Szczur

1
Rozrzuć ramiona, podnieś dłonie, weź haust powietrza! Pocałuj Księżyc, pokłoń się dla Słońca i padnij na kolana prosto w błoto po same uda. Majestat śmierci puchnie i rozpada się gdy zetrze się z orgią zagłady. Zniszczenie symbolu jest warte więcej niż sam symbol więc módl się teraz do dział, do karabinów maszynowych i stalowego gradu.

Może chciałbyś zginąć? Z pewnością, tchórzu. Czy obrażam cię? Jeśli tak to wiedz, że nie możesz być teraz jasnym wojownikiem-bohaterem. Tchórzostwo stało się heroizmem.

Nie walczysz już o nic. Poświęcasz wszystko w imię niczego a gdy wszystko nie starcza umierasz a z tobą bracia broni, całymi tysiącami. Ale próżnia jest nienasycona. Gdy nie ma celu, wszystkie wartości stają się niczym. Nic dlaczego warto by umrzeć oznacza tyle, że życie stało się trofeum a nie środkiem do jego osiągnięcia.

Dla mnie jesteś bohaterem - twój strach i determinacja staną się legendą. Jesteś silny, ale nie przystosowany. Jest więcej takich jak ty i uważam, że wszyscy powinni dostać szansę by bronić jak najlepiej tego co jest dla nich najcenniejsze.

***

-Żyje, choć powinien umrzeć.

Chirurg pochylił się nad raną postrzałową brzucha. Pocisk przebił się na wylot zwalniając jedynie odrobinę. Całe ciało wyglądało jak gdyby uderzono w nie kilka razy młotem ale mimo to zakażenie się nie wdało a doktor powoli nawracał się na wiarę w Boga miłosiernego. Bardzo powoli.

Być może cuda nawracają szybko ale rodzą też pytania - dlaczego niektórzy żyją podczas gdy inni muszą umrzeć? Dlaczego cuda zdarzają się tylko czasami? Gdzie jest miłosierny Bóg gdy ludzie strzelają do siebie i umierają padając na ziemię niczyją na wszystkich frontach Wielkiej Wojny?

Doktor wiedział, że po obu stronach w okopach żołnierze giną, drżą ze strachu przed następnym pociskiem artyleryjskim a w ich rany wdają się zakażenia. Wiedza ta była balastem dla wszystkich cudów jakie mógłby zobaczyć. Jeśli nawet Bóg istnieje to nie ma żadnego powodu by się do niego modlić, kochać go, szanować. Boga można się za to bać, jako siły której nie można zrozumieć - ale strach którego nie można skupić na jednym obiekcie z czasem wyniszcza duszę i ciało. Bóg to okrucieństwo.

Cuda takie jak ten należy traktować nie jak akt litości ale jak odbezpieczony granat - z wielką dozą ostrożności.

-Należy go obserwować. Monitorować dzień i noc.

Pielęgniarka miała jasne włosy i zielonkawe oczy. W odpowiedzi skinęła jedynie głową.

***

Jądro zbudowane z czystego gniewu i mocy, otoczone i skoncentrowane jedynie cienkim płaszczem racjonalności, pozwalającym na porozumiewanie się z niższymi, stworzonymi z gliny istotami.

Nie potrafił tego inaczej opisać, nie miał nawet dość siły by spróbować mimo, że pamiętał wyraźnie -"jest silny, choć nie przystosowany". Zabrakło mu odwagi by powiedzieć słowo sprzeciwu, zaakceptował więc wszystko z miejsca jako własną opinię i własną wolę.

Długo nie zdawał sobie sprawy, z tego, że jego oczy wciąż są zamknięte - nawet wtedy gdy wiedział już, że wciąż ma jeszcze oczy. Własne ciało zdawało się mu obce, własnych myśli nie potrafił odróżnić od cudzych, ale teraz chciał walczyć o cokolwiek i z kimkolwiek. Chciał zmian a chęć ta była dostateczną motywacją by otworzyć oczy.

Świat był jaskrawy, jasny, biały, rozmyty i oślepiał swoją intensywnością. Z początku nie widział nic ale z każdym uderzeniem serca dostrzegał coraz więcej szczegółów: czystość pościeli, kilka półek z leżącymi szpargałami których nazwać nie potrafił, wysoka lub może tylko smukła kobieta w bieli, piękna niczym anioł - obserwowała go z uwagą i troską.

-Jak się pan czuje?

Nie mógł odpowiedzieć bo zabrakło mu słów. Wszystkie słowa są bezużyteczne, gdy nie można znaleźć tych kilku pasujących do sytuacji.

-Czuję się bezradny.

W końcu wyszeptał z trudem przez suche jak popiół usta. Wysiłek który musiał włożyć w proste dźwięki był wielki niczym głaz, a sama myśl, że udało mu się złożyć jedno, krótkie zdanie napełniło go dumą większą niż mógł wyobrazić sobie kiedykolwiek wcześniej. Uśmiechnął się a śliczna pielęgniarka odwzajemniła uśmiech.

Perła, śnieg, cichy szelest. Łagodne skojarzenia przeszły przez jego umysł.

-Bezradny jak dziecko.

Już nie pamiętał o wojnie, nie pamiętał o tym, że był ranny, że spotkało go coś czego nie rozumiał. Nie chciał o tym pamiętać - zapomnieć o przeszłości, wyłączyć myśl o przyszłości - o to jedyna ambicja.

***

Bandaże były zawsze czyste - często zmieniane na świeże. Rany pod nimi stawały się powoli jedynie bliznami, kolejnymi wojennymi pamiątkami dowodzącymi... Sam nie wiedział czego.

Siły powracały ociężale, niepewne czy warto na nowo wstępować w cudem uleczone ciało. Długo nie mógł się podnieść a nawet gdy już był w stanie wstać nie robił tego - wiązało się to ze zbyt dużym wysiłkiem i prowadziło jedynie do szybszego powrotu na front. Bał się a strach nie pozwalał mu chłonąć bezpiecznej, szpitalnej atmosfery tak jakby tego chciał. Otarł się o śmierć ale śmierć, mógł to przysiąść, wcale nie zamierzała go porzucić.

Jasnowłosa pielęgniarka zwracała się do niego zawsze uprzejmie, z dystansem ale nigdy z chłodem. Stała się dla niego definicją opiekuńczości i odpowiedzialności. Była młoda ale myślał o niej jak o matce trójki dzieci i żonie poważnego, zamożnego mężczyzny. Zamożni mężczyźni zawsze dostają to co najlepsze.

Nie miał odwagi by spytać a zamiast tego powoli pogrążał się we własnych wyobrażeniach. Krok po kroku budował w umyśle świat na swój tylko użytek. To rozwiązanie lepsze niż prosta akceptacja szaleństwa wokół.

Początkowo nikt nie sądził, że wojna może potrwać tak długo - dopiero zima zmusiła do wyrycia w ziemi sieci okopów a huk dział sprawił, że nie było innego sposobu by przetrwać niż skryć się w prowizorycznych fortyfikacjach tak jak szczur kryje się w swojej norze. Mokli, marzli a gdy przyszedł rozkaz ruszali z obowiązkową, mundurową odwagą na pozycje wroga. Czasami odpierali też podobny atak drugiej strony; śmieszne ludziki padały jak łany zboża od kosy gdy terkotał karabin maszynowy. Nikt nic nie osiągnął, nikt nic nie mógł osiągnąć, nikt nie zamierzał się poddać a w rezultacie wszyscy tu zginą.

W szpitalu leżało wielu weteranów, część z nich straciła nogi, niektórzy ręce. Każdy z nich był okaleczony w jakiś sposób, jeśli nie na ciele to na duchu. Nie potrafił z nimi rozmawiać - czuł winę z tego tylko powodu, że nie poświęcił niczego równie cennego.

Mimo to nie widział rezultatów poświęceń.

***

Pamiętał doskonale każdy dzień spędzony w szpitalu - było ich czternaście. Po dwóch tygodniach wrócił; na froncie wciąż brakowało żołnierzy, urlopy i przepustki nie wchodziły więc w rachubę.

Wszystko zdawało się takie samo jak dawniej ale w ruchach i oczach żołnierzy widział strach nawet silniejszy i nieco innego rodzaju - mieszanka lęku i wstrętu jak zaraza szerząca się cicho od mężczyzny do mężczyzny. Był tu teraz obcy, nie miał odwagi zadawać pytań, mógł jedynie obserwować patrząc i słuchając.

Szczury. Były wszędzie ale dawały o sobie znać dopiero po zmroku. Widział ledwo widoczne zarysy sylwetek z długimi ogonami, słyszał piski gdy któryś z żołnierzy pokonał apatię na tyle by spróbować zabić któregoś kolbą karabinu. Nie było to proste; mimo, że spasione na ludzkich zwłokach wciąż były dość szybkie by zareagować w porę. Nie bały się niczego - były tu dominującym gatunkiem mogącym patrzeć z wyższością na uzbrojone małpy nie radzące sobie z wilgocią, gazem bojowym ani ostrzałem artyleryjskim.

***

Tej nocy śnił. Nie wpatrywał się już w bezkresną, aksamitną pustkę - jego sen był żywy, intensywny, w jego własnym odczuciu bardziej realny od tego co zwykł uważać za rzeczywistość.

Księżyc świecił jaśniej niż słońce - ziemia tonęła w blasku przypominającym ukłucie igłą, tysiącem igieł spadających z nieba jak krople deszczu w trakcie burzy. Blask księżyca mógł zabić, zwłaszcza istotę nieostrożną lub tylko głupią. Nie był nieostrożny ani głupi i nie miał zamiaru ginąć więc przemykał pasmami smolistego cienia. Instynkt połączył się ze zmysłami bez pośrednictwa świadomości, w głębi czuł, że wszystko jest na swoim miejscu - ufał pierwotnym siłom i pierwotnej mądrości, fizycznie nie zdolny do zwątpienia. Maszyna, zwierze, duch, automat - idealna konstrukcja a może tylko punkt przesuwany przez odgórny nakaz?

Był głodny i to głód kazał mu pędzić do przodu, nie zatrzymywać się, nie odczuwać zmęczenia. Mógł zjeść i strawić wszystko. Nie bał się niczego, pragną wszystkiego.

Obudził się i czuł się doskonale mimo, że serce w jego piersi biło jak szalone.

***

Wiosna była deszczowa i kapryśna. Całymi dniami potrafiło siąpić także sami nie byli już pewni czy nie jest to przypadkiem bardzo wczesna jesień, pojawiająca się podstępem zaraz po zimie, lub też, co również jest prawdopodobne, tych kilka długo oczekiwanych ciepłych miesięcy zginęło w brzuchu jakiejś wielkiej bestii pożerającej czas.

Małe żywiły się sekundami, podczas gdy formy dorosłe połykały jednym kęsem tydzień. To było możliwe, wszyscy byli tak odrętwiali, że nie zauważyliby straty nawet kilku lat ze swego życia - reakcja obronna, wzbudzana przez najbardziej trzeźwą część umysłu - tą która wie, że wojna może trwać dłużej niż ktokolwiek byłby w stanie przyznać..

Osobiście wyobrażał sobie raczej, że to nie pojedyncza istota ale skupisko namnożonych mniejszych potworków. Jak rój szarańczy pojawiały się znikąd i niszczyły... To złe słowo; chciały tylko przetrwać, rozmnożyć się. Szarańcza ma swój sposób na życie, który jest po prostu w konflikcie ze sposobem życia człowieka osiadłego.

Człowiek osiadły. Cywilizacja. Maszyny.

Dzięki maszynom człowiek może latać w powietrzu - być może nie jak ptak, ale marzenie się spełniło. Oczywiście, dzięki temu bitwy mogły być rozstrzygane także w powietrzu. W żadnym wypadku go to nie zaskoczyło - spodziewał się tego i oczekiwał na romantycznych, wojowniczych herosów przestworzy. W końcu ich zobaczył. Wszyscy zresztą zobaczyli i zgodnie wyrazili swój podziw po czym wrócili do rzucania granatów. Samoloty odleciały.

Wciąż jednak nie mógł uwierzyć, że bitwy rozgrywały się nie tylko na niebie, w morskiej toni i na ziemi ale także pod nią. Nie wierzył gdy mu o tym mówiono, świadectwo oczu zawsze było dla niego cenniejsze niż opowieści.

Rzeczywistość bywa czasem bardziej szalona niż ktokolwiek jest w stanie ją o to podejrzewać. Nie mógł zrozumieć w jaki sposób można roznieść na strzępy cały potężny fragment okopu razem z jego załogą bez żadnego znaku zapowiadającego katastrofę. Oczywiście wyjaśnienie było proste: tunel nafaszerowany materiałami wybuchowymi.

Najpierw ziemianki, później głębsze i dalsze tunele aż w końcu ktoś wymyślił i to. Po zachodniej stronie albo wpadli na ten sam pomysł albo podkradli go, zresztą mogło być i tak, że to wschód naśladował zachód. To bez znaczenia.

Trzeba się bronić.

***

Zorganizować podziemne patrole. Nic prostszego; wystarczy rozstawić w tunelach czujki gotowe zareagować gdy usłyszą Francuzów, później, rzecz jasna sprawa staje się bardziej skomplikowana. Ciężko jest walczyć w mroku i w wilgoci. Do braku miejsca wszyscy już się przyzwyczaili; gdy nie sposób zamachnąć się z powodu ciasnoty bagnetem sprawdza się saperka lub pałka okopowa.

Pałka okopowa. Zwykła kula metalu na krótkim trzonku, średniowieczny buzdygan w dwudziestowiecznym wydaniu. Czytał kiedyś o dawnych metodach oblężniczych - podkopy stanowiły ich istotną część, wszystko więc wróciło poniekąd na swoje miejsce.

Lubił myśleć, że jest bohaterem - ratował w końcu życie swoich towarzyszy by mogli umrzeć w inny, dłuższy i bardziej bolesny sposób.

Wciąż jednak można fantazjować. Fantazje nie są złe.

Lampy naftowe zużywają tlen którego brakuje pod ziemią, gdy więc niema niczego wartego oświetlenia najzdrowiej jest siedzieć w ciemnościach. W razie gdyby usłyszał coś podejrzanego miał gwałtownie szarpnąć za linę. Żaden problem; wiedział, że będzie ciągnąć jak szalony, bo od tego miało zależeć jego życie.

Powietrze cuchnęło stęchlizną. Przez myśl przeszło mu, że został pochowany za życia - jako ofiara dla babilońskiego boga źródeł podziemnych.

Nadmiar myśli bywa szkodliwy. Potrzebował czegoś fizycznego, namacalnego - czegoś co sprawiłoby, że przestałby błądzić w trującej mgle; wyjść, sięgnąć, zobaczyć i poczuć. Zostać królem w kraju ślepych.

Dotknął czoła tuż nad prawą brwią. Czuł dotyk swoich palców i w jakiś sposób poczuł się bardziej żywy - oddalał się z królestwa zmarłych, ale wciąż zbyt wolno. Włosy, uszy; cała głowa. Za mało. Potarł dłonią szyję.

Nie pamiętał by pielęgniarka kiedykolwiek dotykała się w ten sposób. Nie wykonywała zbyt wielu zbędnych ruchów, stała jak posąg urody. Patrzył jedynie ukradkiem bo bał się, że karą będzie wyłupanie oka.

Gdyby dotknął, trzeba by uciąć dłoń. Chirurgicznie, w sterylnych warunkach, bez zbędnego okrucieństwa. Dostojna bogini brzydzi się przemocą, egzekwuje jedynie swoje własne prawo.

Nigdy nie wyjdziesz, nigdy nie zobaczysz, nigdy nie poczujesz. Powinności i zakazy określają warunki dla otrzymania łaski. W dół pleców przebiegł dreszcz, w gardle czuł dziwną suchość. Płuca starały się złapać więcej powietrza, pracowały jak para miechów.

***

-Co to ma znaczyć żołnierzu? Tłumacz się.

Oficer wiedział, że ludziom odbija z przemęczenia a służba pod ziemią jest chyba najgorszą jaka może ich spotkać. Tłumaczyć powinien się ten kto wytypował tego nieszczęśnika na czujkę, ale trudno oskarżać o jedynie niewystarczającą znajomość ludzkiej natury.

Oficer wiedział też, że jego autorytet jest oparty na kruchych podstawach z papieru. Regulamin wojskowy nadawał mu władzę a władza to wielka siła która potrafi budzić zarówno miłość jak i lęk. Ale regulamin to tylko papier a tu jest krew, ból i śmierć; wszystko prawdziwe i namacalne, w przeciwieństwie od papierowych parawanów udających prawo.

Młody żołnierz nie mógł oddychać, dławił się, ledwo stał. Wyjaśnienia nie doprowadzą do niczego; nie są nikomu potrzebne i, co być może najgorsze, zapewne nikt ich nie zrozumie.

-Jego do szpitala a jamę przewietrzyć.

***

To nie dzielni i odważni zostają oszczędzeni przez wojnę. Przez wojnę przechodzą z najmniejszymi stratami najwięksi spośród tchórzy. Jak szczury w kanałach, są najlepiej dopasowani do otoczenia.

Zawsze istnieje droga ucieczki. Zawsze. Gdy nie można uciekać o własnych nogach, zawsze można jeszcze uciekać wgłąb siebie samego. Ucieczka niekiedy pozwala przetrwać. Czasami sprawia, że samotność staje się bardziej dotkliwa. Zdarza się też, że w samym centrum uciekający uświadamia sobie, że nie ma już odwrotu - nic nie może być znowu takie same.

***

-Więc, chłopcze; co ci dolega?

Pacjent nie odezwał się. Najwyraźniej słowa wcale do niego nie docierały mimo, że doktor nie podejrzewał żadnych zaburzeń neurologicznych. Coś było nie tak, choć nie sposób było postawić diagnozę.

Czekał - nie otrzymał żadnej odpowiedzi.

Cudowne uzdrowienia, cudowne choroby; cudowny świat!

-Porozmawiamy później żołnierzu.

Nie było powodu dla którego miał tu tracić czas; inni pacjenci czekali i byli ciężko ranni.

***

-Powiem tak: jestem nieśmiertelny.

Obrócił głowę by zobaczyć swojego sąsiada. Wyglądał dziwnie; cera miała szarawy odcień, choć przecież mógł to być tylko wynik sposobu w jaki padało światło wieczornego słońca przebijające się przez jednorodną masę chmur. Oczy miał szkliste, może drażniło je coś w szpitalnym powietrzu?

Może po prostu jakiś tajemnicze opary przesłaniały jego twarz?

-Życie karmi się życiem ale ja już jestem ponad. Jestem głodny, patrzę w dół i widzę jedynie talerz z jedzeniem!

Zaśmiał się, miał bardzo dźwięczny głos. Może...

-Wszystko czego chcę jest na wyciągnięcie ręki.

Zawahał się nad chwilę. Wahanie nie brzmiało właściwie, zupełnie nie pasowało.

-Dlaczego tak późno zrozumiałem? Tak wiele rzeczy uciekło mi z rąk.

Szponów. Bardziej pasowały szpony niż ręce. Rozcapierzone i zachłanne.

-Rzucić się do przodu; gryźć i szarpać.

***

Czy możesz powiedzieć kto jest kim? Czy gdybyś mógł, nie odebrałbyś sobie możliwości wyboru?

Co jeśli powiem, że w ciemności wszystkie twarze wyglądają znajomo?

***

Noc wślizgnęła się na swoje miejsce z majestatem wolno jadącego pociągu. Otuliła wszystko wkoło, dusiła każdy ruch i dźwięk; sprawiała, że niemal wszyscy powoli zastygali w stanie który usiłował przypominać sen.

Niebo było bezgwiezdne, ziało chłodem i pustką niczym sucha studnia ale nie miała zamiaru się nim przejmować. Niebiosa nie dbały o nią a ona nie dbała o niebiosa.

Cała była przesiąknięta zapachem środków odkażających i eteru; świeże powietrze daje jedynie złudną nadzieję na pozbycie się smrodu ale głowa choć na chwilę przestaje boleć. Przeczesała dłonią jasne włosy, z roztargnieniem przyjrzała się palcom; paznokcie obcinała na tyle krótko by nie mogła już ich obgryzać. Nie uważała długich, polakierowanych pazurów za symbol kobiecości więc nie była to wielka ofiara wymuszona przez słabą wolę.

Zresztą: była teraz córą wojny, kobiecość wraz ze szminką i najlepszymi pończochami zostawiła w szufladzie. Ale kiedyś wróci do domu, pójdzie do fryzjera. Nawet nie ścięła krótko i praktycznie włosów; to przecież, jak twierdzili dowodzący, miała być krótka wojna.

To pożar który objął cały świat. Płomienie są dość gorące by hartować w nich stal. Pożoga będzie trwać dopóki nie zostanie już nic więcej do spalenia. Bała się myśleć o tym co mogło pójść do tej pory z dymem. Nie lubiła też zastanawiać się co można wybudować na zgliszczach; wolała by wszystko zostało na swoim miejscu, poczekało na nią.

Była zmęczona i zagubiona. Może też bezradna, jak dziecko. Uśpiła czujność i nie zwracała uwagi na świat wkoło i dopiero dotyk na ramieniu wciągnął ją z powrotem w rzeczywistość.

Chciała obejrzeć się za siebie ale nie zdążyła; poczuła jak chwyt najpierw się zaciska a następnie ześlizguje się w dół; do łokcia. Krótkie, gwałtowne szarpnięcie obróciło ją w miejscu tak, że niemal wykręciła piruet i stała teraz twarzą w twarz z mężczyzną.

Chyba go poznawała.

Bardzo powoli przesunął swoją dłoń niżej, na jej nadgarstek i pociągnął do góry. Nie zareagowała gdy pocałował ją delikatnie w rękę, mimo, że miała ochotę wyszarpnąć jjak najszybciej z uścisku. Paraliż którego nawet nie usiłowała zrozumieć nie pozwalał jej się bronić - a czuła się atakowana.

Przyciągnął ją do siebie bliżej, bliżej niżby chciała, ale wciąż odrętwiała nie potrafiła zareagować. Sięgnął do jej długich włosów, a ona czuła jedynie strach. Zbliżył swoje usta do jej ust i dopiero wtedy złamała w końcu urok.

W kieszeni fartucha miała nożyczki - pamiętała o tym doskonale. Były ostre i spiczaste, w jej umyśle rosły wciąż i stawały się coraz cięższe. Gdy nabrały odpowiednio wielką masę stały się nową siłą której znaczenia nie wolno ignorować. Dopiero wtedy mogła chwycić i uderzyć.

Nie wydał żadnego dźwięku, jedynie odskoczył do tyłu odruchowo zasłaniając ranę na brzuchu. Patrzył teraz na nią, na nowo pokorny i zagubiony. Mogła krzyknąć.

Milczała. Nie miał pojęcia dlaczego. W ręce trzymała zakrwawione nożyczki, ale sprawiała wrażenie jak gdyby sama nie wiedziała co z nimi zrobić. Przymknęła na chwilę oczy, wzięła głęboki oddech jak gdyby pomagało jej to utwierdzić się we własnej sile. Nie stała pewnie na nogach, ale ramiona miała napięte, wyprostowane i sztywne. Czekał aż coś się stanie.

W końcu któryś z demonów ścierających się w niej zwyciężył pokonując wszystkie pozostałe, po czym uleciał jak gdyby nie miała już tu nic więcej do roboty. Bez gniewu i strachu przypominała szmacianą lalkę która w każdym momencie może osunąć się na ziemię.

Objęła się jak gdyby było jej zimno, spuściła wzrok w dół. Chciał podejść bliżej niej, chciał być blisko ale rana na brzuchu bolała, kotwiczyła go w miejscu przypomnieniem tego co się tu dzieje - dziewczyna wciąż miała broń.

-Czego chcesz?

-Chcę ciebie.

-Chcesz mięsa. Głodny wilk, taki sam jak każdy inny.

Jej słowa docierały do niego bardzo powoli, a później sam nie mógł znaleźć niczego co było w stanie wyrazić kotłującą się mieszaninę myśli. Cisza była trudna do pokonania; okopała się i trwała na swoich pozycjach mimo, że wciąż próbował. Równie dobrze mógłby usiłować zawiązać kokardę jedną ręką - jeśli ktokolwiek potrafiłby dokonać takiej sztuki to tylko jednoręki.

To nie on był tu okaleczony. Wszystko sprowadzało się do uświadomienia sobie tylko tego prostego faktu a słowa nie były wcale najważniejsze. Mógł powiedzieć cokolwiek.

-Od dawna nosisz przy sobie nożyczki?

-Wcześniej nóż, ale noszenie noża w kieszeni to głupi pomysł - można się zranić albo zniszczyć ubranie. Poza tym nożyczki nie wyglądają tak dziwnie.

Skinął głową w odpowiedzi. Pielęgniarka westchnęła cicho.

-Choć, przemyję ci tą ranę i opatrzę bo jeszcze gotowe wdać się zakażenie.

Ruszyła bardzo powoli nie dając żadnego sygnału by podążać za nią. Mimo to wlókł się jej śladem, noga za nogą. Czuł smak świata - był cierpki i zupełnie mu nie odpowiadał, wyobrażał go sobie zupełnie inaczej.

2
Nie walczysz już o nic. Poświęcasz wszystko w imię niczego a gdy wszystko nie starcza umierasz a z tobą bracia broni, całymi tysiącami.
towarzysze broni
bracia przy broni

Chirurg pochylił się nad raną postrzałową brzucha. Pocisk przebił się na wylot zwalniając jedynie odrobinę.
Z drugiego zdania wynika właśnie to. Więc: raną w brzuchu
Pocisk przebił się na wylot zwalniając jedynie odrobinę. Całe ciało wyglądało jak gdyby uderzono w nie kilka razy młotem ale mimo to zakażenie się nie wdało a doktor powoli nawracał się na wiarę w Boga miłosiernego.
Ćwiczenie: ułuż zdania tak, aby uniknąć tych trzech siękoz Zrobiwszy to, odkryjesz całkiem nowe możliwości w konstrukcji. Po zmianach:

! NIE CZYTAJ TEGO, DO CZASU KIEDY NIE UŁOŻYSZ WŁASNEJ WERSJI !

Pocisk przeszedł na wylot. Całe ciało wyglądało, jakby uderzono w nie kilkakrotnie młotem, ale mimo tego zakażenie nie objęło powłok, a lekarz ponownie zaczął wierzyć w Boga miłosiernego.
Pielęgniarka miała jasne włosy i zielonkawe oczy. W odpowiedzi skinęła jedynie głową.
Ale połączenie... Spróbuj zrobić z tego jedno zdanie. Wrzuć cechy do osoby (bez czasownika!)
Jasnowłosa pielęgniarka w odpowiedzi skinęła jedynie głową.
Oficer wiedział, że ludziom odbija z przemęczenia a służba pod ziemią jest chyba najgorszą jaka może ich spotkać.
użyłbym innego zwrotu. Czegoś, co skupi moją uwagę na ich umysłach... np: tracą zmysły?

Podobało mnie się. Krótkimi zdaniami tworzysz dobrą, plastyczną wizję. Są pewne mankamenty, dziwne konstrukcje, powtórzenia czy niezręczności w ciągu, jednak widziałem przede wszystkim ukazany świat, bohatera i emocje. Masz pomysł, co widać od pierwszych linijek, na przedstawienie otoczenia - logicznie, bez rwania czy przegadania, prowadzisz każdy fragment, a one sklejają się w sensowną całość.

Musisz (!) koniecznie zapoznać się z zasadami stawiania przecinka przed: a, który, co.
Zwłaszcza Twój ulubiony spójnik a powinieneś wziąć do analizy i co najmniej w kilkunastu miejscach zmienić konstrukcję zdania, aby go wyeliminować.

Bardzo przypadł mi do gustu ten opis:
Świat był jaskrawy, jasny, biały, rozmyty i oślepiał swoją intensywnością. Z początku nie widział nic ale z każdym uderzeniem serca dostrzegał coraz więcej szczegółów: czystość pościeli, kilka półek z leżącymi szpargałami których nazwać nie potrafił, wysoka lub może tylko smukła kobieta w bieli, piękna niczym anioł - obserwowała go z uwagą i troską.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
ok, całowania rąk nie będzie bo to jakieś takie homo ale nie zmienia to tego, że jestem ci bardzo wdzięczny za czas który poświęciłeś by przeczytać moje opowiadanie i wyrazić swoją opinię.
Musisz (!) koniecznie zapoznać się z zasadami stawiania przecinka przed: a, który, co.
Zwłaszcza Twój ulubiony spójnik a powinieneś wziąć do analizy i co najmniej w kilkunastu miejscach zmienić konstrukcję zdania, aby go wyeliminować.
I od tego zacznę. Gdybyś nie zwrócił mi uwagi to pewnie sam nie zorientowałbym się, że mam problem.

Generalnie wszystko się sprowadza do tego, że masz rację. Cóż więcej mogę napisać?

[ Dodano: Sob 05 Mar, 2011 ]
Pocisk przebił żołnierza na wylot, zwalniając jedynie odrobinę sprawił, że całe ciało wyglądało jak kilkukrotnie uderzone młotem; ale mimo tego, w jakiś przedziwny sposób, ten młody człowiek w mundurze uniknął zakażenia. Doktor powoli i z wielkim oporem powracał do wiary w Boga miłosiernego.
Ostatecznie zrobiłem to tak.

4
Troszkę tekst rozbebeszałam, ale brakło mi samodyscypliny, żeby w niektórych miejscach skupiać się na błędach, zamiast biec za tekstem. Łap trochę efektów mojej pracy, może Ci się przydadzą:
heatwave pisze:nie przystosowany
nieprzystosowany
heatwave pisze:W odpowiedzi skinęła jedynie głową.
Brzmi trochę, jakbyś sugerował, że miałabym przypuszczać iż kobieta skinęła czymś jeszcze. Jak chcesz zostawić to "jedynie" jako zaznaczenie lakoniczności reakcji, to je wstaw może słówko wcześniej.
heatwave pisze:Z początku nie widział nic(,) ale z każdym
widać, że nie lubisz przecinków... Tutaj taki przykład tylko i sugestia, żebyś nad tym popracował.
heatwave pisze:Nie miał odwagi by spytać
mam wrażenie, że lubisz wpychać wyrazy przedłużające zdania... Tutaj to "by" - jest zbędne, chyba też nie dodaje wartości artystycznej zdaniu.
heatwave pisze:Nie potrafił z nimi rozmawiać - czuł winę z tego tylko powodu, że nie poświęcił niczego równie cennego.

Mimo to nie widział rezultatów poświęceń.
Nie widzę sensu tego przeciwstawienia tutaj. Jakoś mi nie pasuje.
heatwave pisze:Nie bały się niczego - były tu dominującym gatunkiem mogącym patrzeć z wyższością na uzbrojone małpy nie radzące sobie z wilgocią, gazem bojowym ani ostrzałem artyleryjskim.
Świetne zdanie.
heatwave pisze:Księżyc świecił jaśniej niż słońce - ziemia tonęła w blasku przypominającym ukłucie igłą, tysiącem igieł spadających z nieba jak krople deszczu w trakcie burzy. Blask księżyca mógł zabić, zwłaszcza istotę nieostrożną lub tylko głupią. Nie był nieostrożny ani głupi i nie miał zamiaru ginąć więc przemykał pasmami smolistego cienia.
Prowadzisz ały czas narrację z powtórzeniami i z całkiem niezłym sukcesem Są jednak fragmenty, gdzie wydaje mi się, że niepotrzebnie coś upychasz, przedłużasz, podkreślając wyrazy, które nie są aż tak ważne. Ten fragment na przykład mnie drażni - za dużo już tego, za dużo.
heatwave pisze:Dotknął czoła tuż nad prawą brwią. Czuł dotyk swoich palców i w jakiś sposób poczuł się bardziej żywy - oddalał się z królestwa zmarłych, ale wciąż zbyt wolno. Włosy, uszy; cała głowa. Za mało. Potarł dłonią szyję.
Bardzo podoba mi się ten motyw - jako psychologiczny sposób "powrotu ze świata zmarłych", jako taka metoda uspakajania swojej psychiki. Dobrze, wiarygodnie to oddajesz.
heatwave pisze:w przeciwieństwie od papierowych parawanów udających praw
w przeciwieństwie do czegoś
heatwave pisze:-Powiem tak: jestem nieśmiertelny.

Obrócił głowę by zobaczyć swojego sąsiada. Wyglądał dziwnie; cera miała szarawy odcień, choć przecież mógł to być tylko wynik sposobu w jaki padało światło wieczornego słońca przebijające się przez jednorodną masę chmur. Oczy miał szkliste, może drażniło je coś w szpitalnym powietrzu?

Może po prostu jakiś tajemnicze opary przesłaniały jego twarz?

-Życie karmi się życiem ale ja już jestem ponad. Jestem głodny, patrzę w dół i widzę jedynie talerz z jedzeniem!

Zaśmiał się, miał bardzo dźwięczny głos. Może...

-Wszystko czego chcę jest na wyciągnięcie ręki.

Zawahał się nad chwilę. Wahanie nie brzmiało właściwie, zupełnie nie pasowało.

-Dlaczego tak późno zrozumiałem? Tak wiele rzeczy uciekło mi z rąk.

Szponów. Bardziej pasowały szpony niż ręce. Rozcapierzone i zachłanne.

-Rzucić się do przodu; gryźć i szarpać.
Nie ogarniam tego fragmentu. Ani kto, do kogo, ani czy to w ogóle jedna osoba czy dialog, ani jaką to treść przekazuje.


Twój tekst mnie wciągnął. Kreujesz ciekawy, gęsty klimat, w który można się wczuć. Podoba mi się to, jak radzisz sobie z psychiką bohaterów i ogólnie z ich opisywaniem - stają się naprawdę ludźmi. Obraz, który serwujesz czytelnikowi jest konsekwentny i spójny - to też dobrze

Gdybym miała ogólnie podsumować stronę techniczną, to na plus: metafory i porównania (może z jakimiś drobnymi wyjątkami), na minus: interpunkcja, niekiedy szyk i ogólnie pokręcona budowa zdań oraz nadmiar powtórzeń (także tych zrobionych specjalnie).

Gdyby nie treść i klimat, to bym pewnie tylko krytykowała, ale tak to mogę pogratulować - ciekawa historia do dopracowania i rozbudowania - a to jest bardzo ważne.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

5
Dziękuję Adrianna, za przeczytanie mojego opowiadania i podzielania się swoją opinią. Przepraszam, że odpisuję z poślizgiem - nie zaglądałem na forum.
Nie ogarniam tego fragmentu. Ani kto, do kogo, ani czy to w ogóle jedna osoba czy dialog, ani jaką to treść przekazuje.
Taaak, ten fragment został napisany celowo w ten sposób ale nie starczyło mi konsekwencji (i umiejętności) by dokończyć koncepcję. :/
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”