Kompania [przygodowe]

1
Gdzieniegdzie ktoś może przekląć.

***


WWW…A było to któregoś dnia, roku dawnego, bo cztery tysiące dwieście pięćdziesiątego piątego, w trzy niedziele po tym, jak osadę na północ w górach spalono i infamię na pułkownika mego bezbożnie nałożono ( co się później wyjaśniło i w imię prawdy na korzyść mego pana obróciło). Rychtyk żem w zajeździe na gościńcu pantarejskim od południa bawił, z drogi wróciwszy w towarzystwie cnej naszej kompanii. Jakżem powiedział, zdrożeni żeśmy tam stanęli, gorzałki wypili, dziewek z chałup krasnych nałapali. Mowa też wielka nastała gdy to brać moja głośno chwalić poczęła Broeggela, kompaniona naszego, co w podróży wyzwan został na pojedynek przez sławnego w tamtych stronach wojownika i go w ciężkim boju położył, ran się imając wszelkich. Tak to radość nasza i zabawa rosła, aż żem się nie dopatrzył ciemnicy za oknami - lecz to dziewkom strasznie nie było, bo i chętniejsze się stały...
WWWNagle! Jak nie huknie za drzwiami potężnie, jak nie wstrząśnie! Kielichy jak grad z rąk na ziemię pospadały, tumult się podniósł w karczmie i na placu. ,,Co jest?" - pytam tych co w oknach stali, a oni gały wlepiając na zewnątrz coś bajdać poczęli diabelską mową, bo już gorzałę mieli w żyłach miast juchy. Złapał więc pułkownik nasz buławę (sławną wielce, moi panowie, w naszych stronach, bo to wielu łebkom już skorupkę roztłukła), groźną powziął minę i zakrzyknął do kompanionów swoich, by mordy pozamykali a i po bożemu je w horyłce utopili, coby tylko cicho było. Tak też się stało i każdy albo język za zęby schował, albo go w misę wsadził. Na placu też się jakoby ciszej zrobiło, nie wiedzieć czemu.
WWWPatrzymy wszyscy - nagle się drzwi otwierają, a wraz z drzwiami każdemu gęba. Broeggelowi dziewka nawet z kolan na klepisko strzeliła i jęknęła tylko, ale nikt na to spojrzeć nie raczył, we wrota wpatrzony jak w cycki królowej naszej (chwała jej i życie szczęśliwe), co to odmalowane na obrazie w mieścieśmy przejazdem widzieli. Dmuchnęła skrzytwa po przybytku nikiej z gęby diabła pfu, tfu, a we dźwierzach trzech jegomościów stanęło. Rzekł mi tedy kompan mój (nie wiem który teraz drodzy panowie, memoria nie ta sama) - ,,Bez pochyby diabły to jakie, patrzaj na te mordy!" I wtedym się przeląkł, do kaduka, jak tu stoję. Rzekłbyś że w smole umazani, bo czarni nikiej pułkownika naszego karosz zdobyczny. Każdy wielki jak pod ten sufit, co nad łbami waszymi stoi, sielni jak niedźwiedzie, a mordy jak u małpy krzywe. Oczami każdy błyskał od jednego do drugiego, pewnikiem karczmarza szukając. Rzekł wtedy ten na czele stojący i dziwowali się wszyscy, bo naszą mową mówił, jeno z przysadami - ,,gdzie karczmarz". Ten się za żołdakami schował ale go wypatrzyli i pokazali nosami na horyłkę, co na półkach stała, to im dał lękliwie i odskoczył zaraz. O obleczeniu dziwaków tych już wam mówię, panowie - bo to jakieś prześcieradła były kolorowe, a nie odzienie zwykłe. Żółte, niebieskie, udatne wielce; na łbach kołpaczki, pewnikiem na targu kupione w mieście. Mięsiwo wypatrzyli to im bez słowa dano. I potem jeszcze gorzałki stuknęli nieco. Kupce jakie, albo co? Wzrok swój wytężyłem, bo wiedziałem że się najważniejsze mym oczom nie ulęże. O nogę się każdemu mieczyk tłukł nieobnażony, w misternych poszewkach. Dziwne to było tylko, krzywe, więc żem szutrchnął Wertuna, bo się jak nikt na żelazie pośród nas znał. Rzekł nam wtedy że to egzotyczne są mieczyki co cięcie mają okrutne i w dalekich stronach są cenione, a zwą się katany. Wtedy żeśmy śmiechem huknęli (co nie uszło uwadze trzem pielgrzymom), patrząc na te cuda. Broeggel rzecze wtedy: ,,Nożem takim to najwyżej chleb na pajdy kroić, mości panowie. Znam ja to cudactwo. Gdy to wuj mój - nieboszczyk już, niechaj śpi w pokoju - na wojenkę szedł ze swoimi wojakami to i zdobyte od psubratów maści różnej ekwipia przywoził (a wraz z nimi zwycięstwo wielkie). A były tam waszmościowie i kirysy, i tarcze, i konie z rzędami, bogactwo wielkie! Szepnąć jeszcze mogę, że wuj mój, wojownik okrutny sam przeciw sześciu stawać był gotów i wszystkich położył. Tfu! Sześciu rzekłem? Tuzin ich było, klnę się! Ale o czym ja to... Przywiózł też i takie nożyki dziwne, co je tu panowie widzicie. Pomyśleć można, że broń to zacna, ale czcze to tylko gadanie. Śmiał się wuj, że najwięksi jego kompani się tymi rózgami po plecach drapali. Wieręśmy potem próbowali i na jednej to konkluzji stanęło - ozwaliśmy te miecze kutasikami i tu panowie trzy macie tego stanu dowody!"
WWWHuknęło znów w karczmie śmiechem, aż się dach prawie na łby nam obsunął. Żartów się wtedy zaczęła arena, a każdy prześcignąć się próbował w trafniejszym gości ośmieszeniu. Tamci twardo na stołkach siedzieli jako przyklejeni, a nasi uciesznie debatowali nad tem, że - o ile dobrze mi pamięć podpowiada - mordy to oni mają gorsze jak u świni, że to kiepy są nie wojowniki, że chuje, że z kurwy syny, że najgorsze diabła dupowłazy pfu, tfu. Dziwowali my się wielce, bo żaden powieką nie drgnął, rzekłbyś - nikiej posągi twardsze niż ze spiżu.
WWWĆwierkać tedy zaczął ktoś z tamtejszych zawadiaków, nasiąknięty horyłką od pięt po włosy. Z misą podszedł do podróżnych, mordę rozdziawił i tak im przed nosami świergotał, tańcując: ,,Patrzajcie, cni panowie na te z cyrku kutergęby; co to są za matek jebcy, co to są za pajace! I co się dziwujesz, eunuszku, posmakować chcesz szabelki?" – Za miecz tedy chwycił i dalej krzyczał. - ,,Cowyście, tak mordy napchali że ni be, ni me? Ja wam zaraz pomogę! Zobaczycie, jak zęby od tyłu wyglądają, psubraty!" Zamachnął się wtedy jako oszczepnik i siłą całą, jaką miał w ręce, chlasnął przez mordę jednego z pielgrzymów misą z horyłką. Wystrzelili wszyscy trzej ze stołków jako z balisty, połapali za miecze; myśmy też swoje ostrza pościskali, jedni buzdygany, inni kusze naciągać jęli, z tyłu hołota ryknęła - ,,Kupą, panowie. Kupą!”
WWWZaraz żeśmy się żądlić poczęli, strzelało, błyskało, a kominek grał nam ogniem jak orkiestra na królewskim balu. Cięły zawzięcie cudaki, kłaść zaczęły pacholików. Pierwej najmniejszy padł z cudaków - toporem go przez pierś przeorano. Jam wiele nie widział, z największym tańcując, ale mnie na zewnątrz okręgu wyciągnięto, bo to każdy chciał się wsławić pośród wojów, że dziada cudacznego posiekł. Burda nastała wielka; tego, co ją wywołał sztychem w wątpia nagrodzono, by je z ziemi zeskrobywał. Zaraz jednak kompania nasza pachołków odciągnęła, a bardziej zadziornych po bożemu poskromiła... Pułkownik nawet trzech musiał buławką swoją po mordach przejechać, coby mu przejście zrobili - a rozgorzał wtedy jak pochodnia, ślepia świeciły mu jak u diabła, jakem żyw, nie widziałem takiego furiata. Dopadli my dwóch pozostałych. Siekli dobrze, lecz rana żadnego z naszych nie utrafiła, jeno się Broeggel na klepisko wygrzmocił bo się w kiszki trupa jakiegoś poplątał. Padł tedy drugi od cięcia tego oto mieczyka, patrzajcie panowie, a za chwilę trzeci; spór był kto go poskromił, bo tęgi był jako demon i go dziesięcioma pchnięciami dopiero na ziemi rozłożyli. Wyszło jednak ostatecznie, że zwycięstwo to wspólne i że każden mówić może potem, że chama położył.
WWWDobraśmy uczciwie rozdzielili; karczmarzowi za ubytki wszelakie dostało się z diabłów kieszeni, wziął też arendarz obleczenie w jakie byli dziwacy zakutani, a i o pierścień na palcu największego z nich się wykłócać jął, ale go zaraz pułkownik uciszył i buławą przed nosem zaświecił. Tak więc błyskotki wszelkie trafiły na podział, takoż i nożyki, któreśmy potem sprzedali i horyłki nakupili. Smrodem zachodziło powoli w zajeździe i wszędzie jucha kapała, pobraliśmy więc jeszcze gorzałki, zebrali swe ruchomości, arendarzowi zdrowia pożyczyli i od boga życzliwości. Tako nastała noc, którąśmy z dziewkami w chałupie czyjejś spędzili, jak trzeba... O poranku, jako koguty piać poczęły, zdobycznym dobrem konieśmy bękartów czarnych objuczyli i za pułkownikiem naszym ruszyli do Pantarei, coby tam z bożą pomocą szczęścia szukać... Alem się zasapał od tego gadania, drodzy panowie! Nalejcież no jeszcze, zdrowie arendarza wypijem!

2
Rewelacja!

"Wyszło jednak ostatecznie, że zwycięstwo to wspólne i że każden mówić może potem, że chama położył." - tu się poplułem ze śmiechu.

Bardzo dobrze skopiowany (sparodiowany?) styl staropolsko-hultajski.

I jakoś tak odnoszę wrażenie, że mimo sztafażu średniowiecznego, straszne ten tekst jest współczesny...
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

3
Nie wiem czy stylizacja językowa dobra, ale jak na mój gust, wszystko ok. :)

Poza tym - ciekawe, ciekawe, ciekawe! Choć, po prawdzie, spodziewałem się jakiegoś zaskoczenia na końcu, a tu bam! (jak to napisał maciejslu - współcześnie, wielu na niewielu). Tak więc: pomysł, hm, bez rewelacji, ale reszta? wykonanie, poprowadzenie akcji, wzbudzenie ciekawości czytelnika - oj tak, tak, dobre! No i nie doszukałem się, a właściwie nie zauważyłem jakiś uszczerbków czysto technicznych, które by zakłóciły płynność czytania.

Ogólnie duży plus :)

Choć na dłuższą metę tego typu stylizacji językowej nie lubię, ale takie krótkie formy jak najbardziej!

Pozdrrr!
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

4
Nie wiem czy stylizacja językowa dobra, ale jak na mój gust, wszystko ok.
Nie jestem specjalistą, nie dopracowywałem zbytnio tego stylu, także mogą się zdarzyć dajmy na to pomyłki w słownictwie.
Poza tym - ciekawe, ciekawe, ciekawe! Choć, po prawdzie, spodziewałem się jakiegoś zaskoczenia na końcu, a tu bam! (jak to napisał maciejslu - współcześnie, wielu na niewielu). Tak więc: pomysł, hm, bez rewelacji,
Przyznaję się bez bicia, że fabuła nie miała żadnego znaczenia w tym opowiadaniu. Pisałem to głownie z myślą o wyeksponowaniu języka i samego klimatu. :)

Dziękuję za dotychczasowe wypowiedzi i również pozdrawiam. :)

5
na pułkownika mego
na korzyść mego pana obróciło
Jako dowódca wojskowy pułkownik nie był jego panem.
Powtórzenie
dziewek z chałup krasnych nałapali
Wychodzi na to, że łapali dziewki z ładnych domów, a powinno, że ładne dziewki z domów.
sielni jak niedźwiedzie
Tego czy są silni czy nie nie da się oszacować patrząc tylko na posturę. Może rośli jak niedźwiedzie.
naszą mową mówił, jeno z przysadami - ,,gdzie karczmarz"
Dużo przerw to on raczej nie zdążył zrobić wypowiadając dwa słowa- chyba że język mają trudny.
a zwą się katany
Dziwne to było tylko, krzywe
Katany nie są prawie w ogóle wykrzywione. Sejmitary to tak, ale nie katany.

No i chyba tyle wyłapałem, ale muszę przyznać, że czytało się całkiem przyjemnie, choć zdarzają się ci powtórzenia(np pułkownik i buława)Pisz, pisz to sobie popiszesz i może się popiszesz, że napisałeś.

6
dziewek z chałup krasnych nałapali
Wychodzi na to, że łapali dziewki z ładnych domów, a powinno, że ładne dziewki z domów.


Miała to być inwersja składniowa, ale chyba nie wyszło.
sielni jak niedźwiedzie
Tego czy są silni czy nie nie da się oszacować patrząc tylko na posturę. Może rośli jak niedźwiedzie.
Napisane jest sielni, nie silni. Określenie sielny jest synonimem czegoś wielkiego, ogromnego.
Naszą mową mówił, jeno z przysadami - ,,gdzie karczmarz"
Dużo przerw to on raczej nie zdążył zrobić wypowiadając dwa słowa- chyba że język mają trudny.
'Przysadami' nazywamy zaś błędy podczas wypowiedzi oralnej. ;)

Twoja odpowiedź zwróciła mą uwagę na jedną istotną kwestię - opowiadania pisane takim stylem muszą być opatrzone stosownymi przypisami..

Dziękuję za uwagi.

7
tizgane pisze:Dziwne to było tylko, krzywe, więc żem szutrchnął Wertuna, bo się jak nikt na żelazie pośród nas znał. Rzekł nam wtedy że to egzotyczne są mieczyki co cięcie mają okrutne i w dalekich stronach są cenione, a zwą się katany.
Opis (ani gości, ani broni) nijak się ma do katan. Oczywiście wiem, że niby mogli wypalić pierwszą se znaną nazwę (skąd by mieli znać? nevermind), ale i tak mi to jakoś nie gra.

Nie znam się specjalnie na stylizacjach - nieznane staropolskie słówka sobie "dopasowuję" i już :P Tekst trzymał się cały czas jednej konkretnej koncepcji i pod tym względem był spójny, wyrównany - to plus.
Mam wrażenie natomiast, że szło odczuć brak pewności w posługiwaniu się takim językiem i pewnego rodzaju sztywność. Odczucie wynika pewnie stąd, że swego czasu miałam w liceum do napisania właśnie tekst "stylem Paska". Prace były potem odczytywane na forum klasowym. I w gruncie rzeczy pod względem inwersji, użycia słów itp. były bardzo podobne do Twojego tworu. Może stąd oczekiwanie czegoś więcej od tekstu literackiego w tym stylu? ;)

Czytało się nieźle, chociaż pewnie dłuższej formy takiej bym nie uciągnęła, chyba że fabuła by mnie wciągnęła. Tutaj o fabule nie ma co mówić - zresztą sam o tym wspomniałeś.
Jako wprawka ok. Szkoda, że nie było jakiejś ciekawej historii.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

8
Fabuła wątła, ale opowiadanie jako próba stylizacji językowej – bardzo udane. Mnie wprawdzie trochę irytuje przerzucanie orzeczenia na koniec zdania, co chyba powszechnie uważane jest za wyróżnik języka „staropolskiego” czy „barokowego” (niezupełnie słusznie zresztą – owszem, taki szyk był stosowany w literaturze barokowej, ale ma też posmak germanizmów - w niemieckim zdania podrzędne w tzw. szyku końcowym do dziś są regułą), lecz Ty na szczęście nie ograniczyłeś się do tej formy archaizacji.

Znalazłoby się parę potknięć:
tizgane pisze:go w ciężkim boju położył, ran się imając wszelkich
Imać się = brać się za coś. Kompanion mógł się imać wszelkich zajęć, ale na pewno nie ran.
tizgane pisze:aż żem się nie dopatrzył ciemnicy
Aż żem się dopatrzył.
tizgane pisze:by mordy pozamykali a i po bożemu je w horyłce utopili, coby tylko cicho było
No, chyba jednak zanurzyli. Różnie drzewiej bywało, ale mordę utopić w gorzałce nawet wonczas byłoby trudno.
tizgane pisze:teraz drodzy panowie, memoria nie ta sama
Raczej: mości panowie. Można też: waszmościowie, lecz prędzej w zwrotach: z waszmościami, zapewniam waszmościów, itp. Obie te formy zresztą stosujesz i mam wrażenie, że to wystarczy.
tizgane pisze: żaden powieką nie drgnął
Chyba jednak: nie mrugnął. Albo żadnemu powieka nie drgnęła.
tizgane pisze:WWWĆwierkać tedy zaczął ktoś z tamtejszych zawadiaków, nasiąknięty horyłką od pięt po włosy. Z misą podszedł do podróżnych, mordę rozdziawił i tak im przed nosami świergotał,
Trochę mi to ćwierkanie i świergotanie tu nie pasują. Świergotać mogą sobie dziewczyny, a nie takie draby w karczmie.
tizgane pisze:co się dziwujesz, eunuszku, posmakować chcesz szabelki
Eunuch to rzezaniec. W wołaczu byłoby rzezańcze. Jeśli chcesz zdrobnienia, pewnie byłby to rzezańczyk, czyli w wołaczu – rzezańczyku. Ale to tak na moje wyczucie, gdyż z formą zdrobniałą nigdy się nie zetknęłam.
tizgane pisze:Cowyście, tak mordy napchali
Za często się te mordy powtarzają. Wymień niektóre na gęby albo nawet lica.
tizgane pisze:jedni buzdygany, inni kusze naciągać jęli
To brzmi tak, jakby jedni zaczęli naciągać buzdygany, a inni kusze. Może raczej: jedni za buzdygany, a drudzy za kusze się jęli.
tizgane pisze:chlasnął przez mordę jednego z pielgrzymów misą z horyłką
O ile dobrze pamiętam, chlasnąć znaczyło niegdyś nie uderzyć, ale ciąć. Dlatego można było chlastać nożem, szablą czy nawet batogiem. Misą raczej byłoby trudno. Teraz znaczenie tego czasownika jest o wiele szersze, więc błędu nie ma, lecz mi jednak trochę nie pasuje.
tizgane pisze:lecz rana żadnego z naszych nie utrafiła
Żadnemu z naszych się nie przytrafiła
tizgane pisze:zwycięstwo to wspólne i że każden mówić może potem, że chama położył.
Położyć chama to żaden powód do chwały, gdyż cham to wieśniak (chłop) albo mieszczanin, a takich można było batogiem potraktować, a nie walczyć z nimi jak równy z równym. Zastąp chama choćby cudakiem, albo wymyśl jakieś inne okreslenie.
tizgane pisze:WWWDobraśmy uczciwie rozdzielili
tizgane pisze:konieśmy bękartów czarnych objuczyli
Bardzo mi się podobają te końcówki od czasownika doczepione do rzeczowników. Nadal zresztą są to formy poprawne, chociaż coraz rzadziej używane, głównie w języku mówionym. Ale mają swój wdzięk.

Jako ćwiczenie stylistyczne podobało mi się, chociaż przy dłuższych formach pewnie trzeba byłoby tę archaizację nieco rozgęścić, żeby nie wystawiać na próbę cierpliwości czytelnika.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”