"Przebudzenie" [obyczaj] miniatura

1
Poturbowany, przemielony, wyzuty z krwi i z chęci do wszystkiego podpieram się łokciem na twardym, niewygodnym łóżku. W ustach smar-klej, w nosie klej-smar, lepkie, uwierające. Nieokreślona duszność, łapie mnie za gardło, ale nie za mocno, niezbyt natarczywie. Daje jedynie znać o sobie. Więc kaszlę. Nie kaszlę, że flegma, że gardło boli, ale po to by te duszność odgonić. Idź sobie. Paszła won siła nieczysto. Kaszle mocno, a by w te pozbawione krwi żyły, ta przedostatnia napłynęła.
Kaszlę więc jestem.
Znów przespałem całe przedpołudnie, popołudniowieczór w całości przepracuje, noc prześpię z przedpołudniem. Nic nie przeczytam, nie obejrzę nic, porozmawiać porozmawiam zdawkowo. Dobrze, że choć sny od schematów uciekają, fabuła rozbudowana ciągłe zwroty akcji. A to wojna, ja Żyd, do miasta Hitler jako zwycięzca wjeżdża, a to kominy fabryki walą się jak domek z kart, wielki wybuch, i słup ognia (MNIE PROWADZI), zagłada, bo fabryka chemiczna. A to ci katastrofa lotnicza, samolot nad głową przeleci i rozbije się. Dymu słup do nieba widzę, i za NIM podążam. Albo ja-morderca. Zabijam, nie wiem kogo ale zabijam, i te rozterki ,że teraz już wyrok dożywotni , że życie stracone, bo co ja za tymi kratami? Dziewczyna odejdzie, rodzina odwróci się na pięcie. Niepięcie rośnie od tych myśli sennych i tak otwieram oczy i z jednego koszmaru w drugi jak po dachach wieżowców, kroki robię duże powolne, skacze, łapie się gzymsu jawy. I nogami podpieram by wywlec swe cielsko na dach rzeczywistości.
Ostatnio zmieniony ndz 31 lip 2011, 15:39 przez K.Apostata, łącznie zmieniany 3 razy.

2
No tak...

Po pierwsze: co autor chciał przekazać? Mnie zakrawa tutaj wątkiem biograficznym, ale mniejsza o to.

Po drugie: straszna interpunkcja! To jest żart, prawda?
Poturbowany, przemielony, wyzuty z krwi i z chęci do wszystkiego podpieram się łokciem na twardym, niewygodnym łóżku.
Poturbowany, przemielony, wyzuty z krwi i chęci do wszystkiego, podpieram się łokciem na twardym niewygodnym łóżku.
Nieokreślona duszność, łapie mnie za gardło, ale nie za mocno, niezbyt natarczywie.
Nieokreślona duszność łapie mnie za gardło, ale nie za mocno, niezbyt natarczywie.

Całe zdanie jest kiepskie. Nie wiem, o co chodzi... Nieokreślona duszność? Jaka jest ta dusznośc nieokreślona? Inna? Magiczna? Przepraszam, ale nie łapię.
Kaszle mocno
Kaszlę mocno.
Idź sobie. Paszła won siła nieczysto. Kaszle mocno, a by w te pozbawione krwi żyły, ta przedostatnia napłynęła.
Po pierwsze: aby. Po drugie: Whaat? Proszę autora o przeczytanie tego zdania jeszcze raz, i wytłumaczenia, o co w nim chodzi! Jaka przedostatnia? Co przedostatnia?
popołudniowieczór
popołudniowieczór? A co to takiego? Nie lepiej napisać zmierzch?
Dobrze, że choć sny od schematów uciekają, fabuła rozbudowana ciągłe zwroty akcji.

Dobrze, że choć sny od schematów uciekają, fabuła rozbudowana, ciągłe zwroty akcji...
A to wojna, ja Żyd, do miasta Hitler jako zwycięzca wjeżdża
Trzeba zaznaczyć wojna, bo zlewa się z tekstem. A to wojna! Ja żyd, co do miasta przyjeżdża jak Hitler zwycięzca.
a to kominy fabryki walą się jak domek z kart, wielki wybuch, i słup ognia (MNIE PROWADZI), zagłada, bo fabryka chemiczna.
kominy fabryki sypią się jak domek z kart; wielki wybuch, słup ognia, który prowadzi mnie ku zagładzie, bo to fabryka chemiczna.
Brzmi trochę lepiej.
Dymu słup do nieba widzę, i za NIM podążam.
Powtórzenie. Po co wspominać to samo, skoro niczego ten fragment nie wnosi?
Dym słup do nieba widzę? Powstrzymam się od komentarzu...
Zabijam, nie wiem kogo ale zabijam, i te rozterki ,że teraz już wyrok dożywotni , że życie stracone, bo co ja za tymi kratami?
Zabijam nie wiem, kogo, ale zabijam. Ciążą mi rozterki, że teraz już wyrok dożywotni, że życie stracone, bo co ja za tymi kratami pocznę?
Dziewczyna odejdzie, rodzina odwróci się na pięcie.
rodzina odwróci się na pięcie? Nie pasuje! Cała rodzina odwróci się na pięcie? Tata, mamusia i wujek, wszyscy się na pięcie odwrócą i powiedzą: Won?!
Odwróci się ode mnie, co najwyżej.
I nogami podpieram by wywlec swe cielsko na dach rzeczywistości.
I nie rozumiem.

Opisujesz wszystko marną poezją i ogólnie nie ma to sensu. Wrzucając na forum taką pracę, obrażasz sam siebie i ewentualnych odbiorców. Jeśli to jakaś awangarda, to w ogóle do mnie nie dotarła. Cały tekst nasiąknięty jest dziwnymi słowami i porównaniami. Nie wspomnę już o braku akapitów.

Osobiście nie podobało mi się. Szkolne i pogmatwane. Brakowało tylko cytatów Happysadu i byłaby niezła myśl o niczym...

Ale nie przejmuj się. Jeśli chcesz pisać, zacznij czytać książki i pomyśl nad treścią. Nie zapisuj swoich myśli tak jak lecą - bo sam widzisz - wychodzi klapa. Jeśli już to pisz bloga i nie publikuj.

Nie łam się, pracuj a będą efekty.
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...

3
Nie mam aż tak niechętnych spostrzeżeń, jak mój poprzednik. Nawet się podobało to dzikie nagromadzenie kolejnych myśli. Choć faktem jest, że interpunkcja do bani.
I rozumiem "popołudniowieczór" jako popołudnie i wieczór, nie zmierzch. Słowo może i dziwaczne, ale adekwatne i wpisane w resztę tekstu. Nie wszystko jest jasne, czasami przeginasz (choćby to wyróżnienie w nawiasie).
K.Apostata pisze: Kaszle mocno, aby w te pozbawione krwi żyły, ta przedostatnia napłynęła.
Czy ta przedostatnia to siła?? Zagmatwałeś.

Nie czuję się obrażona.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

4
Jack Dylan pisze:Proszę autora o przeczytanie tego zdania jeszcze raz, i wytłumaczenia, o co w nim chodzi! Jaka przedostatnia? Co przedostatnia?
Cóż, ogółem rzec ujmując, nie jesteś zbyt bystry, bracie.

Chodzi o krew, która ma wpłynąć z powrotem do żył.
K.Apostata pisze: Kaszle mocno, a by w te pozbawione krwi żyły, ta przedostatnia napłynęła.
Pogrubiony fragment jest tym, do którego odnosi się owe "ta przedostatnia napłynęła". Krew jest przedostania, żyły są ostatnie.

Jeśli dalej nie rozumiesz - daj znać na priv, wytłumaczę najprościej jak będę umiał.

A tekst mi się podobał. Pominę błędy i interpunkcję. Przyczepię się tylko do jednego zdania
K.Apostata pisze:W ustach smar-klej, w nosie klej-smar, lepkie, uwierające.
Pogrubiona część jest niepotrzebna i kompletnie bezsensowna.
K.Apostata pisze: Kaszlę więc jestem.
A to zdanie bardzo mi się podoba.

"Popołudniowieczory" są (według mnie) zabiegiem stylistycznym i pasują świetnie, nie wiem skąd oburzenie.

No, ale całość prezentuje się całkiem dobrze. Szkoda, że zabrakło jakiejś mocnej puenty, choćby szczątkowej fabuły, jakiegoś konkretnego bohatera...
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

5
Kaszle mocno, a by w te pozbawione krwi żyły
razem: aby
a to kominy fabryki walą się jak domek z kart
kominy - domki

Ładnie poprowadziłeś zabawę słowami - tworząc bliźniaki (zdania, które zaczynają się takim samym wyrazem, jak poprzednie zostało zakończone), szyk dośrodkowy (gdzie środek zdania jest jego kulminacją - do połowy piszesz normalnie, od połowy lecisz szykiem naprzestawnym). Te zabiegi zostały ujęte zgrabnie, doskonale wpisują się w charakter tekstu. A sam tekst? Niemalże poetycki, ale przyziemny, mimo gonitwy dziwnych myśli. Masz poważny problem z przecinkami, niektóre zdania trzeba przeczytać ze dwa razy, aby pojąć ich sens (bo te przecinki tam odgrywają pewną rolę, a jak ich nie ma, to zdanie się sypie...). Fajna miniaturka - z pomysłem, podobała mnie się. I jeszcze jedno - taki styl w dłuższej formie, nawet w opowiadaniu o małej objętości znaków byłby męczarnią.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
Jeśli chodzi o błędy, to interpunkcja rzeczywiście jest masakryczna. Co do innych rzeczy... Cóż, mocno subiektywne.
Kaszle mocno, a by w te pozbawione krwi żyły, ta przedostatnia napłynęła.
Niby załapałam, co to "ta przedostatnia", ale ogólnie sformułowanie zdania mi się nie podoba. Jest dość koślawe.
K.Apostata pisze:A to ci katastrofa lotnicza, samolot nad głową przeleci i rozbije się.
Ten początek zdania sprawił, że zabrzmiało dla mnie jak jakaś ironia, może nawet żart. Nie wiem, czy o to Ci chodziło. W każdym razie zagrał tu pewien dysonans.
K.Apostata pisze:I nogami podpieram by wywlec swe cielsko na dach rzeczywistości.
Wiadomo o co chodzi i nawet jako pomysł na zakończenie jest fajne... Tyle że ten początek zdania jakoś nie brzmi.

Początek czytałam z pewną dozą niechęci, z podejściem, że znowu zostanę utopiona w supergłębokich myślach i uczuciach. Dalej jednak się wkręciłam. Spodobały mi się zabawy słowem, w które tutaj wszedłeś.
K.Apostata pisze:Znów przespałem całe przedpołudnie, popołudniowieczór w całości przepracuje, noc prześpię z przedpołudniem.
Od tego zdania robi się po prostu ciekawiej.

Szkoda, że ta miniaturka nie jest elementem normalnego tekstu. Jakiejś fabuły, pogłębienia jej myśli wydarzeniami naokoło, przedstawieniem bohatera.
Ale to już są takie moje marudzenia. Jako całość, według mnie, broni się. Uważaj tylko na przecinki.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron