Powiedzcie komuś, siedząc z nim twarzą w twarz i do tego na trzeźwo, że autorytet z niego żaden, bo w swoim środowisku zawodowym należy do trzeciej kategorii; rady, jakich udziela innym, są nic niewarte; a jeśli chciał utrzymać rodzinę, to mógł się wziąć do porządnej pracy, zamiast sprzedawać płody swojego intelektu – i przekonajcie się, czy nadal będzie chciał z Wami rozmawiać. Dlaczego w necie miałoby być inaczej? Bo twarzy nie widać?
I jeszcze te durne dyskusje, czy udzielanie się pisarza na forum jest formą autoreklamy i wynika z chęci przysporzenia sobie czytelników, bo to niemożliwe, żeby on tak bezinteresownie… Ręce opadają.
Sprawa piractwa i postawy Luki zajęła w ostatnich awanturach miejsce pierwszoplanowe, gdyż to jest coś, co bardzo łatwo zracjonalizować i określić swoje stanowisko w tym sporze. Jest to jednak tylko punkt kulminacyjny zjawiska, które nazwałabym zgodą na bylejakość w traktowaniu siebie nawzajem i tego, co robimy. Tu, na tym forum.
Do moderatorów należy ingerowanie, kiedy dyskutanci łamią regulamin; także wówczas, gdy używają wulgaryzmów bądź obrażają rozmówców. Tego było stanowczo za mało, a ostrzeżenia udzielane, mam wrażenie, dość przypadkowo. Rozumiem, że moderatorzy nie mają czasu, by czuwać nad przebiegiem każdej dyskusji, ale co szkodzi, żeby kasować posty z wyrażeniami – hm, nieparlamentarnymi? Bez względu na rangę dyskutanta, jego kolor na forum i na to, czy go lubimy? Na innych forach to się sprawdza. (Znam forum, gdzie trzeba się było spieszyć, żeby przeczytać posty pewnego muzykologa, świetnego znawcy swojej dziedziny, ale kompletnie nie panującego nad językiem, zwłaszcza kiedy oceniał jakieś zespoły. Bardzo szybko z tego, co napisał, zostawały trzy kropki.)
Działanie moderatorów może być jednak wyłącznie reakcją na słowa, które już padły. A wcześniej – czy naprawdę tak trudno jest przed wysłaniem posta zastanowić się, czy to, co do kogoś (a zwłaszcza o kimś) napisałem, powiedziałbym mu w bezpośredniej rozmowie? Bo wydaje mi się, że swoboda wypowiedzi często wynika z faktu, że mamy przed sobą ekran komputera, a nie konkretną osobę, która przecież jakoś na te słowa zareaguje.
Zasada, że na forum wszyscy jesteśmy ze sobą na „ty” stwarza złudne poczucie równości. Złudne, gdyż teksty, które przełknie kumpel z podwórka, klasy czy roku, okażą się nie do przełknięcia dla zupełnie w gruncie rzeczy obcego człowieka.
Generalnie – jeżeli w realu nie pozwoliłabym sobie na pewne słowa wobec mojego rozmówcy, to dlaczego miałabym pozwalać sobie na nie w necie? A co to, jakiś inny świat?
I nie ma co relatywizować. Wystarczy uruchomić wyobraźnię. Kto jak kto, ale potencjalni pisarze chyba jednak nią dysponują.
EDIT Adrianna:
Przeniosłam temat tutaj, ponieważ po pierwsze coś podobnego już siedzi poniżej, a po drugie i najważniejsze Rubia poruszyła kwestię, która dla forum ostatnio robi się bardzo istotna i w poście znajdują się pewne wizje odnośnie pracy moderacji.
złe skutki lekceważenia dobrych obyczajów
1
Ostatnio zmieniony wt 03 maja 2011, 22:17 przez Rubia, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.