___Uciąłem sobie dzisiaj naprawdę miłą pogawędkę, z takim jednym facetem ubranym na czarno.
___Byłem sobie w powrocie ze szkoły. Słuchałem jak zwykle prawie muzyki, jakiegośtam techno, żeby tylko było cokolwiek słychać, bo słuchawki już stare, zniszczone i działać nie chciały. Chyba 'Prodżidżi' się to nazywało, czy jakoś tak. W każdym razie, po dogłębnym założeniu w uszy, chyba to się nazywa małżowiny uszne, ale nie jestem pewien, nie uważałem na bioli. Po dogłębnym założeniu w uszy wygłuszała ta łupaninka całą rzeczywistość, i to właśnie było pożądanym przeze mnie efektem. Wyjątkowo nie lubię się parać rzeczywistością. Jest taka nudna... Szedłem sobie na przystanek pewnym krokiem, tak jak zwykle, mniej więcej od trzystu pięćdziesięciu dni, bo chyba tyle ma rok. Tak słyszałem. Szedłem sobie wpatrując się w nowe buciki, takie fajne z DC, wczoraj sobie kupiłem. Dziewczyny w szkole po prostu padły z wrażenia. Ładne, zielone sznurówki, biały but, chociaż szybko się, kurde, pobrudzą. Muszę na nie uważać, no bo przecież nie zdzierżę bez tych pełnych zachwytu spojrzeń, a czyścić też nie będę. W końcu nie jestem jakąś pieprzoną woźną czy cieciem za osiemset złotych miesięcznie. Ja jestem intelektualistą, i tylko do pracy intelektualnej się nadaję. A na zaczepki plebsu, że czemu mam takie słabe oceny skoro do takiej pracy, a nie innej, się nie przejmuję. Po prostu artystyczne dusze tak mają. Ajnsztajn miał podobno same dwóje w szkole, z matematyki oczywiście. To tak jak ja, więc mamy coś wspólnego. No i fajny fryz miał ten Ajnsztajn, będę musiał o czymś takim też pomyśleć.
___I już dochodzę do przystanku, ale najpierw muszę przejść przez tę ulicę, co to na niej podobno tak wiele wypadków było. Tak niebezpiecznie ponoć, zabić się można, lub chociaż okaleczyć w najlepszym przypadku, ale ja tam w takie bujdy nie wierzę. Fajny basik w tym kawałku, tak miło, aż trzęsie tymi takimi błonami co w uszach są, słyszałem o nich w szkole. Brany chyba. Nieważne, kto by się tam przejmował szkołą.O cholera! Jedzie bus! Kamaaaaan! Jest piątek, po szkole już, a ja jestem zaniedługo umówiony ze znajomymi na imprezę, ma być tytoń, chlanie, a nawet trawka, a przecież nie będą na mnie czekać! Muszę zdążyć, cholera!
___I wtedy zacząłem biec w stronę przystanku. Niewyjaśnionym cudem słuchawki nie wypadły mi z uszu, trzymały się niby sklejone superglutem izolując mnie od rzeczywistości, która właśnie wtedy, właśnie w tamtej chwili była mi tak potrzebna, bardziej od tych butów, od tej muzyki, od tego buntowniczego nastroju, od pryszczy, od megalitrów hormonów, od powietrza... Pamiętam, że byłem trochę przed pasami, bo na samych pasach zalegała wielka jak nieszczęście kałuża, a ja miałem swoje nowe DC przecież. I w końcu ta rzeczywistość zamknęła się nade mną, spadło na mnie niebo, podczas przebieżki przed zebrą nagle zatrzymałem się. Uderzyło mnie wtedy coś z taką ogromną siłą, poczułem, że już nic nie będzie takie samo. Poczułem, że już nie jestem tym starym gościem, że teraz się zmienię, że teraz już nie będzie snobizmu, że nie będę się stroił jak jakiś cholerny yuppie. Odwróciłem się, by zobaczyć, co mną tak wstrząsnęło. Okazało się w trymiga, że to nic takiego, że to coś tak przyziemnego może zmienić życie w diametralnym stopniu. Popatrzyłem się mu w oczy. Zdziwiłem się troszkę, gdy dostrzegłem, że ma między oczyma namalowany wielki napis '720'. Taki niepozorny autobus, a tak zmienia życie.
___Z wrażenia ziemia postanowiła dać mi oparcie, ale zrobiła to tak gwaltownie, z tak wielką chęcią pomocy, że aż zabolało. Szczerze mówiąc, to aż się położyłem, i jakoś nie mogłem wstać. Patrzyłem się w oczy tego autobusu, takie beznamiętne, a jednocześnie pomocne. Tak mi pomogły. Teraz już nic nie będzie takie samo. Zdziwiłem się, gdyż mój mentor zaczął nagle wyrzygiwać ludzi. Pierwszy wypadł facet w średnim wieku, dostrzegłem jakieś dziwne przerażenie w jego oczach. To pewnie tylko zazdrość. W końcu nie każdy dostaje taką szansę od opatrzności. Po chwili utwierdziłem się w przekonaniu, że koleś jest niczym innym jak tylko zazdrosnym frajerem. Zaczął mnie szturchać i coś do mnie mówić, próbował mnie wyrwać z mojego zupełnie nowego nieżycia, ale nie chciałem, by mu się to udało. Nie chciałem wstawać z tej ziemi, takiej miłej, nie chciałem się ruszać, bo było idealnie. Po prostu idealnie. Na szczęście pomyślałem chwilę i człowiek rozmazał się, jakby go tam nigdy nie było. Zostałem tylko ja i mój mentor. Mój wybawca.
Porozmawialiśmy sobie trochę, bo okazało się, że był nadto rozmowny jak na niezwykłego miejskiego busa. Mówiliśmy sobie trochę o muzyce, wspomniałem zresztą o tym Prodżidżi, co nim wstrząsnęło. Okazało się bowiem, że również on gustuje w tego typu muzyce. Nie chciał mi jednak niczego wytłumaczyć, gdy zapytałem się, czemu w takim razie w uszach słyszę coś zupełnie innego, coś melancholijnego, smutnego... Nie chciał mi nic powiedzieć. A później już w ogóle nic nie mówił.
I ja też.
2
Muszę stwierdzić, że podobało mi się. Wypowiedź chłopaka, który mówi swoim dziwnym sposobem, pełnym błędów. Dlatego ciężko będzie mi odróżnić, co jest błędem celowym, a co przypadkowym.


Twoje poprzednie teksty podobały mi się bardziej, ale z tym też nie jest źle. Ciekawe spojrzenie na taki wypadek. "Wyrwać z nieżycia" - dla mnie najfajniejsze stwierdzenie.
I na koniec... Jeszcze nie wiem, czy to zarzut, czy nie. Akurat w moich pięknych, rodzinnych stronach bus NIE jest tym samym, co autobus. Bardzo nie lubię takiego mylenia, chociaż już się z nim parę razy spotkałam. To chyba regionalne.
To powtórzenie bardzo zakłóca, lepiej by było bez niego. Pomijając już fakt, że słuchawki zakłada się NA uszyspankie pisze:W każdym razie, po dogłębnym założeniu w uszy, chyba to się nazywa małżowiny uszne, ale nie jestem pewien, nie uważałem na bioli. Po dogłębnym założeniu w uszy wygłuszała ta łupaninka całą rzeczywistość, i to właśnie było pożądanym przeze mnie efektem.

Ojoj. pierwszy przecinek trzeba wywalić, drugi wstawić. Drugie zdanie jest bardzo złe. Bez tego wtrącenia brzmi: a na zaczepki plebsu się nie przejmuję. Jak to brzmi w ogóle? Wygląda też, jakbyś coś zgubił: skoro do takiej pracy, a nie innej [się nadaję]. Wtedy wychodzi nam paskudne powtórzenie, więc najlepszym wyjściem byłoby zupełnie zmienić oba zdania.spankie pisze:Ja jestem intelektualistą, i tylko do pracy intelektualnej się nadaję. A na zaczepki plebsu, że czemu mam takie słabe oceny, skoro do takiej pracy, a nie innej, się nie przejmuję.
To nie jest wcale takie oczywiste.spankie pisze:Ajnsztajn miał podobno same dwóje w szkole, z matematyki oczywiście.
dodać przecinekspankie pisze:aż trzęsie tymi takimi błonami, co w uszach są
wywalić przecinekspankie pisze:zabić się można, lub chociaż okaleczyć w najlepszym przypadku
dodać przecinekspankie pisze:O, cholera!
iiiiii dodać przecinekspankie pisze:Niewyjaśnionym cudem słuchawki nie wypadły mi z uszu, trzymały się niby sklejone superglutem, izolując mnie od rzeczywistości
iiiiii wywalić przecinekspankie pisze:Szczerze mówiąc, to aż się położyłem, i jakoś nie mogłem wstać
Przerażenie i zazdrość, nie. Może "dostrzegłem jakiś dziwny wyraz/błysk/cokolwiek w jego oczach", byle nie przerażeniespankie pisze:Pierwszy wypadł facet w średnim wieku, dostrzegłem jakieś dziwne przerażenie w jego oczach. To pewnie tylko zazdrość.

iiiii dodać przecinek. Poza tym "nikim innym" będzie lepsze.spankie pisze:Po chwili utwierdziłem się w przekonaniu, że koleś jest niczym innym, jak tylko zazdrosnym frajerem
Pierwsze zdanie świetne, ale drugie zupełnie tam nie pasuje. W żaden sposób nie wynika z poprzedniego. Poza tym, literówka w zaznaczonym.spankie pisze:Z wrażenia ziemia postanowiła dać mi oparcie, ale zrobiła to tak gwaltownie, z tak wielką chęcią pomocy, że aż zabolało. Szczerze mówiąc, to aż się położyłem, i jakoś nie mogłem wstać.
Twoje poprzednie teksty podobały mi się bardziej, ale z tym też nie jest źle. Ciekawe spojrzenie na taki wypadek. "Wyrwać z nieżycia" - dla mnie najfajniejsze stwierdzenie.
I na koniec... Jeszcze nie wiem, czy to zarzut, czy nie. Akurat w moich pięknych, rodzinnych stronach bus NIE jest tym samym, co autobus. Bardzo nie lubię takiego mylenia, chociaż już się z nim parę razy spotkałam. To chyba regionalne.
3
Beztreściowe, jak dla mnie, ale fajnie nawet zrealizowane. W błędy nie będę włazić - nie ma co, trudno ocenić, które są zamierzone, które nie. Momentami było już zbyt "po polskiemu" jak na mój gust i stylizacja zaczynała drażnić, ale w gruncie rzeczy miało swój charakterek.
Były dobre fragmenty, które dawały klimacik. Można było poniekąd "poczuć" bohatera.
Jeśli chodzi o fabułę, to do mnie to dociera już tylko jako wprawka (nie miniatura - jej postawmy nieco wyższe wymagania). Sposób opisania wypadku na 101. sposób. I może być.
Na temat tego tekściku wiele więcej nie powiem. Chyba jeden z dwóch, w Twoim wykonaniu, który mi się nawet spodobał. Bez fajerwerków, ale też bez bełkotu.
Pozdrawiam,
Ada
Były dobre fragmenty, które dawały klimacik. Można było poniekąd "poczuć" bohatera.
Jeśli chodzi o fabułę, to do mnie to dociera już tylko jako wprawka (nie miniatura - jej postawmy nieco wyższe wymagania). Sposób opisania wypadku na 101. sposób. I może być.
Na temat tego tekściku wiele więcej nie powiem. Chyba jeden z dwóch, w Twoim wykonaniu, który mi się nawet spodobał. Bez fajerwerków, ale też bez bełkotu.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"