
I oczywiście dla wszystkich, którzy chcą czytać

_____Za rozległym pagórkiem, usianym chylącymi się ku ziemi chatami z czarnej gliny, wznosił się ogromny zamek. Pełen był przeróżnych wieżyczek, ukrytych wejść, balkonów i przybudówek, przez co wyglądał, jakby budowało go kilku niezdecydowanych architektów. Miał już swoje lata i można było śmiało powiedzieć, że i on długo nie postoi.
_____Truk nieraz zastanawiał się, dlaczego zamek jeszcze nie stał się ruiną. Przypuszczał, że tylko magia trzyma go w kupie. Gdyby Czarnoksięska Rodzina nagle opuściła siedzibę, ta prawdopodobnie rozleciałaby się jak domek z kart. Chłopiec często bywał na dziedzińcu zamkowym i widział, jak z odrapanych ścian czarny tynk odpadał całymi płatami, a spore kawałki gruzu i cegieł lądowały na chodnikach wokół gmachu. Nie było w tym nic dziwnego. Zewsząd odzywały się osobliwe huki i świsty, a niekiedy widać było efektowne, choć niewielkie wybuchy oraz kolorowe snopy światła, przecinające powietrze. Łatwo było oberwać taką wiązką magii, gdy się nieuważnie błądziło po okolicy.
_____Truk niespecjalnie przejmował się zasadami bezpieczeństwa, mimo to musiał zerkać pod nogi, aby przypadkiem nie nadepnąć na mięsożerne kwiaty, których było tu bez liku. Lubił chodzić po trawie. Całe Hessmirid pokryte było ciemną, nieprzyjemną w dotyku roślinnością, która opanowała krainę przed kilkoma wiekami – dokładnie w czasie najazdu czarowników na dobre wróżki. Tamte piękne i spokojne lata odeszły w niepamięć. Przypominała o nich jedna, jedyna łąka, która nie chciała się poddać śliskiej, pełznącej florze. Dlatego Truk z przyjemnością spacerował tędy na bosaka, patrząc w niebo i pogwizdując.
_____Naraz jego uwagę zwrócił chłopiec, siedzący na dużym głazie i pochylony do przodu. Gdy podszedł bliżej, rozpoznał w nim swojego przyjaciela.
_____- Pampit! – wykrzyknął. – Co tu robisz? Dlaczego płaczesz?
_____Ten podniósł głowę. Załzawione oczy patrzyły spod ciemnej czupryny, która tylko w dni świąteczne stawała się jasna. To znaczy umyta.
_____- Mam przeciepane! Bardzo, bardzo przeciepane! Tak przeciepane, że nawet nie chcę o tym mówić!
_____- E, na pewno nie jest tak źle. Ty zawsze panikujesz.
_____- Zgubiłem... zgubiłem jaszczurkę!
_____Truk spojrzał gdzieś w bok z namysłem, ściągając usta. Jego poważna mina świadczyła o tym, że i problem był poważną sprawą.
_____- Stary... masz przeciepane – stwierdził po chwili odkrywczo.
_____Wiedział, że nie chodziło wcale o żywego gada, ale o złotą broszkę, którą kolega pożyczył od matki. Wczoraj pokazywał ją na zebraniu. Pamiętał, jak wszystkim chłopakom opadły szczęki. Nie wierzyli mu, że naprawdę posiada w kolekcji taki skarb. Próbowali go przekupić, ofiarowywali swoje najlepsze drobiazgi, lecz on pozostawał nieugięty. Twierdził, że broszka w kształcie jaszczurki jest bezcenna.
_____- I co teraz zrobisz? – spytał Truk.
_____- Nie wiem! Mama mnie zabije! Po prostu zabije! Wyciągnie ten wielki kij, wypuści na mnie białe światełko i zamieni w pył!
_____- Uspokój się, na pewno tego nie zrobi. To przecież twoja... ekhm... – Zastanowił się, czy to na pewno był dobry argument. Przypomniał sobie, jak wiele razy Pampit przychodził z wypaloną skórą lub nienawistnymi znakami, wyrytymi nożem na policzkach czy dłoniach. Zdecydowanie jego matka nie preferowała bezstresowego wychowania. Tylko specjalne maści, przynoszone z kolei od rodziców Truka, przywracały chłopcu zwyczajny wygląd i dobre samopoczucie.
_____- Jesteś idiotą, Pampit. Ty przecież zbierasz kamienie, a nie jakieś świecidełka.
_____- No i co z tego? – wybuchnął dzieciak, wycierając jednocześnie smarki spod nosa. – To chyba normalne, że zbiera się wszystko, co się da. Każdy ma w domu coś, czego nie pokazuje. Ty może tak nie robisz?
_____- Nie, ja tak nie robię – odparł mechanicznie, lecz w duchu odczuł niepokój. Sądził, że tylko on wpadł na to, żeby prawdziwą kolekcję kryć w domu, w najciemniejszym i najmniej dostępnym miejscu. Kolorowe szyszki i żołędzie, piórka, zasuszone kwiaty, papierki po miodowych chrabąszczach, mieniące się muszelki i drobne ozdoby, wplątywane przez młode czarownice we włosy – wszystko to leżało pod podłogą w jego izdebce, owinięte w płócienną szmatkę. Pampit tak zwyczajnie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, odkrył jego tajemnicę, która napawała go dumą i satysfakcją, mimo że nie zamierzał nikomu o niej mówić.
_____- Żartujesz – zdziwił się Pampit i na chwilę zapomniał o płaczu, choć czkawka nadal nie dawała mu spokoju.
_____- Nie żartuję.
_____- Kłamiesz.
_____- Nie!
_____- No, dobra, nie kłamiesz.
_____- I nie żartuję.
_____- No tak.
_____Znów zmarkotniał i wykrzywił usta w podkówkę.
_____Truk podrapał się w głowę. Kolekcjonerstwo. Chłopcy traktowali je tak poważnie, że dla niego wiele potrafili poświęcić. On sam nie zajmował się niczym szczególnym, gdyż zbierał tylko korki od butelek i fiolek, we wszystkich rozmiarach i kształtach. Na cotygodniowych zebraniach nieśmiało wysypywał na stół nowe zdobycze, a koledzy oceniali ich wartość. Pampit natomiast był urodzonym artystą. Może nie miał jeszcze zbyt wielu kamieni, lecz pokazywał je tak, że przy nim nawet konkurencja bladła. Pierwsze przedstawienie zostało nagrodzone brawami. Chłopiec umieścił dwa czarne kamyki na stole.
_____- Miała ciemne, głębokie oczy... – powiedział wtedy zniżonym głosem, który w pustej komnacie i przy blasku świec brzmiał niezwykle tajemniczo.
_____Rzucił czerwony.
_____- Karminowe usta...
_____Dwa różowe.
_____- Rumiane policzki...
_____Naraz zgarnął je i płynnymi, pewnymi ruchami wysypał na stół garść zielonych kamyków.
_____- Widziałem ją na łące!
_____Ułożył niebieskie w wąską ścieżkę. Modulował głos, nadając mu mnóstwo emocji. Zdawało się, że wpadł w trans i dał się ponieść własnej historii.
_____- Kąpała się w strumyku...
_____Szybkie, zdecydowane gesty. Urzeczeni chłopcy wpatrywali się w stół.
_____- Nagle przyszedł niedźwiedź!
_____Potoczył się ogromny, brązowy odłamek i rozbił pozostałe, okrągłe kamienie.
_____- Potem... – Pampit efektownie załamał głos. – Widziałem już tylko krew...
_____Uniósł dłoń i z wysokości upuścił mnóstwo maleńkich, czerwonych drobin, w istocie przypominających krople krwi.
_____Uśmiechnął się i z udawanym zażenowaniem zebrał swoje skarby do skórzanego woreczka, słuchając oklasków i okrzyków zachwytu.
_____A dziś siedział na głazie i płakał, zupełnie bezradny i przerażony. Jeżeli ktokolwiek miał mu pomóc, mógł to być tylko Truk. Ich przyjaźń opierała się głównie na tym, że obaj kolekcjonowali całkiem inne przedmioty. Pampit był w zasadzie dość skryty, a dobre stosunki z tymi, którzy zajmowali się również kamieniami, nie wchodziły w rachubę.
_____Zresztą, ciężko było o jakąkolwiek bliskość i zażyłość między mieszkańcami Hessmirid. Czarownicy byli niezwykle gniewnym i kłótliwym ludem, nieustannie robiącym sobie na złość, bijącym się nawzajem i krzyczącym. To, że matka Pampita stosowała wobec dzieci okrutne kary, a przez przypadek nawet uśmierciła dwie małe córeczki, przysparzało jej tylko chwały i większego uznania wśród sąsiadek. Pampit powinien być z niej dumny, zamiast bezczelnie sprzeciwiać się jej nieomylnym metodom wychowawczym.
_____Gdyby tylko do jego rówieśników dotarła wieść, że siedział tu i beczał jak jakiś mięczak, już nigdy więcej nie zaznałby spokoju. Wyzywaliby go od mazgajów i wymoczków, stałby się popychadłem całej okolicznej dzieciarni, a jego magiczne zdolności straciłyby jakąkolwiek wartość. Na szczęście miał ogromne zaufanie do przyjaciela i wiedział, że nie musi go nawet prosić o dyskrecję.
_____Trukowi zresztą nie przyszłoby do głowy, żeby w taki sposób ośmieszyć go przed kolegami. Z zatroskaną miną zastanawiał się przez chwilę, po czym rzekł:
_____- Pomyśl, gdzie widziałeś ją po raz ostatni.
_____- No tam, na zebraniu! Schowałem do woreczka, a później...
_____Westchnął przeciągle, co było wystarczającą odpowiedzią.
_____- Niepotrzebnie się chwaliłeś, że masz w domu tę jaszczurkę. Może wcale jej nie zgubiłeś? Zastanówmy się... – Truk mimowolnie ściszył głos. – Mazart. On przecież wyszukuje drobną biżuterię i takie tam błyskotki...
_____Pampit prawie zatrząsł się i spojrzał na przyjaciela z przestrachem.
_____- Ale... Co ty mówisz? Przecież Mazart jest synem Wielkiego Czarnoksiężnika! Wiesz, co by się stało, gdybym go oskarżył o kradzież?
_____- Ja ci niczego nie rozkazuję. Ale on... sam wiesz... ma dość znajdowania tych złotych gówien po kątach, bo na każdym widnieje ich rodzinny symbol. Najbardziej cieszą go zupełnie nowe łupy spoza zamku.
_____Pampit zaczął płakać na nowo, aż w końcu Truk zniecierpliwił się i uderzył go w ramiona z taką siłą, że ten spadł z głazu. Jednak nie przyszło mu do głowy złościć się za to, tylko wgramolił się z powrotem na swoje siedzisko, zaczął pociągać nosem i wycierać twarz rękawem lnianej, dziurawej koszuli.
_____- Bądź mężczyzną! – zawołał przyjaciel. – Musisz coś z tym zrobić. Mazart może sobie być czarnoksięskim wypierdkiem, ale jest idiotą i tchórzem. Rodzice się za niego wstydzą, zresztą słusznie, bo jest hańbą narodu. Myślisz, że dlaczego za zabawę z nim płacą nam trzydzieści czarnych floreniaków w półkrążkach na godzinę? Bo nawet świta spieprza na jego widok, nie chcąc się z nim zadawać. Postrasz go. Powiedz, że mama nauczyła cię zaklęcia, które zamieni go w żabę. I będzie musiał oddać ci tę cholerną broszkę!
_____- Myślisz?
_____- Oczywiście! A teraz wstawaj, wypnij pierś, podnieś głowę i jazda na zamek!
_____Pampit wstał, jeszcze nie do końca zdecydowany.
_____- Ale...
_____- No, już! – krzyknął Truk, siłą odwracając go w kierunku widniejącego na tle pochmurnego nieba zamku.
_____Zdumiony chłopak ruszył przed siebie szybkim krokiem, z wahaniem oglądając się przez ramię.
_____Truk, uspokojony, odwrócił się i podążył swoją ścieżką. Jaszczurka, przedmiot pożądania wszystkich kolekcjonerów. Własność matki Pampita, najbrzydszej i najbardziej złośliwej czarownicy w całym Hessmirid. Jeżeli jej syn nie przyniesie zguby z powrotem, to następne spotkanie chłopcy zorganizują w miejskim lazarecie.
_____- Masz naprawdę przeciepane – mruknął Truk do siebie.
_____Włożył ręce do kieszeni i zacisnął dłoń na małej broszce. Nie chciał jej tutaj wyciągać, w domu będzie miał wystarczająco dużo czasu, by ją oglądać i podziwiać. Sam na sam. On i jego nowy skarb.
_____Patrzył w niebo i pogwizdywał.