Sinka

1
To chyba ostatni kawałek mojej niezwykle nudnej opowieści, jaka będziecie mieli okazję zjechać. Zwaliła się na mnie fura roboty, więc na czas jakiś - do końca maja, pewnie rozstanę się z nikomu, oprócz mnie, niepotrzebną działalnością paraliteracką.
Czytajcie i komentujcie. Pozdrawiam serdecznie.



wwwTancerze czekali dalej, bo muzycy się nie spieszyli, celebrowali swój występ, strojąc się z cicha, aż z kakofonii dźwięków zaczęła powstawać harmonia. Wtedy Lamebo dał znak. Kharowie podchodzili do swoich partnerek i grzecznie prosili do tańca. Sinka czekała najdłużej, bo Khaben jakoś się nie kwapił. Kiedy wszyscy żołnierze przyprowadzili swoje panny, obrzucił ich badawczym spojrzeniem i podniósł na nią oczy. Tak naprawdę to jeszcze nigdy z nim nie tańczyła, nawet jej o to nie poprosił. Teraz podszedł i ukłonił się elegancko, z uśmiechem.
- Pani, uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?
- Oczywiście Khaben Khar, jakże mogłabym odmówić. - odpowiedziała łapiąc się na tym, że robi to na kharską, nieco patetyczną modłę. Pokręciła głową.
- Coś nie tak?
- Jesteście czasami tacy wzniośli...
- To źle? - zapytał cicho.
- Nie wiem – odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Chodźmy Khaben, wszyscy czekają na występ.
- Występ?
- A nie?
Teraz on się zaśmiał, bo stwierdził, że ma rację. Nie przeszkadzało mu to wcale, od wielu lat dawał nieustanne występy. Właściwie od dnia swoich narodzin. Miał czas przywyknąć do publiczności.
Sinka zdziwiła się, bo tancerki ustawiono po innej niż zwykle stronie. Monah dał znak. Najstarszy z Kharów rozpoczął melodię, ale Sinka nie rozpoznała początku, był inny niż na próbach. Khaben uśmiechnął się łobuzersko, widząc jej zaskoczenie.
- Uważaj pani, kałuża przed tobą - powiedział tak głośno, jakby to miał być jakiś znak.
Zrobił krok w przód, chwycił ją oburącz w talii i podniósł w górę. Krzyknęła zaskoczona, oparła dłonie na jego barkach, spojrzała w uniesioną twarz. Był w dobrym humorze, biła od niego łuna radości. Trzymając ją cały czas wysoko, odwrócił się na pięcie, zrobił dwa wielkie kroki i opuścił na podłogę, całkiem jakby przeniósł tancerkę przez rozległą kałużę. To samo musiało spotkać inne panny, bo słyszała zaskoczone śmiechy. Po sali przeszedł szmer, usłyszała kilka chichotów. Stojący na podwyższeniu Kharowie, zarżeli rubasznie i co nieco zbyt donośnie.
Muzyka zmieniła się. Sinka poznała pierwsze takty tańca. Była na próbie tylko dwa razy i nagle zaczęła się denerwować czy podoła, czy nie zmyli kroku. Musiała mieć panikę wypisaną na twarzy, bo Khaben uspokoił:
- To tylko taniec Przewodniczko.
Zrobiła, jak reszta panien, krok do przodu. Odsunął się miękko, jakby go wiatr porwał i już wirował w pierwszej figurze. Wiedziała co dalej: ugięcie nogi, obrót w miejscu. Już na pierwszej próbie stwierdziła, że by nie wypaść z rytmu i zrobić pełne koło, trzeba sporo siły. Spódnica okręca się, furkocze cicho, lekko zawija wokół nóg. „Byle się w nią nie zaplątać”, myśli, prostując się. Pierwszy piruet za nią. Khaben wykonał swój z gracją, o jaką go nie podejrzewała. Jest wielki, muskularny, ale musiała przyznać, że porusza się z wdziękiem. Muzyka stała się bardziej zawiła, kiedy do partii granej na dwóch kharskich fletach, włączyły się miękkie dźwięki harfy, potem kolejne flety. Mistrzynie rozbudowały główny temat, nie zmieniając jego rytmu. Brzmiał teraz w niej świst wiatru, szum liści, szmer deszczu, szelest spódnic. Chyba nie tylko ona zauważyła zmianę, bo Kharowie stojący pod galerią, pokazywali sobie muzyków i kiwali głowami z aprobatą i podziwem.
„Teraz ramię w górę, dłoń grzbietem na zewnątrz i ustaw ją panna na poziomie twarzy, tak by móc zza niej wyjrzeć, by móc rzucić okiem na kawalera.” Pamiętała słowa Monaha, więc okręciła się, śledząc dłoń, która jest nagle osią całego świata. W kolejnej figurze musi dołączyć do ręki miękki ruch głowy, jakby szła za ciałem trochę spóźniona, jakby nie chciała „stracić z pola widzenia jedynej ciekawej rzeczy na sali – jego oczu.” „Poeta z tego Monaha”, pomyślała z uśmiechem, wspominając pouczenia ordynansa.
Poszukała Khabena wzrokiem. Był niedaleko, czekał na spojrzenie, bo zaraz porwał jej oczy. Szybki zwrot, piruet z ugięciem nogi, rzut oka zza dłoni i znowu go widzi. Khaben też patrzy, a Since wydaje się, że przyciąga ją do siebie. Robi więc kolejne dwa kroki w bok i jeden w przód, po skosie, by się zbliżyć, ale zaraz potem dwa w tył i jeden w bok, bo zdaje się jej, że zbyt nagle czuje go w sercu. Wpada w plątaninę kroków, kolejnych sekwencji obrotów, spojrzeń i wzruszeń. Krew pulsuje w skroniach, zabarwia policzki. Na moment, kilka chwil długich jak wieczność, Khaben gdzieś ginie, znika wśród tancerzy, ale go odnajduje. Kiedy stoi najdalej, prawie na dobre traci go z oczu, ale wyciąga szyję i przytrzymuje czarne oczy. Śmieszy ją ta pogoń, bawi. Wie, że to tylko taniec, ale odruchowo szuka go, zerka czy jest, bo żal byłby wielki, gdyby się zapodział. Śmieje się, bo Khaben robi to samo, też wykrzywia głowę, by złapać jej spojrzenie, by nie zgubić go wśród tylu innych.
Muzyka przystaje. „Wiatr ucichł”, jak tłumaczył Monah. Liście trwają moment w zawieszeniu, czekają na podmuch. Dźwięk skrzypiec mistrza Lamebo, lekki jak powiew wiatru, każe na nowo podjąć taniec i czekać na kolejny zwrot, by być bliżej. Jeszcze jeden piruet, spódnica zahacza o coś, zwalnia obrót i wydłuża przerwę w niewidzeniu tych ciekawskich, wpatrzonych w nią oczu. Ale już są, już je znalazła. Kolejne obroty, kroczki, spojrzenia przyspieszają bicie serca. Uśmiecha się oczami. Widzi go, lśniącego taką ilością barw, że opuszcza powieki i stara się nie myśleć o ich znaczeniu. Jeszcze jeden furkoczący dźwięk, obracające się spódnice i stanęli dokładnie tak, jak zaczynali, naprzeciwko siebie.
Pierś jej faluje, nozdrza rozchylają się. Gdyby teraz wyciągnął ramiona, rzuciłaby się w nie, ale wie, że nie zrobi tego. Chłonie ją oczami i stoi spokojnie, daleki, nieosiągalny. Muzyka ucicha. Trwa tylko łkający trel skrzypiec. Wiatr ciągle wieje w bezkresie nieba, mimo że liście już opadły. Muzyka mistrza Lamebo nabiera mocy, zwala się na nich z wielką siłą. Sinka rozpoznaje motyw przewodni, głośniejszy teraz od wyjącego wichru. Gdyby Khaben wiedział, co wyśpiewują skrzypce! Draini wstają. Tyle wzruszonych twarzy, tyle załzawionych oczu, płonących wzruszeniem policzków! Kharowie wiercą się nerwowo, ale melodia już zmienia się w wesoły taniec Przewodniczek. Draini podejmują melodię, klaszczą, pokrzykują. Mistrz Lamebo patrzy wyzywająco.
Sinka wystukuje rytm stopą, inne tancerki podejmują go i po chwili wszystkie wirują wokół zaskoczonych Kharów. Patrzą niepewnie, stoją nieruchomo. A one wirują. Nie jak jesienne liście, opadające leniwie na trawę. Okręcają się jak klonowe skrzydełka, szybko, wokół własnej osi i wokół nich jednocześnie. Toczą się jak w slalomie omijają kolejne oddychające kharskie tyczki. Melodia jest coraz szybsza, coraz bardziej szalona, zmusza do nieustannego biegu. Spódnice rozdymają się, włosy płyną wokół twarzy, uderzają o szerokie bary, piersi, usta łapią hausty powietrza, rozchylają w śmiechu. Cała sala klaszcze, a one oplatają Kharów swoim ruchem, ocierają się, chwytają na ułamki sekund, dotykają ramionami w pędzie, uderzają biodrami, próbując nadążyć za melodią. Nie są już liśćmi, skrzydełkami klonu, ale rwącym górskim potokiem, omywającym nieustannie głazy leżące w nurcie. Któraś z Przewodniczek krzyczy, inna wpada na Khara i ląduje w jego ramionach. Podtrzymuje ją, by nie upadła, ale blokuje w ten sposób inne. Jęk zawodu widzów połączony ze śmiechem i oklaskami, kończy czary. Mistrz Lambo zwalnia, pozwala im zatrzymać się, by już po kilku taktach zagrać inną jeszcze nutę. Sinka śmieje się, chociaż ma w głowie wielki młyn i nie może złapać oddechu. Opiera głowę o ramię Askharida i łyka wielkie hausty powietrza. Ni e słyszy niczego, poza waleniem swego serca. Poza słowami piosenki, tłukącymi się w głowie.
Ostatnie takty, ostatnie dźwięki i mistrz Lamebo kończy występ. W sali huczy od pochwał. Muzycy kłaniają się, śmieją zadowoleni. Sinka próbuje spokojnie odetchnąć, ale płuca bolą, policzki płoną, a nogi drżą. Mistrz Lamebo chyba oszalał! Kto widział zrobić im coś takiego! Sinka kręci głową, ale on udaje, że nie widzi nagany.
Przewodniczki odchodzą od Kharów, wszystkie rozpalone, dyszące, rzucające sobie znaczące spojrzenia. Żadna nie uciekła, żadna się nie wycofała. Ich los, jeśli wierzyć w gadanie starych bab, jest przesądzony. Stają naprzeciw nich, jakby przed chwilą zakończyły powolnego rubusa, jakby nie wirowały wokół nich, nie czarowały, nie osaczały. I wszystkie, co do jednej są spokojne. Uśmiechnięte. Zadowolone.
Ostatnio zmieniony pn 11 lip 2011, 14:37 przez dorapa, łącznie zmieniany 2 razy.

2
dorapa pisze:muzycy się nie spieszyli, celebrowali swój występ, strojąc się z cicha
Chyba strojąc instrumenty. „Się” pewnie wystroili już wcześniej, przed występem.
dorapa pisze:grzecznie prosili do tańca.
Może po prostu uprzejmie? To są wojownicy, nie mali chłopcy :)

Jak rozumiem, jest to zabawa przygotowana przez Kharów i wcale nie spontaniczna, skoro wcześniej Monah uczył Drainki kharskich tańców i objaśniał ich znaczenie. (Nawiasem mówiąc, nie pasuje mi do tej postaci określenie „ordynans”, które ma konotację ściśle wojskową, podczas gdy zadania Monaha okazują się zadziwiająco wielostronne, może lepiej byłoby nazywać go „przybocznym”?). Muzykę też rozpoczyna „najstarszy z Kharów”. I mamy takie, jak to w tańcu, podszyte erotyzmem przywabianie-odpychanie.
Potem coś się zmienia. Ale na co?
dorapa pisze:melodia już zmienia się w wesoły taniec Przewodniczek. Draini podejmują melodię, klaszczą, pokrzykują. Mistrz Lamebo patrzy wyzywająco
dorapa pisze:Mistrz Lamebo chyba oszalał! Kto widział zrobić im coś takiego! Sinka kręci głową, ale on udaje, że nie widzi nagany
dorapa pisze:Żadna nie uciekła, żadna się nie wycofała. Ich los, jeśli wierzyć w gadanie starych bab, jest przesądzony
Miałam wrażenie, że kiedy Drainki przejmują inicjatywę, taniec zamienia się w magiczne uwodzenie-oplątywanie niczego nieświadomych Kharów. Najpierw uwiodą, potem, kiedyś w przyszłości, krzywdę zrobią... A tu nagle, ich los jest przesądzony, mistrz Lamebo też podejrzany... Nie powinien tego tańca grać? Wplątuje tancerki w sytuację, która źle się dla nich skończy? No owszem, Kharowie są obcymi, do tego najeźdźcami, ale przecież Draini dołączają się do mistrza spontanicznie!
Brakuje mi jakiegoś doprecyzowania sytuacji. Tu nie można zbyt wiele pozostawiać domysłom czytelników, gdyż Draini wiedzą, jakie znaczenia wiążą się z pewnymi melodiami, tańcami czy słowami, ale czytelnicy – nie :D
No i ten slalom między tyczkami - porównanie na wskroś wspólczesne.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

3
rubia pisze:
dorapa pisze:muzycy się nie spieszyli, celebrowali swój występ, strojąc się z cicha
Chyba strojąc instrumenty. „Się” pewnie wystroili już wcześniej, przed występem.
Racja. To slang mojego dziecka, które w szkole muzycznej na próbach orkiestry "się stroi".
rubia pisze:Potem coś się zmienia. Ale na co?

dorapa napisał/a:
melodia już zmienia się w wesoły taniec Przewodniczek. Draini podejmują melodię, klaszczą, pokrzykują. Mistrz Lamebo patrzy wyzywająco

dorapa napisał/a:
Mistrz Lamebo chyba oszalał! Kto widział zrobić im coś takiego! Sinka kręci głową, ale on udaje, że nie widzi nagany
dorapa napisał/a:
Żadna nie uciekła, żadna się nie wycofała. Ich los, jeśli wierzyć w gadanie starych bab, jest przesądzony


Miałam wrażenie, że kiedy Drainki przejmują inicjatywę, taniec zamienia się w magiczne uwodzenie-oplątywanie niczego nieświadomych Kharów. Najpierw uwiodą, potem, kiedyś w przyszłości, krzywdę zrobią... A tu nagle, ich los jest przesądzony, mistrz Lamebo też podejrzany... Nie powinien tego tańca grać? Wplątuje tancerki w sytuację, która źle się dla nich skończy? No owszem, Kharowie są obcymi, do tego najeźdźcami, ale przecież Draini dołączają się do mistrza spontanicznie!
Masz rację, że z tego fragmentu niczego nie da się wywnioskować. Trzeba parę zdań więcej. I niektóre pojawiają się w kolejnym rozdziale. Ale kiedy widzę twoje wątpliwości, to zaczynam się zastanawiać czy wszystkie.
Melodia jaką gra Lamebo przez chwilę, jest jakby "hymnem". Draini wstają wzruszeni.
Jednakże szybko przeradza się w coś zupełnie innego. Ten taniec według "starych bab", w "ludowej tradycji" Drainów jest czarowaniem - panny oplatają kawalerów swoją mocą, swoją kobiecością. Nakładają na nich więzy. Ale na siebie też. Żadna z nich nie pozbędzie się swojego Khara. Niektóre wiele zapłacą za ten taniec. Sinka też.
Sinka wierzy w te czary i nie wierzy. Nie wierzy - więc tańczy, wierzy - ma do mistrza Lamebo trochę pretensji. Draini chyba też nie do końca wierzą, ale zachęcają Przewodniczki do tej zabawy. Może okiełznają Kharów?

Czy wierzymy, że czarny kot przynosi pecha? I tak,i nie.

Rozumiem, że trochę to za mało wyraziste. Trzeba więc pokombinować, jakby tu rozjaśnić, nie zmieniając rytmu opowieści.

Tyczki i slalom, miałam zamienić na ten motyw strumienia i kamieni, ale pomyślałam potem, że przecież zawsze ludzie znali coś takiego jak slalom, choćby w zabawach zręcznościowych przy wychowywaniu żołnierzy, rycerzy. Ale nie spieram się, może slalom gigant na ośnieżonym stoku jest wybijającym się znaczeniem i nie ma co kombinować.

Dzięki bardzo.

4
Porwałaś mnie tym tańcem :) Potrafisz wszystko bardzo obrazowo przekazać. Jest szansa na przeczytanie całości?

Nie zrozumiałam tego ostatniego fragmentu. Piszesz, że wyjaśni się potem. Ale ja TERAZ tego nie rozumiem. Gdyby Sinka też nie wiedziała, to w porządku. Będę się dowiadywała wraz z bohaterką. Ale tu Sinka wie i mi pozostaje tylko niezrozumienie.

Od tego momentu:
Zrobiła, jak reszta panien, krok do przodu. Odsunął się miękko, jakby go wiatr porwał i już wirował w pierwszej figurze. Wiedziała co dalej: ugięcie nogi, obrót w miejscu. Już na pierwszej próbie stwierdziła, że by nie wypaść z rytmu i zrobić pełne koło, trzeba sporo siły. Spódnica okręca się, furkocze cicho, lekko zawija wokół nóg.
mieszasz czasy. Trochę to spowalnia czytanie.
- Oczywiście Khaben Khar, jakże mogłabym odmówić. - odpowiedział
bez kropki

5
Ebru - jakoś tak straciłam serce do poprawiania "Sinki", ale wiem, że to błąd. To jedna z najlepszych opowieści jakie mi się urodziły. Inna całkiem sprawa, czy umiem ją zapisać. :(
Całość istnieje. jeśli ktoś jest zainteresowany - służę. Adres email na pw i dostanie.

Dzięki wszystkim za uwagi.
Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
Maciej,
do okiełznania została mi jakaś 1/3 tego tekstu, ale teraz zabrałam się za coś całkiem innego i chcę chociaż jedną rzecz doprowadzić do końca.
Kocham Sinkę i Kharów, więc może czas skończyć tę opowieść jak należy?

Pozdrawiam i miłej nocy.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”