Dzień dobry

1
Trafiłam i tu, bo od kilku dni wędruję po portalach literackich.
Szukam kija i marchewki.

o sobie: jestem panią z poprzedniego wieku, zaczęłam się za Gomułki, kształciłam za Gierka, strajkowałam za Jaruzelskiego i burzyłam mur - mieszkaliśmy z mężem w Niemczech, kiedy zwalano berliński mur i jako "solidarni" po pijaku rozebraliśmy płot sąsiadowi. Pierwszy dzień nowej wspaniałej wolności w Europie spędziłam w niemieckiej pace. Niemcy nie rozumieją metafor.

Nie wiem, co napisać na powitanie.
Powiem po prostu: dzień dobry.

2
Cześć. A w przerwach między rozwalaniem murów i rozbieraniem płotów pisujesz coś? Bo powitanie bardzo obiecujące. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Lubiącym krótkie formy odpowiem mową wiązaną:

Cóż ma czynić polonista
W lęku przed twórczością żmudną
W cudzym wierszu mu za ciasno
Własnym spojrzeć w oczy trudno


Lubiącym długie:

Postanowiłam napisać autobiografię. Dobrą. I po napisaniu 1000 stron, okazało się, że nie potrafię. Zdecydowanie przerastało mnie pisanie autobiografii. Umiem pisać słowa i zdania, nawet całe akapity, ba!, umiem stworzyć „wstępo-rozwinięcio-zakończenia”, czyli poprawne konstrukcje fabularne, dające się przedstawić w postaci wykresu. Oczywiście, że robię błędy. Przy pisaniu 167 strony już wiedziałam, że robię błędy nawet te kardynalne, szkolne i gramatyczne. Przy 359 stronie zauważyłam, że nie dostrzegam własnych błędów, brnę w nie z uporem i powielam, a nawet zwielokrotniam. Dotyczyło to zwłaszcza gadulstwa i językowej maniery. Przekroczywszy siedemsetną miałam wątpliwości czy ogarniam całość, gubiłam się w chaosie zdarzeń, postaci, czasu i miejsc, a więc w zasadniczych elementach struktury świata przedstawionego. Około dziewięćsetnej przestałam rozróżniać prawdę od fikcji literackiej, a pisałam przecież z pamięci swój życiorys.
Przerwałam pisanie na stronie 1000. To znaczy, w lipcu 2011, gdy licznik przekroczył 1000 i oznajmił to w komputerze szeptem zmęczonego upałem wiatraczka komputera , skasowałam wszystko, co było na 1001 i moja autobiografia kończy się dziwnym zdaniem: Natasza opisywała chmu… . Nie mogłam dokończyć wyrazu, bo zdanie wtedy przeskakiwało i rozpoczynało 1001 stronę. Mogłam, oczywiście, wrócić na przykład na 752 stronę i wyciąć jakiś zbędny fragment, niepotrzebne dramaturgii zdarzenie, zbyt rozwlekły opis lub przegadany, miałki dialog. Wycinałam i było można dopowiedzieć, co opisywała Natasza. Potem kontrolowałam rozdział „Pożyczone trzysta tysięcy” (strony 741 – 759) i poprawiałam naruszoną cięciami strukturę opowieści. Okazywało się, że teraz 1000 strona kończyła się: Natasza opi…
I coraz boleśniej rozumiałam, że przerastało mnie pisanie autobiografii.
Postanowiłam nauczyć się pisać, żeby moje życie nie przepadło.

Nie wiem, czy wypadało zagadać zdziwionych moją wieczorną wizytą gospodarzy, ale fragment tego, co "pisuję" jest najlepszym wyjaśnieniem.

Chcę się uczyć.

4
Ja chcę tę Twoją autobiografię! Pisz! :D
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Tu się przedstawiamy ...”