Ludzie i Elfy

1
Witam. To moja pierwsza powiastka fantasy (przynajmniej mi się zdaje, że jest fantasy) Normalnie nie ciągnie mnie do tego gatunku, więc go omijam, ale to opowiadanie napisałem z ciekawości jak to jest, ot taki mały eksperyment. Mam tylko nadzieję, że nie zbeszczeszczę gatunku :)



Typowy Elf, wysoki, szczupły, ze spiczastymi uszami, pomyślała Lena przyglądając się w świetle księżyca postaci jeźdźca. Rzadko widywała Elfów, gdzieś w duszy wręcz się cieszyła z tego spotkania. Verdian, bo tak miał ów Elf na imię, wyglądał mizernie na grzbiecie swego potężnego rumaka krwi północnej o wielkim łbie i nogach rozszerzających się przy kopytach. Wierzchowiec Leny chyba bał się swego wielkiego krewniaka.

Było jeszcze przed północą. łąka wokół roztaczała wspaniały zapach kwiecia. Gdzie nie spojrzeć rozciągały się pofalowane wzgórze pokryte wszelkimi rodzajami letnich kwiatów- astry, chabry, niezapominajki, storczyki, chwasty, gdzieniegdzie wysokie malwy, które w swej prostocie zawsze urzekały Lenę. Owady zbierające nektar już dawno ułożyły się do snu, toteż było słychać tylko kumkanie żab i cykanie świerszczy. Niebo było bezchmurne. Oboje stali w zagłębieniu terenu, między wzgórzami. Kilkadziesiąt metrów na lewo od nich wiodła droga obsadzona dla ochrony przed wiatrem niskimi drzewami. Trakt ten szerokim łukiem omijał oddalony o kilkaset metrów las i prowadził do znajdującej się za nim ludzkiej wioski.

Płazy i świerszcze nagle umilkły. Zapanowała nieprzyjemna cisza, która zdaje wdzierać się uszami do wnętrza głowy i drażni tym więcej, im bardziej staramy się skupić. Trwało to dość długo, żadne słowo w tym czasie nie przeleciało w powietrzu. Ciekawe, czy Verdiana też denerwowała cisza? W każdym razie nie miał zamiaru rozpoczynać rozmowy pierwszy.

Elfy. Od wieków przyjaciele Ludzi. Zawsze z Ludźmi walczyli o dobro i sprawiedliwość. Aż do teraz. Lena od dawna uważała, że z przyjaźni Ludzi i Elfów najwięcej czerpią ci drudzy. To Ludzie zawsze ratowali ich z opresji, często wciągając się w niepotrzebne wojny. Ludzie o nic Elfów nie prosili. Elfy Ludzi też, bo zawsze po prostu brali to, co chcieli. Ludzie musieli się liczyć ze zdaniem Elfów, ale już nie odwrotnie. Aż wreszcie Elfy stały się tak silne, że żaden sojusznik nie jest im potrzebny. Najszlachetniejsza rasa. Po co mają, więc żyć wokół nich narody gorsze? Ludzie stali się dla nich przeszkodą. Przeszkodą uciążliwą, gdy się z nią nic nie robi, ale jak już się weźmie do jej usuwania, wszystko idzie z górki. Elfy są złe, Elfy chcą naszej zakłady, Lena. Oni zniszczą Ludzkość. Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy to Elfy, po uprzednim pokonaniu krasnoludów i narzuceniu magom niemożności mieszania czarów w walkę, wypowiedziały wojnę ludziom.

- Nic nie powiesz? – Przerwała milczenie.

Verdian odezwał się niechętnie.

- Tracę czas, patrząc na ciebie. Ale, cenię sobie twoją odwagę, że jeszcze nie uciekłaś i tylko dlatego z tobą rozmawiam. Twoi towarzysze odeszli, człowieku. Wkrótce ten teren będzie wolny od wesz takich jak ty.

Elf miał na tułowiu gruby pancerz, amortyzowany od wewnątrz wełnom. Pozostałe części jego ciała były nieosłonięte. Głowa również. Elfy nie noszą hełmów. Verdian nie wiedział, że nie wszyscy ludzie w okolicy zginęli. Kobieta przyjrzała się uździe konia przeciwnika. Była zdobiona bursztynem. Jeśli stać ich, by ozdabiać konie bursztynem, to jak bardzo musza być potężni? Nazwał ją wszą. Przyzwyczaiła się do wyzwisk. Wszystko zaczęło się, gdy mieszkańcy wioski niesłusznie posądzili tą szczupłą, ale też ładną dziewczynę o to, że jest ladacznicą. Ojciec wygnał ją z domu. Nikogo nie obchodziły jej tłumaczenia. Rzadko się do kogoś odzywała, wszyscy ją unikali. A teraz jako jedyna miała odwagę stanąć przed Elfem. Rozległ się tętent kopyt. Zza wzgórz wyłonił się dwudziestoosobowy oddział Verdiana. Na włóczniach mieli zaschniętą krew. Włócznie elfów były ciekawym dziełem rzemiosła wojennego. Ich ostrza na dolnej stronie były większe i kształtem przypominały tasak. Broń taka nadawała się przez to zarówno do dźgania, jak i do odcinania rąk. Verdian nie miał włóczni. Miał za to kilka przypiętych do boku konia glinianych kul, wielkości dwóch dużych jabłek. Kule od zewnątrz były nasmarowane smołą, a w środku bulgotała palna ciecz. Elfy podpalały smołę i takie kule ognia miotali z proc w kierunku ludzkich domów. Całe wsie często trawił tak wywołany pożar. Lena zauważyła też, że wszyscy mają przy siodłach zwinięte sznury. W czasie szarży Elfy zakładały sobie drugi koniec na szyję, tak by w momencie upadku jeźdźca z siodła, naprężona lina urywała głowę. Takie zabezpieczeni, żeby żaden elficki żołnierz nie cierpiał kalectwa. Od oddziału Verdiana bił chłód. Zaprawieni w bojach żołnierze, świetnie wyszkoleni, oddani wojnie. Drobna brunetka dziwnie wyglądała, stojąc w pojedynkę przed całym oddziałem. Teraz zrozumiała, czemu ludzie przegrywają. Takie wojsko nie można pokonać. Odwróciła od nich wzrok, kierując oczy ku niebu. Nie było ani jednej chmurki. Idealnie czyste niebo, czyste jak kryształ lodu. Czyste jak dusza Elfa. Blady księżyc- lodowa twierdza- zdawał się sprawować piecze nad całym światem. Noc była jednocześnie piękna i zimna.

- Człowieku – odezwał się Verdian – nasz czarny sokół rozłożył swe niczym nie skrępowane już skrzydła i wzbił się ponad ten zdechły świat, by dać nadzieję Elfom i odebrać ją Ludziom.

Zdawało się, że wyciąga te słowa z najgorszych koszmarów Leny. Czarny sokół był symbolem armii Elfów.

- Kiedy już was wytępimy – ciągnął dalej – demony lodu skują wszystkie wasze krainy wieczną zimą, tak abyście się nigdy nie odrodzili.

Lena zastanawiała się skąd on bierze takie pognębiające teksty

- Nawet Elfy nie są tak potężne, by rozkazywać demonom.

Nic nie odpowiedział. Lena zauważyła, że nikt z oddziału Verdiana nie ma łuku. Elfy bez łuku, kto by pomyślał? Jeszcze kilka lat temu, Lenie przez myśl by nie przeszło, że oni zamienią swoje luźne szaty i łuki, na pancerze i miecze. Widać czasy się zmieniają. Teraz główną siłą uderzeniową ich armii była ciężka jazda, przetaczająca się przez pole bitwy jak nawałnica z ognia i lodu.

- Panie – odezwał się jeden z jeźdźców. – Czemu ścierwo jeszcze żyje?

- Masz rację – odrzekł mu Verdian. – Skończmy to.

Dobył miecza z pochwy. Zdawało się, że wyciąga go w nieskończoność. Ze względu na naturalnie skromną muskulaturę Elfów, ich miecze nie były ciężkie. Za to najwytrzymalsze ze wszystkich. Najdoskonalsze dzieło elfickich kowali. Odlewane z najlepszej stali, poddawane żmudnemu procesowi hartowania: kilkanaście razy podgrzewane do coraz wyższych temperatur, za każdym razem chłodzone w wodzie z dodatkiem oliwy i leśnych ziół. Oczywiście w odpowiednich proporcjach, które znali tylko mistrzowie rzemiosła.

Verdian skierował ostrze miecza w stronę Leny, jakby chciał uzmysłowić, że przebije nim jej ciało. Nawet z tej odległości kobieta widziała wyryty w stali napis: „Król kazał, ja wykonam”. Fanatyczny Elf, gotowy zginąć, jeśli tylko w zaświaty zabierze ze sobą kilku przedstawicieli ludzkiej rasy, pomyślała. Stanąć z nim do walki? W fechtunku była dobra, a Elf wydawał się w swym pancerzu nieco niegramotny. Ona miała na sobie zbroję z garbowanej skóry. Odkąd wróg przejął wszystkie kopalnie żelaza, Ludzie mogli liczyć tylko na taką osłonę.

Jeśli złożą przysięgę na króla, to w przypadku mojej wygranej odjadą, elfy są honorowe. Ale jeśli nie podołam? Jest lepszy sposób. Verdian tymczasem odsalutował jej mieczem, co było kpiną z jego strony.

- Pięć kilometrów stąd jest ludzka wioska! Nie zostawię ich na waszą łaskę, będę ich bronić do końca!

Powiedziawszy to, Lena odwróciła konia na zadnich nogach i ruszyła galopem na szczyt wzgórza. Gdy go dopadła, jej oczom ukazała się majacząca na horyzoncie ściana lasu. Byle do lasu, muszę tam dotrzeć! Wbiła ostrogi w końskie boki i wbiegła w morze zieleni przed sobą, tak jak mewa rzuca się w ławicę ryb. Trawa, w niektórych miejscach sięgająca końskiego brzucha, tłumiła tętent kopyt, ale Lena wiedziała, że oddział Elfów ją ściga. Słyszała za sobą, jak pracują potężne płuca ich wierzchowców. Bez problemu wyprzedzała ich o kilka metrów- jej koń był lżejszy i szybszy. Nie wykorzystywała jednak w pełni możliwości rumaka, zależało jej, by Elfy goniły ją aż do lasu. Chłodny wiatr opadł na łąki, rozdmuchał dywan traw i dotarł do lasu.

- Zbliżają się, bądźcie gotowi. – Człowiek ukryty w koronie wysokiego świerku obserwował pole przed sobą i ręką dał znak stojącym pod pniem ludziom.

Tymczasem Lena i jej pogoń mijały samotny grab rosnący w polu. Teraz kobieta trochę zwolniła. Gdzieś tu jest zarośnięty rów, musi uważać. W świetle księżyca ciężko będzie go dostrzec. Zobaczyła przed sobą, jak po ciemnej trawie rozchodzą się falujące okręgi. To nie trawa, to ważka ślizga się po powierzchni wody. W ostatniej chwili poderwała konia z ziemi. Z gracją wylądowała na drugiej stronie rowu. Odwróciła się w nadziei, że Elfy do niego wpadły. Nie, za sprytni na to byli. Również zwolnili nieco i przeskoczyli. Aż zatrzęsła się ziemia, gdy cały oddział wylądował na drugim brzegu.

Lena wiedziała, jak wiele może zdziałać ukryty w leśnym runie partyzancki oddział. Tym bardziej, że posiadał coś, co może zmienić los nie tylko jednej bitwy, ale i całej wojny. Wynalazek, który dawał ludziom przewagę i którego Elfy śmiertelnie się bały. Nazywały go nawet „darem demonów dla ludzi”.

Lena była już tak blisko lasu, zdawało się jej, że już słyszy pohukiwania puszczyków. łąkę porastało coraz więcej krzewów i karłowatych drzew, trawa stawała się coraz niższa, aż wreszcie otwarta przestrzeń przeszła w las. W ostatnich kilkudziesięciu metrach, Lena zmusiła konia do najszybszego galopu w jego życiu. Zwierz przeskoczył powalony pień i dał susa w leśny gąszcz. Rozległ się dźwięk podobny do odgłosu naprężonej struny gitary, która wraca do pierwotnego położenia. Gdy Lena zatrzymała się i odwróciła, zobaczyła jak kilku Elfów leży na ziemi, a z ich pancerzy sterczą strzały, jak flagi na nowo zdobytej ziemi. Mężczyzna ukryty w krzakach obok niej, w pocie czoła kręcił korbką, naciągając cięciwę. Na szerokości kilkudziesięciu metrów znajdowało się jeszcze kilkunastu strzelców z kuszami. Kusza. Zbudowana przez ludzi na początku wojny i pilnie strzeżona przed wrogiem. Potężny oręż przeciwko Elfom. Spędzała sen z oczu rycerzom i płatnerzom. Celna, skuteczna, mógł z niej strzelać byle wieśniak.

Kilku jeźdźców, których ominęły bełty, wpadło z rozpędu w las i choć wydawało się, że będą tam siać spustoszenie swymi włóczniami, to jednak sobie z nimi poradzono, głównie dzięki partyzantom uzbrojonym w długie piki. Pozostali przy życiu próbowali się rozproszyć, by uniknąć „piekielnych strzał”, śmiertelnych dla ich pancerza, ale szybko ich wystrzelano. Pełen sukces! Lena z mieczem w dłoni i uśmiechem na ustach przebiegła na koniu przed całą linią obrony. To właśnie ona wprowadziła Elfów w zasadzkę, już nikt nie odważy się o niej powiedzieć „dziwka”. Pełna dumny wyjechała z lasu na pole. Rozglądała się za trupem Verdiana. Nigdzie nie leżał. Odwróciła się, w stronę partyzantów, by powiedzieć, ze brakuje dowódcy wroga i wtedy usłyszała za sobą dudniący galop. Pędził tuż na nią, poganiając swego czarnego wierzchowca. Zderzył się z nią w pełnym pędzie. Lena zrozumiała, że właśnie do ziemi przygniata ją jej własny wierzchowiec. Machnęła mieczem na oślep. Wszedł w coś miękkiego. Poczuła ciepły płyn na policzkach. Oba konie- kasztan Leny z połamanymi żebrami, które przebiły płuco i czarny Verdiana z przeciętą szyjną tętnicą- runęły na ziemię. Dowódca Elfów poturlał się kilka metrów. Lena wygrzebała się spod konających zwierząt. Spojrzała na swego przeciwnika. Podniósł się i dobiegł do miecza. Nie zważając na możliwość trafienia bełtem, wyprostował się i rozszerzył usta w szyderczym uśmiechu. Teraz musi z nim stoczyć walkę. Zacisnęła dłonie na rękojeści miecza i ruszyła w jego kierunku. Cały czas skupiała uwagę na orężu przeciwnika, trzymanym luźno w prawej ręce tak, że ostrzem dotykał podłoża. Czemu nikt nie strzela? Modliła się, żeby zginął zanim do niego dojdzie. W pewnym momencie była tak blisko, że mogła go pchnąć w niczym nie osłoniętą miednicę. Ale czekała na jego ruch. Czemu on nie podnosi miecza? Potężne uderzenie w policzek zwaliło ją z nóg. Po krótkiej chwili nieświadomości, spostrzegła, że z rany na twarzy oprócz krwi, wypadają jeszcze odłamki z kości policzkowych. Verdian stał nad nią z zaciśniętą lewą pięścią. Miał na niej skórzaną rękawicę podobną do tych, jakich używają treserzy drapieżnych ptaków. Każdy palec obtaczała metalowa obrączka naszpikowana kolcami. ściekała z nich świeża krew. Verdian uniósł miecz w górę, ostrze skierował w pierś Leny. Zaraz zada pchnięcie. Czy zbroja z krowiej skóry to wytrzyma? Płonne nadzieje. W odbiciu ostrza przebiegło całe życie Leny. Przypomniała sobie o babci. Jedynej osobie, która wierzyła, że Lena nie jest dziwką.

- Wiesz, kochanie, – miała w uszach jej opowieść z dzieciństwa – co robi orzeł, kiedy ma umrzeć? – Mała wtedy Lena pokręciła głową, – Kiedy orzeł umiera, ostatkiem sił wzlatuje na najwyższe wzniesienie i gasnącymi oczami patrzy na ziemię, nad którą latał i na niebo, którym władał. Jeśli wyda przy tym jakikolwiek jęk, to nie z bólu, ale z tęsknoty za tym wszystkim, co musi zostawić.

Lena chciała ostatni raz spojrzeć na łąki, które tak ukochała, ale ciemna postać Elfa zasłaniała jej widok. Gdy ostrze miało już opaść, uświadomiła sobie, czemu nikt nie strzela do niego. Leżała w zagłębieniu powstałym po wykręceniu z ziemi drzewa przez wiatr. Korzenie ów drzewa sterczały teraz pionowo, tworząc osłonę dla Elfa. Koniec, miecz przebił skórzaną zbroję, Lena uczuła silne ukłucie w klatce piersiowej. Rana na policzku przestała ją boleć. Otworzyła oczy i... nadal żyła, miecz nie przebił skórzanej zbroi! Jak to możliwe? Verdian nad nią miał przepojony bólem wyraz twarzy. Po strzale wychodzącej z jego zbroi, ściekała krew. Nadleciał następny bełt, zaraz po nim jeszcze jeden. Dwóch kuszników, obeszło powalone drzewo i w ostatniej chwili jeden z nich oddał celny strzał, w momencie, gdy Elf już opuszczał miecz. Ból odebrał mu siłę potrzebną do pchnięcia. Teraz puścił oręż. Zimna stal przechyliła się i upadła bokiem na policzek Leny, chłodząc przyjemnie ranę. Verdian, bez życia runął twarzą na trawę, wbijają sobie przy tym strzały jeszcze głębiej w brzuch.

Coś mówiło Lenie, ze nie będzie musiała żyć więcej na wygnaniu. Wstała i już miała się przyłączyć do rozweselonych partyzantów, ale jej uwagę przykuł metalowy krążek przy pasie martwego Verdiana. Rycerze Elfów na takim czymś mają wyryty swój stopień i nazwę formacji wojskowej, do której należą.

„ODDZIAł ZWIADOWCZY PIERWSZEJ ARMII KRóLA ELFóW”, głosił tekst. Oczy Leny posmutniały. To był dwudziestoosobowy zwiad, przedsionek tego, co ma się zacząć. Gdzieś tam, za horyzontem maszerowała ogromna armia, gotowa zmieść ludzkość z powierzchni ziemi. Prędzej czy później będą musieli się z nimi spotkać. Lena nie straciła jednak nadziei, ale może tylko dlatego, że nadzieja jest nieśmiertelna i tylko ona ludziom pozostała.

2
Ajajaj.

Może zacznę od cytowania. ;)
potężnego rumaka krwi północnej o wielkim łbie i nogach rozszerzających się przy kopytach.
A co to są niby nogi rozszerzające się przy kopytach? o_O Domyślam się, że chodziło ci o zimnokrwistego konia z bujnymi szczotkami pęcinowymi.
Włócznie elfów były ciekawym dziełem rzemiosła wojennego. Ich ostrza na dolnej stronie były większe i kształtem przypominały tasak.
Gizarmy?
Lena zauważyła też, że wszyscy mają przy siodłach zwinięte sznury. W czasie szarży Elfy zakładały sobie drugi koniec na szyję, tak by w momencie upadku jeźdźca z siodła, naprężona lina urywała głowę. Takie zabezpieczeni, żeby żaden elficki żołnierz nie cierpiał kalectwa.
A sensu istnienia tegoż wynalazku nie jestem w stanie pojąć. Primo: upadek z konia nie kończy się automatycznie kalectwem, secundo: taka lina nie byłaby w stanie urwać głowy.
Lena zrozumiała, że właśnie do ziemi przygniata ją jej własny wierzchowiec. Machnęła mieczem na oślep. Wszedł w coś miękkiego. Poczuła ciepły płyn na policzkach. Oba konie- kasztan Leny z połamanymi żebrami, które przebiły płuco i czarny Verdiana z przeciętą szyjną tętnicą- runęły na ziemię. Dowódca Elfów poturlał się kilka metrów. Lena wygrzebała się spod konających zwierząt.
Leżały na niej dwa konie, a ona tak po prostu sobie spod nich wyszła i walczyła dalej?! Policzmy tak... koń elfa: zimnokrwisty gigant, około 600 kg. Koń Leny: smukły sprinter, około 400 kg. W sumie 1000 kg. Jedna tona. Człowiek przygnieciony ciężarem jednej tony!

Kiedyś nadepnęła mnie jedna taka klaczka o przeciętnej masie ciała, też coś koło 400 kg. Podzielić na cztery nogi równa się 100 kilo. I właśnie te sto kilo na mojej stopie przecudnie mi ją uszkodziły: pokaźny krwiak i ból, który minął po pół roku. To było za mało, by złamać kości (i całe szczęście), ale tona to już coś. Nawet jeśli Lena wygrzebałaby się jakimś cudem spod dwóch koni, byłaby cała połamana i z krwotokiem wewnętrznym. Co daje jej małe szanse na przeżycie.
Potężne uderzenie w policzek zwaliło ją z nóg. Po krótkiej chwili nieświadomości, spostrzegła, że z rany na twarzy oprócz krwi, wypadają jeszcze odłamki z kości policzkowych. (...) Wstała i już miała się przyłączyć do rozweselonych partyzantów
Z rozwalonymi kośćmi twarzoczaszki?



Nie rozumiem, dlaczego piszesz słowa ,,elf" i ,,człowiek" wielkimi literami. Zaś twoje podejście do elfów nie różni się wiele od stereotypowego: piękny, smukły, bystry, zwinny, arogancki mający przewagę nad człowiekiem. Nic nowego. Temat też wyświechtany: wojna elfów i ludzi.

Tekst z kolei od strony gramatycznej też kuleje. Błędy interpunkcyjne, parę ortograficznych, od groma powtórzeń (zwłaszcza tych ,,Elfów").

Styl nienajgorszy, ale strasznie przeskakujesz z tematu na temat. Zdarzało się, że musiałam przeczytać akapit dwa razy, zanim zrozumiałam, o co chodzi. A samych akapitów jest za mało, biorąc pod uwagę częstotliwość zmieniania tematów. Poza tym to nadałoby opowiadaniu jakiejś wartkości, a tak jest trochę nieciekawe i dłużące się. Wprowadzasz zbyt wiele zbędnych szczegółów, których istnienia bohaterowie opowiadania i tak nie muszą wiedzieć czy domyślać się. Na przykład skąd Lena wiedziałaby, że pancerz tego-tam-na-V jest podszyty wełną? Albo że połamane końskie żebra przebiły mu płuca? Może brzmiałoby to lepiej, gdybyś to nieco umiejętniej opisał, ale na razie sprawia wrażenie tylko dodatkowej, nieco bezsensownej informacji. ;)

Próbuj dalej. :)

Pozdrawiam.
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

3
Szkoda, że wybrałeś taki oklepany temat. Nie czytało się tego zbyt lekko, jednak pochwalę Cię za malownicze opisy przyrody. Bardzo ładne.

4
Cóż, nie dojechałem do końca, ale wiem, o co ty chodzi. Popieram łasic, jak chodzi o schematyczność. W bardzo wielu pomysłach i utworach jakie z nich owocują jest uwzględniana niechęć rasistowska bądź po prostu wojna, właśnie ludzi i elfów (ha! Z małej litery to napisałem! Nikt się już nie doczepi, że słowa Elf... elf nie pisze się z dużej litery! [post NIE jest kierowany do :wink: y {patrz - nazwa emotionka} :D ) Jak chodzi o logikę, (wymieniła już Winky) muszę stwierdzić, dość mocno nie współgra z całością opowiadania. Jak już bitwa, lub walka, to chodzi o szybkość akcji. A przez te zbyt szczegółowe opisy (po co info o żebrze w płucu konia...?) fabuła i akcja traci impet, jak ciężkozbrojna konnica w błocie po kolana koni. Po za tym i sama fabuła nie jest zaskakująca, muszę stwierdzić... jak dla mnie jest to opowiadanie na jakieś... 3 =
Obrazek



Wolnym jest się tylko wtedy, gdy nic nie ma się do stracenia...

5
Nie wiem co wy macie do tego żebra, choć pewnie to wina tego, że nieumiejętnie to opisałem. Kiedy ja czytam na przykład zdanie "koń upadł martwy", to moja uwaga odwraca się od całego opowiadania, bo zaczynam się zastanawiać jaki był powód zejścia. Moze to przez moją cholerną ciekawość :) . Winky wspominała, że niektóre szczegóły są niepotrzebnie wymienione, bo skąd bohaterowie mogliby o nich wiedzieć. Ale to nie bohaterowie je opisują, tylko narrator, który jest wszechwiedzący. Chyba, że jest coś nieprawidłowego w moim rozumowaniu, to mi to powiedzcie.

6
Alan pisze:Winky wspominała, że niektóre szczegóły są niepotrzebnie wymienione, bo skąd bohaterowie mogliby o nich wiedzieć.
To, ze bohaterowie o nich nie wiedzą to pół biedy, ale te szczegóły są do niczego niepotrzebne czytelnikowi. ;) Można na przykład napisać: ,,W Tokio była tego dnia piękna pogoda. świeciło słońce, niebo było przejrzyste, a pan Tsukino sadził pelargonie." No i która informacja jest niepotrzebna? Chyba to widać, ale dla niekumatych podpowiem, że nie chodzi ani o niebo, ani o słońce. :P Tak samo z wieloma drobiazgami, o których Ty wspomniałeś. Między innymi to żebro. Koń upadł martwy - to już wiemy. I dopiero po chwili dowiadujemy się, że żebra przebiły płuco. Tylko jakie to ma znaczenie, skoro koń już nie żyje?

O to mi chodziło. ;)
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

7
Pomysł: 3+

może trochę wyświechtany, ale ogólnie to raczej przypadł mi do gustu. Takie lekkie opowiadanie (w zamierzeniu) jak dla mnie



Styl: 3

no właśnie, lekkie opowiadanie, przez styl, stało się ciężkie. Jak na sytuacje którą przedstawiasz, akcja toczy się zbyt wolno. Opisy opisami, ale natłok informacji wprowadza zament.



Schematyczność: 3



Błędy: 3-

interpunkcja, ortografia i logika (patrz winky)


rozciągały się pofalowane wzgórze pokryte
rozciągały się pofalowane wzgórza(!!), pokryte


Płazy i świerszcze nagle umilkły. Zapanowała nieprzyjemna cisza, która zdaje wdzierać się uszami do wnętrza głowy i drażni tym więcej, im bardziej staramy się skupić.
mieszasz czasy, jeśli piszesz w przeszlym, pisz cały czas w przeszłym, jeśli zaś w teraźniejszym cóż, pisz w teraźniejszym (a nie na zmiane)


od wesz takich
Dopełniacz: wszy (nie: wesz, nie: wszów)(nowy słownik poprawnej polszczyzny pwn)



Ogólnie: 3+

miałam nieco rozrywki, choć bez przekazu jak dla mnie był ten tekst.



Jestem na... małe tak (jeśli obiecasz, że popracujesz ;))*



---------------------

*nie, nie jestem przekupna :D
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

8
Pomysł: 3



Typowe, niespecjalne opowiadanie fantasy. Nie wykazałeś się niczym, kompletnie niczym oryginalnym. Te 'dary demonów dla ludzi' i inne nie wzbudzały respektu, jedynie uśmiech. Przejedzone ogólnie, ale Lan ma rację, to chyba miało być lekkie opowiadanko, no i nawet Ci się udało. Sama fabuła jednak mocno średnia, nawet jak na opowiadanie fantasy. No i uderzyło mnie to:


demony lodu skują wszystkie wasze krainy wieczną zimą, tak abyście się nigdy nie odrodzili.

Nadchodzi Czas Zimna i Białego światła. (...)

świat umrze wśród mrozu.


Nie wskazuję tego jako jakiś błąd, czy ksero, ale po prostu bardzo mi się to skojarzyło, bo tylko w Wiedźminie spotkałem się z tym zimowym przekleństwem.

Poza tym ta wojna Elfy vs Ludzie, coś jak komanda Sco'iatel grasujące po krainach Północy...

To była tylko taka moja osobista myśl. :)



Poza tym zgadzam się z Winky co do tych koni i 'samobójczych lin'. Nielogiczne.



Styl: 3 / 3+



Ogólnie to jest średnio, ale widzę potencjał, widzę, że musisz po prostu szlifować warsztat. Rzeczywiście, jak na tak krótką akcję, strasznie duży natłok informacji, na dodatek takich, które zaczynają nowe wątki, ale ich nie wyjaśniają, przez co odczuwa się niedosyt. Poza tym dialog pomiędzy Leną, a elfami wydawał mi się drętwy. Ogólnie średnio, ale wierzę, że będzie coraz lepiej.



Schematyczność: 3=



Chyba nie trzeba komentować?



Błędy: 3-



To co napisała Winky + to co napisała Lan i już chyba nie muszę nic od siebie dodawać (no może bym dodał, ale właśnie muszę wychodzić ;) ).



Ocena ogólna: 3 / 3+



Pomysł słaby, styl średni, spora ilość błędów. Jestem na... hmmmm, na tak, ale takie małe.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

9
Pomysł: 3-

Elfy, ludzie, wszystko przypomina mi LOTR'a i mam tego serdecznie dosyć.



Styl: 3

Miejscami dobry, miejscami kuleje, trochę pracy nie zaszkodzi.



Schematyczność: 3-



Błędy: 2+

To co winky + to co Lan + to co Ja \/


Takie wojsko nie można pokonać.
Takiego wojska.



Jeszcze gdzies powinno być "jej" zamiast "ją", ale nie moge teraz znaleźć [lub odwrotnie "ją" zamiast "jej"].



Ogólnie: 2+

Nie podoba mi sie, ale ja ogólnie nie lubię fantasy, jednak mogę być na tyciuśkie tak.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”