"Czarna Gra", rozdział I

1
„Czarna Gra”, rozdział I

WWWW barze „Pod piekłem”, jak zwykle o wieczornej porze nie było dużo gości. Można powiedzieć, że lokal trzymał w sobie stałych bywalców, a żaden „nowy” nie miał tu wstępu. Miejsce to nie rzucało się w oczy. Nawet przed wejściem nie było szyldu, czy jakiejkolwiek informacji, że to jest bar. Stare, częściowo pordzewiałe drzwi wejściowe zniechęcały, aby zobaczyć co się za nimi kryje.
WWWDeszcz obmywał szare ulice, słychać było jak krople raz po raz wystukują swoją deszczową melodię na zewnętrznych parapetach. W samym lokalu rozstawionych było kilka stołów sześcioosobowych pod oknami, natomiast bliżej środka znajdowały się stoły czteroosobowe. Z sufitu zwisały trzy duże lampy, których nieliczne żarówki dawały skąpe światło. Przy ladzie stał barman Karl. Cały czas przecierał swoim fartuchem czysty już kufel. Za ladą, przy ścianie była ulokowana specjalna szafka na trunki. Mimo niepopularności tego miejsca nie brakowało kosztownych napitków. Z szafki na trunki zwisała swobodnie lampa naftowa, która obejmowała swoim leniwym światłem ladę i kilka ulokowanych obok niej krzeseł.
WWWGości była zaledwie garstka. Największa liczba (bo aż czterech) siedziała przy oknie. I to właśnie stamtąd rozchodziły się głośne dźwięki, zagłuszające muzykę wydobywającą się z ulokowanej w jednym z rogów szafy grającej. Grupka mężczyzn w różnym wieku grała w karty, popijając z wypełnionych piwem po brzegi kufli.
- No dobra, chłopaki, jeszcze po rundzie i będę się zbierał – powiedział mężczyzna w ciemnych okularach. – Mam robotę do wykonania.
- Znowu? – zdziwił się łysy typ, z dziwnym tatuażem nad lewym okiem, siedzący naprzeciwko niego. – Co tym razem, Klama?
- To co zwykle, Timma. Stracę jedną kulkę, zyskam piętnaście tysięcy złotych. – Ostatnie słowa dotyczące pieniędzy wyraźnie zaakcentował.
-No to Erlam, rozdawaj nam te karty! – Wykrzyknął Timma.
Goście siedzący przy oknie wybuchli śmiechem.
- Żartowniś się znalazł! Nie widzisz, chłopie, że teraz się siłuję z tym facetem za nami? – Zirytował się śmiechem Erlam.
WWWWszyscy odwrócili się za siebie i rzeczywiście- Erlam nie kłamał. Jego jedyna ręka siłowała się z jakimś mężczyzną. Wyglądała na urwaną, a mimo tego nie krwawiła. Po tym jak ręka Erlama wygrała pojedynek, zeskoczyła ze stołu, przeszła po drewnianej podłodze stukając swoimi palcami- odnóżami, a na końcu podskoczyła i z ohydnym pluskiem przyrosła do prawego ramienia swojego pana. Ręka doskonale pasowała do ciała siłacza pod względem kształtu.
- Dobra, teraz mogę rozdawać, chłopaki. A ty, kolego wisisz mi stówkę – Odrzekł do swojego pokonanego na rękę przeciwnika. Pijaczyna odburknął coś i poszedł po kolejne piwo.
WWWNikt nie wiedział dlaczego Erlam miał tylko jedną, nadnaturalną rękę. Jedni twierdzili, że w czasie dwudziestoletniego pobytu w więzieniu przeprowadzano na nim eksperymenty, drudzy natomiast trzymali się zdania, że Erlam dokonał transakcji i wymienił swoje dwie niepełnosprawne ręce na jedną nadzwyczajną.
WWWZwinne palce wyrzucały karty tak, że zatrzymywały się równo na krawędzi stołu. Kiedy wszystkie pozłacane umilacze czasu zostały rozdane, na nowo powrócił gwar, śmiechy i kufle dość szybko wysychały. Przyjemna atmosfera nie trwała długo, bo drzwi baru otworzyły się z nieprzyjemnym skrzypnięciem, jakby protestowały. W drzwiach stanął mężczyzna ubrany w prochowiec. Kapelusz miał tak mocno naciągnięty na oczy, że cień zachodził aż za nos. Nie spoglądając na barmana ruszył w kierunku grających. Karl przestał jednak przecierać swój ulubiony kufel i wpatrywał się w nowoprzybyłego gościa.
WWWCzłowiek w prochowcu podszedł do stołu i bez pytania usiadł na najbliższym, starannie wypolerowanym przez karla krześle.
- Słyszałem, że jedyną walutą tutaj jest krew. – Niedbale wypowiedział mężczyzna w płaszczu. Nawet nie powiesił go na wieszak, co spowodowało, że barman na długi czas nie spuszczał z oka tajemniczego mężczyzny.
WWWPierwszy odezwał się żartobliwy Timma.
- Mylisz się, panie. Najpierw pytamy grzecznie o pieniądze, a krew jest później.
WWWWszyscy, jak na zawołanie zaśmiali się. Oczywiście wszyscy prócz gościa, którego twarz mało co było widać z powodu cienia rzucanego przez rondo kapelusza. Stojący w rogu zegar wybił godzinę ósmą. Zegar, podobnie jak stoły i krzesła były starannie wypolerowane. I to tak, że błyszczały mimo niewielkiej ilości oświetlenia. Trzeba było przyznać- Karl dbał o swój dobytek.
- Przejdę do rzeczy, potrzebuję was do ochrony pewnego człowieka. – Typ w kapeluszu znowu użył swojego mroźnego, zbijającego z nóg głosu.
- Zacznijmy od tego, czy ten człowiek dysponuje odpowiednimi środkami na nasze utrzymanie. – Odezwał się siedzący do tej pory cicho Karciarz.
- Nie przychodziłbym do was, gdyby tak nie było. – Odburknął przybysz. – Przyjmujecie zlecenie, czy mam się stąd wynosić? – Zapytał niedbale, jakby mu nie zależało na wynajęciu najlepszych najemników w Mieście.
- Podaj szczegóły, i grzeczniej proszę, bo my jak na razie zachowujemy się przyzwoicie. – Powiedział Erlam.
WWWPrzybysz zmierzył wzrokiem jednorękiego, ale gdy dostrzegł jego nadnaturalną rękę gwałtownie odchylił do tyłu głowę, lecz zdawało się, że zignorował prośbę.
- Człowiek nazywa się Ian Jankowski i jest jednym z najbardziej wpływowych handlarzy w Mieście. Wypełniał swoje obowiązki na Wilgotnych Rubieżach, ale grupa biznesmenów posądziła go o kradzież. Teraz ścigają go na własną rękę i nie spoczną, póki odetną mu głowy. Waszym głównym zadaniem będzie ochrona handlarza i nie spuszczanie go z oka dwadzieścia cztery godziny na dobę.
WWWKarciarz wziął do ręki jedną ze swoich złotych kart, sprawił, że lekko rozjaśniła się niebieską poświatą i zaczął robić nacięcia w stole, jakby chciał coś wyrzeźbić. Siedzący obok Karciarza Klama na ten widok przestał delektować się smakiem trunku i wyraził swoją dezaprobatę.
- Do jasnej cholery, Karciarz, czy ty zawsze musisz dłubać w tym stole? Nie pamiętasz, co mówił Karl na temat używania twoich kart? Mają być tylko do gry, przynajmniej w tym miejscu!
- No dobra, dobra, nie unoś się. – Odpowiedział spokojnie rzeźbiarz- amator. Karta momentalnie przestała lśnić i karciarz schował ją pod rękaw swojej skórzanej kurtki.
- No to jak, panowie? – Zapytał się Timma – robotę bierzemy?
WWWWszyscy w porozumieniu kiwnęli głowami. Mężczyzna w płaszczu wstał, sięgnął pod swój mokry płaszcz.
WWWNagle cisza została przerwana głośnym piskiem opon. Rozległ się strzał z broni palnej, szyba została stłuczona i to już wystarczyło, żeby Karciarz użył jednej damy pik. Nabój lecący w stronę głowy gościa zmienił trajektorię lotu i z powrotem powędrował do miejsca jego wystrzału. Za oknem rozległo się jęknięcie- dobry znak, bo prawdopodobnie zamachowca został trafiony.
WWWPod wpływem silnego kopnięcia drzwi do baru otworzyły się z hukiem. Zamiast ludzi wpadł do pomieszczenia mały przedmiot. Karl nie czekał dłużej, sięgnął po swojego obrzyna pod ławą i schował się, oczekując ataku. Erlam swoją mocną dłonią wykonał mocny zamach i ze starannie wypolerowanego stołu zrobił zasłonę przed ogniem przeciwnika. Karl się o to wścieknie, ale przecież to być może uratuje ich życie. Granat błyskowy eksplodował i oślepiający błysk odbił się od prawie lustrzanych powierzchni. Klama wyjął swój pistolet z tłumikiem (złoty, błyszczący tłumik dawał dużą konkurencję Karlowi).
WWWDo pomieszczenia wpadł jakiś ospowaty dryblas ze strzelbą kwasową. Dostrzegł przewrócony stół i właśnie tam wycelował. Kiedy miał już pociągać za spust ręka Elrama w oka mgnieniu skierowała lufę w stronę strzelca. Kwas momentalnie przeżarł twarz napastnika, który zwalił się na podłogę w potwornych konwulsjach.
WWWKiedy pozostali nieznani napastnicy dostali solidną nauczkę, postanowili zaatakować przez okno. Dowodem na to był odgłos szklanego deszczu spadający na podłoże. Przez dwa okna wskoczyło czterech ludzi w maskach, wszyscy mieli na sobie skórzane kurtki. Dysponowali różnym uzbrojeniem, od karabinków po automatyczne strzelby. Jednakże ich siła nie mogła równać się z refleksem Klamy, któremu najwidoczniej popsuł się humor, gdy stracił cztery naboje. Jednakże w ułamku sekundy, z niesamowitą szybkością powalił czterech przeciwników na raz. Zdążył uśmiercić wszystkich przeciwników zanim pierwszy trafiony padł martwy na ziemię. I to był znaczy dowód na to, że z tą czwórką klientów się nie zaczyna.
WWWPowtórnie rozległ się pisk opon i furgonetka z pozostałymi przy życiu bandytami odjechała. Atmosfera zaczęła się rozluźniać.
- Wszyscy jesteście cali? – zapytał Karl wstając spod lady z kurczowo trzymanym w rękach obrzynem.
WWWW odpowiedzi Klama, Erlam, Timma oraz Karciarz bez najmniejszego zadrapania opuścili swoją osłonę. Z rogu sali dochodziło nieprzyjemne charczenie, co zwróciło uwagę wszystkich obecnych w barze. Mężczyzna w płaszczu osunął się na podłogę tak, że na ścianie zostały ślady krwi, kurczowo trzymał się za klatkę piersiową, jakby chciał zatamować obfite krwawienie.
- W płaszczu mam notatnik. – Szeptał cicho kapelusznik. – Przewidziałem taką sytuację i zapisałem w nim dokładniejsze informacje. Szybko, nie ma czasu do stracenia. Skontaktujcie się z Jankowskim jak najprędzej i...
WWWTego zdania nie dane mu już było dokończyć. Timma przeszukał martwego w poszukiwaniu notatnika.
- Lepiej stąd uciekajcie. Zaraz pewnie zjawi się policja. – Ostrzegł wszystkich Karl. – Pijaka też weźcie ze sobą – wskazał na śpiącego pod stołem klienta.
- No to ruszamy, panowie. – Pewnym głosem oznajmił Erlam. – Spotkajmy się jutro w magazynie numer trzydzieści dwa w porcie. Musimy rozważyć nasze zadanie.
WWWKarciarz przerzucił ciało pijaka przez ramię, po czym cała piątka opuściła lokal. Karl spojrzał na martwego mężczyznę w prochowcu ze smutkiem.
- I kto mi teraz tą ścianę wyczyści z krwi? Oj, bracie, będziesz miał kolejne zamówienie na trumnę. Twój zakład pogrzebowy rozwija się prężnie.
"Niech dzwon nad trumną mi nie kracze
ni śpiewy wrzeszczą czyje;
niech deszcz na pogrzeb mój zapłacze
i wicher niech zawyje." - S. Wyspiański

3
Vasillo pisze:W barze „Pod piekłem”, jak zwykle o wieczornej porze nie było dużo gości.
Wieczorem lub o tej porze. Nie ma wieczornej pory.
Vasillo pisze:że lokal trzymał w sobie stałych bywalców,
I nie mogli stamtąd wyjść? Nie brzmi to zbyt dobrze.
Vasillo pisze:Stare, częściowo pordzewiałe drzwi wejściowe zniechęcały, aby zobaczyć co się za nimi kryje.
Zniechęcać można do czegoś, czyli do zajrzenia do środka. Chociaż tu lepiej pasowało by: nie zachęcały do sprawdzenia, co się za nimi kryje.
Vasillo pisze:Deszcz obmywał szare ulice. Słychać było jak krople raz po raz wystukują swoją deszczową melodię na zewnętrznych parapetach.
Zrób z tego dwa zdania i pozbądź się zaimka w drugim, bo zbędny, wiadomo, że nie cudzą melodię wystukują.
Vasillo pisze:W samym lokalu rozstawionych było kilka stołów sześcioosobowych pod oknami, natomiast bliżej środka znajdowały się stoły czteroosobowe. Z sufitu zwisały trzy duże lampy, których nieliczne żarówki dawały skąpe światło. Przy ladzie stał barman Karl. Cały czas przecierał swoim fartuchem czysty już kufel. Za ladą, przy ścianie była ulokowana specjalna szafka na trunki. Mimo niepopularności tego miejsca nie brakowało kosztownych napitków. Z szafki na trunki zwisała swobodnie lampa naftowa, która obejmowała swoim leniwym światłem ladę i kilka ulokowanych obok niej krzeseł.
W sumie krótki fragment, ale ilość powtórzeń jest zastraszająca... Kursywą zaznaczyłam zbędne zaimki, a podkreślone wyrazy są zupełnie niepotrzebne. Do wyobrażenia sobie wnętrza baru nie potrzeba mi dokładnej ilości lamp i miejsc przy stolikach. Rozpychasz tekst.
Vasillo pisze:[1]Gości była zaledwie garstka. [2]Największa liczba (bo aż czterech) siedziała przy oknie. [3] I to właśnie stamtąd rozchodziły się głośne dźwięki, zagłuszające muzykę wydobywającą się z ulokowanej w jednym z rogów szafy grającej. [4]Grupka mężczyzn w różnym wieku grała w karty, [5]popijając z wypełnionych piwem po brzegi kufli.
[1] O tym, że było ich niewielu informowałeś już w pierwszym zdaniu. Zbędne.
[2] Jeśli napiszesz: Przy oknie siedziało czterech mężczyzn, może nie będzie ładniej, ale na pewno bardziej osobowo. Chodzi o to, żeby przybliżyć czytelnika do bohaterów, a 'największa liczba' tego nie robi.
[3] Przekombinowane to zdanie, niepotrzebnie rozepchane. Jakie to są dźwięki rozchodzące się z największej liczby gości? Mogli się śmiać, kląć, krzyczeć albo głośno rozmawiać, a nie wydawać dźwięki. Dlaczego nie napisać najprościej jak się da?
Przy oknie siedziało czterech mężczyzn. Śmiali się i bluzgali tak, że ledwo słychać było muzykę płynącą ze starej szafy grającej.
Podkreślone do usunięcia. Zbędną informacją jest lokalizacja owej szafy.
[4] Z tego zdania wynika, że jeden grał mając dziesięć lat, inny mając dwadzieścia dwa, a kolejni grywali nawet jeszcze wcześniej. Znowu niepotrzebnie informujesz o grupce, i że byli to mężczyźni (w twojej wersji 'czterech gości' sugeruje rodzaj męski). Cały akapit odnosi się do nich, więc nie musisz tego powtarzać na każdym kroku. Po pierwszym zdaniu 'mężczyźni' stają się podmiotem domyślnym. Ich wiek, a raczej różnicę wieku, też lepiej wpleść w narrację, nie podawać na tacy.
Przy oknie siedziało czterech mężczyzn. Śmiali się i bluzgali tak, że ledwo słychać było muzykę płynącą ze starej szafy grającej. Rżnęli w karty,
[5] Skoro popijali, to nie były już wypełnione po brzegi (chyba że to samonapełniające się magiczne kufle ;) )

Przy oknie siedziało czterech mężczyzn. Śmiali się i bluzgali tak, że ledwo słychać było muzykę płynącą ze starej szafy grającej. Rżnęli w karty, popijając piwo z wielkich kufli.

Skróciłam akapit do trzech zdań, nie tracąc sensu wypowiedzi. Popatrz, ile zbędnych słów tam było.
Vasillo pisze:- To co zwykle, Timma. Stracę jedną kulkę, zyskam piętnaście tysięcy złotych. – Ostatnie słowa dotyczące pieniędzy wyraźnie zaakcentował.
Pogrubione zbędne, wiemy czego się tyczyły ostatnie słowa.
Vasillo pisze:- Żartowniś się znalazł! Nie widzisz, chłopie, że teraz się siłuję z tym facetem za nami? – Zirytował się śmiechem Erlam.
Zirytował go śmiech, czy śmiechem wyraził irytację? Nieprecyzyjne.
Vasillo pisze:Wszyscy odwrócili się za siebie i rzeczywiście- Erlam nie kłamał.
Goście siedzieli naprzeciwko siebie, ale kiedy się odwrócili, KAŻDY widział siłującą się rękę Erlama? Wszędobylski ci on. Druga rzecz – nie można się odwrócić przed siebie, czyli zwrot odwrócili się za siebie jest pleonazmem (poprawcie mnie, proszę, jeśli znowu mylę pojęcia).

Vasillo pisze:Przyjemna atmosfera nie trwała długo, bo drzwi baru otworzyły się z nieprzyjemnym skrzypnięciem, [1]jakby protestowały. W drzwiach stanął mężczyzna ubrany w prochowiec. [2]Kapelusz miał tak mocno naciągnięty na oczy, że cień zachodził aż za nos.
Pogrubione – wiadomo.
[1] Słówko 'jakby' sprawia wrażenie, że autor sam nie jest pewny co chce napisać, jakby nie wiedział co widzi. Lepiej – protestując.
[2] Od kiedy kapelusz jest rodzajem prochowca? Nie dodałeś spójnika i to zdanie automatycznie odnosi się do poprzedniego, określając je. Wynika z tego, że kapelusz jest prochowcem. Poza tym, to jest zdanie potworek. Uśmiałam się, wyobrażając sobie bohatera z kapeluszem na oczach, próbującego iść w stronę stolika.
Vasillo pisze:- Słyszałem, że jedyną walutą tutaj jest krew. – Niedbale wypowiedział mężczyzna w płaszczu. Nawet nie powiesił go na wieszak, co spowodowało, że barman na długi czas nie spuszczał z oka tajemniczego mężczyzny.
Jak na spelunę przystało, przy wejściu wypada powiesić płaszcz na wieszaku. :D
Vasillo pisze:Wszyscy, jak na zawołanie zaśmiali się. [1]Oczywiście wszyscy prócz gościa, którego twarz mało co było widać z powodu cienia rzucanego przez rondo kapelusza. Stojący w rogu zegar wybił godzinę ósmą. [2]Zegar, podobnie jak stoły i krzesła były starannie wypolerowane. I to tak, że błyszczały mimo niewielkiej ilości oświetlenia. Trzeba było przyznać- Karl dbał o swój dobytek.
[1] Nie zaśmiał się, bo miał twarz ukrytą w cieniu, czy nie było widać, że się śmieje? Musisz być bardziej precyzyjny w przyszłości.
[2] Powtórzenie. Po drugie – nie wspominasz z czego zrobiony był zegar, krzesła i stoły, ale jako że historia dzieje się w podrzędnym barze, wyobraźnia podsunęła mi drewniane wyposażenie. Ono nie może błyszczeć w słabym świetle, choćby nie wiem jak wypolerowane i wylakierowane (no, chyba że to magiczne drewno, wtedy tak ;) ).
Podkreślenie – piszesz o zegarze, porównujesz go do innych sprzętów: podobnie jak stoły i krzesła, jeśli to wytniesz, widać błąd – Zegar były starannie wypolerowane.
Vasillo pisze:- Przejdę do rzeczy, potrzebuję was do ochrony pewnego człowieka. – Typ w kapeluszu znowu użył swojego mroźnego, zbijającego z nóg głosu.
Wcześniej wypowiadał słowa niedbale, siła jego głosu nie była wspomniana. Niekonsekwencja. Zbędny zaimek, wiadomo, że cudzego głosu nie użył.


W dalszej części tekstu popełniasz dokładnie takie same błędy.
Jesteś niekonsekwentny, czego wynikiem jest pojawianie się różnych rzeczy 'z powietrza' – jak np. ręka odwracająca lufę, czy brat i jego trumny (w ostatnim zdaniu).
Powtórzenia – wrzuć sobie do zakładek adres http://synonimy.ux.pl i korzystaj z niego. Czytaj tekst po napisaniu, wtedy zauważysz ile słów się powtarza.
Nie znasz znaczenia słów, których używasz. Kapelusznik to nie osoba nosząca kapelusz, a rzemieślnik zajmujący się wyrobem.
Używasz zbyt wielu określeń na bohatera: typ w kapeluszu, człowiek w prochowcu, nowoprzybyły, mężczyzna w płaszczu, przybysz. W większości niepotrzebnie. Poczytaj o podmiocie domyślnym, a opisując jakąś postać, jej poczynania, nie będziesz musiał posługiwać się aż tyloma określeniami.

Całość za krótka, żeby wypowiadać się na temat fabuły. Masz jakiś pomysł, ale tutaj go jeszcze nie widać. Jest to tylko wprowadzenie, na podstawie którego nie jestem w stanie ocenić czy reszta będzie dobra, zła, sztampowa. Na razie zaczyna się jak wiele innych. Od ciebie zależy, czy dalej będzie ciekawie. Jednak zanim zaczniesz pisać ciąg dalszy, czytaj. Dużo czytaj, obserwuj jak inni opisują podobne sytuacje i czytaj dalej.

Historia mnie nie wciągnęła. Może następnym razem się uda. ;)
Pozdrawiam
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.

4
W barze „Pod piekłem”, jak zwykle o wieczornej porze nie było dużo gości. Można powiedzieć, że lokal trzymał w sobie stałych bywalców, a żaden „nowy” nie miał tu wstępu. Miejsce to nie rzucało się w oczy. Nawet przed wejściem nie było szyldu, czy jakiejkolwiek informacji, że to jest bar.
Powtórzenia.
Nawet przed wejściem nie było szyldu, czy jakiejkolwiek informacji, że to jest bar.
Stare, częściowo pordzewiałe drzwi wejściowe zniechęcały, aby zobaczyć co się za nimi kryje.
Piszesz o wejściu, a potem o drzwiach, więc wiadomo, że są to drzwi wejściowe.
Deszcz obmywał szare ulice, słychać było jak krople raz po raz wystukują swoją deszczową melodię na zewnętrznych parapetach.
Wypisujesz tutaj mnóstwo rzeczy oczywiście-oczywistych. Krople stukają, zatem je słychać, melodia jest deszczowa, skoro wystukują ją krople deszczu, no i logiczne, że na zewnętrznych parapetach, bo przecież nie w środku.
Przy ladzie stał barman Karl. Cały czas przecierał swoim fartuchem czysty już kufel.
Nieporadnie.
Za ladą stał Karl, przecierając z zapamiętaniem czysty już kufel.
I już wiadomo, że Karl jest barmanem, więc nie trzeba wspominać.
Za ladą, przy ścianie była ulokowana specjalna szafka na trunki.
Szafka na trunki, to specjalny rodzaj szafki. Wyciąć.
Z szafki na trunki zwisała swobodnie lampa naftowa, która obejmowała swoim leniwym światłem ladę i kilka ulokowanych obok niej krzeseł.
Znowu nieporadnie.
Z szafki na trunki zwisała naftowa lampa, obejmując leniwym światłem ladę i stojące przy niej krzesła.
Przyjemna atmosfera nie trwała długo, bo drzwi baru otworzyły się z nieprzyjemnym skrzypnięciem, jakby protestowały.
Przyjemne i nieprzyjemne, rażą te przeciwieństwa.
W drzwiach stanął mężczyzna ubrany w prochowiec. Kapelusz miał tak mocno naciągnięty na oczy, że cień zachodził aż za nos. Nie spoglądając na barmana ruszył w kierunku grających. Karl przestał jednak przecierać swój ulubiony kufel i wpatrywał się w nowoprzybyłego gościa.
Człowiek w prochowcu podszedł do stołu i bez pytania usiadł na najbliższym, starannie wypolerowanym przez karla krześle.
- Słyszałem, że jedyną walutą tutaj jest krew. – Niedbale wypowiedział mężczyzna w płaszczu.
Nowo przybyłego.
Przebuduj zdania tak, żeby było wiadomo, że o mężczyźnie w prochowcu jest mowa.
Zegar, podobnie jak stoły i krzesła były starannie wypolerowane.
Zegar jest w porządku, ale o wypolerowanych krzesłach już było.
- Przejdę do rzeczy, potrzebuję was do ochrony pewnego człowieka. – Typ w kapeluszu znowu użył swojego mroźnego, zbijającego z nóg głosu.
Użył głosu, żeby to powiedzieć, no bo czego.
... - Mroźny głos przybysza zbijał z nóg.
- Nie przychodziłbym do was, gdyby tak nie było. – Odburknął przybysz.
Niepoprawny zapis dialogu. Od małej litery.
gwałtownie odchylił do tyłu głowę
Odchyla się do tyłu, pochyla w przód, a przechyla w bok – wyciąć.
Teraz ścigają go na własną rękę i nie spoczną, póki odetną mu głowy.
Póki nie odetną.
Nagle cisza została przerwana głośnym piskiem opon.
Unikaj strony biernej – coś zostało zrobione.
Ciszę przerwał pisk opon za oknem.
Umiejscowiłam źródło dźwięku, będzie bardziej obrazowo.
Rozległ się strzał z broni palnej, szyba została stłuczona
Pokracznie i sucho.
Rozległ się strzał, szyba pękła z potwornym brzękiem i wnętrze baru zasypało szkło.
Pod wpływem silnego kopnięcia drzwi do baru otworzyły się z hukiem.
Nie wiadomo, niekoniecznie nogą mogli te drzwi wyważyć. Tego nie widać ze środka. A poza tym wiadomo, iż są to drzwi do baru.
Zamiast ludzi wpadł do pomieszczenia mały przedmiot.
Wyciąć, spowalnia akcję.
Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł mały przedmiot.
Erlam swoją mocną dłonią wykonał mocny zamach i ze starannie wypolerowanego stołu zrobił zasłonę przed ogniem przeciwnika.
Zaimki. Powtórzenia. Wspominanie o wypolerowanych stołach teraz już drażni.
- Lepiej stąd uciekajcie. Zaraz pewnie zjawi się policja. – Ostrzegł wszystkich Karl. – Pijaka też weźcie ze sobą – wskazał na śpiącego pod stołem klienta.
Uciekajcie... pijaka też weźcie – wiadomo, że ze sobą – wyciąć.
Karl spojrzał na martwego mężczyznę w prochowcu ze smutkiem.
Znów go nazywasz mężczyzną w prochowcu, można tę informację podać nieco inaczej. No i szyk:
Karl spojrzał ze smutkiem na martwego mężczyznę. Na prochowcu widniały ślady krwi... czy coś.
I kto mi teraz tą ścianę wyczyści z krwi?
Tę ścianę.

Fajny, dynamiczny tekst, tyle, że pełen błędów. Powtórzenia, zbędne zaimki, czasem niepoprawny szyk, a czasem za dużo szczegółów. Dość nieporadnie budujesz obraz, używasz więcej słów by coś pokazać, niż tego to wymaga.
Nie przeszkodziło to jednak, żeby tekst był żywy. Jest potencjał, ale jest też sporo pracy przed Tobą.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”