Zaczyna się.
___Pięć minut temu miał rozpocząć się mój angielski. Niestety, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, lekcja nieobecna równa się lekcji ważnej. A dzisiaj akurat mam zaliczenie z dosyć ważnej rzeczy.
Kułem przez trzy bite godziny, przez co znów musiałem sobie odmówić spotkania z kimśtam. Pogrania w cośtam. Nie chodzi o to, że miałem co innego do roboty, o nie! Chodzi o sam fakt. Uczyłem się, a tu lipa. Nie ma. Za tydzień już niczego nie będę pamiętał. Wiedza uleci ze mnie niczym para z świeżo zagotowanego czajnika, a ja zostanę sam, pusty, blaszany bęben. I tylko gwizdnę żałośnie czasami. Tak to już jest z nami, PISARZAMI. Tak to już jest z duszą artystyczną. Ja świat w dupie, świat w dupie mnie. Te kałuże odzwierciedlają wszystko tak pięknie, od razu przypomina mi się jaskinia Platona. A może to właśnie kałużowy obraz jest tym prawdziwym, może to on jest zachętą do poznania prawdziwej strony świata, w porywach wszechświata? Do tego płyty chodnikowe. Zawsze tak pięknie nierówne, zawsze wyboje zdają się symbolizować wzloty i upadki ludzkie, a ziemia pomiędzy nimi jest ziemią pogrzebową. Te właśnie wyboje, strome, chłodne w całej swej ozdobie, często mchem zapomniane jednocześnie o czymś przypominają. O rzeczywistości... Chyba.
___Zaraz, gdzie ja jestem? Cholera, znowu się zamyśliłem. Jestem już na Grunwaldzkiej, a więc półmetek spaceru się zbliża. Jeszcze tylko zakręt, jakieś 60 stopni w prawo, dalej Niekrewka, mijam rondo Białoszewskiego, w lustrzanych oknach odbija się niewyraźnie tabliczka: "Pseudonimująca". Nie ma co, chyba powinienem się udać do specjalisty. Specjalista doradzi, specjalista poradzi. Specjalista pomoże. On to dobrowolnie zrzuci z moich barków problemy codzienności, spiłuje zęby czasu.
-Chodź, chodź, jestem tutaj, to ja, Twoje ulubione polskie Najprostsze Rozwiązanie! Chodź, to ja, Najniższa Linia Oporu! Chodź w me ramiona, usiądź, odpocznij.
A gucio. Ja nie chcę. Ja nie chcę iść do specjalisty. To jest zbyt proste. Jestem inteligentny, przecież potrafię samotnie rozwiązywać cudze problemy bez trudu. Umiem pisać wiersze na zawołanie, umiem zrobić tygodniową pracę domową w dziesięć minut. Ale co z tego? Moje życie jest puste. Niedawno to zauważyłem. Niedawno zauważyłem, wytknąłem wszystkie błędy. Tylko w myślach oczywiście, na czyny, a już tym bardziej słowa nie było odwagi. Dostrzegłem, jak bardzo żałosny jest mój żywot. Kręci się on wokół wiedzy, albo może nawet nie wiedzy, wokół ocen szkolnych, to one są głównymi trybikami napędzającymi stęchłego grata jakim niewątpliwie jest moja linia czasowa. Buduję sobie opinię intelektualisty, i rzeczywiście, jestem nim. Jestem, cholera, intelektualistą. Ale co mi z tego? Co mi z tego? Co z tego, że potrafię napisać ładne opowiadanko? Co mi po gorzkich żalach, skoro kartki zapełnione nic nie znaczącymi słowami układają się w ścieżkę prowadzącą do mojego grobu?
"Exitium. Do nas zawsze zdążysz", dostrzegam na tabliczce. Ja nie mogę... Znów się zamyśliłem. Te myśli potrafią dobić. Trochę ich za dużo. Może otworzę bloga...? Trzeba pomyśleć. A może pomyślić? Hmmm...
___Upływają kolejne minuty dosyć żwawego marszu. Mijam ludzi zajętych sprawami. Różni mnie od nich to, że ich sprawy są.... ich sprawami, ja zaś rozwiązuję jedynie zagadnienia cudze, ze swoimi sobie nie radząc. Muszę coś na to poradzić. Oderwać się od tego... Nie nazwę tego nawet żywotem. Co mogłoby podarować mi zmartwychwstanie? Co takiego...?
___Ona. Pierwszy, słaby jeszcze impuls elektryczny w mózgu momentalnie pobudza wydzielanie endorfiny, a ja czuję się jeszcze gorzej. Z jednej strony - miło pomarzyć o czymś zupełnie nieosiągalnym, o pięknej dziewczynie, którą mógłbym przytulić, potrzymać za rękę, pocałować wreszcie. Naprawdę miło. Jednocześnie jednak lodowate obcęgi zaciskają mi się na gardle przy każdym przypomnieniu: "Ocknij się, to tylko marzenie!"
___Szybko porywają mnie zmysły. Ona jest moim ideałem. I nie chodzi tu tylko o aparycję, chociaż muszę - jako facet z krwi i kości - przyznać, że i ona jest istotna. Istotna jest każda cząstka, każde ciche westchnięcie cechy, które składają się na całokształt. I ten całokształt jest dziełem sztuki.
___Jest mądra, inteligentna. Jej niebieskoszare oczy są takie nieuchwytne. Próbuje odwrócić wzrok ilekroć na nią patrzę. A przecież to ona jest silna. Przecież to ona jest piękna, jest dumna, jest towarzyska, wygadana, żartobliwa... Ukąśliwa również. Potrafi ironizować. Potrafi dopiec słowem niczym rozżarzonym węglem, ale korzysta z tej umiejętności z umiarem. Śmieje się perliście, przyciąga powłóczystym wzrokiem. Fascynuje tymi dziwnymi pytaniami, które z pozoru takie proste zajmują mi niejedno popołudnie. Taka frywolna, a jednocześnie poważna, jednocześnie taka kobieca. Na opis aparycji nie mogę sobie pozwolić. Spróbuj wyobrazić sobie najpiękniejszą kobietę na świecie. Nie wychodzi ci? Mi też nie.
___Na milisekundy z rozważań nad rozlanym mlekiem wyrywa mnie zielonkawa ławka, zachęcająca swymi łuszczeniami do garbosiedzenia. Kolejna błyskawiczna wymiana impulsów i już podejmuję decyzję: "Pieprzyć lekcję, i tak mnie już nie wpuszczą. Za to mogę sobie porozmyślać... myśleć"? I zaraz po zetknięciu się z zimną ostoją tejże ławki marzenia znów dopuszczają się bestialskiego napadu na moją uwagę. I zatapiam się w myślach o niej, w życzeniach, by zjawiła się tu teraz, zaraz, nagle, żebym mógł do niej podejść i powiedzieć chociaż cześć, zwrócić uwagę na nastrój, na makijaż, na te oczy... Zatapiam się w tej ławce, która nagle staje się miękka niczym wezyrska pufa.
___Patrzę na nią, a ona patrzy na mnie. I nagle uderza mnie, jak wieczne jest to spojrzenie, a jednocześnie jak kruche. Nie odrywam oczu. To prawie jak pojedynek. Przegrany całuje.
Uśmiecha się, a ten uśmiech sprawia, że rozstępuje się morze Czerwone, a moje troski nikną. Rozświetla moje jestestwo. Jest świetlikiem, jasnym płomieniem pośród ciemności ogarniających mój umysł. Ale wreszcie zdejmuje z niego pajęczyny. Rozbija mury, pokonuje bariery bez problemu. Bez ustanku. I teraz jestem już w jej mocy. I to jest właśnie ten uśmiech. TEN uśmiech.
___A oczy... Nagle dostrzegam, że jest ona jednym wielkim, pięknym oksymoronem. Jednocześnie tak widoczna, namacalna, a jednak tajemnicza, umykająca oczom. Jednocześnie wzrok jest zimny, zaciekawiony, a rozgrzewa mnie niczym prysznic. Taki ciepły.
___Zauważyłeś, że porównania w tym tekście wydają się takie... małostkowe, żałosne wręcz? To dlatego, że nie można porównać jej do niczego lepszego. Dlatego, że niczego lepszego nie ma. Nie porównasz Boga do żadnej większej istoty. Jej też nie. Ona jest Bogiem tu, na ziemi, a poddanym jestem ja. Poddanym tym zimno-gorącym oczu.
___Zbliżam się. Zbliża się. Jej piekielne oblicze pachnie tak niebiańsko. Włosy mienią się milionem odblasków, hipnotyzujących refleksów światła. Obejmuję. Obejmuje. I wtedy znajduję się na granicy wszechświatów. Czym jest nienawiść? Co to smutek? Co to miłość? Na pewno nie to, co teraz czuję. To coś więcej. To uzależnienie, psychiczne przywiązanie, tutaj nie ma nic z cielesności. Ciała nie istnieją. To, co mnie teraz przytula, jest po prostu pomarańczowym, ciepłym światłem, światem ożywczych wspomnień, uniesień, spełnieniem marzeń, a jednocześnie marzeniem samym w sobie. I całym jestestwem przywieram do niej. Do marzenia, do wspomnienia, do spełnienia. Do ust. Patrzę w te oczy, które teraz są rozmazaną granicą rzeczywistości, ostatnim bodźcem tego padołu łez, błękitną enklawą starego życia na wiecznej krainie Bezpowiątpiewań. A ja jestem na przejściu granicznym.
Ten dotyk ufności, lekki pomruk ukrywanej rozkoszy, to rozbawienie towarzyszące nosostyknięciu.
___Wtedy wtulam się w nią, w te piękne włosy, tak nieokreślone, tak pięknie nieuczesane. Wdycham woń, działającą jak najlepszy afrodyzjak. Przysięgam, moje oczy zmieniają zabarwienie. Dochodzę do szyi, powszechnie uznanej granicy kobiecości. I ona również jest kobietą. Jest kobietą w samej sobie, ponieważ całe jej jestestwo starczyłoby na tuzin dojrzałych kobiet. Lekkie muśnięcia ust oddają delikatność, z jaką chcę się z nią obchodzić. Jak z jajkiem. Zbyt duże ryzyko. I po długiej chwili, która wydaje się być milisekundą następuje oderwanie. Drzewa znajdują sobie miejsca na ziemi, pokrytej już brązową ściółką. Świat wywraca się do góry nogami, z powrotem, tym razem na stronę właściwą. Kontury wracają tak szybko, jak wcześniej raczyły zaniknąć. Świat powraca do swoich dawnych kolorów, jednak są one jakby piękniejsze. Ale nie odrywam wzroku. Nadal patrzę w jedyny punkt, który niczym latarnia morska błyszczy, wyróżnia się spośród bylejakości świata. Widzę tę samą, pięknie ciepłą istotę, tylko jakby trochę łagodniejszą.
___Zawsze doszukiwałem się powodu, dla którego ludzie obrażają się za nieodwzajemnienie takich trywialnych pytań: "Co tam?" "Co u ciebie?". Zawsze wydawało mi się to bardzo pretensjonalne. Z jakiego powodu mam odwzajemniać pytanie, skoro odpowiedź jest wymalowana w oczach? Kiedy jest źle, widzę to. Wtedy przechodzę instynktownie do pytania: "Co się stało?". Kiedy jest dobrze, radość aż bije od mojego rozmówcy, często zresztą boleśnie parząc. Kiedy wszystko jest w porządku, wzrok jest beznamiętny. A ja lubię widzieć i patrzeć, jak ta beznamiętność zamienia się w irytację spowodowaną brakiem tych dwóch-trzech słów. A jednak teraz odczuwam taką potrzebę. Patrzę na nią, i chcę zadawać trywialne pytania. Chcę stawiać trywialne tezy. Po prostu chcę wchodzić z nią w interakcję, która słodka jest dla mnie jak miód, niezależnie od postaci. Każde zdanie, każdy uścisk, spojrzenie, wreszcie uśmiech - to wszystko napawa mnie uczuciem wcześniej nie znanym, uczuciem wylewającym się poza mnie, płynącym nurtem moich codziennych ścieżek.
___Obejmuję ją, skupiam całą uwagę na tym objęciu. Żeby za mocno nie ścisnąć, żeby nie ścisnąć tam, gdzie nie trzeba, wiadomo o co chodzi. Ale wreszcie jej głowa znajduje się na moim ramieniu, a ja mogę przystąpić już nie do przerywanego czasami monologu, tylko do pełnoprawnego dialogu.
-Wiesz, kiedyś byłem małym, zacietrzewionym człowieczkiem? Że nie mogłem oderwać się od podręczników lub gier komputerowych? Jakie to szczęście, że mam ciebie.
Spróbuj wyobrazić sobie najpiękniejszą kobietę na ziemi. Nie wychodzi ci? Ja już nie muszę.
Czym jest kobieta? Czym może być dziewczyna? [Obyczajowe]
1
Ostatnio zmieniony ndz 18 maja 2014, 21:40 przez Pyszalek123, łącznie zmieniany 2 razy.