Prisoners of Drugs

1
Oto tytuł mojego dzieła - Prisoners of Drugs (podtytuł "Kontrolerzy ludzkiego losu" jest mniej ważny w tym momencie). Można to uznać za powieść, choć i tak niektórzy sceptycznie do tego podchodzą. Wszystko zależy od opinii innych.



Oto sam początek, od razu oznajmiam, że to najgorsza część, potem już jest wyraźnie lepiej.





Rozdział 1: "Cel osiągnięty"



Miasto, bez ustalonej oficjalnie nazwy, powstało w skutek wybuchu wulkanu na zachodnim wybrzeżu USA. W ciągu niecałych pięciu lat, mieszkańcy największych miast zachodniego wybrzeża zaczęli wyjeżdżać na wschód lub do Kanady w obawie o kolejne trzęsienia ziemi, które pochłonęły już tysiące ofiar. Geolodzy z Los Angeles nie wybadali kolejnego zagrożenia w miejscu wybuchu. Lokacja została uznana za bezpieczną, nadającą się do zamieszkania. Obszar ten, o długości prawie 10 kilometrów, szerokości ośmiu, był w miarę równy, nie występowały w jego obrębie jeziora czy inne formy mogące powstać przy tak nietypowej erupcji. Najważniejsze, że cały teren był na tyle podwyższony, że nie było obaw co do możliwości zniszczenia nabrzeża przez fale oceaniczne. Poza główną, od wschodniej strony z magmy utworzyła się niewielka wyspa, jednak dostatecznie duża, aby zmieścić na jej terenie port i duże osiedle, komunikację między obiema lokacjami umożliwiał most i autostrada, wybudowane w kilka miesięcy po tym spektakularnym wydarzeniu. Mniejsza wyspa, niemalże idealnie okrągłego kształtu i średnicy około kilometra, nazwana została przez mieszkańców Abandoned Island – zapomniana, porzucona wyspa. Nazwa ta zapewne wywodzi się z odrzucenia świata ze strony tamtejszych mieszkańców. Zwykle nie kontaktowali się z mieszkańcami głównej wyspy, żyli całkowicie odizolowani od świata aż do zakończenia budowy mostu łączącego obie części terytorium miejskiego. Budowie tej towarzyszyła rozbudowa istniejących dróg, jak i powstającej autostrady okalającej całe terytorium miasta. Przedtem nie istniało cos takiego, jak komunikacja miejska, o kolei nie pomyślano do dzisiaj i z pewnością mieszkańcy już nigdy nie ujrzą torów. Od czasu wstępnego przygotowania miasta do życia, po ulicach kursują cztery linie autobusowe, z czego jedna prowadzi na Abandoned Island. łączność ze światem zapewnia tylko statek, wypływający z doków na „opuszczonej wyspie” codziennie umożliwiając komunikację z portem w Los Angeles.

Mieszkańcy – w większości byli lokatorzy przepełnionych nadbrzeżnych osiedli, żyliby bez problemów, podobnie jak w rodzinnej Kaliforni. Pod jednym warunkiem. Gang. Gangsterzy, oczywiście na każdym kroku nie przestrzegający prawa, opanowali praktycznie całe miasto. Byli doskonale zorganizowani, w przeciwieństwie do miejscowej policji. Nic w tym dziwnego – z plotek można dowiedzieć się, że niektórzy to byli lub obecni członkowie Yakuzy, u których na dodatek szkolili się mieszkańcy o typowo złym charakterze. Służba ochrony prawa była bezradna w wielu sytuacjach, na wyspę nie wprowadzono jeszcze żadnych oddziałów specjalnych, nie mówiąc o wsparciu SWAT, którzy mieli na prośbę z natury dobrych mieszkańców odebrać całkowicie stanowisko policji. Dlaczego niezliczeni złodzieje, zabójcy obrali sobie nową lokację świata do terroryzowania? Odpowiedź, przynajmniej z pozoru jest prosta: brak kontroli statków, zero ochrony w miejscach publicznych, no i oczywiście mozolna praca służb. Na wyspach rządzili przestępcy. Niewielkie osiedla, w których mieszkała spora część społeczeństwa, nie były spokojne. Codziennie ktoś musiał kogoś zabić, w zemście za odmowę sprzedaży narkotyków, czy też aby się odwdzięczyć za dokonany napad kradzież. Gang, którego członkami byli zamieszkali na miejscu, nie przyjezdni gangsterzy, nosił nadaną niegdyś nazwę Prisoners of Drugs – w skrócie PoD. Lwia część z nich, a możliwe że wszyscy, handlowała narkotykami, przy czym wielu było od nich uzależnionych. Prawdopodobnie od kilku miesięcy na wyspach prowadzone są największe nielegalne interesy na terenie USA. Niedawno oskarżono grupę młodych dealerów podczas próby przewiezienia 18 kilogramów kokainy ukrytej w bagażnikach motocykli. Byli jednymi z PoD. Wszystkie zabójstwa, a całkiem sporo takich czynów było dokonywanych, zostały wykonane lub zlecone z ręki członków PoD. W mieście rządził odpowiednik burmistrza, decydujący o wyłącznie lokalnych sprawach. Ogólne prawo odpowiadało paragrafom z Kaliforni. Dodając do sposobu pracy policji, opisać można krótko na czym ona polegała. Mundurowi nie przejmowali się tym, co mają robić, przeciwnie, niektórzy widząc uliczną strzelaninę czuli się niczym na filmie, oglądając przebieg walki na pistolety maszynowe i ucieczkę przestępców na widok radiowozu. Było kilku, potem zwolnionych dyscyplinarnie, którzy przyłączali się stając po stronie jednej z grup gangsterskich i wspierając przebieg akcji służbową bronią. Tylko jeden z nich odsiaduje dożywocie, pozostałych zwolniono. Niewielka kara za kilkakrotne zabójstwo.



########

Wiem, że nietreściwy fragment dałem, ale postaram się wrzucić coślepszego. Rzuciłem pierwsze zdania, aby dowiedziec się, czy dobrze rozpocząłem. :wink:

2
Jeszcze nie czytalam (tylko pierwsze zdania - ktore sa srednie ;) ), ale odniose sie do:


Oto sam początek, od razu oznajmiam, że to najgorsza część,


Jezeli poczatek jest zly, to nie ma bata zebys zachecil kogos do czytania, chocby bylo tam "dzielo" na miare Pottera czy Kodu. Powinno byc wlasnie odwrotnie - zajefajny poczatek, zaciekawiajacy, zachecajacy do dalszego czytania. A najlepiej by bylo, gdyby wszystkie czesci tekstu 3maly podobny poziom.



Powyzszym zdaniem mnie zniecheciles.

3
No cóż, może jestem za bardzo samokrytyczny.... Po prostu ja tak myślę, może ludzie mają odmienne zdanie. W każdym razie żeby trochę się podbudować, rzucę jeszcze lepsze fragmenty :)

4
Jezeli sam uwazasz, ze to najgorsza czesc - to ludzie Cie zjedza :) No i nie wiem po co dajesz zle teksty na forum? :) Jestes masochista?



PS: witam na forum :)

5
Nie ma się co martwić, już szykuję całą masę tych lepszych :) . Nawet myślałem o wyrzuceniu tego mozolnego początku z całości, ale za dużo by to chyba nie dało, w końcu to tylko 2-3 strony. A co do masochizmu - kto wie :D

6
EEE tam, ja uważam,że jeżeli kolega żely uważa początek za słaby, to ma zaniżoną ocenę swojej twórczości. Nie jest to zbyt adekwatne do PoD, bo myślę że ksiązka ta ma szansę odnieść baaardzo spory sukces.

7
No, dzięki za komplement :) Taki już jestem, niestety świat widzę raczej w ciemnych barwach..... Chyba zmienię tą samoocenę

9
Oto jeden z obiecanych lepszych fragmentów. Tak upraszczając - główny bohater to Edvard Handers, opisuję tu jego koszmarny sen. Tak na uboczu - nieźle się bałem w trakcie pisania tego... Chyba nigdy nie zapomnę. Jakby co - to wzięte z 4 rozdziału



#############



Edvard, Ludvic i George stali w klubie strzeleckim, w szatni. Na samym początku George wyjął z kabury załadowany pistolet i strzelił w szatniarza. Ten padnął kilka sekund po metalicznym huku. Przeraźliwe okrzyki po trafieniu powtarzały się jak echo jeszcze chwilę po śmierci bezbronnej ofiary. Ludvic rzucił się odruchowo w stronę Georga, próbując powstrzymać go. Wszystko wkoło pędziło, trudno było zorientować się w otoczeniu, ale taki sam odgłos słyszany był z pewnością aż na zewnątrz. Odgłos wystrzeliwującej broni. Ludvic padł u stóp Georga, który najwyraźniej ucieszony był całą sytuacją. Edvard stał jak wbity kołek, licząc się z tym, co George Domsil, stary znajomy może zrobić nawet jemu, skoro kompletnie dezorientując Handersa, bez żadnego wyraźnego powodu odsyła z powierzchni ziemi dwóch zaufanych ludzi. Oczy Edvarda nadal odbierały lekko i płynnie falujący obraz. Niedowierzając, obserwował swoje ruchy rąk, odpowiednio zniekszałcone i opóźnione. George cofając się, jakby powoli gdzieś idąc, mówił:

- Chodź za mną. Tam znajdziesz sowją własność, tam też będziesz mógł rozprawić się z Bogiem [o co chodzi, kiedyś wytłumaczę]. jesteś zniewolony, musisz iść. - Edvard mimowolnie wykonywał bezwładne ruchy odpowiadające za chodzenie. Szedł równym krokiem za Georgem, znaną drogą na zewnątrz. Gdy przechodzili przez otwarte drzwi, nagle ujrzał błysk, niczym po pstryknięciu flashem aparatu fotograficznego prosto przed twarzą. Biały ślad zanikał powoli, Edvard doskonale wiedział gdzie jest, widział prześwitujący obraz ulic miasta. Lecz mimo iż George nadal gdzieś podążał, Handers odzyskał swobodę ruchu. Szedł jednak nadal, coś tak mocno ciągnęło go do tego, by nadal śledzić ścieżkę Georga, czuł się jakby zostali przeniesieni do innego wymiaru z chwilą przejścia przez drzwi. Nie słyszał od tej pory nic, oprócz nieustającego, przerażającego pisku w uszach. Byli sami. żadnych przechodniów, ani jednego samochodu na asfalcie. Ponownie doświadczył podobnego oślepienia. Znów stracił samokontrolę, a czas biegł jakby coraz wolniej, nie dający spokoju odgłos otoczenia nasilał się i jakby dochodził z jednego miejsca - głębi zaraz przed nim, ale oddalajacej się aż przed drogę, którą szli jak po sznurku do kłębka. George szedł nie odzywając się, podobnie jak Handers. Prawdopodobnie odgłos ten prowadził ich gdzieś. Nagle błyski zaczęły się powtarzać, przyspieszając aż do częstotliwości kilku na sekundę. Edvard nic nie mógł w ten sposób dostrzec. Po chwili totalnego zagubienia silne mignięcia ustały, a świat dookoła zaczął robić się czarno-biały, stopniowo z monochromatyzmu przechodząc w coraz intensywniejszą biel. Nie oznacza to, że otoczenie zniknęło, obok stał bowiem znak drogowy i barierka, które były namacalne po podejściu w miejsce, gdzie się znajdowały. Wkoło tylko jednolita pustka. Wtem przed sobą dostrzegł czerniejące, promieniste kontury jakiejś ludzkiej postaci, z domysłu mógł to być George. Powoli kontury przeradzały się w, teraz już bez wątpliwości, człowieka, tyle że jakby z dwuwymiarowym, całkowicie czarnym ciałem. Kolejny błysk. Tym razem szybki, po którym cienista postać stała się faktycznie Georgem, a temu przywrócony został pierwotny wygląd. Nieustajacy pisk umilkł. Wydawałoby się, że wszystko powróciło do normy. Jednak nie do końca. Edvard widział doskonale, że Domsil mówi coś do niego, nawet starając sie gestykulować. Słowa docierały mimo to z kilkunastosekundowym opóźnieniem, lecz były doskonale zrozumiałe:

- Myślisz, że wiesz co to strach? Mylisz się..... Nigdy nie zniszczysz Prisoners of Drugs..... To twój bezsensowny wymysł..... Sam tego chciałeś..... - w tym momencie Edvard został jakby zakuty w niewidzialne kajdany na wszystkich kończynach. Praktycznie nie mógł sie ruszyć z miejsca. W tym czasie George śmiało uniósł nadal trzymany w ręce pistolet i strzelił. Ta chwila była niezwykłym przeżyciem. Po strzale Edvard z powrotem usłyszał ten sam uderzający pisk, a także nagle pozbył się niewoli niedostrzegalnych kajdan. Upadł na ziemię. Wiedział już, że to nie to życie. To, które spędził tam, na powierzchni ziemi. Doskonale z kadencji na świecie żywych pamiętał, co dzieje się z człowiekiem po śmierci... Wszystko nagle zamarło, jakby zapadł w głęboki sen, ze świadomością, że już nigdy się z niego nie przebudzi.



###########

Potem nagle się obudził etc.

10
Jesli to jest lepszy fragment ... to ja juz nie chce nastepnych. To jest strasznie nudne, bledow od cholery i jeszcze wiecej a na pewno straszne nie jest. Przykro mi. Polecam forum:



http://www.fahrenheit.eisp.pl/forum/



i zakużone warsztaty. Oni Ci tam zrobia sito z tego tekstu.



Jedyne co dobre - malo bledow ort. Widac WORD dziala ;)

11
Pewnie mnie nie polubisz, ale co tam...



Część 1:



Po raz pierwszy od dłuższego czasu, czytałem taki słaby tekst. Niestety.

O literówkach czy złych przecinkach nie będę pisać, bo nie lubię, ale jest za to cała MASA innych rzeczy:



- Zdania są chaotyczne i źle skonstruowane

- Za dużo chcesz przekazać informacji w zbyt krótkim czasie

- Opisy leżą totalnie i tylko głęboka analiza tekstu pozwoliła mi na wyobrażenie sobie tego, co chcesz przedstawić, ale i tak jestem pewien, że będzie obiegać to dalece, od Twoich wyobrażeń.

- Powtórzenia wyrazów. Nader częste.

- Styl – klapa!



Część 2:

Przykłady Twoich błędów (tylko znikome)




Edvard, Ludvic i George stali w klubie strzeleckim, w szatni. Na samym początku George wyjął z kabury załadowany pistolet i strzelił w szatniarza
Na samym początku szatni, czy po wejściu. Na początku dnia a może nocy?


Przeraźliwe okrzyki po trafieniu powtarzały się jak echo jeszcze chwilę po śmierci bezbronnej ofiary.
Okrzyki ofiary czy obserwatorów? A może to były krzyki, a nie okrzyki?


Niedowierzając, obserwował swoje ruchy rąk,
A może obserwował ruchy swoich rąk?


George cofając się, jakby powoli gdzieś idąc, mówił:
Hahahahahahahahahaha. A to dobre!


głębi zaraz przed nim, ale oddalającej się aż przed drogę
Bardzo niepoprawne zdanie!


Obszar ten, o długości prawie 10 kilometrów, szerokości ośmiu
Albo używasz liczb w formie zapisu cyframi, albo jako zapis słowny...


...w kilka miesięcy po tym spektakularnym wydarzeniu
Spektakularny -Widowiskowy: przedstawienie, pokazowy, o cechach właściwych widowisku. (SWO- Europa, 749)



Powinieneś to zmienić.


niemalże idealnie


Takie tautologie nie są wskazane. Albo jest Idealna, albo prawie że okrągłego kształtu.


W mieście rządził odpowiednik burmistrza, decydujący o wyłącznie lokalnych sprawach
Piszesz przestawnie. Takie frazeologie twórcze są dobre podczas tłumaczeń z języków słowiańskich.





Część 3:



Nie podobało mi się w ogóle.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

12
Ciesze sie Martiniusie, ze zmeczyles ten fragment (bo mi sie nie chcialo - za duzo bledow ;) ). Musze Ci jednak powiedziec, ze nie wymieniles nawet polowy bledow :) Mam podobne a wrecz takie same odczucia co do tfffforczosci Zelka :)



Pozdrawiam! :)

15
Coz... Nie ma co sie dlugo nad tym tekstem rozwodzic... Tragedia...



Mimo wszystko... nie zniechecajmy chlopaka do pisania... Genialny juz nie bedzie, ale moze sie jeszcze czegos nauczy... ;>



W porownaniu z naszym mistrzem S. ł. chyba nie jest az tak zle... :P
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron