Teoretycznie. Myślę, że większość tekstów jest jedynie przeglądana, czytane jest pierwszych kilka stron oraz ewentualne streszczenie, po którym redaktor wyrabia sobie opinię. Do WAB wysłałem wydruk, odmówili mailowo i zaproponowali odesłanie go na mój koszt. Poprosiłem z ciekawości. Wyraźnie było widać, że ten egzemplarz nie został przeczytany - pyłek z bindowania pozostał na spirali, niczego takiego nie ma w przeczytanych egzemplarzach (mam wiele innych do porównania). Najwyżej został przejrzany, a i to pobieżnie.
Nie znaczy to, że wszyscy tak robią. Ale ja mając wydawnictwo tak właśnie bym postępował - niestety, czynsz, ZUS i prąd trzeba płacić co miesiąc, nie wspominając o pensjach fachowców, których czasu szkoda do czytania każdych wypocinek.
I tu trafiłeś w sedno. O to dokładnie chodzi. Wysyłający chce wiedzieć, że jego tekst dostał szansę na wydanie, a to że nikt go nie wziął jest winą AUTORA. Bo inaczej jaki to ma sens?
Ale jak to??? Proszę pokazać, gdzie, to ja poprawię wszystkie błędy. Czy chodzi o ten przecinek na piątej stronie w dwunastej linii? Poprawiłem go zaraz po wysłaniu, przepraszam, że nie zauważyłem go wcześniej.
Następnego dnia dzwoni telefon w wydawnictwie.
- To ja! Czy zaczęli już państwo wprowadzanie poprawek w moim tekście? Bo ja akurat mam czas, mógłbym zacząć poprawiać już teraz, prześlijcie to, co macie.
Kojarzycie takiego gościa PoProstu tu na forum? Wpadł jak burza, że on wymyślił szkołę czarodziejów wcześniej niż Rowling, na co ma dowody. Tylko potrzebuje redakcji. Wrzucił tekst, ktoś napisał mu opinię, wdał się w komentowanie, że jak to, przecież jest przynajmniej tak samo jak u Rowling. A potem napisał, że gdyby urodził się w USA to by go wydali. To, co pisał tu na forum, pisałby do redaktora, gdyby któryś mu odpisał.
Podejrzewam, że jak ktoś nie ma na tyle samokrytyki, aby nie wysłać tekstu niestraszącego błędami, to co mu szkodzi wdać się w dyskusję.
Ależ to zupełnie błędne założenie. Raz, że nikt z takim człowiekiem dyskutować nie będzie, dwa, że on sam spala się w wydawnictwie, bo zostanie zapamiętany. Gdyby siedzieli ze sobą twarzą w twarz, to może ktoś miałby skrupuły. A tak - nie widzę możliwości. To nie szkoła przyklasztorna.
Istota odpowiedzi wydawnictwa polega - według mnie - na bardzo prostej rzeczy. Chcemy poznać motyw, którym kierował się wydawca, odrzucając nasz tekst. I ja wcale nie żądam, żeby ktoś czytał moje wypociny od pierwszej do ostatniej strony. Jeśli ktoś przeczytał pięć stron i uznał, że jest za słaby językowo na próbę wydania - dobrze, ma prawo stwierdzić to na podstawie pięciu stron. On jest szefem. Jeżeli tylko przejrzał poczytał parę scen i nie spodobała mu się fabuła - dobrze. Moim zadaniem było napisać tekst tak, żeby broniła się każda pojedyncza scena. Zakładam, że tam pracują profesjonaliści i ich ocenie należy zaufać.
Tylko że bym chciał poznać motywy odmowy. Bo, jeśli jestem choć trochę samokrytyczny i autorefleksyjny, to na odpowiedź: "słaby językowo" kupię sobie słownik (co by nie robić błędów) i Boską Komedię (co by wzbogacać zasób), a na odpowiedź "mało wiarygodne postaci" zacznę zwracać na to uwagę, następny tekst napisze dbając o ich portrety psychologiczne.
A jeśli rzeczywiście jestem idiotą bez potencjału, to naprawdę nie ma sensu mi odpowiadać.
Jednak napisanie nawet samego: "Nie" byłoby kulturalne.
Tylko, że kolejno w 2008 i 2009 roku dostałem odpowiedzi od Repliki i Muzy na temat zbioru opowiadań. Że recenzje pozytywne, ale nie wydadzą. Żeby się przypomnieć za kilka miesięcy. Replika miała w tym tyle uczciwości, że przez telefon powiedziano mi wprost, że zbiorów debiutantów się nie wydaje.
Ale pomyślmy - może gdyby któreś z tych wydawnictw napisało mi, że recenzje pozytywne, owszem, ale zasugerowało też, że jest jakieś pole do poprawy - nawet ogólnie - to miałbym motywację, żeby nad tym usiąść i uczynić tekst "bardziej" wartym wydania?
I może gdybym napisał w przyszłosci książkę to poszedłbym właśnie do nich, bo dobrze zapamiętałem (cóż, pewnie i tak pójdę)?
Taka inwestycja czau redaktora w tych, którzy przejawiają jakiś potencjał.
Dorota Pacyńska zrobiła dla mnie coś takiego dwa lata temu - z jednym opowiadaniem.
To był jeden z najbardziej motywujących i rozwijających gestów.
Romek-> Chcesz mi powiedzieć, że wysyłasz tekst tylko do JEDNEGO wydawnictwa na raz?
To by było szlachetne, ale przy tak rzadkich odpowiedziach można sprzedawać jeden tekst sto lat.