W dzisiejszych czasach rycerzom jeno wiatr w oczy

1
Opowiadanie. Ja nazwałabym je raczej poczatkiem:) Kołacze mi się po głowie pewien pomysł, ale chciałam zabaczyć najpierw jak odbierzecie taki "specyficzny" rodzaj narracji i czy wogole jakoś do was przemówi. Nie przedłużam więc, zmykam.





W dzisiejszych czasach rycerzom jeno wiatr w oczy. Ledwom osiąść na własnej ziemi zdążył już się paniska zjechały i tu im ogry w pień powycinać, tu bestie, co się gryfem zwie,z pól wygnać. No to cóż było robić? Drzwi zaryglowałem i do fosy wody napuściłem, ale się psubraty tak wycwaniły, że co jeden to łódź na plecach przynosił. Tak się w końcu od nich w fosie zaroiło, że gdybym nawet chciał, to kija między nich wetknąć bym nie zdołał. A ci jak nie zaczną śpiewać, biadolić i karą boska straszyć! Aż mi łeb od tego lamentu spuchł i musiałem, chcąc nie chcąc, na zewnątrz wyjść i sprawę po męsku załatwić.

Zaopatrzyłem na te okazje pachołków w kije i przykazałem lać, aż gnaty strzelać będą. Ino żeby który nie przesadził, bo mi z trupami obcować nie trzeba! Sam miecz z pochwy wyciągnąłem, a wiadomo przecie, że takowa broń szacunek wśród tłuszczy budzi, więc co żyw uciekać będą, aż cholewy łazęgi pogubią. Uśmiechnąłem się do swoich myśli i most zwodzony opuszczać kazałem, pacholęcia przodem puszczając. A jaki wrzask podniósł się, jaka kurzawa!

Bystrzejsi od razu nogi za pas wzięli, nie czekając aż im parobkowie moi kijami w głowach rozjaśnią. A ci jak nie zaczną siec, razy rozdawać, to tylkom sam siebie pytał ,czy to z miłości do pana swego ,czy może z niechęci jakiej do ludu niezdrowej tak bija. Sam na pomoście miejsce zająłem ,coby nic z bijatyki tej nie stracić i samemu w walkę się nie wdać. Honoru trzeba nie mieć żeby z chamami boje mieczem toczyć! A jak się, uchowaj Boże, którego za mocno nadweręży, to zaraz z pochodniami przychodzą i widłami przed murem wymachują. Tfu! Tego mi brakowało tylko, żeby mi widoki żelastwem pozasłaniali! Nie potom zamczysko pod puszczą budował, żeby z rana na chamskie pyski patrzeć.

Tymczasem pachołki moje mocno już tłuszcze przerzedzić zdążyły. Ze dwóch do fosy wskoczyło i dalej pływaków na ląd wywlekać poczęli. A tam raz dwa żebra kijaszkiem przeliczą i fora ze dwora do chałupy dzieciaki płodzić, a nie rycerską głowę skargami na zbójców zawracać. Jakby wsi pilnowali, to by i zginąć nic prawa nie miało, a ci w cudzych fosach siedzą i ryby udają. Na drodze zaś ksiądz z pielgrzymką bab się rozłożył i ani myśli zbłąkane owce ratować. A żem pachołkom kazał bab nawet kijem nie tykać, to tylko krzykiem straszą i grymasami przegonić próbują. A tu nic! Dopiero jak jeden z drugim księdza na ręce wzięli i ku wsi ponieśli, to cała gromada za nimi pędem ruszyła, opatrzności boskiej nagle pozbawiona. Ja tylkom z obawą ku górze popatrzył, co by mi piorun żaden gniewny przyłbicy nie osmalił i co bym w razie czego w porę odskoczyć zdołał, ale niebo czyste mi się zdało i nadzwyczaj błękitne, to i obawa rozwiać się musiała.

Zrazu patrzę, a tu nad pobojowiskiem tuman kurzu w górę podniósł się i burdę cała zasłonił. Tylko krzyki dalej słychać było niepojęte. Uszu więc nadstawiłem i pilniej nasłuchiwać począłem. Baby, co za księdzem leciały, pod wieś już pewnie dobiegły, bo ani modłów, ani psalmów zawodzącej melodii wiatr nie niósł. A swoja drogą jak chcą, to umieją staruchy prędkości jako takiej nabrać i żadna pewnie nawet jednej zdrowaśki z różańca po drodze nie zgubi. Takie to cwane! A mówią, że tylko do garów nadaje się i rodzenia. Ale co to? W chmurze kurzu po lewej stronie nagle jakby jaki kształt ciemnieć zaczął. Wzrok natężyłem, patrzę, a tu jakoby postać jakaś ku mnie nadciąga, ręce do góry wzniosła i piszczy niemiłosiernie. Od tego hałasu przyłbica kurczyć mi się już prawie poczęła, ale żem nie takie cuda widział, tom w przytomności swojej miecz z pochwy wyciągnął i pozycję obronna przyjął. Już miałem zamach wziąć, a tu pył opadł nagle i widzę, że to nie mara jaka ku mnie bieży, tylko dziewka w spódnicy szerokiej, burzą włosów owiana. Twarzy dostrzec nie sposób w całej tej zawierusze. Przebiegła obok, znikła w czeluści bramy i tylko głuche echo chodaków o drewniany most stukających, po niej pozostało. Alem się zdziwił! Alem gały wytrzeszczył! I cóż było robić? Pachołki robotę już prawie kończyli, to ja raz dwa i już za dziewką ku bramie hola, co by mi ptaszyna z rąk nie wyfrunęła. Rycerz nie rycerz- chłop potrzeby ma! A jak się trafi taka, co sama do łoża wbiega i dać chce- tym lepiej, bo zawsze to po dobroci łatwiej, niż od razu w pysk od baby oberwać.

Wbiegłem ci ja więc do bramy i most zwodzony podnosić począłem, coby mi nikt w zamiarach zamętu narobić nie mógł. Panna na lewo do komnat poleciała, bo i drzwi otworem zostawiła i jeszcze w oddali krzyki słychać było. Biegnę i ja na lewo, próg przekroczyłem i jak nie runę na deski! Hełmem o belkę, co z sufitu wystawała zahaczyłem…. Psia mać z takim stropem! Oszczędzać mi się na wysokościach zachciało, to i łeb puchnie…. Ale nic to. Podniosłem się na równe nogi, kolczugę z siebie zrzuciłem i dalej w górę po schodach. Miecz tylko przy pasie wisiał groźnie, co bym na pierwszym wrażeniu nie stracił i jako taki szacunek wywołał. Jak kobita się za bardzo rozedrze, to i argumenty czasem trza jakieś wytoczyć.

Jakem schody pokonał, to przystanąć chwile musiałem, koszule poprawić, oddechu nabrać. Dziewka w sypialni widać siedziała, gdyż światło z półotwartej izby biło. Ha! Nic to innego, a dobrą komitywę na noc zapowiadało. Powietrza w płuca nabrałem, drzwi otworzyłem i aż mnie do sieni z powrotem cofnęło! Bo to nie baba ino czort jakiś na poduszkach legł i szczerzyć się do mnie począł….

Stoję i myślę. A raczej usilnie przypomnieć sobie próbuję, czym co wczoraj z napitkiem za bardzo nie nadużył. Ale żeby po dniu całym i nocy majaki jeszcze widywać? Nie.. to nie może być! I nagle jak mnie złość nie ściśnie, do przodu nie popchnie, ledwom za rękojeść miecza zdążył złapać i już na plugastwo się zamierzam. Patrzę… czort zniknął gdzieś nagle i tylko pustka nieprzyjemna po nim pozostała.

Podbiegłem do łoża i między pierzynami szperać począłem. Musiała się psia jucha gdzieś tu skamuflować. Ostrzem poszwy poprzecinałem i szukam, ale tylko piór białych całe obłoki izbę zasypały. Anim nawet włosa czarciego jednego nie znalazł, ani pazura jednego zakrzywionego. A był tu gad, głowę uciąć dał bym sobie za to, bo swąd jakiejś jakoby spalenizny w powietrzu unosić się począł. Jeszczem tylko schylił się i pod łoże zajrzał, coby wszystkie możliwe rewelacje wykluczyć. Już myśleć zaczynałem, że przestrachał się diabelski pomiot rycerskiego mego pochodzenia, a ten jak zza firany nie skoczy, pędem pokoju nie przemierzy i drzwi zasuwą żelazna nie zarygluje! Jeszczem dobrze ruszyć w jego kierunku nie zdołał, a ten już z miejsca się zrywa, między nogami przesmykuje i hola! na łoże począł się gramolić. Aż mi się coś w środku potrząsnęło, że tak męża wielkiego przechytrzyć umiał. Tylko coś mi ten obraz czartowski zakłócało…. Sukienkę dalej na sobie padalec miał i czepek chłopski ciasno na czarny łeb nasunięty, tylko po włosach rozwianych ani śladu. Na ten czas chuć, com do panny tej zdradliwej poczuł, przypomniałem sobie i uwierzyć nie mogę, żem za tą poczwara poleciał. Tfu! Jakie mnie z miejsca obrzydzenie wzięło! Diabeł zaś widząc chyba żem do bijatyki nijakiej był nie zdatny, odchrząknął tylko i gadać począł.

-Jako żem dotrzeć aż tu zdołał i progi Jaśnie Wielmożnego rycerza przekroczył, to owijać w bawełnę niepodobna. Sprawę mam!- powiada gadzina, a ja jakem stał tak mnie w ziemię prawie wcisnęło ze złości. żeby nawet siły nadprzyrodzone spokoju mi dać nie chciały? Tfu! Co mówię? Nadprzyrodzone i może, ale i przy tym nieczyste także , a to już za wiele jak na jedną duszę. Przecie jak powodu nie było. tom nawet muchy nie tknął. a tu mi się sam sługa szatański do komnat wpycha i o posłuch prosi. Gęby ze zdumienia otworzyć nie mogłem.

-Widzę, że Jaśnie Panisko zastanawiać się raczy, to może ja sprawę wyłuszczę. Ehm… to tak… . Niedaleko jak trzy pełnie temu pojawił się łachudra jeden na świecie, co nie wiadomo skąd przyszedł, a zła tyle już narobić zdołał, że cośmy się w piekle nacieszyli to nasze. Sam Szatan nawet zainteresować łachmyta się raczył i dumny chodził taki z dokonań jego, że nawet kwaterę mu w piekle po śmierci przyobiecał, ale taką porządną, co się samym czarcim synom należy. – jucha jakoby słowotoku dostała i tak się w opowiadaniu swoim zagłębił, że ani spostrzegł jak do łóżka powoli zbliżać się zacząłem- tydzień dwa nie minął a Pan nasz troskać się począł okrutnie. Wysłał mnie wtedy w przeszpiegi na ziemię, bo musi rycerz wiedzieć, że ja to jakoby prawą ręką samego Belzebuba jestem, i kazał obserwacje poczynić.

Odnaleźć mi nakazano człeka tego, co wcześniej tyle wesela piekłu narobił. Dzień cały po wsiach się włóczyłem, alem w końcu trafił pod dach jakiś, gdzie tamten z chmarą ludu obradował. Patrzę i jakoby mnie ktoś ogniem piekielnym po karku smagnął. W te pędy pod ziemię zawróciłem i raport pospieszny Szatańskiej Mości zdałem. A ten jak nie krzyknie! Przekleństwem najgorszym nie rzuci! Chwycił mnie za kark tylko i posłał na powrót tutaj, abym męża jakiego znalazł, co mu tamtego żywcem pod progi piekielne doprowadzi, a że mi się już z tłuszczą pod murami czekać nie chciało, tom z pierwszej skorzystał okazji i podstępem dostać się tu zdołał. Ale co mi się tak rycerz przyglądać począł? Co tak za plecami gmera? Jam z samego piekła przybył…! Jam Astarot jest co….- a ja jak się nie zamachnę, jak rękojeściom w łeb nie przyłożę. Omdlał diabeł i bez sił na pierzynę opadł. Nic nie myśląc po sznur do zbrojowni pobiegłem. Kwadrans nie minął nawet, jakem związać diabelstwo zdołał i z siłą niemała o podłogę nim cisnął. Ani charknął nawet, tylko jak nieżywy leżał, a szkaradne to takie, że nic, ino oczy w druga stronę odwrócić. Zakląłem, do okna podszedłem, okiennice na oścież otworzyłem. A potem tylko rozmach zdąrzyć wziąłem i już szatański pomiot w fosie zanurkował. Hola! Jak ponad murem gładko przeleciał! O czym mi to prawił wcześniej? Pamiętać nawet mi bym się nie odważył, bo i to pewnie plugawe było, jak sama poczwara. Zachciało się czartu rycerza szukać, to może go i wśród rybek znajdzie? Kto wie.. . Jam tylko okiennice szczelnie pozamykał, tak coby złego nie kusić, i do kuchni udać się musiałem, bo co jak co, ale gorzałka tylko ten diabli zapach wypalić z nozdrzy i myśli mogła.
"Ja wierzę, oni tańczą wciąż..."

2
Pomysł:2+

Plus za chęci.Wogóle mnie ten pomysł nie przekonał do siebie.Strasznie meczy oczy.



Styl:2

Styl podobnie jak pomysł,nie wciąga.Raczej widzę tutaj przerost formy nad treścią.Za bardzo starasz się stylizowa język,co zbytnio ci nie wychodzi,nabierając raczej komicznej treści.



Schematycznosc:2

Ileż było tych co chcieli przywrócić świeżość tamtej epoce za pomocą języka?Zapewniam,że wielu.



Błedy:?

Nie przyglądałem się by je wyszukać,gdyż nie jestem w tym ekspertem.



Ogólnie:2

Tekst jak dla mnie jest pisany na siłę,ani krzty w nim ciekawych elementów.Skupiłaś się głównie na języku co i tak nie wyszło na dobre.





Niestety jestem na nie.[/code]
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Pomysł: 3

mógłby być nawet fajny, ale - jak zauważył weber - twój stylizowany język zasłania wszystko i odrzuca.



Styl: 2

nie wyszło ci. Wiem co chciałaś osiągnąć, ale przesadziłaś. Stylizacja języka jest naprawdę bardzo trudną sprawą i trzeba trochę postudiować język, zanim się za to weźmiesz. Niestety, ale wyraźnie widać w twoim tekście brak wiedzy.



Schematyczność: 3-

cóż, nie jest to szczególnie nowatorskie...



Błędy: ?

powiem ci, że nie wiem co jest u ciebie stylizacją a co błędem, poza tym tekst mnie bardzo zmęczył stąd też nie zwracałam uwagi.



Ogólnie: 2+

jak zauwazył weber, widać, że pisane na siłę. Nie podobał mi się ten tekst i



Jestem na... przykro mi, ale nie
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

4
Zmeczyl mnie ten tekst po kilku zdaniach. Mimo, ze kilka razy chcialem go przeczytac, to za kazdym razem nie dalem rady. Calkowicie nie moj klimat, albo po prostu dno. Jestem na Nie.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

5
ja musze powiedziec ze mnie sie spodobalo i wciagnelo to opowiadanie :) :) :) a przede wszystkim wlasnie narracja- nietypowa, inna niz wszystkie, z dawnych lat troche ;) przypomina mi to opowiadania mojego dziadka ;)

6
W dzisiejszych czasach rycerzom jeno wiatr w oczy. Ledwom osiąść na własnej ziemi zdążył już się paniska zjechały i tu im ogry w pień powycinać, tu bestie, co się gryfem zwie,z pól wygnać. No to cóż było robić? Drzwi zaryglowałem i do fosy wody napuściłem, ale się psubraty tak wycwaniły, że co jeden to łódź na plecach przynosił. Tak się w końcu od nich w fosie zaroiło, że gdybym nawet chciał, to kija między nich wetknąć bym nie zdołał. A ci jak nie zaczną śpiewać, biadolić i karą boska straszyć! Aż mi łeb od tego lamentu spuchł i musiałem, chcąc nie chcąc, na zewnątrz wyjść i sprawę po męsku załatwić.


Musze przyznac, ze mi sie ten fragment spodobal, a dalej nie czytam, bo nie mam czasu. Ogolnie, jak Barbaara, czyli (po tym fragmencie) na duzy plus :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”