"Cud w mieście" - krótkie opowiadanie.

1
„Cud w mieście” jest moim pierwszym opowiadaniem napisanym od początku do końca. Zachęcam do przeczytania i ocenienia go.



Jestem starym człowiekiem. Nie wiele mam do opowiedzenia i nie wiele mi opowiedziano. żyłem z dnia na dzień. Wczoraj coś było i wiedziałem, że jutro też coś będzie. Ale co? Stoję twardo na swoich nogach i nigdy w siebie nie wątpiłem, bo wierzyłem w swój spryt i zdolności przetrwania pośród ludzi tego kraju. Nie byłem uczciwy i nigdy nie będę. Kłamałem, oszukiwałem, kradłem i Bóg wie, co jeszcze robiłem. Jak na tym wyszedłem? Ktoś powie, że jestem ustawiony do końca życia, którego i tak nie wiele mi zostało, ale ja temu zaprzeczę. Jestem całkiem sam i nikt nigdy o mnie dobrze nie wspomni. Nie mam nikogo bliskiego, a tych, którzy przymnie kiedyś byli, odtrąciła moja osoba, całkowicie niszcząca wszystko, z czym się zetknie. Mądrość- tę zdobywa się na starość wtedy, kiedy jest niepotrzebna, ale chciałem zrobić coś dobrego, aby odkupić swoje grzechy, a może po to, by ktoś powiedział- Ryszard był dobrym człowiekiem. – Kiedy stanie nad moim grobem.

Czasem Bóg daje nam szanse. Niektórzy machną ręką i ją obejdą, inni z pokorą zaakceptują swój los i wypełnią jego wolę a jeszcze inni wykorzystają ją, jak tylko się da i zapomną o Bogu, przywłaszczając sobie wszystkie zasługi. Nie jestem wierzący, ani zabobonny, ale tego deszczowego dnia zobaczyłem nazbyt wiele, aby nie uwierzyć- chociaż ten jeden jedyny raz. Poszedłem do parku, aby rozprostować zastałe od siedzenia kości. Pogoda była fatalna, że nawet psa szkoda było wygonić na zewnątrz. Wszędzie kałuże, rozbryzgiwane przez jadące samochody i niewielu przechodniów. Nie wziąłem nawet parasola – jakoś deszcz mi nie przeszkadzał, a namoknięte ubranie delikatnie chłodziło moje stare ciało. Z pochyloną głową i oczyma wpatrzonymi w betonowe kafle o porowatej powierzchni podążałem w stronę celu swojej wędrówki – starego parku im. Mickiewicza, który nic z tym wielkim poetą nie miał wspólnego. Ba! Nawet sknery z Zarządu Miasta nie zechcieli postawić mu pomnika. Po drodze zawitałem do kiosku, w którym pracowała Halina. Stara baba dokładnie obejrzała wręczony banknot i z niechęcią wydała mi gazetę, o która prosiłem. Nie dziwię się jej – oszukałem ją z setkę razy i nawet o tym nie wiedziała. Jej podejrzliwość wynikała pewnie z tego faktu, że w tym mieście znali mnie nader dobrze. A niech ich piekło pochłonie! Ja talentu nie mam do pracy – oszukuję, bo to potrafię. Z gazetą w ręku jeszcze chętniej podążałem do wyznaczonego celu, ale martwiło mnie to, gdzie ją przeczytam, bo deszcz jak na złość, nasilał się każdą minutą. Jest. Wymarzony przeze mnie park, w którym chciałem odpocząć. Mina mi zrzedła, gdy na trzech znajdujących się najbliżej mnie ławkach, zobaczyłem bandę wyrostków z piwami i papierosami, których słownictwo po ocenzurowaniu zmieniłoby się w długi pisk, jakby nadawali alfabetem Morse’a. Szlag- pomyślałem. Nawet w parku człowiek nie może odpocząć. Zatrzymałem się na przystanku z metalową wiatą, który pamięta czasy Gierka. Pomyślałem, że gdyby tylko potrafiła rozmawiać, mielibyśmy wiele do opowiedzenia sobie. Wyciągnąłem zza kurtki gazetę i rozsiadłem się wygodnie na suchej ławce. W zasięgu wzroku nikogo nie było, a bandę wyrostków zostawiłem za plecami, osłoniętymi w tej chwili metalowymi ścianami przystankowej wiaty. Deszcz oblewał ulicę, a miejscami w nierównościach tworzył kałuże, przez które nie dało się przejść i przechodnie skakali, aby uniknąć zamoczenia nogawek. Wydało mi się to śmieszne nawet, bo przecież nikt ich chyba nie zmusił do opuszczania suchych, przytulnych domów. Taki właśnie mój problem, że tylko w sobie widzę jakiś cel, a reszta... to reszta – oni robią wszystko, bo muszą... Przyjechał autobus. Nikogo w środku nie było, więc kierowca włączył awaryjne i udał się do kiosku. Usłyszałem jakieś dziewczęce piski i lekki śmiech, który doszedł mnie od strony, z której przyszedłem. To były trzy dziewczyny, zupełnie młode. No, może miały po szesnaście lat. Jedna z nich zatrzymała się przy drzwiach autobusu i zawołała koleżanki, aby do następnego przystanku miały się udać komunikacją miejską, zamiast iść na piechotę. Chętnie się zgodziły i we trójkę weszły do wnętrza pojazdu. Kierowca zjawił się po chwili z gazetą w ręku, o tym samym tytule co moja. Na pierwszej stronie dostrzegłem napis „Cud w mieście”. Uśmiechnąłem się na widok tłustego druku i coś mnie ukuło w sercu. Nie - to nie z powodu mojego wieku. Szybko pochwyciłem moją gazetę i zerknąłem na pierwszą stronę. Napis, który widziałem u kierowcy nie znajdował się na niej. Wstałem i zbliżyłem się do drzwi a on uśmiechnął się jakby wiedział że wsiądę, chociaż nigdzie nie planowałem jechać. Ale zrobiłem to wbrew sobie i wszedłem na pierwszy stopień, potem drugi. Drzwi z sykiem zamknęły się za mną i podłoga lekko drgnęła, gdy autobus ruszył. Dziewczyny nadal były roześmiane i nawet na mnie nie spojrzały. Usiadłem tuż przy drzwiach, blisko kierowcy, aby móc dojrzeć gazetę. Jej okładka była jednak identyczna. Musiał mnie zmylić wzrok. Starość – nie radość. Następny przystanek. Nie wiem, co mnie tknęło, aby wejść do tego autobusu, a już na pewno nie mam pojęcia, dlaczego zechciałem nagle wysiąść. Wyszedłem pierwszymi drzwiami, a trzy dziewczyny opuściły pojazd wraz zemną. Kierowca ponownie uśmiechnął się. Polubiłem go, bo chyba jako jedyny, uśmiechnął się do mnie. Co z tego, że jechałem na gapę- ja zawsze oszukuję. Za potężnym dębem, znajdującym się na końcu parku, do którego podążałem zobaczyłem ponownie tę samą grupę wyrostków z piwami i papierosami. Oni natomiast, zerkali na trzy młode dziewczyny. Nie trwało to długo, bo natychmiast ruszyli na nimi. Nie wiedziałem, czy chcę iść do parku, czy może zobaczyć, gdzie idą dziewczyny, albo czy usiąść znów na przystanku i czytać gazetę. Usłyszałem nadjeżdżający samochód i spojrzałem w jego kierunku. Zatrzymał się tuż obok idących chodnikiem dziewczyn. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn, a kierowca otworzył bagażnik, gdzie prędko znalazła się jedna z trzech dziewczyn. Jej koleżanki zaczęły krzyczeć, wołać o pomoc, ale w ulewnym deszczu mało co było słychać. Ja widziałem tylko sylwetkę machającą rękoma i otwierającą buzię w wołaniu, które nie dochodziło moich uszu. Nawet nie ruszyłem się, gdy samochód odjechał. Dziewczyny podbiegły do mnie i zaczęły krzyczeć, abym wezwał policję, albo coś zrobił. Ja? Miałbym coś zrobić? Nawet się do nich nie odezwałem. Samochód na skrzyżowaniu zawrócił i jechał w naszym kierunku. Najwidoczniej kierowca pomylił trasę, lub szukał wcześniejszego wyjazdu z miasta. Wstałem. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale nagle czułem, że potrafię zatrzymać ten pojazd. I zrobiłem to. Podniesioną butelkę, stojącą koło śmietnika rzuciłem na drogę, wprost pod koła pędzącego samochodu. Przednia opona od strony kierowcy została przebita i stracił panowanie nad pojazdem, który z impetem uderzył w mur parku. Dwóch wyrostków wyskoczyło niemal że natychmiast, a ja po raz pierwszy w życiu postanowiłem zrobić dobry uczynek. Ruszyłem w ich kierunku. Jeden z porywaczy widział jak rzucałem butelkę i najwyraźniej nie spodobało mu się to, a mi z kolei - jak najbardziej. Byłem pewny siebie do momentu, kiedy jeden z nich wyciągnął pistolet, albo coś, co go przypominało. Mierzył we mnie przez chwilę i krzyczał do dziewczyn, aby uciekły gdzieś, bo źle skończą. Padł jeden strzał, potem drugi i trzeci. Celował we mnie. Trafił. Trzy kule dosięgły mojego ciała na wysokości brzucha. Nie poczułem bólu. Nic nie poczułem. Podszedłem do niego. Wystrzelił kolejne dwa razy. Trafił mnie w bark i gdzieś pod żebra. Widziałem jego zdziwione oczy i strach, który spowodował, że jego dłonie trzymające broń drgały jak w delirce. Kierowca i kompan tego z bronią, ponaglili go, aby wsiadł do auta. Nie bałem się ich. Zbliżyłem się do mojego zabójcy i odebrałem mu broń. Strzeliłem mu w nogę, i zaczął krzyczeć. Wymierzyłem w kierowcę i nakazałem otworzyć bagażnik. Ich kompan stał przed samochodem i wyglądał na przerażonego. Nic nie uczynił. Uchyliłem bagażnik i pomogłem dziewczynie wysiąść. Gdy zamknąłem klapę, ujrzałem jak obaj uciekają w kierunku parku. Poczułem się słabo i opadłem na ziemię. Dwie dziewczyny, koleżanki tej, którą porwano podbiegły do mnie. Zauważyłem też, jak wyrostki – którzy dotychczas tylko oglądali całą sytuację – zbliżają się do mnie. Porwana zaczęła dziękować mi, a wyrostki chcieli jakoś pomóc, lecz gdy ujrzeli krew ociekającą z mojego ubrania zatrzymali się. Może zrobiła to za nich bezradność, wobec moich ran. Ja o tym nie myślałem. Przed moimi oczami zapanowała ciemność.

Obudziłem się w szpitalu. Wszystko było mi obojętne i byłem pewien, że nadejdzie jutro- jak zawsze zresztą. Pojawił się lekarz, który napomniał coś o cudzie, jaki podobno mnie nawiedził. Stwierdził, że to niemożliwe, że przeżyłem tyle kul i burknął coś, że złego szlag nie trafia. Pewnie miał rację w tym co powiedział, bo znał mnie i to nie ze słuchu. Kiedyś, nie pamiętam kiedy, oszukałem go na receptach. Ale dzisiaj jego spojrzenie nie było wrogie, lecz pełne współczucia i jakby... szacunku. Później przyszła ta dziewczyna w towarzystwie rodziców. Jej matka trzymała w ręku gazetę, której nagłówek oznajmiał o jakimś cudzie w mieście. Niepewnie podeszła do łóżka i powiedziała, że piszą o mnie w gazecie. Podobno burmistrz miał nagrodzić mnie za to, że uratowałem jej córkę. Podziękowali mi, zostawili kwiaty na szafce oraz jakąś bombonierkę. Przeleżałem tak do wieczora w towarzystwie piszczącego regularnie urządzenia. Później przyszła pani Halina z kiosku – również z kwiatami. Coś tam zagadywała nieśmiało, ale zrozumiałem tylko tyle, że jest miło zaskoczona moją postawą. Gdy poszła, pojawił się lekarz. Spytałem go, czy będę żył, a on odpowiedział mi tylko, że na drugi cud nie mam co liczyć. Uśmiechnąłem się tylko i zamknąłem oczy. Rano poprosiłem o kartkę papieru i długopis. Nie lubię pisać, więc ująłem wszystko w bardzo krótkim zapisku: wszystek posiadany majątek opiewający na sumę trzystu tysięcy złotych przekazuję pani Halinie, pracującej w kiosku koło parku im. Mickiewicza.

Niech ona opowie temu lekarzowi, że jednak drugi cud się zdarzył. Dostałem swoją szansę i ją wykorzystałem. Szkoda tylko, że była jedyną w moim życiu. A może było ich więcej, tylko ja ich nie dostrzegałem...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

2
Witam. Przeczytałem. Moje spostrzeżenia:

1 " ....pośród ludzi tego kraju" Uciąć, wywalić bo ciut dziwnie brzmi.



2 " Stara baba dokładnie..." Staruszka dokładnie...- może tak?



3 " ...i lekki śmiech" lekki=przysłówek= chwast wyrwać chwasta!



4 "To były trzy dziewczyny, zupełnie młode " ja bym napisał nastolatki.



5 " ...i otwierającą buzię w wołaniu" hmmm...



6 "...piszczącego regularnie urządzenia" kardiograf, respirator, pulsometr?



7 nie można dostać kilku kulek a potem gaworzyć z lekarzem i gośćmi by w końcu umrzeć.



8 cztery czy pieć razy używasz słowa - wyrostek/stki



ogólenie na + Fajna historia. Lubię czytac o nadziei.



Pozdrawiam.

Dodane po 6 minutach:

Lekki to oczywiście przymiotnik. Zapędziłem się. Wszędzie widzę przysłówki ( nawet gdy ich nie ma) Przepraszam

3
1."Wczoraj coś było i wiedziałem, że jutro też coś będzie. "

Zupełnie mi to zdanie nie pasuje, niby jest poprawne , a jednak coś zgrzyta.

2."pośród ludzi tego kraju. "

Zgadzam się z przedmówcą .Te zdanie jest błędne, zamień na "wśród" będzie lepiej , a najlepiej zmień zadanie.

3."zmieniłoby się w długi pisk, jakby nadawali alfabetem Morse’a."

Alfabet Morse'a nie "piszczy" tylko "stuka" i dźwięk nigdy nie trwa długo.

4."Szlag- pomyślałem."

Chyba "Niech to szlag!" albo coś w tym stylu czy może to redukcja związku frazeologicznego?

5"Lekki śmiech"

Hm..........Takiego jeszcze nie słyszałam.

6."To były trzy dziewczyny, zupełnie młode"

To była woda, zupełnie mokra- zdanie podobnego typu, nie dość, że rzeczą prawie oczywistą jest ,że dziewczyny są z reguły młode to jeszcze te zdanie zupełnie nie brzmi dobrze, bo co znaczy "być zupełnie młodym" a co np "niezupełnie"?

7."Jej koleżanki zaczęły krzyczeć, wołać o pomoc, ale w ulewnym deszczu mało co było słychać.."

Skoro to koleżanki krzyczały to "mało kogo było słychać". I po drugie nie potrzebnie powtarzasz krzyczeć a potem wołać. Te dwa słowa to synonimy i drugie użycie nie wnosi nic nowego oprócz "o pomoc" .Lepiej po prostu wyrzucić "krzyczeć" i po sprawie.

8."Najwidoczniej kierowca pomylił trasę, lub szukał wcześniejszego wyjazdu z miasta"

Bezsensu, po co oni wracają?!Zupełnie tego nie rozumiem.

9."mur parku"

Dziwnie mi to brzmi, może w mur obok parku albo w mur okalający park

10."Dwóch wyrostków wyskoczyło niemal że natychmiast"

11."jeden z nich wyciągnął pistolet, albo coś, co go przypominało"

np. gumową kaczuszkę. Oni chyba stali dosyć blisko siebie, więc napewno rozpoznał by pistolet, ale powiedzmy ,że był stary, może słabo widział. Ale co może przypominać pistolet?!.

12."Mierzył we mnie przez chwilę i krzyczał do dziewczyn, aby uciekły gdzieś, bo źle skończą. Padł jeden strzał, potem drugi i trzeci. Celował we mnie."

Mierzył =celował. Za szybko się powtarzają.Nie widzę sensu drugiego zdania

13. "że złego szlag nie trafia." a nie że złego diabli nie biorą , bo frazeologizmu "złego szlag nie trafia" nie słyszałam. Nie zaprzeczam, że może istnieć. Ja takowego nie słyszałam.

14."wszystek posiadany majątek"

A po co ten archaizm?Może po prostu "cały majątek" albo "wszystkie pieniądze"?







Ogólnie opowidanie nie jest złe. Fabuła jest dosyć ciekawie napisana, ale w tekscie jest masa błędów, (nie wypisałam ich wszystkich ,tylko te moim zdaniem najbardziej rażące) zarówno gramatycznych, stylistycznych albo po prostu znaczeniowych, znalazłam też jeden ortograficzny, ale do tego się nie przyczepiam;)bo to nie istotne.Jeżeli dobrze pamiętam to całkiem długo już piszesz i naprawdę się zastanawiam skąd u ciebie tyle błędów? Może jest to już trochę "zakurzone" opowiadanie? A no i jeszcze jedna rzecz: zupełnie nie rozumiem "profesji" twojego bohatera. Kim on był? "Nałogowym oszukiwaczem"? Takim na dużą skalę czy takim np. pijaczkiem ,który oszukiwał za "drobne"? Poza tym rozumiem, że dodałeś ten fragment jego biografi by pokazać, że jest naprawdę złym człowiekiem, ale wcale nie trzeba oszukiwać, żeby być złym, jest masa innych rozwiązań, które nie obejmują oszukiwania ludzi ,przez kioskarkę az do lekarza:) Nie wiem czy przekazałam dokładnie o co mi chodzi z tym oszukiwaniem, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiesz:)[/quote]

Dodane po 3 minutach:

Zapomniałam napisać do punktu 10.

Coś tam jest o wyrostkach wyskakujących z samochodu . Znowu wyrostki! Co za zbieg okoliczności.

4
Dziękuję za poczytanie.



Narrację prowadzi cały czas stary człowiek. Jego słownictwo, i rozmyślania należą tylko i wyłącznie do niego, a jak wiadomo, nie każdy mówi cały czas poprawną polszczyzną. Jego "zupełnie młode dziewczyny" są zupełnie młode i tyle. Szlag, to zwyczajowe przekleństwo i nie zawsze towarzyszy temu "Niech to szlag"....



Co do wyrostków i kilku błędów wspomnianych wyżej to zgodzę się, że powinienem ich uniknąć, co tez uczynię i je po prostu wyeliminuję.


11."jeden z nich wyciągnął pistolet, albo coś, co go przypominało"

np. gumową kaczuszkę. Oni chyba stali dosyć blisko siebie, więc na pewno rozpoznał by pistolet, ale powiedzmy ,że był stary, może słabo widział. Ale co może przypominać pistolet?!.


Pistolet to z reguły broń palna, krótka o małym kalibrze i zasilana magazynkiem pudełkowym o ograniczonej liczbie amunicji ( do 22 sztuk ) strzelający ogniem pojedynczym, najczęściej samopowtarzalny.

Coś, co go przypomina, może być zwyczajną dziecięcą zabawką, użytą w celu zastraszenia ofiary (może być to również Wiatrówka- replika pistoletu)

Nie dowiesz się (uwierz mi na słowo, znam się na tym) czy to pistolet, czy tez nie, jak ktoś z tego nie wystrzeli.



Wiolo



O ile zmieniłbym błędy z tymi "wyrostkami", "murem parku" czu inne, wynikające z opisów, to zdecydowanie NIGDY nie zmienię dialogów. Człowiek ten mówi jak mówi, a czy źle czy dobrze, to już jego sprawa. Zauważ (posłuchaj) jak mówią ludzie w twoim otoczeniu, bez względu na warstwy społeczne- zobaczysz, jak to brzmi, oraz ile w tym poprawności językowej.



Jeszcze raz dziękuję za poczytanie i cieszy mnie to, że pomimo wymienionych błedów - podobało się :)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Wiolu a nie Wiolo:)

Nie zmieniaj, jeśli nie chcesz. Uwierz mi ja też się znam na języku i jego strukturze i dla mnie jest to po prostu nie poprawne. Ja bym pozmieniała.

Dodane po 4 minutach:

Jeśli chodzi o ten pistolet ,to nawet zabawka dziecięca przypomina pistolet, bo jest jego repliką. Nie przypomina ona nic innego. W tej sytuacji bardziej prawdopodobne było to ,że pistolet jest prawdziwy a nie jest zabawką. Nie zgadzam się ,że pistolet można dopiero rozpoznać jeśli wystrzeli. Ja się na tym nie znam (ale nie uważam ,żeby miało to jakieś znaczenie,bo tu chodzi o logikę) ,ale potrafie rozpoznać prawdziwą broń od zabawki z niewielkiej odległości.

6
Przeczytałam. Nie będę wytykać drobnych błędów, bo inni już to zrobili za mnie. Całość dosyc mi się podobała, ale miałam wrażenie jakiejś zbytniej skrótowości, nie mogłam się w pełni wczuć w psychikę bohatera. Rozumiem, że wydarzenia toczyły sie szybko, szczegolnie podczas akcji z porywaczami, i trzeba było jakos oddać tę dynamikę, ale przecież on to opowiada z perspektywy czasu, więc chyba można by sobie pozwolić na większe skupienie się na detalu, a szczególnie na odczuciach bohatera. Moim zdaniem wszelkie mozliwe do wymyślenia historie zostały już opowiedziane tyle razy, że CO przestaje być interesujące i całe zainteresowanie przenosi się na JAK.
[img]http://server.jassmedia.net/tutona/baner7s.png[/img]

7
Opowiadanie samo w sobie mi sie podoba, tylko te nieskladne zdania troche draznia... ;) I ta jego akcja, po tym jak dostal 5 kulek - troche przesadzone... ja wiem, ze to byl cud, ale mimo wszystko... :P
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...

8
ok, to ja się nie będę czepiać błędów (chociaż parę ich było)



Mam jeden problem, z tego co zrozumiałam ten człowiek umarł, prawda? Prowadzisz narrację pierwszoosobową, ale dlaczego w czasie przeszłym? Nie wiem, on to mówi z nieba? :D

A może ja czegoś nie rozumiem.



I jest to jedyne moje zastrzeżenie do tego tekstu (no, może oprócz końcówki)



P.S. tak, na marginesie, Wiola, nie rozpoznasz prawdziwego pistoletu od wiatrówki, czy innej repliki, zapewniam cię - ponieważ nie jedną miałam w ręku i z nie jednej strzelałam (no, chyba, że mówimy o kolorowych pistolecikach na wodę, czy zestawach dla dzieci, do zabawy w policjantów i złodziei)



P.P.S. Martinius, nie daj się, nie zmieniaj dialogów. Ponieważ piszesz w pierwszej osobie, przytaczach myśli, a myśli zazwyczaj nie są poprawne stylistycznie. 8)

pozdroowki
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

9
odpowiedz do ps1. Ta wątpliwość została już wyjaśniona ,jak widzę nie zauważyłaś tego ,że już dalej nic o tym nie pisałam ,także obwieszczam wszem i wobec ,że przyznaję się do błędu ,jakby jeszcze ktokolwiek chciał się do mnie przyczepić.

odpowiedz do ps2. Ja nie namawiam nikogo do zmiany dialogów ,bo tu nie chodzi o zmiane dialogów (już wcześniej miałam napisac ,że niby gdzie znaleźliście taką sugestie? ,ale zrezygnowałam, teraz widze ,że trzeba to wyjaśnić) tylko o poprawność. Tekst moim zdaniem nawet jeśli jest stylizowany musi być stylistycznie dobrze napisany ,że można było go rozszyfrować. Jeśli zamierzona stylistyka jest błędna, czytelnik powinnien wychwycić ,że jest to świadome działanie autora. Ja tego nie wychwyciłam.





ps1. od autorskie .Lan prosze o przytoczenie fragmentu mojej wypowiedzi w której proszę o zmianę dialogów.

ps2. od autorskie. Nie wiem czy tylko ja zauważyłam coraz bardziej rosnące na tym forum grupy wzajemnej pomocy?akceptacji?( nie wiem jak to nazwać). Zaraz pewnie dostanę tysiące odpowiedzi o tym, że tak nie jest, ale mam cichą nadzieję ,że nie tylko ja to zauważyłam. Bo na takim forum nie chodzi o to ,żeby się przyjaźnić ( nie zaprzeczam ,że taki powód też jest dobry) ,ale głównie o to ,żeby sprawiedliwie, obiektywnie oceniać czyjeś dzieła. A o gustach się nie dyskutuje i nie widzę żadnego powodu ,żeby podważać moją opinię o dziele tylko dlatego ,że kogoś skrytykowałam.

Pozdrawiam w oczekiwaniu na niepochlebne odpowiedzi:)

10
Ja tam Wiolu marudzic nie bede, powiem na odwrot - mi sie nie podoba - zeby nie bylo, ze jestem z Martiniusem w jednym kolku ;)



PS: przyjaznic sie mozna - tylko czy na sile musimy mowic, ze cos nam nie pasuje kiedy wszystko pasuje? :) Dajmy juz temu spokoj - Lan po prostu wyrazila swoje zdanie :)



PS2: jezeli by mi cos nie pasowalo - obojetne czy u Zelka, Janka, Ciumka czy Martiniusa - powiedzialabym to i wytknelabym mu blad. Niestety, nie mam czasu zeby wszystko czytac :) A kiedy widze te najbardziej niepoprawne teksty - wtedy czytam (zazwyczaj fragment) i pokazuje co jest nie tak. U M., ktory wydaje ksiazke i pisze w miare poprawnie nie musze tego robic. Powiem jeszcze inaczej - te niepoprawne teksty czytam i poprawiam dla przyjemnosci (moze sie dowartosciowuje? ;) ).



Pozdrawiam Wiolu :)

11
Nie chce zaśmiecać wątku postami nie na temat ,więc napiszę tylko tyle ,że ja też wszystkich pozdrawiam ,a z tymi z którymi "dyskutowałam" już się dogadałam:)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”