121

Latest post of the previous page:

padaPada pisze:Gówno prawda, czasami jest im nawet trudniej, bo nic nie potrafią
Spróbuj znaleźć pracę jako matematyk, fizyk, naukowiec, inżynier oprogramowania, czy nawet nauczyciel bez studiów. Powodzenia. Hobby to jedno, praca i specjalistyczne umiejętności - drugie. Pisać możesz się nauczyć samemu, podobnie prowadzić firmę, ale są dziedziny, w których fachową wiedzę zdobyć (i zweryfikować) można niemalże tylko poprzez studia. Rzucisz mi imię jakiegoś geniusza, który nauczył się czegoś w piwnicy i potem zadziwił świat? Ilu takich było?
Victory is mine!

122
Najśmieszniejsi są ludzie, którzy myślą, że jak tylko skończą studia i uzyskają jakiś tam papierek, to wszyscy pracodawcy będą się o nich bili :P . Jeśli ktoś myśli, że studia, same z siebie, powinny mu od razu zapawnić pewną, dobrze płatną pracę - to ten ktoś przegrał, zanim w ogóle zaczął.
Ta... to jest właśnie Polska, mistrzu... Tu po prostu za dużo ludzi idzie na studia. Moja mama zawsze mi opowiadała, że jak skończyła technikum (rok '75) to nie miała żadnego problemu ze znalezieniem dobrej pracy. Obecnie jest tak, że na studia idzie lwia cześć narodu, bo są potrzebne żeby mieć jakieś szanse na prace w ogóle, jeśli się nie ma zawodu i to najlepiej jakiegoś mechanika, albo coś z inżynierią.

Dlatego w Polsce chcę uniknąć studiów. Wolałbym się uczyć za granicą, bo tam coś studia znaczą.... :)
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]

123
Przeraża mnie wizji czteroletnich wakacji. To będzie bardzo niemiłe, ale mam nadzieje, że po prostu większość z was 'po studiach' to humaniści albo absolwenci nieciekawych uczelni. Nie mam w tym żadnego doświadczenia, ale modlę się, żeby tak było.

Ja to sobie wyobrażałam tak:
Przychodzę do domu, jem obiad, siadam do książek i zeszytów. Kończę cztery godziny później. Idę na spacer, jem, czytam, piszę, idę spać.
Wokół mnie geniusze, ciężko pracuję na każdą tróję, lista rzeczy do zrobienia nigdy się nie kończy.
Bardzo zawiodłabym się w przeciwnym wypadku, choć - nie kryję - boję się najbardziej wysokiego poziomu.
Dlatego w Polsce chcę uniknąć studiów. Wolałbym się uczyć za granicą, bo tam coś studia znaczą.... :)
Trochę przesadzasz. Studentów jest multum wszędzie.
Aczkolwiek też o tym myślałam. Nieźle mówię po angielsku (choć i tak zdecydowanie za słabo jak na naukę tam), więc przeglądałam (już dwa lata temu) oferty angielskich szkół. Jakoś Australia czy Ameryka wydają się daleko dlatego myślałam o Anglii. Da się.
Stypendia, kredyty studenckie, pracować w wakacje - dla zdolnych ludzi z zagranicy nie jest to niemożliwe.
Chciałam jednak spróbować w Polsce.

Jak ktoś podał pomysł od wieków planuję, że na emeryturze będę studiować jakiś ciekawy, kreatywny kierunek humanistyczny oraz pisać bestsellery. Po tym jak się zorientowałam, że lubię pisać i obserwacji środowiska uznałam, że to świetny pomysł. No chyba, że do tego czasu podniosą wiek emerytalny do 70 -tki.
oczywiście obok nas studiują też człowiekoidy których nie rozwinie nic i nigdy.
Dzięki nim nauczyciele doceniają pracowitość. To ich wkład w społeczeństwo. ;)

124
Kamila pisze: Kończę cztery godziny później.
Ale tak poza tym, to w domu wszyscy zdrowi?

Przepraszam, ale studia służą przede wszystkim jako pretekst, żeby wyrwać się z domu, poimprezować, zawiązać kilka znajomości bliższych i dalszych (eufemistycznie mówiąc), jakoś tam się opierzyć... Opieprzyć w sumie też :) Jeszcze w życiu mi się nie zdarzyło* uczyć się dłużej, niż półtorej godziny i to w całej mojej karierze jako uczeń i nie rozumiem takiego podejścia. Dla mnie osoby namiętnie ścigające się o oceny to potencjalni zawałowcy przed czterdziestką.

_____
*sesja to nie życie

125
Misiael pisze:nie rozumiem takiego podejścia
Co tu jest do rozumienia? Ktoś chce zostać specjalistą w jakiejś dziedzinie -> uczy się -> zostaje specjalistą/nie zostaje specjalistą. Naprawdę nie rozumiem, co tu jest do rozumienia. To, że się opieprzasz na studiach i to, że wszyscy twoi koledzy robią podobnie, wcale nie znaczy, że studia == zło a studenci == idioci. Chyba, że mówimy o kulturoznawstwie/etnologii/polonistyce czy innej Wyższej Szkole Konserwowania Powierzchni Płaskich ;)

Szkoła pisania - jeśli to komukolwiek pomoże (nawet Andrzejowi), to warto zrobić. Sam długo myślałem nad otworzeniem sklepiku z amuletami, środkami homeopatycznymi i suplementami diety i doszedłem do wniosku, że to bardzo dobry pomysł. Mógłbym pomóc wtedy przynajmniej (i co najwyżej) jednej osobie, hy hy hy.

A teraz serio: sądzę, że taka szkoła musiałaby uczyć konkretów. Rzeczy, których pokonanie w pojedynkę równa się 10 lat bezmyślnej, mozolnej harówki. Podobnie jak z matematyką, trudno jest się jej nauczyć samodzielnie na poziomie akademickim, tak samo z pisaniem - to długotrwały proces bicia/walenia głową w ścianę. Jeśli Andrzej za te 6 patyków (trochę sporo. Na początek lepiej zrobić rozeznanie za pomocą kursów-przynęt po niższych - "promocyjnych" - cenach.) faktycznie kogoś naprowadzi na odpowiednie tory, to będzie jego duży wkład w literaturę. Może nawet większy, jeśli by sam siedział i klepał powieści. Ale liczy się samodzielność i to podkreślam. Andrzej ma rację w jednym: trzeba wiercić dziurę przez długie lata, by ujrzeć światełko. I na tym powinieneś Andrzeju się oprzeć, wybrać te problematyczne elementy, które zajęły Ci najwięcej czasu do opanowania i próbować sporządzić dla nich rozwiązania. Skuteczne, nie - proste. Niech kursanci widzą, że czeka ich i tak dłuuuga droga - ale dzięki Tobie, krótsza o ten rok czy dwa ;)
Victory is mine!

126
padaPada pisze: A co do studiów - dobrze się zastanówcie przed ich wybraniem. W olbrzymiej większości nie są do niczego potrzebne, z punktu widzenia później wykonywanego zawodu. ;)
Ja już jestem pewna - idę na filologię angielską. Moja mama rozpytywała wśród ludzi o kierunki i większość mówiła, że filologia angielska jest dobra, bo potem będę miała wiele możliwości.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

127
Stewie pisze:Rzucisz mi imię jakiegoś geniusza, który nauczył się czegoś w piwnicy i potem zadziwił świat? Ilu takich było?
Człowieku - ośmieszasz się i to publicznie...
Dziesięciu wymienię od ręki i z pamięci.

T.A.Edison (relegowany ze szkoły w wieku bodaj 11-tu lat uznany za niedorozwiniętego. Ponad 1000 patentów.

A.Einstein - nie przebrnął przez egzaminy, na innym uniwersytecie zaczepił się jako wolny słuchacz.

St.Banach - nie zdołał ukończyć liceum - ale został profesorem politechniki Lwowskiej.

J.Szczepanik - po ukończeniu gimnazjum ukończył studium nauczycielskie. wielu wynalazków dokonał w okolicach krosna jako 21-letni belfer.

Ewa Curie (córka Skłodowskiej) - matka noblistka uznała że szkoła ogłupia i uczyła ją w domu.

Bil Gates (microsoft) i Steve Job (apple) - wykształcenie na poziomie naszego liceum.

Jan Wnęk - niepiśmienny geniusz z Odporyszewa zbudował lotnię w latach 70-tych XIX wieku był nią w stanie przelecieć ok 2 km. Niemcy magiczną granicę 100 m lotu ślizgowego pokonali w ...1911-tym.

Braci Wright - twórcy samolotu - synowie mechanika naprawiającego rowery, wykształcenie podstawowe.

Lew Termen chyba też - nie pamiętam.

128
shelion pisze: Ta... to jest właśnie Polska, mistrzu... Tu po prostu za dużo ludzi idzie na studia. Moja mama zawsze mi opowiadała, że jak skończyła technikum (rok '75) to nie miała żadnego problemu ze znalezieniem dobrej
przedwojenna matura jest więcej warta niż powojenne studia.
a powojenne studia pewnie więcej warte niż dziś doktorat...
Wolałbym się uczyć za granicą, bo tam coś studia znaczą.... :)
naiwniak...

129
Misiael pisze: Dla mnie osoby namiętnie ścigające się o oceny to potencjalni zawałowcy przed czterdziestką.
pogadamy zatem przed czterdziestką.
zgłoś się w 2029-tym.

130
Stewie pisze: sądzę, że taka szkoła musiałaby uczyć konkretów. Rzeczy, których pokonanie w pojedynkę równa się 10 lat bezmyślnej, mozolnej harówki.
dokładnie taki jest mój zamiar.
Na początek lepiej zrobić rozeznanie za pomocą kursów-przynęt po niższych - "promocyjnych" - cenach.) faktycznie kogoś naprowadzi na odpowiednie tory, to będzie jego duży wkład w literaturę.
ok. i tak najpierw trzeba skombinować lokal, założyć działalność i skalkulować ekonomicznie. Błe.
I na tym powinieneś Andrzeju się oprzeć, wybrać te problematyczne elementy, które zajęły Ci najwięcej czasu do opanowania i próbować sporządzić dla nich rozwiązania. Skuteczne, nie - proste. Niech kursanci widzą, że czeka ich i tak dłuuuga droga - ale dzięki Tobie, krótsza o ten rok czy dwa ;)
ok. tylko każdemu trochę co innego sprawia problem.

NAJWIĘKSZY PROBLEM KAŻDY MA W SWOJEJ GŁOWIE. w PSYCHICE. W BLOKADACH. z tym spróbuję powalczyć.

czy umiecie się przełamywać?

czytaliście "akwarium" Suworowa o szkoleniu ruskich szpiegów.
Sztuczka z krzesłem.

Bierzesz krzesło. Siadasz. Rozhuśtujesz się. Odbijasz nogami od podłogi i pierdut do tyłu.
Świadomie i na zimno.

Zabawa jest niemal zupełnie bezpieczna.
Uderzasz plecami - więc siła ciosu choć spora rozkłada się na dużej płaszczyźnie.
Głowę i tak instynktownie pochylisz do przodu wiec nie rąbniesz potylicą.

Długo nie mogłem w to uwierzyć.
Wziąłem krzesło i spróbowałem.
miałem 14 lat.

Przeżyłem. Okazało się ze to faktycznie nic takiego.

Człowiek boi się upadku w tył.
Przekroczenia granicy równowagi.

Po trzecim razie przestałem się bać.
Nie było czego.

To jak z gaszeniem świecy palcami.
(umiecie?)
Wygląda makabrycznie.
A to nic trudnego.

powtórzyłem ten numer w klasie. Mieliśmy ze 20 praskich leszczyków co to strugali wielkich kiziorów. Spękali wszyscy. Żaden nie odważył się tego powtórzyć.
(cóż książek to oni raczej nie czytali).

O co biega i po co to piszę?

Bo z pisaniem jest podobnie. Boicie się choć pisanie i wysyłanie niczym nie grozi.
Wy to i tak jesteście z tych odważniejszych. większość początkujących w ogóle nie zapisała sie na takie forum a jak sie zapisała to nic nie wysyła ;)

Czego się boicie?
Ten lęk jest (podobnie jak masa innych) irracjonalny.
Boicie się samego strachu.

Bo co. Wyślecie gdzieś i...
I najwyżej trafi do kosza.

Nie pobiją Was.
Nie wsadzą do pudła.
Nie zgwałcą.
nie zastrzelą.

Nawet jak się będą z wypocin śmiali to i tak się o tym nawet nie dowiecie bo nie raczą odpisać.

Nauczyciel może wam postawić lufę i zadzwonić do Rodziców.
Redaktor nawet tego nie.

*

Praca domowa

1) zapalcie świecę i zgaście łapiąc palcami za knot.

2) przewróćcie się do tyłu z krzesłem. Możecie za pierwszym razem rozłożyć gruby koc.

*

Tak wiem - sekciarskie pranie mózgu przez psychopatycznego guru.
Ale mimo wszystko spróbujcie.

W życiu przyda Wam się odrobina odwagi.

131
Serena pisze: Ja już jestem pewna - idę na filologię angielską. Moja mama rozpytywała wśród ludzi o kierunki i większość mówiła, że filologia angielska jest dobra, bo potem będę miała wiele możliwości.
w najgorszym razie będziesz dawać korepetycje kandydatom na zmywak.
może być z tego wcale niemały pieniądz. ;)

132
1) zapalcie świecę i zgaście łapiąc palcami za knot.
Ja zawsze to robię po kolędzie. To nic takiego, nawet przyjemne uczucie. ;)
Bo z pisaniem jest podobnie. Boicie się choć pisanie i wysyłanie niczym nie grozi.
Wy to i tak jesteście z tych odważniejszych. większość początkujących w ogóle nie zapisała sie na takie forum a jak sie zapisała to nic nie wysyła ;)

Czego się boicie?
Ten lęk jest (podobnie jak masa innych) irracjonalny.
Boicie się samego strachu.

Ja się nie boję i wysyłam teksty wszędzie, gdzie się da. Jednym to się podoba, innym nie.
I trudno.
Chyba wreszcie zrozumiałam, że choćbyśmy nie wiem jak cudownie pisali, zawsze, powtarzam: ZAWSZE znajdzie się ktoś, komu się nie spodobają nasze wypociny. Tak było, jest i będzie już zawsze.
Tak powiadam ja. :P

[ Dodano: Pon 23 Sie, 2010 ]
Andrzej Pilipiuk pisze: w najgorszym razie będziesz dawać korepetycje kandydatom na zmywak.
może być z tego wcale niemały pieniądz. ;)
W najgorszym razie będę, jak to określił kiedyś mój były, "bezrobotną z dyplomem" :P
Ale tak na poważnie - uparłam się na literaturę, ale tak po dłuższym namyśle stwierdzam, że to faktycznie mogłoby mi się przydać. Poza tym kocham język angielski, mam z niego same piątki i szóstki w szkole, całkiem sprawnie się nim posługuję, no i kto wie - może kiedyś uda mi się wyjechać na zawsze za granicę. A jako dodatkowy język wzięłabym sobie hiszpański, bo też kocham ten język :)

[ Dodano: Pon 23 Sie, 2010 ]
Mówiąc, że to może mi się przydać, mam na myśli oczywiście filologię angielską ;)
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

133
Jako absolwent tego jakże prestiżowego kierunku stwierdzam: nie ma lekko. Zdecydowana większość moich koleżanek i kolegów pracuje jako nauczyciele w państwowym bądź prywatnym systemie oświaty (do którego wliczam prywatne szkoły językowe). Jedyna powszechnie spotykana specjalność na anglistykach dająca jako takie perspektywy to translatoryka. No bo co to jest: literaturoznawca? Co to za zawód?

A nawet po translatoryce nie ma łatwo, bo konkurencja jest olbrzymia, a żeby być świetnym tłumaczem, trzeba mieć bardzo szczególną konstytucję psychiczną (na dzień dobry: analityczny umysł, systematyczność, punktualność i konsekwentne podejście do pracy). Oczywiście nie trzeba kończyć translatoryki, żeby być tłumaczem, ale to kolosalnie pomaga. Po specjalności nauczycielskiej - wiadomo, szkoła. Po literaturoznawczej: szkoła, ewentualnie dla paru wybrańców kariera uniwersytecka. Po językoznawstwie: jak wyżej. Oczywiście pozostaje znajomość języka jako taka, ale wtedy trzeba zdobywać doświadczenie na innych płaszczyznach, żeby móc się zaczepić w jakiejkolwiek innej pracy.

Na marginesie, taka osobista rada: same piątki i szóstki oraz umiłowanie języka angielskiego o niczym nie świadczą. Filologia angielska (zresztą każda filologia) to w bardzo małym stopniu nauka języka jako takiego. Rozbiór logiczny zdania, analizowanie poezji, metodyka nauczania języka, gramatyka praktyczna, gramatyka opisowa, fonetyka, gramatyka historyczna - to są tego typu rzeczy.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

134
Filologia angielska (zresztą każda filologia) to w bardzo małym stopniu nauka języka jako takiego. Rozbiór logiczny zdania, analizowanie poezji, metodyka nauczania języka, gramatyka praktyczna, gramatyka opisowa, fonetyka, gramatyka historyczna - to są tego typu rzeczy.
Mnie tam to pasi ;)

A w sumie też myślałam nad tym, czy by nie zostać tłumaczem. Kiedyś sobie wymyśliłam, że będę tłumaczyć książki z angielskiego na polski, hehe :P No, ale to się chyba raczej nie opłaca...
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

135
O, a to dlaczego? Mnie się opłaca, to dlaczego tobie miałoby się nie opłacać?
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

136
Andrzej Pilipiuk pisze:Człowieku - ośmieszasz się i to publicznie...
Dziesięciu wymienię od ręki i z pamięci.
Dziesięciu, dwudziestu, stu - to i tak wyjątki. Weź pierwszych lepszych inżynierów, czy naukowców przy jakimkolwiek większym projekcie. Ilu to "piwniczne" samouki bez studiów? Nie mówię, że nie zdarzają się geniusze, tylko mówię, iż nie warto liczyć, że się jest jednym z nich, już lepiej sobie w lotka zagrać ;)
Victory is mine!

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron