winky vs Hansu - "Pomiędzy krzykiem i śmieche

1
Temat ten jest miejscem, w którym na słowa zmierzą się winky i Hansu. Tematyka widnieje w tytule. Każdy zarejestrowany użytkownik może przyznać punkty jednemu z nich, według podanego schematu:



Pomysł – max 20 punktów. (ogólny pomysł na rozwinięcie tematu, opisanie świata itd.)



Styl - max 20 punktów. (nie trzeba tłumaczyć)



Realizacja tematu - max 10 punktów. (też nie trzeba)



Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami)



Błędy – max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe – im więcej punktów, tym mniej błędów)



Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości itd. Itp.)



Ocena końcowa (punkty razem): 100 (podliczone punkty)




Termin składania prac do 20 Kwietnia
[img]http://i56.tinypic.com/fbhkl4.png[/img]

2
Tekst 1



Obudził się w dziwnym miejscu. Wielka sala, ozdobiona czarnymi gwiazdami, wykonanymi z płynnego materiału, jakby plastelina lub podobny wyrób. Owe gwiazdy unosiły się pod krwisto czerwonym sufitem. Pokój był słabo oświetlony, właściwie przedstawiało to lichą imitację światła. Wszędzie była gęsta mgła, a przy ścianach dojrzał cienie, które wyglądały jakby się bawiły ze sobą. Samej podłogi nie mógł zobaczyć, opary szarego gazu, skutecznie mu to uniemożliwiały, podobnie zresztą, jak widok na własne buty. Czuł się dobrze, jeśli nie doskonale. świetnie pamiętał ostatnie zdarzenia. Nie został pobity, ani otruty, a następnie porwany, jednak znajdował się tu nie z własnej woli. Kładł się do łóżka, zasypiał, to ostatnie, co miało miejsce, na pewno nie obudził się, więc może to sen? Ale długo nie zaprzątał swojej głowy takimi myślami, tylko zaczął rozglądać się za jakimkolwiek wyjściem. Nagle poczuł zimny podmuch wiatru, mgła przed nim zaczęła się rozstępować. W twarz uderzyła go bladoniebieska poświata. W pierwszej chwili do głowy przyszła mu myśl, że może umarł i teraz ma przed sobą, to sławne światło, mimo, że nie znajduje się w tunelu.

Przymknął oczy i wpatrywał się przed siebie, nagle na tym błękitnym tle pojawiła się postać, był pewny, ze to człowiek, lub coś podobnego. Istota człekokształtna zbliżała się do niego. Z każdym jej krokiem, mgła za nią zaczęła się łączyć w bardziej zbitą masę. Kiedy znajdowała się na wyciągniecie ręki, okazało się, że to kobieta. Była drobna, blada, czarne włosy opadały jej na ramiona. Miała na sobie tylko szkarłatną sukienkę. Przylegała do ciała, tak, że mógł dojrzeć dokładnie zarys jej niewielkich piersi. Nie miała butów. Jednak to, co zszokowało go najbardziej - czerwone oczy, w których dostrzegał ogień, który mógłby spalić wszystko, co tylko by chciała. Spojrzała na niego, na ustach gościł jej złowieszczy uśmiech.

- Wiesz, dlaczego tu jesteś? – Zapytała.

- Kim jesteś? Czego chcesz ode mnie? – Odpowiedział pytaniami.

Nie bał się, właściwie nie wiedział, co czuje, coś jakby uczucie bezradności. Marsz po sznurze, gdzie pod spodem znajduje się histeryczny śmiech i krzyk ze strachu. Szedł po tym sznurze i nie wiedział, w która stronę spadnie.

- Mój słodki, po co te pytania? Nie łatwiej byłoby odpowiedzieć mi? Dlaczego wy ludzie tak wszystko komplikujecie? – Znów zaczęła.

- My ludzie? Przecież fizycznie także przypominasz człowieka, mylę się? – Odparł.

- I kolejna dawka pytań i rozważań, po co? Odpowiedz mi na pytanie – kontynuowała – wiesz, co tu robisz?

- Nie, nie mam pojęcia. Może mnie oświecisz? – Powiedział z pokpieniem.

Kobieta po raz kolejny uśmiechnęła się, podniosła dłoń i wskazała na siebie.

- Jesteś tu, dlatego bo ja tego chcę, a chcę tego, ponieważ jesteś obojętny na wszystko, zbyt obojętny kochany – ostatnie słowo wymówiła z lekkim sarkazmem.

- Obojętny? Nie rozumiem, o co ci chodzi? – Silił się na spokój, ale coraz gorzej mu to wychodziło.

Kolejny uśmiech, podeszła do niego bliżej, prawie go dotykała piersiami.

- Tak, jesteś obojętny na wszystko, co się dzieje wokół ciebie, na smutki i radości osób, które powinny ci być bliskie. Jedyne, co cię interesuje to narkotyki i twoi żałośni przyjaciele. Co z rodziną? Nie obchodziło cię to, że twoja własna matka była szczęśliwa z powodu awansu, w głębokim poważaniu miałeś również smutek własnej siostry, która zachorowała i to zniszczyło jej marzenia. Teraz rozumiesz? – Wyrecytowała jednym tchem.

Chłopak poczuł na policzku łzę. Weź się w garść, k***a, kim ona jest do cholery, żeby cię tak ustawiać – pomyślał. Przetarł dłonią mokrą twarz. Popatrzył na kobietę i splunął jej pod nogi.

- To jest moje życie i moja sprawa, odwal się – krzyknął – chcę stąd wyjść, w tej chwili!

- Nie, teraz dam ci szansę poczuć radość wraz z matką i smutek wraz z siostrą, zobaczysz, co one czuły w głębi duszy. Krzycz!

- Co? Zwariowałaś? Po jaką cholerę mam krzy... – w tym momencie z jego gardła wydobył się wrzask, który mógł oznaczać tylko jedno - wielki ból, jakby paliło go całe ciało, lub jakby ktoś w jednym momencie połamał mu wszystkie kości.

Kobieta stała teraz przy nim, palcami dotykała jego policzka. Jej dłoń była gorąca, była jak rozgrzany piec, jak ogień trawiący wielki las, czuł się tak, jak człowiek, któryby był przypalany rozgrzanym metalowym prętem. Trwało to około dwudziestu sekund, ale on miał wrażenie, że to była wieczność.

- I co o tym sądzisz? Podobny ból czuła twoja siostra, gdy się dowiedziała o swojej chorobie, a jej własny brat stwierdził, że są ważniejsze rzeczy. A co było tymi ważniejszymi rzeczami? Narkotyki. żałosne, czyż nie? No dobrze, to teraz coś przyjemniejszego. Uśmiechnij się.

Chłopiec dalej trzymał się za poparzony policzek, jej słowa teraz wydały mu się dziwne, jest ranny, a ona każe mu się cieszyć, głupota. Jednak, zaczął się śmiać, wręcz histerycznie. Tym razem łzy poleciały mu ze śmiechu, nie z bólu, ale ze śmiechu, po kilku chwilach poczuł ból. Złapał się za brzuch i opadł na kolana. Wszystko się uspokajało, świat wirował mu w oczach, niewyraźnie widział czerwonooką.

- To, co czułeś, było przesadzone, jednak zbliżone do stanów twoich bliskich, uczuć, które powinny obejmować, także ciebie. Jednak tak nie było. Wiesz już gdzie jesteś? Wiesz już, kim ja jestem? – Zamknęła oczy, uniosła dłonie, w pomieszczeniu zrobiło się zimno – Jesteś w miejscu, gdzie śmiech zlewa się z krzykiem, radość życia łączy się z prośbą o ratunek, jesteś gdzieś po środku, a ja jestem niczym innym, jak tylko ludzką obojętnością.

Przez pomieszczenie przeszła fala zimna, po której nastąpiła kolejna, tym razem gorąca, chłopiec czuł teraz zmęczenie, piekł go poparzony policzek, brzuch bolał po histerycznym śmiechu. Czuł, że spada z tej liny, prosto w krzyk, prośbę o pomoc. Leciał w czerń, w tą stronę, która była smutna i mroczna, sam do tego doprowadził, tak stwierdziła kobieta zwana obojętnością ludzką.

Obudził się w swoim pokoju. Podniósł się na łokciu, przetarł spocone czoło. Głowa go straszliwie bolała. Popatrzył na szafkę obok łóżka. Leżały na niej niebieskie tabletki, drobinki białego proszku i lufka, która wyglądała na używaną niedawno.

- k***a, nie biorę już tego cholerstwa, takiego odlotu jeszcze nie miałem, to było tak zajebiście rzeczywiste – powiedział sam do siebie.

Wstał, chwycił to, co znajdowało się koło lampki, podszedł do okna. Otworzył je szeroko i wyrzucił wszystko w ciemność.

- Muszę parę rzeczy zmienić, to była cholerna faza po prochach, ale wiele w tym racji, Jezu – szeptał, był strasznie nerwowy, zaczął się zachowywać chaotycznie – muszę zmienić swoje życie, muszę, muszę...

Upadł na łóżko. Znów zasnął. Obudził się wczesnym rankiem. Szybko odnalazł w pamięci, ostatnie zdarzenia i swój „odlot”. Poszedł do łazienki, umyć się, kiedy popatrzył w lustro zamarł z przerażenia. Na jego lewym policzku widoczny był ślad po oparzeniu. Wybiegł na dwór i krzyknął w ciemność:

- Wybieram radość i śmiech, nie chcę smutku i płaczu, obiecuję, nigdy więcej nie skrzywdzę mojej rodziny, obiecuję!

Za sobą usłyszał głos:

- Synku, dlaczego krzyczysz? Chodź do domu.

- Kocham cię mamo, cieszę się z twojego sukcesu, nigdy już cię nie zranię, obiecuję ci to, wybacz mi, proszę, wybacz mi... – po tych słowach się rozpłakał.

W tym momencie zamknął za sobą drzwi do świata sztucznej radości, wspomaganej środkami o narkotycznym działaniu, świata histerycznego śmiechu, świata, którym tak naprawdę rządził krzyk o pomoc i ból.

Kiedy chłopiec przytulał matkę, za drzew sytuacji przyglądała się kobieta o czarnych włosach, czerwonych oczach, odziana w szkarłatną sukienkę. Podczas gdy chłopiec krzyczał, na jej ustach pojawił się uśmiech, życzliwy uśmiech. Potem odeszła.



-----------------------------------------------------------------------------



Tekst 2



,,Zdenerwowany jegomość wodził drżącym wzrokiem po ulicy pogrążonej w ciemnościach. Jedynie latarnie rozpraszały nieco mrok mdłym światłem. W jednym z jego kręgów stał przygarbiony mężczyzna, chichoczący nieco histerycznie i rozglądający się nerwowo za...”[/i:e17f829d59]

Nie! Co za idiotyzm!

Z rozmachem zaczęłam kreślić napisane zdania. Kartka nasiąkła atramentem i pofalowała się. Wydarłam ją z bloku, zmięłam i wyrzuciłam przez ramię. Po cichym pacnięciu poznałam, że w kogoś nią trafiłam.

- Nie godzi się tak marnować papieru i rzucać nim w ludzi – odezwał się spokojnie Orland, podchodząc i kładąc śmieć na biurku.

- Nic nie mów, niech zgadnę – uprzedziłam go – nie odrobiłam lekcji, nie pościeliłam łóżka, nie wywietrzyłam pokoju i nie wypuściłam królika, tak?

- Zapomniałaś jeszcze o zrobieniu porządków w szafie i sprzątnięciu kubka po śniadaniu – dodało Sumienie i usiadło wygodnie w wiklinowym fotelu z nogą na nodze. Sumienia ludzi wyglądają i zachowują się różnie. Moje na przykład było nad wyraz spokojnym nastolatkiem o długich włosach, z kolekcją długopisów i w wielkich glanach, które teoretycznie powinny być używane w celach perswazyjnych, ale Orlanda nic nie mogło wyprowadzić z równowagi.

- Jasne... – mruknęłam. - Bardzo mi przykro, ale akuratnie nie mam na to czasu. Nie widziałeś gdzieś Muzy?

- Ostatnio nie. I myślę, że tym lepiej, bo nie powinna cię rozpraszać w czasie, w którym powinnaś się uczyć do egzaminów. To bardzo ważne, od tego zależy twoja najbliższa przyszłość.

Tak, tak. I losy całego wszechświata. Załamana trzasnęłam czołem w biurko; niezbyt to było rozsądne, bo mogło wywołać Migrenę, ale nie myślałam o tym. Dlaczego z moją Muzą jest tak, że pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach, a kiedy jej potrzebuję, to nigdy jej nie ma?

Wzięłam zmiętą kartkę i rozwinęłam ją. Może to jednak nie było takie tragiczne? W gruncie rzeczy każdy pomysł jest dobry, tylko trzeba odpowiednio nad nim popracować. Umoczyłam pióro (bażancie; wystarczyło przykleić do niego stalówkę i proszę, z takim nastrojowym pisadłem wszystko robi się łatwiejsze) w kałamarzu i zaczęłam przepisywać na nowo skreślone słowa. Orland zaś wciąż siedział w fotelu i gwiżdżąc cicho dawał mi do zrozumienia, że nadal tam jest.

Nagle usłyszałam koło ucha znajomy głos, o mało nie dostając zawału:

- Czyś ty zgłupiała do reszty? Twoim zdaniem wzrok może być drżący?

Uśmiechnęłam się szeroko do Muzy.

- Kozica! Wspaniale, że przyszłaś! Zaraz mi pomożesz stworzyć arcydzieło.

- Jak zwykle zresztą. Wiesz, że cały czas czekam na jakieś ,,dziękuję”, prawda? Do rzeczy, o co chodzi?

Nie wiem, na jakiej zasadzie moja Muza była centaurem, ale myślę, że było to w jakiś sposób powiązane z mitologią grecką. Chociaż z drugiej strony na pierwszy rzut oka Kozica mogła się mało kojarzyć z greckimi muzami. Spod błękitnego, średniowiecznego toczka obejmującego rude loczki wystawały długie, spiczaste uszy. Od pasa w dół była koniem, ale tylko teoretycznie, bo zamiast kopyt miała racice, a miast końskiego ogona – krokodyli. Albo raczej smoczy. Wielka złota brosza z literą K spinała na jej piersiach alabastrowe płótno udrapowane jak togę. Prócz tego była uzbrojona w łuk refleksyjny i osobliwą strzałę-pióro. Oryginał mi się trafił, nie ma co. Ale swoje obowiązki wypełniała zupełnie dobrze.

- Rzecz w tym – zaczęłam wyjaśniać – że zgłosiłam się do literackiej bitwy...

- Ty naprawdę chcesz mnie wpędzić do grobu.

- ...Nie przerywaj mi... i trafił mi się dość trudny temat.

- Jaki?

- ,,Pomiędzy krzykiem a śmiechem”.

Kozica przewróciła oczami i splotła ręce na piersi.

- Trudny temat to na przykład o narkomanii albo eutanazji, a to jest...

- Nie trudny w sensie: trudny, tylko trudny w sensie: ciężko wymyślić coś odpowiedniego! – powiedziałam. – I właśnie dlatego na ciebie czekałam, bo nie mam żadnego dobrego pomysłu...

- Skoro tak, może nie trać czasu na gapienie się w przestrzeń, tylko zacznij się uczyć? – zaproponowało Sumienie.

- Zamknij się Orland, to poważne zadanie – fuknęła Muza, a Orland podniósł ręce w geście poddania się. - No nie wiem, nie wiem... – mruczała, przeglądając zapisane częściowo arkusze. Po chwili spytała: - a co to ma w ogóle być? Horror, fantasy, science-fiction, kryminał, romansidło...

- Właśnie nie wiem. To znaczy: wiem, to może być cokolwiek, ale nie jestem pewna, co będzie najlepszym materiałem.

- To może wiersz?

- Nie! żadnej liryki, to ma być epopeja! Tfu! To znaczy: epika. To jest... ee... – zmieszałam się. Muza westchnęła.

- To ty może lepiej posłuchaj jednak Orlanda i się trochę poucz.

- Nieee... – jęknęłam boleśnie. Perspektywa podporządkowania się mojemu flegmatycznemu Sumieniu nie była zachęcająca. – Na naukę jeszcze znajdę czas, a to opowiadanie mam napisać do dwudziestego kwietnia...

- Dobra, dobra. Ale daj mi sekundę, muszę pomyśleć.

W czasie tej ,,sekundy” ległam na łóżku ze słuchawkami w uszach, czując na sobie oskarżycielski wzrok Sumienia. Minęło jakieś piętnaście piosenek i Kozica oznajmiła, że chyba ma już ogólny zarys, wzięłyśmy się zatem do roboty. Ona wisiała nade mną jak sęp czekający na padlinę, ja zawzięcie skrobałam piórem po papierze, przelewając nań nasze myśli. Praca szła nam całkiem sprawnie i już po godzinie miałam trzy strony opowiadania o dwóch ludziach, którzy mieli skrajne charaktery. Wciąż jednak głowiłyśmy się nad zwrotem akcji.

- Ja bym zabiła jednego z nich. Albo najlepiej obu – mówiłam.

- Ty to byś wszystkich najchętniej pozabijała. Za dużo się napisałaś o tym Ciemnym Bractwie.

- Mrocznym Bractwie – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

- Jak zwał, tak zwał... nie możesz ich pozabijać, bo to by kretyńsko wyglądało, nie ten klimat.

- Tym właśnie nadałabym klimat... taka śmierć znienacka...

- Milcz. Lepiej wymyśl coś lepszego.

- Ja? Ty tu jesteś Muzą! Sama coś wymyśl!

- No dobra... – Kozica zaczęła dreptać po pokoju, intensywnie się zastanawiając. Po chwili zaproponowała: - może pokłócą się ze sobą i raz na zawsze skończą tę dziwną przyjaźń?

Analizowałam ten pomysł kilka minut, w końcu pokręciłam głową.

- Przejedzone. W dodatku to trochę za mało.

- To może się pobiorą?

- I będą żyć długo i szczęśliwie jako para gejów, mimo że przez całe opowiadanie nie mogli ze sobą wytrzymać?

- A okoliczności, które zmuszą ich do drastycznej zmiany charakterów?

- Kto by to kupił?

- Czy mogłabyś przestać odpowiadać pytaniami na pytania?! – zirytowała się.

- A co, zabronisz mi? – warknęłam złośliwie.

- Jak mam ci pomóc, to musisz ze mną współpracować, a nie negować wszystko, co powiem!

- Ale nie podoba mi się to, co mówisz! Mam się zgodzić i zaryzykować, że wyjdzie z tego totalna chała?

- Nie wyjdzie! Jestem Muzą, czy nie, do jasnej cholery?

- Christopher Paolini też miał Muzę i stworzył kompletną kaszanę.

- Nie wiem, kto dał jego Muzie kwalifikacje, a znam ją, ale ze mną nie popełnisz tych samych głupich błędów – Kozica zaczęła się robić czerwona na twarzy.

- Ale mogę popełnić inne.

- Jeszcze jedno słowo na ten temat i sama sobie będziesz pisać!

- Konichiwa! – rozbrzmiał wesolutki, słodziutki głosik. Czyli stało się to, czego obawiałam się najbardziej: do akcji wkroczyła Migrena.

P.S. (bo tak miała na imię, które było skrótem od Potępieńcza Serenada, choć ona utrzymywała, że od Penny Sue; czytać z angielskiego) była ucieleśnieniem tego, co mnie najbardziej denerwowało. Milutka nastolatka z długimi, farbowanymi zależnie od humoru włosami, którymi przy każdym ruchu machała jak flagą narodową, z pełną tapetą na twarzy, tipsami o długości pięciu centymetrów i w różowym ubraniu, które więcej odsłaniało, niż zasłaniało. Nigdy nie rozstawała się z wielkim, czerwonym lizakiem. Była święcie przekonana, że wszyscy na świecie ją kochają i podziwiają. Jakże się myliła...

- P.S. – Kozica spojrzała na nią spode łba – co ja słyszę? Czyżbyś zaczęła się uczyć języków obcych?

- Tak, będę się teraz pilnie uczuć japońskiego – ćwierknęła, machając wesoło lizakiem. – Jest taki kawaii! Mówię wam, będę ryć od rana do wieczora...

- Byle daleko stąd! – ryknęłam. Migrena zrobiła minę zbitego szczeniaka.

- Ty mnie nie lubisz – stwierdziła odkrywczo, a w jej oczach zalśniły łzy.

- Gratuluję spostrzegawczości.

- Nikt mnie nie lubi! – jęknęła. – Nikt mnie nie rozumie! Jestem na tym świecie sama i nikt mi nie chce pomóc! Wezmę żyletkę i się potnę!

Po tych słowach – ku naszemu zdziwieniu - wyjęła z tylnej kieszeni szortów... Zaraz, zaraz... to są spodnie?! Myślałam, że majtki. Ale teraz dopiero zauważyłam, że znad nich wystają czarne stringi. Nawet Migrena nie założyłaby dwóch par bielizny, więc to musiały być spodnie. Wracając do tematu: wyjęła z tylnej kieszeni spodenek żyletkę i przyłożyła sobie do żył na lewym nadgarstku. Czerwony, ociekający słodką mazią lizak upadł na mój sterylnie czysty dywan i aż mi się kiszki skręciły na ten widok.

- Potnę się! – krzyknęła. Muza ziewnęła. Orland tylko rzucił okiem i powiedział:

- Ostrożnie, bo kogoś skaleczysz.

- Naprawdę się potnę! – powtórzyła tonem psychopatycznego samobójcy, który chwilę wcześniej zarżnął całą rodzinę i psa sąsiadów.

- śmiało – mruknęłam.

- Ostrzegam! Ja nie żartuję!

- Ja też.

W tym momencie wydała z siebie bolesny okrzyk, albo właściwie wrzask, tak przenikliwy, że aż zmrużyłam powieki. Gdy je otworzyłam, oba nadgarstki P.S. były całe, zaś ona z obrażoną miną wyglądała przez okno. Nienawidziłam, jak za wszelką cenę próbowała dać światu do zrozumienia, że jest najnieszczęśliwszą istotą na świecie. W ogóle jej nienawidziłam.

Spojrzałam na zapisane kartki i powiedziałam do Muzy:

- Lepiej wróćmy do pracy, muszę to kiedyś skończyć.

- A co robicie? – Migrena zbliżyła się do nas powoli, wciąż udając ciężko obrażoną. Muza spojrzała na nią z niechęcią, ale nic nie powiedziała, co było dość dziwne.

- A co cię to obchodzi? – odpowiedziałam.

- Oo, to jakaś praca konkursowa, nie? Mogę przeczytać?

- Nie.

- Plosiem... – szepnęła, robiąc minkę a’la Kot w butach ze ,,Shreka” i myśląc, że naprawdę wygląda słodko.

- WON! – ryknęła Muza. A potem nagle zaczęła się śmiać. Spojrzałam na nią jak na wariatkę. Udało jej się wykrztusić, wciąż chichocząc: - żałuj, żeś nie widziała jej miny... takiej idiotki jeszcze nie widziałam...

Idiotka? Krzyk? śmiech? Pomiędzy krzykiem a śmiechem? Głupota?

Słowo daję, że gdyby to był film animowany, to nad głową błysnęłaby mi żarówka.

- Muza – powiedziałam – jesteś absolutnie genialna.

- Co... co? – Kozica tak się zdziwiła, słysząc komplement, że aż upadła na przednie nogi. Ale nie odpowiedziałam, bo nie mogłam przerwać pisania, skoro już zaczęłam i miałam wenę.

[i:e17f829d59],,Zdenerwowany jegomość wodził drżącym wzrokiem po ulicy pogrążonej w ciemnościach. Jedynie latarnie rozpraszały nieco mrok mdłym światłem. W jednym z jego kręgów stał przygarbiony mężczyzna, chichoczący nieco histerycznie i rozglądający się nerwowo za...

Nie! Co za idiotyzm!

Z rozmachem zaczęłam kreślić napisane zdania. Kartka nasiąkła atramentem i pofalowała się. Wydarłam ją z bloku, zmięłam i wyrzuciłam przez ramię. Po cichym pacnięciu poznałam, że w kogoś nią trafiłam...”
[img]http://i56.tinypic.com/fbhkl4.png[/img]

3
Tekst 1



Pomysł: 13

Styl: 15

Realizacja tematu: 8

Schematyczność: 6

Błędy: 15

Ogólnie: 11



Razem: 68





Tekst 2



Pomysł: 15

Styl: 12

Realizacja tematu: 5

Schematyczność: 7

Błędy: 18

Ogólnie: 14



Razem: 71
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

4
Tekst 1



Pomysł: 11

Styl: 13

Realizacja tematu: 7

Schematyczność: 7

Błędy: 15

Ogólnie: 12



Razem: 65





Tekst 2



Pomysł: 13

Styl: 12

Realizacja tematu: 6

Schematyczność: 6

Błędy: 16

Ogólnie: 12



Razem: 65
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
Tekst 1

Pomysł 15

Styl 13

Realizacja tematu 8

Schematyczność 6

Błędy 15

Ogólnie 12

Suma 69



Tekst 2

Pomysł 10

Styl 16

Realizacja tematu 4

Schematyczność 6

Błędy 18

Ogólnie 12

Suma 66





Trudno mi było zdecydować się, które opowiadanie jest lepsze. W pierwszym bardziej podobał mi się pomysł, ale jest sporo błędów i styl miejscami mocno kuleje. Drugie czytało się łatwo i przyjemnie, ale... Pomysł to było nieco "pójście na łatwiznę".

6
TEKST 1



Pomysł: 16

Styl: 12

Realizacja tematu: 8

Schematyczność: 5

Błędy: 15

Ogólnie: 13



Suma: 69



TEKST 2



Pomysł: 20

Styl: 16

Realizacja tematu: 3

Schematyczność: 9

Błędy: 17

Ogólnie: 16



Suma: 81







Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

7
OFICJALNE WYNIKI BITWY

winky vs Hansu







ZWYCIęZCą ZOSTAJE WINKY



Tekst pierwszy - Hansu - suma: 271 pkt; średnia: 67,8 pkt



Tekst drugi - winky - suma: 283 pkt; średnia: 70,8 pkt





GRATULUJEMY ZWYCIęZCY!

Ranking wygranych dostępny w osobnym temacie.
Zablokowany

Wróć do „Bitwy z przeszłości”