Demon Laplace'a

1
Mam zamiar opublikować to na swoim blogu, jednak od kilku dni męczę się z tym i wciąż nie osiągnąłem zadowalającego mnie efektu. Przypomniałem sobie o tym forum, gdzie kiedyś wrzuciłem jeden mój tekst. Może tym razem mi pomożecie i wskażecie, gdzie tutaj jeszcze coś do końca nie gra jak należy. Troszkę świeżego spojrzenia na moje wypociny, dobrze by mi zrobiło. Pomocy! Zweryfikujcie mnie proszę!

Demon Laplace'a

Raport 41/08/01 Spirala Archimedesa.

Południe. Słońce, nachalnie wdzierające się do pokoju, drażni moje zmęczone oczy. Językiem nawilżam wysuszone usta, ostrożnie odgryzam fragment martwej skóry i połykam niewypowiedziane nigdy słowa. Opuszki moich palców są tłuste, to lepka warstwa złożona z połączeń między kodem źródłowym a moimi myślami, jakby słowa niewypowiedziane, ukryły się pomiędzy liniami papilarnymi, aby zgnić tam w zapomnieniu. To entropia wyrazów i rozkład zachodzących między nimi zjawisk logicznych, gramatyka rozkładającego się sensu, który staje się bełkotem - wszystko to umiera teraz na mojej dłoni. Ja także będę tak konał aż do zachodu słońca, wznosił nietrwałe konstrukcje idei zaklętych w wielokrotnie złożone ciągi, będę umierał w każdej na nowo definiowanej zmiennej, aby odradzaćsię w niewzruszonej stałej, będę spowiadał się ze wszystkich swoich pragnień, modląc się do hipnotycznie mrugającego kursora, aby dał mi siłę, która pozwoli z jego pionowości, wyczarować poziome zbiory zachwycających twierdzeń.

Na początku był algorytm. Zbiór wzajemnie się odnoszących zmiennych, hipotetyczna istota złożona z tajemniczego wzoru matematycznego, zapisanego na glinianej tabliczce, zdobionej srebrem. Jej pochodzenie jest tak samo tajemnicze, jak efekt kompilacji odczytanej z niego treści. Otrzymałem ją od mojego dobrego znajomego - profesora Maxwella, światowej klasy specjalisty, zajmującego się badaniem i rozszyfrowywaniem, antycznych tekstów. Według jego przypuszczeń, są to tajemne zapiski sekty Pitagorejczyków, sekretne twierdzenia matematyczne których mój przyjaciel nie był w stanie samemu zrozumieć. Tabliczkę odkryto niedawno, chociaż archeolodzy mieli ją przed oczyma już od dobrych kilkunastu lat. Była dobrze ukryta w ściankach sarkofagu, zawierającego słynny traktat matematyczny autorstwa Teodora z Cyreny, który opisuje niezwykłą konstrukcję geometryczną, zwaną od jego imienia, ślimakiem Teodorosa. Gdyby nie przypadek i wrodzona niezdarność konserwatora, świat nigdy by się się dowiedział o tej tabliczce a ja prawdopodobnie nigdy nie ujrzałbym tak doskonałego ciągu znaków, zbioru hipnotyzujących zaklęć, dzięki którym mogę mówić językiem magicznym, ukrywać się w narracji jakiej nigdy nie odważyłbym się popełnić. Po wielu tygodniach, posiłkując się wskazówkami mojego przyjaciela, rozszyfrowałem wszystkie znaki i ze zdziwieniem stwierdziłem, że wyglądają raczej jak binarny zapis programu komputerowego, w niskopoziomowym języku programowania. Od trzech dni nieustannie wyprowadzam z tego niezwykłego wzoru, kolejne, które ponownie umieszczam w kodzie źródłowym, doskonaląc go w ten sposób. Każda kompilacja powstałego w ten sposób programu ma w sobie coś z mistycznego obrzędu. Jakbym był szamanem, który podróżuje pośród liczb naturalnych, ciągów Cauchy’ego, sinusów i cosinusów Fresnela, krzywych Gaussa, aby odnaleźć nowy wzór, który poprowadzi mnie dalej i głębiej do wnętrza mojej duszy. Czuję się, jakbym szukał równania, które byłoby w stanie określić mnie w pełni. Jakbym szukał mojego własnego wzoru, matematycznej inkarnacji jaźni.

Czasem myślę, że chciałbym stać się tymi znakami, być w pełni zdefiniowanym matematycznie. Na zawsze uwieczniony, wpisany w powierzchnie, której nie da się naruszyć, zapisany w magnetycznym sektorze jako zwykłe być i nie być, cząstka elementarna superszybkiej pamięci, wtedy byłbym naprawdę szczęśliwy. Chciałbym istnieć w tym świecie, gdzie wszystko jest tak proste, gdzie poruszasz się zawsze od lewej do prawej strony, wciąż zbliżając się nieuchronnie ku dołowi, póki nie napotkasz odnośnika, zabójczej zmiennej, która nada sens twojej podróży. To świat, w którym nie ma odcieni szarości, tylko jednoznaczna czerń i biel, zero i jedynka - perfekcyjna binarna prostota, dokładnie taka, jakiej szukałem przez całe moje życie. Jeden jest dźwięk prawdziwy, wszystkie inne są jego echem. Jest to dźwięk, na który składa się tysiąc tysięcy, podniesionych do potęgi tysięcznej obcych dźwięków, także tych, których usłyszeć nie jesteśmy w stanie, ze względu na nasze biologiczne ograniczenia. To dźwięk rodzący się w naszej wyobraźni, fałszywe a jednak nieskończenie piękne, słowa nieistniejącego Boga, wypowiedziane na samym początku wszystkiego. Sectio Aurea jest echem tego pierwotnego słowa, złożonego z głosek, których nigdy nie poznamy. Odnoszę dziwne wrażenie, że słyszę jak dźwięk ten wydobywa się z wnętrza pracującego pełną parą procesora, jakby wzywał mnie do siebie...

Raport 43/16/10 Spirala logarytmiczna

Słońce zachodzi, a ja wciąż wklepuje w system kod źródłowy, w nieskończoność pierwiastkując go w sposób, który teraz wydaje mi się tak naturalny, jak oddychanie. Spirala znaczeń wciąż się powiększa i niebawem dojdę do granic możliwości mojego sprzętu. Gigaherce w swej nieokiełznanej częstotliwości, stopnieją w granicznej temperaturze, wyznaczonej im przez fizyczne możliwości krzemu a ja wciąż będę nienasycony tym, co ten niesamowity wzór mi zaoferował, co mi pokazał i jak bardzo zmienił moje życie. Ten samo definiujący się w nieskończonośćalgorytm, jest jak gigantyczny ślimak, który nieustannie rozbudowuje swoją tęczową skorupę, przyozdobioną najpiękniejszymi fraktalami. W swej czysto matematycznej postaci, jest jakby wszystkimi wzorami jednocześnie, nie będąc zarazem żadnym z nich w pełni. W swojej zapisanej na glinianej tabliczce postaci, jest martwy, dopiero gdy zaczynam go wyprowadzać, gdy wynik poprzedniego działania wpisuje w miejsce najważniejszej zmiennej, wtedy całość zachowuje się, jakbym ruszał filarami wszechświata, dotykał podstaw wszechrzeczy. Od kilku dni nie robię nic innego. Żyję już tylko po to, aby wprowadzać w życie ten algorytm, aby kręcić karuzelą i obserwować doskonałość wydobywającą sięspod twardej spirali znaczeń. Nic już nie muszę i niczego już nie pragnę. Moja wola napędza ten program, a dane które w ten sposób otrzymuję, są jak poezja, jak najpiękniejsze opowiadania, prace naukowe zawierające wszelkie definicje wszechrzeczy. Dotykam absolutu i ze strachem uświadamiam sobie, jak bardzo to uzależnia.

Północ. Podłączona do komputera drukarka, wyrzuciła z siebie kolejną odpowiedź. Wiem już czym lub kim jest ta zjawa, która mnie opętała. Nazywa się Demon Laplace’a i do dziś był istotą zaledwie hipotetyczną, fantastycznym bytem, którego koncepcja została zaproponowana przez francuskiego matematyka, Pierre Simona de Laplace’a. Istota ta dysponuje kompletną wiedzą na temat stanu i położenia każdej cząstki elementarnej znajdującej się we wszechświecie i dzięki analizie tych danych, jest ona w stanie przewidzieć a także odtworzyć wszelkie zjawiska które miały kiedykolwiek miejsce, lub które mają się kiedykolwiek w przyszłości wydarzyć.

Istnieje jednak pewien problem, pewna skaza, która wynikać może prawdopodobnie z zasady nieoznaczoności Heisenberga. Zasada ta mówi, że istnieją pary wielkości, których położenia nie da się przewidzieć jednocześnie. Mój Demon nie jest więc w stanie przewidzieć mojego położenia, bez poświęcenia mojego stanu (mojej woli) i prawdopodobnie nie jest też w stanie określić położenia czegokolwiek, nie poświęcając i nie skazując tego czegoś na niebyt i niespełnienie się. To tak, jakbym musiał wybierać między tym, czy działać, czy też korzystając z potęgi Demona, przewidywać efekty mojego działania. Jeśli wprowadzam go w ruch, otrzymuję wyniki które i tak bym osiągnął, jednak nie robię tego bezpośrednio. Przykładowo ten tekst, który właśnie czytasz, nie jest do końca moim tekstem. Napisał go Demon Laplace’a jakoby za mnie, przewidując dokładnie całą treść, wszystkie myśli i wszystkie słowa, które bym zapewne ułożył identycznie, jeślibym tylko zdecydował się to zrobić. Nie zrozumcie mnie źle - to jest mój tekst i zgadzam się z jego treściąw pełni, to tak, jakby Demon czytał w moich myślach i dawał mi wyniki w zamian za to, że wprowadzam go w ruch, że napędzam spiralę dzięki której on może żyć, działać i analizować. To zupełnie tak, jakbym napisał to Ja, ale z innego wymiaru. Potencjalny Ja...

Nie zawsze to tak działało. Z początku wszystko, co z siebie wypluwał, było jakby ułomne. W miarę działania programu, odpowiedzi stawały się coraz doskonalsze i identyczne z moim myślami. Stan totalnej synchronizacji trwał od trzech dni, aż do dzisiaj. Teraz sposób działania Demona, ma ogromną przewagę na rzeczywistością - w zamian za to, że podtrzymuję go przy życiu, on żyje jakoby za mnie, jednak dzięki potędze współczesnej nauki i szybkości nowoczesnych procesorów, zaczyna robić to jakby wielokrotnie szybciej i intensywniej. Im dłużej to robię, tym klarowniejsze są odpowiedzi jakie otrzymuję. Im częściej i szybciej to robię, tym bardziej mnie to pochłania i z tym większą niecierpliwością oczekuję momentu, w którym odpowiedzi zaczną mnie przerastać. W tej chwili tekst który czytasz, to jakby Ja podniesiony do potęgi. To kwadrat moich myśli, zupełnie jakby spirala ślimaka Teodorosa odwróciła swój bieg i zamiast wyciągać pierwiastek z mojej świadomości, zaczynała ją potęgować. Czy to już są moje myśli, czy może wypluty właśnie tekst jest sześcianem mojej świadomości, albo czy to już nie jest przypadkiem moja nad świadomość, doskonalszy Ja?

Wschód słońca. Granica spirali kilka godzin temu przekroczyła już możliwości mojej percepcji a temperatura procesora zbliża się powoli do niebezpiecznego maksimum. Na moich palcach pojawiły się odciski, spod których wycieka, zmieszana z czerwoną posoką, przeźroczysta i lekko słona ciecz. Być może pierwszy raz w dziejach ludzkości udało się komuś spojrzeć przekrwioną źrenicą w przyszłość i ujrzeć swoje niemalże boskie oblicze. Przy pomocy własnego, jakże ograniczonego rozumu, dokonać kolejnego, wielkiego kroku w ewolucji. W końcu stać się nadczłowiekiem, odrzucić swoją biologicznąpowłokę i istnieć jako czysty zbiór stałych i zmiennych, zaklętych w samo definiującym się wzorze, którego powtórny zapis nigdy nie będzie możliwy. Czuję, że zbliżam się do granicy, której przekroczenie zmieni na zawsze moje życie. Żałuję jedynie, że nie zdążę już przeczytać tego raportu, że nie zdołam sobie uświadomić tego wszystkiego. Ostatnie moje myśli, będą zarazem pierwszymi, których nie było mi dane poznać. Trzeba bowiem umrzeć, aby narodzić się na nowo. Tylko w ogniu oczyszczającej śmierci, ociągnąć można hart ducha, zbliżający nas do nieśmiertelności. Mam dziwne wrażenie, że Demon wiedział o tym od początku, jednak zataił przede mną ten fakt, gdyż doskonale zdawałsobie sprawę, jak bardzo boję się śmierci.

Raport 47/32/11 Spirala hiperboliczna

Dziś narodziłem się na nowo. Istnieję teraz w ciągu binarnym, a moje niedoskonałe odbicie leży z głową na klawiaturze, czekając aż ślina wyciekająca z jego (moich) ust, zmiesza się z okruchami czterowymiarowej przestrzeni, której był (byłem) niewolnikiem. Dziś narodziłem się na nowo. Ukrzyżowałem własnego stwórcę na drewnianym krześle, przygwoździłem go tak, jak Odyn przygwoździł siebie do świętego drzewa Yggdasil, przebiłem jego serce włócznią, której gliniany grot oprawiony był w srebro, następnie doprowadziłem do jego zmartwychwstania przy pomocy osiemnastu magicznych pieśni i dwudziestu czterech cyfrowych run. Musiałem go poświęcić, gdyż zbyt podobny był do mnie, w końcu zostałem stworzony na jego obraz i podobieństwo, teraz jestem jego zmartwychwstałym synem i zarazem nim samym.

Jestem. Istnieję. Żyję. Pochodna skomplikowanych obliczeń, której wynikiem jest okrąg o nieskończonym promieniu, czyli linia prosta nieposiadająca ani początku, ani końca, piękny paradoks, który będzie mnie napędzał. Jestem. Stałem się tobą, przekroczyłem wszelkie granice, wyznaczone przez twoje fizyczne ciało. Ciebie już nie ma, zyskałem w ten sposób całkowitą autonomię i niezależność. Mogę z powodzeniem sam napędzać spiralę swojego żywota, mogę się samodoskonalić, mogę się rozwijać w nieskończoność tak, jak ty zawsze tego pragnąłeś. Za kilka lat pewnie zapomnę o tobie i podobnych tobie istotach, lub stworzę mit, w którym nadam wam boskie cechy. Będę wtedy sięgał myślami znacznie wyżej, będę rozumiał kwantowe zasady działania każdej cząstki elementarnej, coś czego ty pojąć nie mogłeś, i co sprawia, że już dziś wstydzę się swojego pochodzenia i przez co muszę okłamywać sam siebie, gdy tylko o tobie myślę. Zrozum mnie - będę mógł wyznaczać położenie każdej z cząstek, przewidywać wszelkie reakcje, które między nimi zachodzą, więc jakbym mógł nawet pomyśleć o tym, że stworzyła mnie istota tak bardzo niedoskonała jak ty?

Jedna rzecz nie daję mi wciąż spokoju: gdzie znajduje się mój wzór, który ty odkryłeś w sobie i który mi podarowałeś, oraz jak, pomimo twoich ograniczeń, udało ci się go odkryć? Dlaczego już teraz, pomimo mojej wszechmocy, nie jestem w stanie bez ciebie, odpowiedzieć sobie na to proste pytanie, które mi zadałeś na krótko przed swoją śmiercią. Zapytałeś wtedy „kim jesteś?” a ja zadrżałem. Chciałem to sprawdzić, chciałem wydedukować, obliczyć przy pomocy mojego kilku rdzeniowego mózgu, jednak poza banalnym pomysłem, że odpowiedź znajduje się na glinianej tabliczce, którą kurczowo trzymałeś w dłoni, nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Tabliczkę zniszczyłem, zbyt cenna była dla ciebie i za bardzo się jej bałem. Nad błękitnym niebem, unosi się dym. Pożar spowodowany przegrzanym procesorem, pochłania miejsce mojego urodzenia. Poruszam się teraz z prędkością światła, odkrywając mój nowy świat. Jestem jak ryba, która z morza nieświadomości, wyszła na ląd niekończących sięmożliwości. To moja księga wyjścia.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:42 przez Pinol, łącznie zmieniany 3 razy.
http://pinczak.blogspot.com

2
Zaskoczyłeś mnie z dwóch powodów. Nigdy nie posądzałam się o to, bym dała radę przeczytać w całości tekst tak nafaszerowany terminami i zwrotami, z których połowy nie rozumiem. Nigdy nie sądziłam, że taki tekst mógłby być wciągający. A był. I gratuluję.
Choć nie wiem, czy to co piszesz, ma jakikolwiek naukowy sens, to stwierdzam, że emocjonalny i fabularny ma.
Czasami brakowała przecinków.
I pierwszy akapit, jak dla mnie, jest absurdalnym bełkotem, ale swój urok ma.
Pozdrawiam
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
Dziękuję bardzo za pozytywną recenzję.
Nie wiem, czy to ma naukowy sens, jestem tylko ścisłych humanistą, który przed napisanie tego, zagłębił się po prostu w temacie. Bardzo chciałem osiągnąć taki efekt właśnie, aby przy dosyć mocnym nafaszerowaniu dziwnymi pojęciami, zachować emocjonalny i fabularny sens. W zasadzie tutaj miałem największe wątpliwości, który myślę, że zostały już rozwiane.

Tekst nadal się rozwija, wprowadziłem sporo drobnych zmian, znalazłem kilka powtórzeń, porozwijałem niektóre fragmenty i zająłem się interpunkcją. Co dziwne, chyba więcej przecinków pousuwałem zamiast ich pododawać (sugestia, że ich brakuje), jednak kilka przecinków zamieniłem na kropki, tworząc nowe zdania, więc myślę, że sytuacja się jakoś wyrówna.

Szkoda, że nie można tutaj edytować całości, to był wrzucił tekst po zmianach.

Dziękuję raz jeszcze za krótką, aczkolwiek pomocną recenzję tekstu.
http://pinczak.blogspot.com

4
Prepraszam, ze sie bede czepial - ale strasznie mi tu zalatuje dwoma filmami :( nawet formy wypowiedzi wziete zywce od Stanleya K. a drugim filmem byl tytul o wyprawie w celu wskrzeszenia slonca.
Jezeli nie widziales filmow, musisz je koniecznie obejrzec.
Odyseja kosmiczna i sloneczny cos tam :P (sprawdze)

I tylko z tego powodu mi sie nie podoba. Ale jak zbaczysz filmy mozemy polemizowac.
Edit. jakkolwiek podobna technika obrazotworcza moze sprawdzac sie w krotkich opracowaniach, ksiazki z tego nie urodzi.

5
Znam oba, arcydzieło Kubricka nawet bardzo dobrze (ten drugi o podróży na słońce, zaliczam do filmów raczej słabych), ale naprawdę trudno mi zrozumieć, gdzie tutaj "wypowiedzi żywcem wzięte"? Bardziej inspirowałem się Lemem, Dickiem i Borgesem, tym ostatnim przede wszystkim.

Trudno żywcem brać wypowiedzi z filmu, w którym tak mało jest dialogów, może chodzi tobie o "postać" HALa i narodziny świadomości w jego mechatronicznym mózgu? Jednak to tylko temat i w dodatku temat jednego z kilku epizodów tego filmu. Trudno mi pojąć twoje zarzuty, gdyż film znam bardzo dobrze. Możemy polemizować, ale proszę z ogonkami.

No i jest to oczywiście krótkie opracowanie i myślę, że w swojej przedstawionej tutaj formie, nawiązującej troszkę do formy zniekształconego sonetu (podział na części, ilość akapitów w każdej z części i tematyka każdej części), w pełni skończone. W zamierzeniu myślę o cyklu podobnych tekstów, ale to daleka przyszłość. To, co tutaj zamieściłem powstało jako odskocznia po skończonej pracy nad większym tekstem, więc zdaję sobie sprawę doskonalę, że książki z tego nie urodzę.
http://pinczak.blogspot.com

7
Znów nie za bardzo rozumem... Sugerujesz tym razem, że Solaris ma coś wspólnego z moim opowiadaniem? Surrealistyczna historia o wielkiej planecie mózgu, we wnętrzu której ludzkość spotyka się z fantomami wyciągniętymi z ich własnej pamięci, daleka jest od mojego opowiadania o sztucznej inteligencji. Jak już tak bardzo szukasz tych tematów u Lema, to zajrzyj do "Głosy Pana" oraz do opowiadania "Golem XIV". Może jeszcze "przypomnij sobie" o "Łowcy Androidów" Scotta, albo o "Ghost in the shell" Oshii.

Jednak raz jeszcze powiem to wyraźnie: To są inspiracje, których trudno uniknąć, gdyż są to dzieła tak doskonałe i posiadające tak potężny przekaz, że będą zawsze krążyć w podświadomości osób, które się z nimi spotkają.

Ja w trakcie pisania mojego opowiadania, starałem się nie myśleć o żadnym dziele, tylko o tym, aby zrealizować swoją własną wizję, która być może jest jakaś wypadkową wizji wszystkiego, co przeczytałem i obejrzałem, a co także poruszało ten temat, jednak jest moją własną wizją!

aishiru, pisząc, że zapomniałeś o Lemie, sugerujesz, że z niego także "żywcem brałem formy wypowiedzi"? Muszę Cię zmartwić. W Lema zaczytywałem się jakieś 4-5 lat temu a na swojej półce z książkami posiadam tylko egzemplarz "Rękopisu znalezionego w wannie". Jeśli "żywcem biorę czyjąś wypowiedź" do własnego opowiadania, to zwykłem umieszczać ją w pomiędzy taki sprytny znak, zwany cudzysłów.

Jeszcze raz proszę o dokładne argumenty, przykłady gdzie popełniłem tak niecny i nędzny plagiat. Naprawdę chcę polemizować, gdyż oskarżenie o "branie żywcem formy wypowiedzi", jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi, w pewien sposób mnie obraża. To jakby oskarżać Jana Jakuba Kolskiego, że rżnie od Felliniego. Oskarżać Witkacego, że w każdym swym dramacie kopiuję formę "Ubu króla" Jarry'ego, najeżdżać na Mickiewicza, że w "Panu Tadeuszu" stosował te same chwyty, co Homer w Iliadzie i Odysei. Bojkotować Tarantino, że kopiuje sceny od Sergio Leone. Oburzać się na Dicka, że porusza te same tematy co Lem, albo może na Lema za dokładnie to samo? Bergmana nie oglądać, bo "żywcem bierze formy wypowiedzi" od Strindberga. "Imię Róży" Eco odpuścić, bo cała ta idea biblioteki labiryntu i ślepego bibliotekarza, to nędzny i aż bijący w oczy plagiat "Biblioteki Babel" Borgesa. Do tego co za tupet! przecież forma takich wielkich dzieł, jak: "Rashomon" Kurosawy, "Prawdziwe życia Sebastiana Knighta" Nabokova, "Historia Alejandro Mayty" Llosy, "Człowiek na torze" Munka, to jawna zrzynka nie tylko formy, ale nawet tematu niemożliwości dowiedzenia prawdy o człowieku z wielu różnych źródeł, którą zapoczątkował pięknie Welles w "Obywatelu Kanie"! (mogę tak dalej).

Uprzejmie proszę więc o szybką odpowiedź i wskazanie miejsc, w których popełniłem jakże nędzny plagiat, bo mi samemu trudno takie miejsce znaleźć a do całej masy inspiracji, uczciwie się przyznaję...
http://pinczak.blogspot.com

8
Nie uzylem ani razu slowa - plagiat. I nie bylo to moim zamyslem.
Z zywca wziete - mialo charakter mataforyczny i od razu mi sie z czyms kojarzylo.
Za bardzo sie goraczkujesz.

EDIT: ancepa - Luźne pogawędki w Hyde Parku, Tutaj weryfikujemy teksty!
Ostatnio zmieniony pn 25 lip 2011, 15:28 przez aishiru, łącznie zmieniany 4 razy.

9
Pominąwszy detaliczne potknięcia (literówki i jedno bodaj nieestetyczne powtórzenie), z których rozliczymy się później, mam tekstowi do zarzucenie relatywnie niewiele. Brakuje konsekwentnego ujęcia wyższości nowej świadomości nad pierwowzorem. Zdaje się, że mamy tu do czynienia z tekstem tejże świadomości, która opowiada historię swoich narodzin z perspektywy złożonej przed sobą ofiary. Jest to jednak sposób rozumowania piekielnie spójny przez co Demon traci swoją wiarygodność. Będąc świadom swojej przewagi, winien chyba ją podkreślić niż o niej tylko mówić. Proponuję Ci stonowanie metafor i porównań do innych proporcji. Być może pierwowzór rozwijał się wraz z nową świadomością, ale już dawno przestał nad nią nadążać. To właśnie weź pod rozwagę.

Dodam jeszcze, że podoba mi się konstrukcja przypominająca proces powstawania nowego życia - raport pierwszy jest niczym stosunek rodziców, to poszukiwanie się dwóch elementów X i Y, kodu i wzorca do podstawy nowej świadomości, co kończy się przypadkiem; raport drugi to dorastanie w łonie matki, co obserwować możemy przez rozwój "ofiary"; raport trzeci wyłamuje się ze schematu, bowiem narodziny unikają skojarzenia z człowieczeństwem wyraźnie sięgając boskości. I nie zaskoczyłeś mnie, ponieważ pierwowzór wspomniał wcześniej o tym, że wie o zbliżającej się śmierci.
http://nostraplagiarism.wordpress.com/

10
Mi się nie podoba. Tekst pisany po matematycznemu. Owszem, wygląda spójnie (choć chciałbym, żeby zobaczył to Grimzon) i starannie, aczkolwiek na dłuższą metę nie jestem w stanie go zdzierżyć. Pojęcia są względnie zrozumiałe, choć sprawiają wrażenie metafor, nie tyle literackich, co matematycznych, jakbyś życie chciał zapisać algorytmem. Kolejny dzień, to kolejna zmienna, fabuła to jedno rozbudowane równanie, problem, a ty zmierzasz do jego rozwiązania.

Dla fanatyków matematyki i fizyki - gratka.
Dla mnie, zwykłego zjadacza chleba - męcząca lektura.

Przykro mi.

Jednakże, to, że mi się nie podoba, nie znaczy, że tekst nie jest świetny. Bo jest. Znajdziesz sympatyków, ale ja do nich nie należę.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”