— Ty sukinsynu!!!
I wydawało mu się, że traci słuch, bo w uszach miał już tylko jakiś straszny szmer... ostry szelest... Ale był to narastający pomruk ludzi, którzy zatrzymali się w tańcu wraz z końcem kolejnej piosenki. Gitarzysta szarpnął jeszcze strunę, jakby chciał w ten sposób zaakcentować wykrzyczany przez nią epitet. Mateusz wciąż czuł ciepło jej dłoni, którą wyrwała wraz z przedostatnią sylabą wulgaryzmu.
Jeszcze przez chwilę stali naprzeciw siebie. Jej dwuznaczny wyraz twarzy wyrażał chęć rozpłakania się lub splunięcia na niego. Nie wybrawszy żadnej opcji, odwróciła się energicznie i podążyła w stronę swych koleżanek, równie zdziwionych jak reszta osób czekających na następny kawałek do tańca. A muzycy jakby celowo ociągali się, by wszyscy mogli popatrzeć na nieszczęsnego sukinsyna, który wciąż tkwił jak przybity do parkietu, zastanawiając się, co ma z sobą począć w tej żenującej sytuacji. Rozglądał się ukradkiem po twarzach najbliżej zagapionych i próbował ocenić stopień swojej kompromitacji.
— Ja pierdolę! — zabrzmiał jakiś podpity głos za jego plecami.
— Ale obora... — dodała z parsknięciem zapewne partnerka wstawionego tancerza.
Próbując nie patrzeć nikomu w oczy, zaczął przepychać się w kierunku wyjścia. Komentarze i śmiechy były coraz głośniejsze i powodowały, że czuł się jak w jakimś koszmarze, w którym nogi odmawiają posłuszeństwa podczas ucieczki. Przed samymi drzwiami ktoś złapał go za rękę.
— I po coś głupku do niej polazł? — zapytał Bogdan ni to z przejęciem, ni z rozbawieniem.
— Bo tak! — mruknął w odpowiedzi i prawie biegiem minął drzwi i przemierzał hol. Zanim opuścił budynek zdążył jeszcze usłyszeć zapowiedź piosenki.
— Proszę państwa, na specjalną okoliczność chyba warto zagrać "Nasz ostatni taniec"...
I pierwsze takty piosenki Lombardu pożegnały Mateusza wybiegającego na zewnątrz, gdzie przerodziły się tylko w głuche dudnienie współbrzmiące z pulsowaniem krwi w jego skroniach. Tam powitała go fala mroźnego powietrza, która nie zatrzymała jednak łez napływających mu do oczu.
"Ale wstyd..." — dudniło mu w uszach, kiedy mijał trzeźwiejących na mrozie imprezowiczów i parę całująca się przy ogrodzeniu. "Ale wstyd" — powtórzył, gdy znalazł się na rozwidleniu dróg, z których jedna prowadziła przez most do jasno oświetlonej ulicy, druga wiła się w ciemnościach wzdłuż rzeki. Przystanął i nie wiedział czy zawstydzenie, które czuł, jest bardziej skutkiem obecnej sytuacji, czy tego, jak postąpił kilka tygodni wcześniej.
Skoczył w mrok.
***
Wirowali. Przeplatali ręce. Kręcił nią tyle razy, że powinna była choć na moment stracić równowagę, tymczasem bez sprzeciwu poddawała się jego kolejnym tanecznym eksperymentom. Spontanicznie, dynamicznie i z uśmiechem przemierzali parkiet, dowolnie zmieniając kierunek tańca. Kolorowe światła smużyły im w oczach; twarze bawiących się osób migały jak okna przejeżdżającego pociągu. Mogli tak bez końca - rozemocjonowani, spoceni, ale niezmęczeni.
Agata... Jego prawdziwa przyjaciółka i najlepsza partnerka, z jaką kiedykolwiek oddawał się swej tanecznej pasji. Łączyły ich długie rozmowy, żarty, dyskoteki, ale blisko byli tylko teraz - podczas tańca.
Mniej energiczny kawałek był okazją na wymianę jakichś dowcipnych uwag, otarcie czoła, złapanie właściwego rytmu oddechu... i przyjęcie gratulacji od pijaczka, który bełkocząc i racząc ich oparami alkoholu, poklepywał oboje po plecach i z miną znawcy tematu przyznawał tytuł pary wieczoru.
— Temu panu chyba podziękujemy — podsumowała Agata, przekrzykując muzykę, a odwracając się plecami do wstawionego eksperta, zdecydowała, że wychodzą na zewnątrz.
Zbiegli po schodach na werandę domu ludowego, który tego wieczoru dumnie pełnił rolę wiejskiej dyskoteki. Z trudem znaleźli miejsce przy barierce wśród palących, śmiejących się i całujących uczestników imprezy.
— Co ja bym tutaj bez ciebie robił? — przywołał wielokrotnie wypowiadane przy niej pytanie retoryczne.
— Pewnie to samo, co ja bez ciebie — zaśmiała się, ale krótko, bo zaraz stanęła twarzą do niego z wymalowaną na niej tajemniczością.
— Jakaś laska się na ciebie gapi...
Zaczął rozglądać się chaotycznie po przypadkowych twarzach.
— Gdzie? Jaka...? Zmyślasz sobie...
— Za mną, sierotko..
Spojrzał jej przez ramię na szczupłą dziewczynę, która wiercąc go wzrokiem, uśmiechała się zalotnie.
— Nie znam — powiedział do Agaty, ale nie przestawał się przyglądać tajemniczej brunetce.
— I to niby ma dla ciebie znaczenie? — zapytała przyjaciółka, nie szczędząc mu ironii w głosie i delikatnego dźgnięcia w bok.
— Cześć, Mateusz! — Nie od razu zorientował się, że powitanie pochodzi od lustrującej go dziewczyny. Spojrzał pytającym wzrokiem na Agatę, która oparła się z westchnieniem o balustradę z miną z pakietu "wiedziałam".
— Widzimy się na parkiecie... chyba... — rzekła niemalże ze smutkiem i ruszyła w kierunku swych koleżanek plotkujących po drugiej stronie tarasu.
— Masz głupia minę, wiesz? — zaśmiała się nieznajoma.
Wiedział. Zawsze, gdy spotykało go coś zaskakującego, otwierał lekko usta i gapił się bezmyślnie na nie wiadomo co; chociaż tym razem obiekt obserwacji był dosyć konkretny i ... ładny.
— Nie pamiętasz mnie... — rzekła z wyrzutem, nie doczekawszy się z jego strony werbalnej reakcji.
Zaprzeczył powolnym ruchem głowy. Stała przed nim zgrabna czarnowłosa nastolatka o ślicznych, niemal idealnych rysach twarzy. Jedyne, co w tej pierwszej chwili mu się nie spodobało, to jej krótko ścięte włosy.
— Ania! — rzuciła zniecierpliwiona. — Trzy lata temu byliście u nas w szkole na zawodach. Zostałeś z kolegami i wygłupialiśmy się w sali do wieczora... No jasne, że mnie nie zapamiętałeś, bo mniej więcej z taką miną gapiłeś się cały czas na Edytę...
Kiedy wreszcie opowiadana przez nią historia nabierała kształtów w jego pamięci, zmienił wyraz twarzy, ale zdołał tylko powtórzyć usłyszane imię.
— Edyyyta... - przedrzeźniała go — Blondyyynka z wielkimi oczami...
— No... — przyznał i twarz mu pojaśniała na wspomnienia anioła, którego widział kilka razy, ale nigdy nie odważył się zaczepić. — Co u niej?
— Co u niej?! — zapytała zmieniając ton głosu na mniej przyjemny. — Kuźwa, Mateusz... U mnie też w s z y s t k o, kuźwa, w porządku!
Wykonała ruch, jakby miała odejść w gniewie, ale opanowała się, jakby walcząc sama ze sobą, czy powinna mu jeszcze coś powiedzieć.
— Chcesz umówić się do kina? — przerwał jej zmagania wewnętrzne w obawie, że rzuci się na niego z pięściami.
— Do kina?! — zapytała, jakby to był najgłupszy pomysł na świecie. — Dlaczego do kina?
— Nie wiem... — odrzekł, wykonując dziwne gesty rękoma i nie wiadomo co znaczące miny. — Lubię kino... Ale jeśli ci nie odpowiada...
— Odpowiada — przerwała.
— Jutro?
— Jutro.
— Pociąg o 14?
— Ok — uśmiechnęła się łagodnie i niejasne dla niego było, czy to uśmiech zadowolenia, czy satysfakcji, że może go ukarać, nie pojawiając się na randce. — Na razie, Mateuszku...
— Na razie, Aniu — odparł, odprowadzając ją wzrokiem do schodów.
Agata stała już obok.
— I co? — zapytała podejrzliwie.
— I nico! — rzucił ze śmiechem.
— Chciała się umówić?
— Chciała...
— Umówiła się?
— Umówiła się...
— Fajna? — Ich dowcipnie złośliwa wymiana pytań i odpowiedzi zaczęła zwracać zbyt dużą uwagę obecnych, złapał więc ją pod ramię i pociągnął w kierunku schodów.
— Przeklina... — rzekł z troską w głosie, bo szczerze nie lubił wulgarnych dziewcząt.
— Oj... To, kurwa, niedobrze! — zawołała Agata z nieukrywaną złośliwością.
Śmiali się głośno, wpinając się po schodach i dokuczając nawzajem.
***
— Gdzie się gapisz, świnio?!
Ostatnie słowo było na tyle mocne, by wyrwać go z zamyślenia. Z przerażeniem odkrył, że podczas swojego typowego zawieszenia, gdy jechali w przedziale i myślał o niej, jego wzrok tkwił na wysokości jej piersi. Spojrzał na jej pełen pobłażania uśmiech; trochę łobuzerski, drwiący, ale wyzwalający też poczucie winy rozlewające mu się po twarzy gorącym rumieńcem. Zmieszanie zmusiło go do zadania pytania, które miał sobie zostawić na czarną godzinę.
— Dlaczego się ze mną umówiłaś?
— Pomyślmy... — Nie przestawała się uśmiechać. — Bo masz taki... spokojny uśmiech.
— Mam spokojny uśmiech? — zdziwił się, choć też nie oczekiwał, że za atut uzna jego wygląd.
— No... Jeśli się w tobie zabujam, to przez ten spokojny uśmiech... Masz taki, nawet kiedy patrzysz mi na cycki — Zaśmiała się jeszcze głośniej, ale zaraz skierowała niespodzianie zamyśloną twarz na krajobraz uciekający za oknem.
Spodobała mu się ta odpowiedź. Jeśli już w ogóle słyszał, że jest fajny, to zwykle dlatego, bo jest śmieszny. Nie uwierzyłby jej, gdyby uznała go za przystojnego, ale spokojny uśmiech brzmiał szczerze i niezwykle z ust dziewczyny, którą uznawał za nieokrzesaną i dosyć wulgarną. I nie mógł uwierzyć, że spodobała mu się, mimo iż nie była podobna ani trochę do tej wyśnionej.
— I za co jeszcze mogłabyś mnie pokochać?
— Za kobyle caco — wypaliła, śmiejąc się znów, ale nie odrywając oczu od widoków za oknem.
***
Już wiedział, że nie skupi się na filmie. Przyszedł do kina, ale nie zamierzał oglądać nic poza jej twarzą, reagującą spontanicznie na to, co działo się na ekranie. Znał to uczucie musujące go od środka. Położył swoją rękę wzdłuż jej ramienia na oparciu krzesła. Odczekał chwilę. Był niecierpliwy, ale bał się też jej reakcji. (A jeśli dostanie po pysku w miejscu publicznym?)
Małym palcem dotknął najpierw grzbietu jej dłoni, a potem zaczął przesuwać jego opuszkiem w kierunku jej palców i drżał przy tym, jakby co najmniej próbował ją okraść. Spojrzał na nią. Spoważniała, ale nie odwróciła się w jego stronę. Spróbował więc wcisnąć ten swój palec pod jej dłoń. Dla kogoś, kto by teraz obserwował jego starania, byłby to niechybnie zabawny widok... może nawet zabawnie żałosny. Nie zdążył jednak zmienić strategii. Ania poderwała nagle swoją rękę i nim zdążył się przestraszyć, że za jej pomocą uderzy go w niespodziewane miejsce, złapała jego dłoń, druga ręką uchwyciła go za kark i przyciągnęła głowę do swych ust.
— Kuźwa, Mateusz...! Ależ ty robisz podchody...
Chłód powietrza z jej ust i ciepło jej dłoni zaczęły rozlewać się po jego ciele i spotkały się gdzieś pomiędzy sercem i żołądkiem. Przeszył go dreszcz i kompletnie nie wiedział, jak się zachować. Patrzyła na niego i bawiła się jego zmieszaniem; może bardziej niż oglądaną komedią.
— A teraz daj mi obejrzeć film - szepnęła czule i zanim oddaliła swe usta, przygryzła lekko ucho Mateusza, po czym nie wypuszczając jego dłoni, wróciła do emocjonowania się akcją filmu.
On emocjonował się motylami, które setkami wirowały mu w brzuchu. Zacisnął szczęki, jak gdyby nie chciał wypuścić żadnego z nich.
***
— Fajna dupa z tej Anki... — Bogdan, postawiwszy kolejne krzesło przy jednym przygotowywanych na imprezę stołów, spojrzał wyczekująco na Mateusza i oczekiwał potwierdzenia swej opinii. Kuzyn jednak uśmiechnął się tylko i zagroził:
— Tylko nie dupa!
— Okay! Ale powiedz, jak ty to robisz?
Wiedział, o co go pyta, ale lubił się z nim droczyć; szczególnie wtedy, gdy Bogdan nie umiał ukryć swojej zazdrości.
— Bierzesz krzesło za oparcie i stawiasz nie za blisko stolika — rzekł w końcu z udawaną powagą.
— Ojej, jaki ty jesteś zabawny po byku fest... No, bo... Ja pieprzę — złościł się już dość wyraźnie, rzucając kolejnym krzesłem. — Jak ty wyrywasz te panienki? Nie jest z ciebie przystojniacha, kasy nie masz jak my wszyscy... Nawet w piłkę nie grasz!
— Gram...
— Tak, grasz... raz na ruski rok co dziesiąty raz trafiając w piłkę...
— W ciebie krzesłem trafię za pierwszym razem...
— No bądźże kolegą i podziel się sposobem na laski.
— Urok osobisty, kolego... — zaczął wyliczać Mateusz, a poprawiwszy krzesło krzywo rzucone przez Bogdana, oparł się z dumą o stół. - Trzeba być też delikatnym, taktownym, kulturalnym, często się uśmiechać...
— A tam... pierdolisz jak potłuczony..
— ... No i nie pierdolić właśnie!
Roześmiali się obaj i ruszyli w kierunku ostatniego stołu, popychając i szturchając się po drodze.
— A właśnie, lowelasie... Czy ty zamierzasz z nią... no wiesz...
Znów się tylko uśmiechnął, ale postawiwszy ostatnie krzesło, zapytał:
— A klucze do świetlicy ty będziesz miał?
— O ty cwaniaczku - zawołał kuzyn i zamarkował cios w brzuch krewnego. — Chcesz ją dopaść na imprezie...
— Nie. Chce ją schować przed tobą, zboczylasie! To będziesz miał ten klucz, czy nie?!
— No przecież wiesz, że będę, bo tam szatnię organizujemy - oznajmił uroczyście i mrugając okiem, dodał: — Ale nie za darmo.
— Wynagrodzę ci to jakoś...
— Jestem bardzo ciekawy, w jaki sposób...
— Popilnuje ci kurtki w sylwestra!
***
Nie mógł się jej doczekać. Tam i nazad nerwowo chodził po ośnieżonym peronie, od czasu do czasu podskakując na jednej to znów na drugiej nodze - i z przejęcia, i z zimna. Mróz palił mu uszy, bo czapki oczywiście nie ubrał, gdyż wciąż uważał, ze pokazać się dziewczynie w czapce, to tak samo jak bez majtek na ulicy. Było to jedno z jego dziwactw odziedziczone jeszcze z okresu dziecięcego.
Zimna głowa - chłodne rozumowanie. Po raz pierwszy myśląc o swojej dziewczynie, nie przykładał wagi do zakochania, aniołów, niebiańskiej muzyki i łapania motyli. Bo to nie była anielska dziewczyna. Koledzy ślinili się na jej widok, a kiedy dumnie prowadził ją za ręką ulicą, z radością łapał zazdrosne spojrzenia przechodniów.
Miała niemal idealny wygląd... Tylko te jej krótko ścięte włosy, o które przestał się już nawet czepiać, kiedy rzuciła mu dość lubieżną ripostą: "Obym ja nie przejmowała sie długością..."
Nie musiał jej zdobywać; pisać tych wszystkich ckliwych listów i wierszy, nie potrzebował gapić się na nią tygodniami, zanim wreszcie zwróciłaby na niego uwagę. Po prostu przyszła, zaczepiła go i była...
Nie musiał uważać na słowa i zachowanie. Akceptowała jego dziwactwa - ba, nawet się jej podobały. I żadna do tej pory nie powiedziała mu, że ma spokojny uśmiech...
Olać anioły i inne pierdoły. Koniec tracenia czasu na poszukiwanie nieistniejących blond-ideałów. Jest ona! Idealna na te czasy.
Że chodziła do zawodówki? Że miała kłopoty z wysłowieniem się i poprawnością w mówieniu i była dość naiwna w swych opiniach? I co z tego? Co z tego, że miała mało wyrafinowany gust i nieciekawa rodzinę? Wyrobi się... Wychowam ja sobie... I będę ją miał?
Ta myśl ogrzała go podniecająco. Właściwie od rana był podniecony... od tygodnia nawet. Od chwili, gdy dotarło do niego, że tym razem nie musi się skończyć tylko na tańcu... i całowaniu. Wzdrygnął się i przejął na chwilę swoimi dość samczymi planami. Ale tylko na chwilę. Dziś w nocy nie będzie grzecznym chłopcem. Nowy Rok - nowy etap. Ta noc zrobi z niego prawdziwego mężczyznę. Żadne wątpliwości i wyrzuty sumienia nie staną mu na drodze. Bo czemu nie? Przecież jest dorosły. A i ona daje mu sygnały. Nie struga świętej i żadna z niej grzeczna dziewczynka. Może nawet nie jest dziewicą... Ta myśl mocno go zaniepokoiła...
Jego troskę przeciął gwizd lokomotywy wtaczającej się z wagonami na stację. Wśród nieprzyjemnych pisków hamulców wyłowił brzmienie swojego imienia. Stała w otwartych drzwiach, krzyczała do niego radośnie i machała ręką jak szalona.
Prosto ze schodków rzuciła mu się w objęcia.
— Nawet nie wiesz, jak się cieszę - rzekł kołysząc w ramionach jej słodki ciężar.
— Jak to nie wiem? - śmiała mu się mu do ucha. — Przecież czuję.
Poluźnił nieco uścisk. Ona nigdy nie przestanie go zawstydzać.
— Jesteś moją kochaną diablicą!
— A ty nieznośnym świntuchem!
"Ona tego chce" - pomyślał z przekonaniem, gdy spleceni ze sobą ruszyli w kierunku jego domu.
***
Po pełnej dumy prezentacji Ani przed rodzicami, mógł ją zabrać do swojego pokoju, gdzie chciał się przebrać. Ona wyglądała olśniewająco... i podniecająco... Denerwował się...
— A coś ty taki nerwowy, jakbyś ślub dziś brał — pytała go z rozbawieniem, gdy nie mógł niczego znaleźć i zaliczył uderzenie głową w drzwi od szafki.
— No wiesz... Przecież jestem organizatorem, to tremę mam - kłamał. - Wyprasuje jeszcze koszulę i zaraz idziemy.
— Może ja to zrobię?
— Dam radę, no coś ty...
— Ciągle mnie zadziwiasz...Żaden z moich braci w życiu nie trzymał żelazka w ręku.
— Lubię cię zadziwiać - odrzekł z uśmiechem.
— Zadziwiaj mnie zawsze - rzuciła zalotnie. - Ten łańcuszek od ciebie bardzo się spodobał moim koleżankom. Zazdroszczą mi... A niech zazdroszczą!
Trajkotała i patrzyła na niego z rozbawieniem, gdy starał się nadać prasowaniu jakiś bardzo męski wymiar.
— Mówię im, że ty jesteś inny niż pozostałe chłopaki - kontynuowała. - A one, że niby jaki; a ja że gówno je to obchodzi... Ale i tak mówię, że jesteś taki fajny, taki zabawny. I że tak ładnie mówisz, i tak się starasz... i szanujesz...
Zaczęła go niepokoić... nawet irytować tą wypowiedzią, ale spojrzał na nią i ... wystarczyło. Chyba ją... Nie, nie pęknie. "To będzie udany sylwester" - uśmiechał się do swoich myśli, parząc się przy okazji żelazkiem.
—Uważaj, sierotko!
—No cóż — mówił, dmuchając w palec — przy takiej dziewczynie łatwo się sparzyć.
***
Ona była piękna. On był dumny, wprowadzając ją na salę, gdzie z kolegami przez tydzień przygotowywał sylwestrową zabawę. Ona była pod wrażeniem ozdób i kolorowych świateł i piszczała radośnie jak dziecko, kiedy zobaczyła, że będzie grał jej ulubiony zespół muzyczny. On był dumny jeszcze bardziej.
— Już się dobrze bawię! - krzyknęła, rzucając mu się na szyję.
Śledził z satysfakcja zawistne spojrzenia znajomych, którym przedstawiał Anię. Posadził ją przy stole i miał ruszyć w poszukiwaniu Bogdana, ale ten już przyczaił się z tyłu i zadzwonił mu kluczami przy uchu.
— Mikołaj prezent ci niesie - śmiał się szyderczo.
— Daj se siana! - syknął Mateusz z nieudawaną tym razem złością i odciągnął go od stołu. — Nie rób obory... Trochę dyskrecji.
— Okay, Alfonsie.... to znaczy Don Juanie! - poprawił się, unikając w ostatniej chwili uderzenia w głowę.
— Kiepski żart...
—No masz te klucze do pasa cnoty.
— Zbiera ci się chłopie - powiedział tym razem z uśmiechem Mateusz.
Tańczyli, pili, rozmawiali, ale on jakoś nie najlepiej się bawił. Był spięty i stracił gdzieś swoje poczucie humoru, co nie uszło uwadze Anki.
— Nie tańczy ci się ze mną tak dobrze jak z Agatą - szepnęła mu do ucha, kiedy kiwali się w rytm jakiegoś spokojniejszego kawałka.
— No coś ty? - Mocniej ją przytulił, ale mimo podniecenia nie czuł się już tak wspaniale jak wtedy, gdy witał ją na peronie.
— Martwisz się czymś - nie ustępowała w swej trosce, głaszcząc go dłonią po włosach.
Nie odezwał się. Przechodziły go dreszcze za każdym razem, gdy przesuwała mu dłoń po karku i wczesywała palce we włosy. Nie mógł już czekać.
— Przejdźmy się.
Ruszyła za nim bez sprzeciwu, ale kiedy otwierał świetlicę, nieco się zdziwiła.
— Wychodzimy na zewnątrz?
— Nie...
— To po co bierzemy kurtki?
— Nie bierzemy - rzekł tajemniczo, zamykając drzwi z drugiej strony.
Nigdy nie widział u niej tak zdziwionych oczu. Posadził ją w jednym ze świetlicowych foteli i włączył muzykę z magnetofonu stojącego pod telewizorem. Usiadł obok i starał się, żeby jego uśmiech tym razem nie był spokojny, ale pobudzający. Przekrzywiła głowę i popatrzyła na niego podejrzliwie.
— Co ty znów kombinujesz?
Nie odpowiedział. Wpił się w jej wargi, aż się przestraszył, że którąś rozciął. Zamruczała coś. Spojrzał na jej usta. Na szczęście były tylko wilgotne.
— Ty świntuchu - rzekła z uśmiechem, który jednak drżał jakoś nienaturalnie. — Zwabiłeś mnie tutaj, żeby mnie wykorzystać?
— A jeśli tak? - zapytał z przyklejonym do twarzy szelmowskim uśmieszkiem.
Jej twarz spoważniała. Ale on widział tylko jej wilgotne i drżące wargi. Zaczął pochłaniać je jak nienasycony, a jego dłonie zajęte pierwotnie trzymaniem jej twarzy, ruszyły na podbój nieodkrytych do tej pory terenów.
Był zbyt podniecony, by stwierdzić, że wraz z upływem czasu przestała mu z zaangażowaniem oddawać pocałunki, a jej ręce zsunęły się bezwładnie z jego ramion i opadły na oparcia fotela. Nie przestawał. Był coraz bardziej natarczywy i hardy. Zaczął ją mocniej pieścić, by w kolejnym kroku dosyć niezdarnie rozpiąć sukienkę z tyłu. Nie protestowała... "Jest moja" - rozemocjonowany napawał się zdobyczą i drżał na sama myśl o tym, co się dalej stanie.. Zaczął przesuwać dłoń wzdłuż jej uda, ale zatrzymał się w pół drogi: "Nie, jeszcze nie... wszystko po kolei". Objął ją, nie przestając całować i nie zwracając uwagi na to, że Ania nie wydaje z siebie żadnych dźwięków, westchnień; jakby jej nie było we własnym ciele...
Zaczął rozpinać jej stanik. Najpierw delikatnie, później coraz bardziej nerwowo. Odsunął usta od jej warg i przechylając głowę przez jej ramię, próbował dociec, jak można poradzić sobie z tym skomplikowanym ustrojstwem.. Zaśmiał się nerwowo i odchylił głowę do tyłu.
— Kurczę, nigdy wcześniej...
Zobaczył jej twarz. Powiedziała mu dużo więcej niż kiedykolwiek od Ani usłyszał. Miała oczy sarny, która nie ma już siły wałczyć o życie. Płynęły z nich łzy, rozmazując delikatny makijaż. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek się malowała, a dziś nawet nie zwrócił wcześniej na to uwagi... zbyt zajęty planami.... Patrzyła na niego tak smutno, że nie wyobrażał sobie, iż można smutniej.
— Myślałem... — zaczął, ale i tak nie wiedział co powiedzieć. To znaczy wiedział, ale nie chciał, bo był... wściekły. Nie miał pojęcia, czy bardziej na siebie, czy na nią. Czy był aż takim idiotą? Przecież chyba chciała... Chyba nie...
— Chcesz wrócić na salę?
Nie chciała.
Próbował się do niej przytulić... Była jak kawałek drewna. Zimna i nieobecna. Objęła swoje kolana i zaczęła się kołysać do muzyki - bardziej nerwowo niż rytmicznie.
Zapiął jej sukienkę, znalazł płaszcz i okrył ją.
Siedzieli w milczeniu.
Z sali dobiegły ich radosne krzyki osób witających Nowy Rok. Nikt się nie zainteresował ich nieobecnością. Bogdan zadbał o to, by im nie przeszkadzano...
Czuł, że chce ją przeprosić, ale był równie zablokowany jak ona. Zrozumiał, że się wygłupił i że nie powinien był... Powinien zapytać, zasugerować, porozmawiać. Wiedział, że wszystko zepsuł i nie miał odwagi tego naprawić.
Autobus był dopiero rano, miał więc dużo czasu. Nie wykorzystał go. Zachował się podle, ale nie umiał się do tego przyznać. Wciąż mieszały mu w głowie resztki podniecenia. Niczego nie osiągnął i nie potrafił zapobiec stratom. Kilka razy próbował ja przytulić, głaskać; coś tam bredził pod nosem.
Milczała.
Pozwoliła się wziąć za rękę w drodze na przystanek, ale to nie była już ta ciepła dłoń zafascynowanej nim piękności.
Puścił ja przodem do autobusu i pozostał na ulicy.
Odwróciła się niespokojnie, patrząc na niego pytającym wzrokiem i z lekko otwartymi ustami. Widział, że chciała, by z nią pojechał, ale on wymamrotał tylko, że niestety, ale musi zostać pomóc w sprzątaniu po imprezie. Odwróciła się w stronę kierowcy. Drzwi się zamknęły. Patrzył wciąż na nią i na kierowcę, który podając jej bilet, chyba zapytał, czy wszystko w porządku. Chyba zaprzeczyła...
Długo stał na przystanku.
Nigdy do niej już nie napisał. Nie odwiedził jej. Unikał przypadkowych spotkań.
***
Śmierdziało przetrawionym alkoholem... i nieprzetrawionym. Było tłoczno, duszno i bez sensu. Orkiestra grała za głośno i za fałszywie, nawet jak na poziom tego typu imprez.
— Nienawidzę wiejskich zabaw!
— Masz lepszy pomysł na wieczór? — zapytał Bogdan, który też nie był uszczęśliwiony wizją rozrywki w takim miejscu. — Albo więcej kasy?
— Zawsze można posiedzieć w domu — odrzekł Mateusz
— Od tego siedzenia i umartwiania się w domu masz już chyba odciski na dupie! — skwitował kuzyn. — Na mózgu chyba też!
— Matoł! — huknął w odpowiedzi, udając rozbawienie.
Przepychali się przez tłum bawiący się na parkiecie w poszukiwaniu znajomych. Szybko zorientowali się, że na miejsca przy stoliku raczej szans nie mają.
— Będzie dobrze! Będzie dobrze! - pokrzykiwał Bogdan, przeglądając składy poszczególnych stolików, ale zmienił zdanie, kiedy zatrzymał wzrok na jednym z nich. — Nie będzie dobrze! Chyba wychodzimy...!
Mateusz skupił się na miejscu, w które gapił się kuzyn. W kącie sali, przy jednym z mniejszych stolików siedziały cztery dziewczyny. Wśród nich Anka. Drgnął i zrobił ruch, jakby naprawdę chciał wyjść.
— Znajdźmy coś innego - radził kuzyn.
Chciał uciekać, ale chciał też patrzeć. Podobnie jak koleżanki, była wyzywająco ubrana w spódnicę zbyt krótką nawet jak na jej idealne nogi, wysokie kozaki i obcisłą bluzkę, która bardziej obcisnąć by jej nie mogła. Krzykliwa biżuteria i przesadzony makijaż były widoczne nawet z kilkunastu metrów. Nie zwracał uwagi na zachęty Bogdana do opuszczenia imprezy. Wyrywał rękę, której tamten uczepił się bezradnie. Wpatrywał się w nią, a i ona dostrzegłszy go, przestała gadać z koleżankami i ni to ze złością, ni ze smutkiem odwzajemniła jego uwagę. Była inna, ale jednak ta sama. Dziewczyna, której nigdy nie powiedział, że ją kocha i nigdy nie przeprosił, że chciał ją mieć po swojemu.
— Poproszę ją do tańca! - krzyknął do kuzyna.
— Pojebało cię? - zirytował się szczerze. - Ona wydrapie ci oczy!
— Może tego chcę! - rzucił i ruszył w jej kierunku.
Zdawało mu się, że odległość dzieląca go od niej zwiększa się z każdym krokiem, a stopy zapadają mu się w parkiet. Kiedy dostał się wreszcie do stolika, z rozpędu poprosił ją do tańca. Zrobiło się ciszej, bo akurat zespół przestał grać kolejną piosenkę i poczuł się bardzo niezręcznie, tym bardziej, że Ania nawet nie odezwała się do niego. Zaczął się modlić, żeby muzycy nie zrobili sobie przerwy akurat teraz . Prośba została wysłuchana i z ulgą usłyszał muzykę. Ona jednak nadal bez reakcji wpatrywała się w niego trudnym do zinterpretowania wzrokiem. Chwila wyczekiwania stała się nie do zniesienia, tym bardziej, że jej koleżanki zaczęły chichotać pod nosem. W pewnym momencie wstała bez słowa i minęła go. Czuł, że się zapada, ale odwrócił się i stwierdził, iż czeka na niego... Na nogach jak z ołowiu podszedł do niej i wyciągnął rękę. Podała mu prawą dłoń, a lewą delikatnie położyła mu na ramieniu. Ciągle bez słowa. Tańczyli, patrząc sobie przez ramiona w przeciwne części sali.
Kilka razy pochylał się jej do ucha, by w ostatniej chwili zrezygnować. W pewnej chwili, gdzieś przy scenie, zauważył Bogdana, który kręcił głową z niedowierzaniem i pukał się w czoło, gdy tylko ich wzrok się spotkał.
Teraz!
—Musisz wiedzieć, że strasznie się czuję po tym, co ci zrobiłem...
Brak reakcji.
— Wiele o tym myślałem i chciałbym cię jakoś przeprosić...
Brak reakcji.
Pochylony przy jej głowie rozpoczął długi monolog - spowiedź, starając się jej wytłumaczyć, jak mu przykro i źle, że przez niego cierpiała, a on zostawił ją bez słowa.
Ani przez chwilę nie dała mu odczuć, że coś z tego, co mówi, w ogóle do niej dociera.
— Powiedz coś - prosił niemal z płaczem.
Brak reakcji.
— Chciałbym usłyszeć coś od ciebie... cokolwiek..
Zatrzymała się i spojrzała na niego wzrokiem wilgotnym, pełnym smutku. Rozchyliła lekko usta. Była w tej chwili znów ta fajną dziewczyną, która go poderwała i ujęła specyficznym sposobem bycia, szczerością i delikatnością mimo swej wulgarności. Nabrał ochoty, by ja przytulić, całować...być z nią znów... Uśmiechnął się do niej najspokojniej, jak umiał...
— Ty sukinsynu!!!
2
Jeden z tych tekstów, przez które lecisz, nie przejmując się specjalnie treścią, nie angażując. Ot, tak, z pewnym ironicznym uśmieszkiem śledzisz perypetie bohatera. Nic po tym głębszego nie pozostaje - po prostu historyjka. Ale ok, takie teksty też są potrzebne, też są fajne - akurat na coś takiego miałam ochotę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby... Było dobrze...
Przez tekst da się gładko przebiec, ale to zasługa treści, która nie wymusza na czytelniku zbytniej uwagi. Kiedy jednak człowiek zagłębia się w warstwę językową zaczyna wyglądać to słabiej.
Sam początek i już brzydki błąd:
Dalej, trochę z początku, trochę z różnych miejsc:
Itd. itp. To nie są wielkie błędy, ale jest ich strasznie dużo. Zaburzają odbiór. Pracuj nad tym. Pilnuj słów, wydźwięku opisów.
A teraz do ważniejszych zarzutów.
Fragment jest bardzo dialogowy, więc od tego zacznę.
Ogólnie wyszły spoko. Całkiem realistycznie. Ale czasem przesadzasz z ich uwiarygadnianiem. Jak bardzo młodzieżowo można gadać? Nie kojarzę, aby ktokolwiek z moich znajomych rzucał na przykład takimi zdaniami:
Co mi od strony fabularnej nie pasowało to opis reakcji ludzi na "ty sukinsynu". Jest za mocna, tak komicznie przerysowana. Żeby życie na imprezie stanęło, bo laska bluzgnęła na jakiegoś typka na parkiecie. Sorry. Wygląda to jak z kiepskiego amerykańskiego serialu młodzieżowego, gdzie po takim wykrzyknieniu następuje krótki, mocny akord, wszyscy robią "oh!", najbliżej stojące panienki zasłaniają usta itp.
Podsumowując. Słabe to. Byłoby fajną, luźną opowieścią, gdyby poprawić wykonanie. Bohaterowie są całkiem charakterni, ale za słabo opisani, żeby zapadać w pamięć.
Nie powiem, że mi się nie podobało. Po prostu nie wzbudziło specjalnie pozytywnych odczuć.
Pozdrawiam,
Ada
Przez tekst da się gładko przebiec, ale to zasługa treści, która nie wymusza na czytelniku zbytniej uwagi. Kiedy jednak człowiek zagłębia się w warstwę językową zaczyna wyglądać to słabiej.
Sam początek i już brzydki błąd:
chyba sam wiesz, co tu nie grasherst pisze:wyraz twarzy wyrażał
Dalej, trochę z początku, trochę z różnych miejsc:
Co to te "twarze najbliżej zagapione" można być "twarzą dalej zagapioną". Wiem, co chciałeś wyrazić, ale wyszło, jak wyszło.Rozglądał się ukradkiem po twarzach najbliżej zagapionych
A czemu miałaby zatrzymać? Jak dla mnie zdanie pozbawione logiki.Tam powitała go fala mroźnego powietrza, która nie zatrzymała jednak łez napływających mu do oczu.
jak dla mnie brzmi okropnie - strasznie przedmiotowo i jakoś mało plastycznieKręcił nią tyle razy,
co robiły?światła smużyły im w oczach;

powtórzenie. Dałoby się go uniknąć.sherst pisze: tanecznym eksperymentom. Spontanicznie, dynamicznie i z uśmiechem przemierzali parkiet, dowolnie zmieniając kierunek tańca
Z sali dobiegły ich radosne krzyki osób witających Nowy Rok. Nikt się nie zainteresował ich nieobecnością. Bogdan zadbał o to, by im nie przeszkadzano...
brak ogonka (zresztą w wielu miejscach), ale samo wyrażenie... A co, miała iść tyłem do autobusu? I znów - wiem, o co chodzi, ale brzmi okropnie.Puścił ja przodem do autobusu i pozostał na ulicy.
chciałeś uniknąć nagromadzenia zaimków, ale tu nie przejdzie. Musi być "dokuczając sobie nawzajem"wpinając się po schodach i dokuczając nawzajem.
Itd. itp. To nie są wielkie błędy, ale jest ich strasznie dużo. Zaburzają odbiór. Pracuj nad tym. Pilnuj słów, wydźwięku opisów.
A teraz do ważniejszych zarzutów.
Fragment jest bardzo dialogowy, więc od tego zacznę.
Ogólnie wyszły spoko. Całkiem realistycznie. Ale czasem przesadzasz z ich uwiarygadnianiem. Jak bardzo młodzieżowo można gadać? Nie kojarzę, aby ktokolwiek z moich znajomych rzucał na przykład takimi zdaniami:
I takie kwiatki w paru miejscach wyskakują. Mnie to drażniło (znacznie bardziej niż wcześniej wychwycone zgrzyty).— Ojej, jaki ty jesteś zabawny po byku fest... No, bo... Ja pieprzę
Co mi od strony fabularnej nie pasowało to opis reakcji ludzi na "ty sukinsynu". Jest za mocna, tak komicznie przerysowana. Żeby życie na imprezie stanęło, bo laska bluzgnęła na jakiegoś typka na parkiecie. Sorry. Wygląda to jak z kiepskiego amerykańskiego serialu młodzieżowego, gdzie po takim wykrzyknieniu następuje krótki, mocny akord, wszyscy robią "oh!", najbliżej stojące panienki zasłaniają usta itp.
Podsumowując. Słabe to. Byłoby fajną, luźną opowieścią, gdyby poprawić wykonanie. Bohaterowie są całkiem charakterni, ale za słabo opisani, żeby zapadać w pamięć.
Nie powiem, że mi się nie podobało. Po prostu nie wzbudziło specjalnie pozytywnych odczuć.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
3
jej wyraz twarzy....sherst pisze:Jej dwuznaczny wyraz twarzy wyrażał chęć rozpłakania się lub splunięcia na niego.
albo
Miała dwuznaczny wyraz twarzy. Od nowego zdania jakieś dookreślenia
...splatali?sherst pisze:Przeplatali ręce.
eee, nie wierzę. Coś jak wspomniała Adrianna o tej reakcji tłumu. To jest jakieś nienaturalne. Kogo obchodzi, o czym mówią?sherst pisze:Ich dowcipnie złośliwa wymiana pytań i odpowiedzi zaczęła zwracać zbyt dużą uwagę obecnych
"Kuźwa" to takie straszne przekleństwo?sherst pisze:— Przeklina... — rzekł z troską w głosie, bo szczerze nie lubił wulgarnych dziewcząt.
Nie bądź Agustinem Egurrolą. Nie mów "dlatego bo", tylko "dlatego że".sherst pisze:to zwykle dlatego, bo jest śmieszny.
Podobało mi się. Dialogi bardzo udane. Jedno z tych opowiadań, gdzie charakter "pokazujesz", zamiast o nim mówić. Da się polubić bohaterów, nawet (a zwłaszcza!) tego sukinsyna;) Tak więc nieszczególnie przywiązywałam wagę do błędów. Po prostu treść mnie wciągnęła.
Teraz tak, zakończenie, taki "powrót do przeszłości". Ładnie to wygląda, jest dużym zaskoczeniem, ale zastanawiam się, czy to było konieczne? Spokojnie mogło się bez tego obejść, samej opowieści daje duży plus, ale zakończenie jest takim przedobrzeniem.
W treści właściwie zadziwiające jest to, że przecież nic takiego on jej nie zrobił. Ale ładnie ukazane te rozterki, ta kobieca pamiętliwość

Pozdrawiam.