet nie powinno się) wtłaczać do głowy, że jedynie słusznym stylem architektonicznym jest neoklasycyzm. Ale trzeba go nauczyć podstaw projektowania i konstruowania budynków oraz organizowania przestrzeni, bo inaczej zaprojektuje dom, który zawali się wszystkim na głowy. I choćby był nawet super-hiper-megaoryginalny, to i tak - bez tej wiedzy - będzie jedynie pośmiewiskiem, nie architektem. Języka trzeba nauczyć się używać. A później można nawet mega eksperymentować.
Do chrzanu takie porównanie. Choćby dlatego, że architekturą rządzi matematyka, a literaturą nie - a nawet jeśli, z pewnością nie rządzi nią matematyk przestrzeni euklidesowej. :) I mówię ci to ja, matematyk z zamiłowania, który poległ na próbie stworzenia algorytmu dobrej powieści :)

Poza tym, chyba nie wierzysz, Misiael, że początkujący pisarz o skonkretyzowanej wizji swojej twórczości i naprawdę nowatorskich pomysłach da się od tego odciągnąć po uczęszczaniu na warsztaty? Jeśli by się dał, to kiepsko świadczyłoby to o nim, nie o warsztatach
.

Tyle, że tak naprawdę niewielu początkujących pisarzy ma jakąś skonkretyzowaną wizję swojej twórczości. Większość potencjalnych uczniów andrzejowej szkoły będzie ślepo podążała za przewodnikiem jak wszystkie stadne zwierzęta. Dlatego praca w kolektywie bardzo rzadko sprawdza się podczas pisania - ponieważ pisarze to zazwyczaj wielcy indywidualiści.
I jeszcze jedno - co masz do lepienia garnków ;)? Jeśli ktoś widział greckie wazy i amfory z okresu geometrycznego i klasycznego, nigdy nie odmówi garncarstwu pozycji prawdziwej sztuki. Szczerze mówiąc, na poziomie bardzo abstrakcyjnym - poziom artystyczny większości opowiadań, jakie piszą tacy młodzi, "oryginalni i innowatorscy", nawet się nie umywa do geniuszu takich antycznych garnków ;).
Garnek, a waza to dwie różne rzeczy. Kluczem jest tu raczej słowo "lepienie".

42
Misiael pisze:Do chrzanu takie porównanie. Choćby dlatego, że architekturą rządzi matematyka, a literaturą nie - a nawet jeśli, z pewnością nie rządzi nią matematyk przestrzeni euklidesowej. :) I mówię ci to ja, matematyk z zamiłowania, który poległ na próbie stworzenia algorytmu dobrej powieści :)
Nie, literaturą nie rządzą zasady ścisłe - ale językiem jako systemem już tak. I mówię ci to ja, polonista z zamiłowania, który niedawno doszedł do wniosku, że zasady językoznawstwa, a zwłaszcza gramatyki opisowej języka polskiego (obie rzeczy, czy się to komuś podoba, czy nie, pisarz musi chwytać, przynajmniej intuicyjnie), mają w sobie zdecydowanie więcej z nauk ścisłych niż z humanistycznych - co więcej, DA SIĘ opisać je w dużej mierze wzoremi matematycznymi ;).
Misiael pisze:Tyle, że tak naprawdę niewielu początkujących pisarzy ma jakąś skonkretyzowaną wizję swojej twórczości. Większość potencjalnych uczniów andrzejowej szkoły będzie ślepo podążała za przewodnikiem jak wszystkie stadne zwierzęta.
Powtarzam - tym gorzej to świadczy o tych "potencjalnych uczniach", nie o Andrzeju. Jeśli ktoś nie ma własnego rozumu i będzie bezkrytycznie przyjmował cudzy styl i każdą cudzą technikę - to nie mógłby zostać dobrym pisarzem, niezależnie od tego, czy chodziłby na jakieś warsztaty, czy też nie.
Misiael pisze:Garnek, a waza to dwie różne rzeczy. Kluczem jest tu raczej słowo "lepienie".
Waza to taki rodzaj garnka i tyle ;). I też lepili je garncarze. Poza tym - od kiedy bycie rzemieślnikiem wyklucza natchnienie, oryginalność i geniusz twórczy? Ja bym powiedział, że nie tylko nie wyklucza - ale wręcz jest koniecznym warunkiem dla zaistnienia takiego geniuszu ;).
Wolność oznacza prawo do twierdzenia, że dwa i dwa to cztery. Z niego wynika reszta.

Jerzy Orwell, "Rok 1984"

43
Na takich warsztatach tłumok się nie nauczy, ale też geniusz nie zgłupieje. Potencjalny pisarz geniusz nie będzie potrzebował takich warsztatów, bo pewne sprawy są w głowie - trzeba mieć pomysły, obycie w świecie, wiedzę, wyczucie czytelnika. A technika to kwestia wprawy. Tu na WM dużo się wspomina o technicznej stronie pisania - bez tego oczywiście ani rusz - ale to dopiero pierwszy krok.

Obserwując od roku niektórych użytkowników tego forum dochodzę do wniosku, że nawet jak zaczną pisać dobrze technicznie, to i tak nic im to nie pomoże - bo nie mają nic do powiedzenia. A przynajmniej nic co by mnie zainteresowało.

I tu jest problem - czy na warsztatach można nauczyć czegoś więcej niż techniki? Ja sądzę, że nie. Ale to oczywiście nie zmienia faktu, że warto posłuchać rad od bardziej doświadczonych i sprawdzić własną technikę. Przecież nie ze wszystkim trzeba się zgodzić :-)

Jak warsztaty będą w Krakowie, w rozsądnej cenie i po godzinach pracy, to ja się piszę.

Ale uważam, że PISARSTWA nikt nikogo nie nauczy.

44
I tu jest problem - czy na warsztatach można nauczyć czegoś więcej niż techniki?
Od biedy da się. Są sposoby rozwijania tzw. kreatywności. Najprostszy to bierzesz dwa całkowicie nie pasujące do siebie obiekty i tworzysz łańcuch przyczynowo skutkowy od jednego do drugiego. I czasami wychodzą fajne rzeczy. Uczy się tego też na warsztacie.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

45
Maladrill pisze:Ale uważam, że PISARSTWA nikt nikogo nie nauczy.
Zgadza się. Poza techniką ( umiejętnościami rzemieślniczymi) potrzebne są dwie rzeczy: talent i dojrzałość. Talent aby opowiadać lepiej niż inni, dojrzałość, aby mieć co opowiadać.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron