31

Latest post of the previous page:

To się da powiedzieć, ale przy tłumaczeniu z większą dozą interpretacji a nie przy dosłownym tłumaczeniu. Pytanie, czy dosłowne tłumaczenie jest lepsze a interpretacja czymś złym?

33
Wpierw musiałabym książkę przeczytać :P Tak na szybko to: "Życie jest tam". A teraz idę grzecznie książki szukać bo mnie zaciekawiła.

36
"Życie gdzie indziej" ma jednak odmienny odcień, niż "życie jest gdzie indziej". Pierwsze odnosi się do jakiegoś miejsca i mogłoby służyć jako tytuł serii wydawniczej: życie w głębinach oceanu, w lodzie Arktyki, na Marsie... gdzieś tam, akurat nie tutaj, gdzie my żyjemy. Drugie wyraźnie odnosi się do sytuacji egzystencjalnej: no tak, jest gdzieś to życie, ale nie tu, nie u nas, bo tutaj to tylko jakiś marazm, martwota...
"Życie jest tam" wiąże się ze wskazaniem konkretnego miejsca. Tam nie jest synonimem gdzie indziej.
Jednak się nie da ograniczyć do trzech słów, jak sądzę...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

37
Nie chodzi o to, żeby były po prostu trzy słowa. Chodzi o to, by jinde oddać jednym słowem. Nie może być "życie jest tam", bo po czesku to byłoby "život je tam". Widzicie, tu już mamy tłumaczenie interpretujące, a nie dosłowne. Czy to źle? Może i nie. Ale przecież tłumacz Kundery dostał od tego Kundery opieprz za rzekomą interpretację (wg autora błędną), podczas gdy tak naprawdę niczego nie interpretował i przełożył to dosłownie.

No bo przecież "tam" to konkretne wskazanie w jakimś kierunku. A "gdzie indziej" to stwierdzenie, że nie tutaj, ale bez wskazywania gdzie.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

38
To może: "Życie gdzie indziej" ;p bez czasownika jak dla mnie brzmi nawet lepiej ;p
I są trzy słowa.
Ale wtedy wychodzi na to, że ktoś żyje gdzie indziej, a chodzi o to, że życie JEST gdzie indziej. :D Och, ten Kundera! :D

Ja dorzucę do listy Annę Przedpełską-Trzeciakowską i Andrzeja Polkowskiego. Pierwsza z nich przetłumaczyła całą Jane Austen w taki sposób, że lektura przekładu sprawia właściwie taką samą przyjemność jak lektura oryginału. "Dumę i uprzedzenie" mam w dwóch (polskojęzycznych) egzemplarzach, bo pierwszy kupiłam nie sprawdziwszy tłumacza, i dopiero podczas czytania zorientowałam się, że coś jest nie tak. Drugi egzemplarz mam już w Jedynie Słusznym tłumaczeniu. ;)
Andrzej Polkowski natomiast chwycił mnie za serce Zuzanną i Łucją z Narnii (nie wiem czy mogłabym czytać o Susan albo Lucy, to już w ogóle nie ten klimat!) no i oczywiście nieskrępowaną wyobraźnią przy tłumaczeniu Harrego Pottera.

Ogólnie wolę zdecydowanie poważną ingerencję tłumacza w tekst, o ile pozwala to na zachowanie stylu autora, uchwycenie jego zamysłu. (W stylu Polkowskiego, a nie Łozińskiego.) Język polski ma zupełnie inną melodykę, inne koleiny stylistyczne niż angielski czy francuski, i moim zdaniem jeśli tłumacz nie bierze tego pod uwagę, czytelnik otrzymuje efekt jakiegoś zgniłego kompromisu: tłumaczenie może i dokładne, ale pozbawione urody.

Dobrze zresztą widać ten dylemat w tłumaczeniach z rosyjskiego czy ukraińskiego. W języku polskim można łatwo uchwycić tę rosyjską melodię, styl, ale wtedy tekst nabiera cech potoczności. Bo po rosyjsku pewne zwroty mają inny wydźwięk niż analogiczne zwroty po polsku. (Np. Mnie by hotielos można przetłumaczyć na chciało by się, ale po rosyjsku brzmi to lepiej, nie tak potocznie jak po polsku.) Wolę, kiedy tłumacz trzyma tekst w ryzach i nie pozwala na taki przekład, który - mimo że poprawny - deformowałby odbiór dzieła.

No i chyba nikt jeszcze nie zapodał tego szowinistycznego porównania przekładu do kobiety: albo piękny, albo wierny. ;)
Ostatnio zmieniony czw 03 lut 2011, 11:35 przez lilifleur, łącznie zmieniany 1 raz.
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não

39
W kwestii "przekład a kobiety" (rzeczywiste, a nie merytoryczne) to ja mam własną teorię, ale jak ją zdradzę, to mnie feministki zjedzą...

[ Dodano: Czw 03 Lut, 2011 ]
A i jeszcze sprawdźcie, jaki jest oryginalny tytuł powieści "Sweeny wśród drzew". ;)
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

40
Tak, zaproponowany przeze mnie przekład wciąż jest dosłowny, ale zupełnie zmienia znaczenie ;)

Ja zdecydowanie bardziej wolę tłumaczenia najbardziej zbliżone do zamysłu autora i jednocześnie piękne. Tłumacz powinien uchwycić klimat i styl książki i później starać się to przedstawić w ojczystym języku, nawet kosztem dosłowności.

Nie jestem pewna, ale chyba przy tłumaczeniu Harry'ego Pottera tłumacz umieszczał na stronie internetowej ciekawe zwroty i czekał na propozycje internautów, w jaki sposób najlepiej je przełożyć.
ObrazekObrazekObrazek

41
Sir Wolf pisze:W kwestii "przekład a kobiety" (rzeczywiste, a nie merytoryczne) to ja mam własną teorię, ale jak ją zdradzę, to mnie feministki zjedzą...
Zdradź, zdradź :)

42
No przecież nie po to powiedziałem, że nie zdradzę, żeby teraz zdradzać...
Luka w pamięci pisze:Ja zdecydowanie bardziej wolę tłumaczenia najbardziej zbliżone do zamysłu autora i jednocześnie piękne.
To tak właśnie Pomorski zrobił Dostojewskiego.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”