Pan Rabin

1
W słoneczną noc tego hałaśliwego zacisza, dokładnie w dzień niejednokrotnego nasilenia w zalesieniu, Rabin swobodnym krokiem przebierając nóżkami (rączkami trochę słabiej bo targał dwie flaszki pod pachami), podążał do swojego szałasu. Przesiewając ponad gałęziami pobliskiego drzewozbioru, wbijając sobie drzazgi w bose stopy, nucił pod nosem wesołe donosy.

- No wiesz? - zagadnęło przyjaźnie jedno z drzew.

- No wiem - odparł grzecznie Rabin, kłaniając się w pas.

Rabin był typem samotnika, jeżeli nie liczyć jego siedmiu żon i ponad trzydziestki dzieci. Jego hałas... t.j. szałas, ogarniała głucha cisza, a przynajmniej od długiego - lecz nie zanadto rozległego - czasu, gdy zakneblował całą swoją rodzinkę i rzucił pobliskiej watasze wilków na pożarcie.

Ostatnich kości się nie spodziewał, a choć przybyli w szczerych intencjach, Rabin miał co do nich kłamliwe zamiary. Zdawał sobie doskonale sprawę, że na jego bidę z nędzą ktoś może poczuć smaczek, ba!, nawet zapaszek, a tego wolałby uniknąć. Dlatego czym prędzej wyskoczył do pobliskiego miasteczka by zaopatrzyć się w Wódę Ognistą, a nawet dwie. Jego szczwany plan by spić dzielnych rycerzy, wykorzystać seksualnie księżniczkę i wreszcie pozbyć się ich wszystkich standardowym wytłumaczeniem nawracania na ateizm, miał nikłe szanse powodzenia. Rabin jednak wiedział, że nie ma innego wyjścia, choć pozostawało kilka wyborów.

Szałas, jak zwykło się go nazywać w tej opuszczonej przez wszystko co żywe okolicy, przedstawiał się bardzo godnie i skromnie. Cztery wychudłe od wielu deszczowych susz, cienkie jak patyk patyki, podtrzymywały pomalowany na czerwono zieloną farbą daszek, z drewnianymi dachówkami koloru wyblakłej żółci. Całość przypominała swoją konstrukcją poddasze dla śmietników. Tak właściwie, to była poddaszem dla śmietników.

Jednakże zamiast metalowych zbiorników na wszelkiego rodzaju odpady ludzkiej egzystencji, znajdowały się tam same istoty człekokształtne. Dokładnie cztery z nich, bo piątą postać można by raczej zaliczyć do swego rodzaju mutacji żółwia, lwa, muchy z pourywanymi skrzydełkami i goryla, tudzież jego mieszanki z orangutanem. Nazywano go potocznie Niedorobem, choć częściej, zdrobniale (pieszczotliwie), Kwazjim. Był w tej okolicy swoistym rodzajem odkurzacza, a przynajmniej takiego, który usuwa jakiekolwiek przejawy życia zwierzęcego. Ostatnio był na diecie, więc pochłaniał wyłącznie drobnoustroje w wydychanym przez siebie powietrzu.

Rabin zatrzymał się przed szałasem i stojąc w miejscu przebierał nogami przyglądając się przesuwającemu się krajobrazowi. Wcale nie chodziło o to, że po drzewach skakały wiewiórki. To nie było dziwne. Zaskakujące było to, że pochłaniały one ptactwo w locie. Niedorobowi pociekła ślina z, eee, "otworu gębowego".

- Zachowuj się przy ludziach! - skarcił go Rabin. Kwazji opuścił głowę w akcie skruchy, po czym odgryzł sobie kawałek dłoni. Rabin skinął głową, jakby chciał rzec "No!".

- No! - rzekł Rabin - Wybaczcie mi proszę, drodzy przybysze, lekki bałagan w moim szałasie - cała kompania rozejrzała się po pustym poddaszu - Nie jest łatwo w dzisiejszych czasach o kompetentną służbę - tym razem wzrok wszystkich zgromadzonych skierował się na onieśmielonego Kwazjiego - Mam jednak nadzieję, iż zgodzicie się na skromny poczęstunek...

- Właściwie to jesteśmy tylko przejazdem, chcieliśmy się tylko na chwilę zatrzymać, tym bardziej, iż do miasta już niedaleko - przerwał jeden z wojaków.

Rabinowi lekko zadrżała powieka lewego oka. Nie mógł tolerować takiego nietaktu, więc czym prędzej sięgnął po Wódę Ognistą i z całych sił rozwalił ją o głowę Niedoroba.

- Nie przerywaj mi łamago! - wykrzyknął.

Wszyscy spojrzeli na niego z zakłopotaniem w oczach. Nie mogli znieść takiej niekompetencji ze strony ich woja więc, wedle starodawnego obyczaju, ucięli mu obie ręce, nogi i skopali po głowie.

Kiedy wymienili już te uprzejmości, Rabin począł kontynuację swego słowa.

- A więc, poczęstunek - wyciągnął spod pachy drugą flaszkę i pociągnął sążnie z gwinta - Proszę - podał dalej.

Wóda Ognista ma to do siebie, iż smakuje jak ścierwo, pachnie jak gówno i daje w łeb jak młot kowala. Dość silnego kowala.

- A proszę, a proszę, a proszę mi powiedzieć, co taki Rabin jak Pan tu robi? - zagadnął jeden z wojaków.

- To, co wszyscy Rabini na świecie - odparł Rabin szczerząc zęby - Kradnę, zabijam i molestuję nieletnich.

Zapadła głucha cisza, po czym wszyscy - z wyjątkiem Rabina i Niedoroba - wybuchnęli histerycznym śmiechem. Zaraz po tym, równie histerycznym krzykiem.

Kwazji miał słabość do oczu i zdarzało się, iż ofiara była wciąż żywa, gdy je wygryzał. Nie będę się jednakże zagłębiał w szczegóły...

Pan Rabin więc, jak każdej letniej zimy, w strugach słomy, siana, drewna u sąsiada (martwego od kilku pokoleń), jak to zwykle nań przystało, zabawiał się w nekrofila ze zwłokami księżniczki - swoją drogą, gust miał raczej kiepski. Tak czy siak, koło się kwadraci, trójkąt zaokrągla, a Rabin, mimo niezbyt zaległej czasoprzestrzeni się nie zmienia i nic go już raczej nie przemieni. Prócz jego samego, ale to już zupełnie inna historyja...

2
Pomysł: 4

W sumie sam nie wiem. Mi się nie podobało, nie lubie tego typu tekstów - chyba, bo pierwszy raz coś takiego czytam.



Styl: 4

Miejscami za bardzo szarzujesz i ciezko sie czyta, ale ogolnie to jest ładnie.



Schematycznosc: 5

Ee, co?



Błedy: 4+

Na końcu mocna powtorzeniowka.


- A proszę, a proszę, a proszę mi powiedzieć, co taki Rabin jak Pan tu robi? - zagadnął jeden z wojaków.

- To, co wszyscy Rabini na świecie - odparł Rabin szczerząc zęby - Kradnę, zabijam i molestuję nieletnich.

Zapadła głucha cisza, po czym wszyscy - z wyjątkiem Rabina i Niedoroba
Moze i zamierzone powtorzenie, ale mi sie w oczy rzucilo mocno.



Ogólnie: 4

Mi się nie podoba, ale nie subiektywnie mam tu oceniac. Styl ładny, błędów nie dostrzegam, coś nowego. Jestem na tak
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

3
Pomysł: 4



Całkiem w porządku, mocno groteskowy, ale poza tym nic innowacyjnego. Czytywałem już tu i tam o pieprzniętych samotnikach dziczy, którzy zabijali swych gości. Ogólnie jednak nie jest źle, ale bez rewelacji też.



Styl: 4



Cieszę się niezmiernie, że to przynajmniej nie okazało się być kolejnym opisem. Po tym co przeczytałem mogę stwierdzić, że styl masz całkiem w porządku. Czytało się bez problemów, ale żadnych fajerwerków nie uświadczyłem.



Schematyczność: 3+



Jak już mówiłem - mimo groteskowej otoczki, to jest pomysł mocno zdziwaczałego oraz bardzo gościnnego samotnika.



Błędy: 3+


Jego hałas... t.j. szałas
w opowiadaniu skrótów używać? Kiepski pomysł, jak dla mnie


Ostatnich kości się nie spodziewał
chyba gości


Rabin jednak wiedział, że nie ma innego wyjścia, choć pozostawało kilka wyborów.
jakoś mnie gryzie to zdanie treścią ; najpierw nie ma innego wyjścia ale wciąż ma wybór?


pomalowany na czerwono zieloną farbą daszek
a to mi się bardzo podobało :)


Rabin zatrzymał się przed szałasem i stojąc w miejscu przebierał nogami przyglądając się przesuwającemu się krajobrazowi.
przeczytaj na głos te zdanie, 'stojąc' i 'przyglądając się' chyba za bardzo ze sobą tutaj nie współgrają


- No! - rzekł Rabin - Wybaczcie mi
skoro następna część dialogu zaczyna się z dużej, to chyba powinna być kropka po Rabin, co? Taki sam błąd w paru innych miejscach


Właściwie to jesteśmy tylko przejazdem, chcieliśmy się tylko na chwilę zatrzymać
powtórzeniówka



I jeszcze jedna powtórzeniówka, ta co wskazał Hansu. Ale to rabinowanie jakoś w oczy nie gryzie. Przynajmniej mnie. Jak na krótki tekst, to trochę sporo tych błędów.



Ocena ogólna: 3+



Pomysł jest całkiem w porządku, styl też, błędów trochę jest, ale ogólnie widać, że wiesz, co robisz. Jestem na tak.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Pomysł: 4

zatkało mnie... tu jest pomysł, widać go gołym okiem. Co prawda połączenie groteskowo-absurdalne niezbyt mi pasuje, jednak to było coś, a nawet coś, co mnie nie zanudziło.



Styl: 4-

czasem za bardzo mieszasz, ale naprawdę można było to przeczytać, a nawet - w niektórych miejscach - pośmiać się. Tekst jest dużo lepszy niż poprzednie.



Schematyczność: 4

nie jest to super ultra nowoczesne, aczkolwiek raczej niespotykane.



Błędy: 4-

nie jest źle



Ogólnie: 4-

Ogólnie to męczą mnie takie teksty, bo przy każdym zdaniu muszę się zastanawiać, o co ci chodzi z tymi deszczowymi suszami i tak dalej, ale coś w tym jest - coś więcej niż tylko opis, na dodatek - i wydaje mi się, że byłabym niesprawiedliwa, nie doceniając tego.



Jestem na... tak
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”