gebilis pisze:I na tym etapie duskusji powiem, że pytanie w tytule jest poprostu źle postawione:"Jaki jest sens pisania miniatur?
Ja nie pytałam o sens istnienia gatunku literackiego, zwanego miniaturą. O ile zresztą się nie mylę, takiego gatunku nie ma. W każdym razie nie wymienia go Wikipedia, a nie mam pod ręką słownika terminów literackich, żeby sprawdzić. Ani mi w głowie tworzenie nowej listy gatunków literackich, ani obwinianie któregokolwiek z nich o cokolwiek ;)Zadałam pytanie kierując się nazwą, jaką nadali swoim utworom sami autorzy. Mogę przeformułować: jaki jest sens pisania bardzo krótkich, niefabularnych, amorficznych tekstów, nazywanych na tym forum miniaturami? Jeżeli Moderator uzna, że tytuł mojego pierwszego postu warto zmieniać, to proszę.
Thana pisze:Gdzieś w dziale Zweryfikowane jest moja miniatura w konwencji absurdu. Czy dałoby się ją wydłużyć do pełnego opowiadania? Oczywiście! Ale dla mnie to by już było ględzenie...
Jeżeli uważasz, że twój tekst ma taką formę, na jakiej Ci zależało, to rozbudowywanie go nie miałoby sensu. Jednak ciągłe trzymanie się takiej minimalistycznej konwencji też ma swoje mankamenty. Przecież utwór literacki to nie silnik, w którym jest miejsce wyłącznie na części niezbędne do jego funkcjonowania. Tak naprawdę nie wiesz, czy coś, co uważasz za „zbędne ględzenie” nie spodobałoby się czytelnikowi. Upodobania są tak różne…
Ja pisuję teksty popularyzatorskie. Dostaję zamówienie: temat, że książkę można by napisać (i niejedną napisano), a objętość – 10 000 znaków. Więc kombinuję, jak mogę, pilnuję, żeby objętości za bardzo nie przekroczyć, gdyż potem mi tekst skrócą w redakcji i mogą wyrzucić coś, co jest naprawdę ważne. Wolę już sama przestrzegać limitów. Tutaj jednak kryteria są jasne – trzeba przekazać pewną porcję wiedzy w sposób zrozumiały dla niefachowców. I tyle.
Ale w tekście beletrystycznym jest całe multum możliwości wyboru pomiędzy skrajnym minimalizmem formy, a niepohamowanym słowotokiem. Podobają mi się fabuły, w których jest wyraziste, sugestywnie zarysowane tło. Lubię widzieć tę rzeczywistość, w jakiej przebywają bohaterowie. Kiedy nie miałam pojęcia, kim jest Ursula K. Le Guin, przeczytałam fragment jej powieści w jakiejś starej „Literaturze na świecie”. Byłam zafascynowana sposobem, w jakim opisała sytuację pozornie banalną: dziedziniec, na nim fontanna i drzewo jarzębiny; chłopiec i mag rozmawiają przy cembrowinie. Dlatego sięgnęłam po jej książki. To było jedno z moich pierwszych samodzielnych odkryć literackich. Gdyby U. Le Guin stosowała takie minimalistyczne zasady, tego opisu pewnie w ogóle by nie było. Po co komuś jakaś fontanna i jarzębina, kompletnie bez znaczenia dla akcji…
Ale jakość artystyczna jej powieści i opowiadań byłaby wtedy nieporównanie niższa.