Ucieczka [horror]

1
WWWPotknął się o wystający korzeń. Odruchowo zamachał rękami i biegł dalej. Przecinał powietrze w szaleńczym pędzie niczym zawodowy pływak, który morderczym kraulem dopływa po upragnione złoto.
WWWUdało się. Brawurowo utrzymał równowagę, ale nie zaprzątnęło to jego myśli nawet na sekundę. Przyspieszył. Gra toczyła się o coś dużo cenniejszego niż lśniący krążek, który w świetle jupiterów wieszają ci na szyję. Tutaj stawką była szyja.
WWWMarek wiedział, co jest grane. Miesiąc temu skończył jedenaście lat, a to już zobowiązuje do patrzenia na świat z perspektywy dorosłego. Postanowił nawet, że za jakiś czas definitywnie przestanie oglądać bajki (no… przynajmniej większość) i zostanie profesjonalnym informatykiem. Potrafił samodzielnie instalować gry i zmieniać tapetę na pulpicie. Chłopcy w jego wieku nie powinni bać się już snów, prawda? Marek wiedział, że to wszystko dzieje się w jego głowie, ale mimo to odczuwał lęk. Może to uczucie nie zniknie nawet wtedy, kiedy będzie już bardzo starym trzydziestolatkiem. Może po ciężkim dniu składania komputerów położy się do łóżka, a wtedy w pogoń za nim znowu rzuci się ktoś bardzo zły, ktoś z ostrymi pazurami i zębami zakrzywionymi jak piracki hak z bajki o Piotrusiu Panu. Ktoś, komu wszystko jedno, czy zje zawodowego informatyka czy jedenastolatka, który co prawda przestał zbierać żetony z Pokemonami, ale jeszcze nie dorósł na tyle, by oddać kolekcję młodszej siostrze.
WWWChłopiec biegł ile sił w nogach i rozmyślał. Rozsądek podpowiadał mu, żeby się zatrzymał, poczekał na potwora i przywalił mu z pięści, częstując przy okazji wiązką promieniowania gamma albo piorunami wystrzeliwanymi z dłoni. To był przecież sen, nie zaszkodzi sprawdzić, czy nie zyskało się nagle jakichś nadzwyczajnych zdolności rodem z kreskówek o super bohaterach. A potem mógłby spokojnie poszukać drogi powrotnej z tego okropnego lasu i wyobrazić sobie, że jest policjantem walczącym z gangsterami, kowbojem na Dzikim Zachodzie albo chłopakiem Justyny z 5 B… Silniejszym uczuciem był jednak strach, który nie dawał rozsądkowi dojść do głosu, zagłuszając go krzykiem „Jesteś tylko zwierzyną, biegnij!”.
WWWZaciskał więc zęby i uciekał. Mimo całej swojej dorosłości Marek wolał nie ryzykować.
WWWSny tak naprawdę dają bardzo ograniczone poczucie swobody. Spadasz w dół z ogromnej wysokości – możesz machać rękami, udając ptaka, albo błagać o pomoc, ale i tak rozbijesz się o ziemię i obudzisz zlany potem, sprawdzając odruchowo, czy wszystkie kości masz na swoim miejscu. Jeśli natomiast śnisz o lataniu, to fajnie, ale co wtedy, gdy masz ochotę wylądować i pójść do sklepu po chipsy? Nie da się. Trzeba odgrywać to, co akurat nam zaprogramowano. Tak jak w komputerze. Marek coś o tym wiedział.
WWWPodobnie jest w tym przypadku. Biegniesz po czarnej drodze pośrodku lasu. Ścieżka ciągnie się prosto jak strzała, z obu stron gęsto obsadzona powykręcanymi drzewami, których korony przypominają zastygłe w przerażeniu twarze. Światło księżyca, ledwo co przebijające się przez grube warstwy zeschłych liści, jest jak słaby reflektor, wskazujący jedyną możliwą trasę. Nie da się zignorować scenariusza, jaki nam przygotowano, bo najważniejszym i jedynym prawdziwym elementem tego przedstawienia jest przerażenie, które wyciska z twego serca ostatnie resztki oporu. Zastępuje go świadomość nieuchronnego końca, świadomość, że ściga cię ktoś, na kogo widok postradasz zmysły i będziesz chciał umrzeć ze strachu. Dlatego nigdy, przenigdy się nie odwracaj! Popełnisz ten błąd a szybka śmierć urośnie do rangi niespełnionego marzenia. Wiecznością wyda się czas, jaki spędzisz na przyglądaniu się czarciemu futru; zdążysz nawet dostrzec najmniejsze drobinki kurzu, jakie osiadły na strąkach zmierzwionej sierści. Poczwara z piekła rodem rozstawi paszczę tak szeroko, że mogłaby się zmieścić w niej halloweenowa dynia, a kiedy zatopi ostre kły w twoim ciele, zamiast zemdleć otumaniony grozą, odliczać będziesz kęsy wygryzionego mięsa i płaty oderwanej skóry. Poczujesz odór zgnilizny bijący z diabelskiej paszczy i zrozumiesz, że tak pachną przetrawione resztki podobnych tobie biedaków, którym wydawało się, że mogą zlekceważyć sen i stanąć twarzą w twarz z bestią.
WWWMarek śnił już o tym niejeden raz. Wiedział, co robić, by przeżyć. Dawał z siebie wszystko, pędził jak wiatr, ale bestia zawsze go dopadała. Mroczny warkot nabierał na sile - chłopiec słyszał go coraz wyraźniej, coraz bliżej, rozlegał się tuż przy samym uchu… W końcu kudłate łapsko zaciskało się na jego ramieniu i przerywało ucieczkę. Pozostawało mu wtedy mocno zacisnąć oczy i za żadną cenę się nie obracać. Bestia sama mu to powiedziała dawno, dawno temu a on dobrze przyswoił sobie tę naukę.
WWW„Ciii… - zaskrzeczała swoim upiornym głosem – Nie obracaj się a wszystko będzie dobrze, to tylko sen…”
***
WWWMarek nie otwierał oczu długo po tym, kiedy za ojcem z cichym skrzypieniem zamknęły się drzwi. Leżał na łóżku zwinięty w kłębek i ciężko oddychał, kurczowo przyciskając do piersi poduszkę ze śmiesznym wizerunkiem Kaczora Donalda. Po omacku podciągnął opuszczone spodnie od piżamy, starając się zignorować ból i lepką maź płynącą mu po nodze.
WWWNastępnym razem będzie szybszy. Da z siebie więcej. Kiedyś zostawi potwora daleko w tyle.
Ostatnio zmieniony sob 17 gru 2011, 13:22 przez uthModar, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Okropny temat. Okropny sen. Ciarki chodzą po plecach.
uthModar pisze:jak piracki hak z bajki o Piotrusiu Panu
o kim? o czym? o Piotrusiu Panie
uthModar pisze:WWWSny tak naprawdę dają bardzo ograniczone poczucie swobody. Spadasz w dół z ogromnej wysokości – możesz machać rękami, udając ptaka, albo błagać o pomoc, ale i tak rozbijesz się o ziemię i obudzisz zlany potem, sprawdzając odruchowo, czy wszystkie kości masz na swoim miejscu. Jeśli natomiast śnisz o lataniu, to fajnie, ale co wtedy, gdy masz ochotę wylądować i pójść do sklepu po chipsy? Nie da się. Trzeba odgrywać to, co akurat nam zaprogramowano. Tak jak w komputerze. Marek coś o tym wiedział.
Z tym można by dyskutować, bo sny kierują się swoją zastanawiajacą nielogiczną logiką, ale w świetle zakonczenia, to stwierdzenia nabiera przewrotnego sensu.

Możesz napisać coś mniej obrzydliwego?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
Parę razy podchodziłem i parę razy nie bardzo wiedziałem co powiedzieć. Przytłacza mnie, nie tyle obrzydliwość co sugestywność treści. Też bym wolał zobaczyć coś o innej tematyce, jakoś trudno mi się przez rozterki emocjonalne odnieść do tego tekstu.

Co do snów. To też zwróciło moją uwagę z powodu przyjęcia za pewnik reguły, która regułą nie jest, każdy śni swoje sny inaczej. Tylko, że narrator personalny jest tu bardzo blisko bohatera, więc ma to uzasadnienie. Regułą śnienia jest stworzona jakby przez samego bohatera na podstawie jego snów.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

4
Nie jestem jakimś znawcą, więc nie wypowiadam się w sprawach interpunkcji, gramatyki i tym podobnym.

Przede wszystkim, podobał mi się obrazowy język, dzięki czemu nie miałem problemów z wyobrażeniem sobie wszystkiego.

Nie obrzydza mnie też treść, bo praktycznie tylko końcówka może bardziej szokować - a na różne tematy są teksty potrzebne.

To co mi się nie podobało to podejście do snów. Mnie to może trochę bardziej uwierać, bo zajmowałem się tym trochę naukowo, ale generalnie w snach nie występują przemyślenia typu: "Śnię czy nie? Mogę coś zrobić, bo jestem w śnie czy nie?" Sen jest traktowany jako swego rodzaju rzeczywistość skupiająca się na osobie, jakimś zdarzeniu, przedmiocie albo emocji.

Poza tym brakuje mi trochę opisu akcji. Dużo przemyśleń, a poza kilkoma zdaniami nie czuje się, żeby coś się działo.

I jeszcze jedno takie moje zastanowienie, jeśli autor upiera się nad tymi przemyśleniami - ciekawe czy nie lepiej byłoby napisać pierwszą część w narracji pierwszoosobowej?
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

5
dorapa pisze:Okropny temat. Okropny sen. Ciarki chodzą po plecach.
Cieszę się, chciałem właśnie wzbudzić w czytających podobne emocje. Lubię, kiedy podczas lektury autor nie tyle mną wstrząsa, co kopie w krocze, bije po twarzy i sprawia, że przez jakiś czas nie mogę mu wybaczyć tego, co zrobił ;) Niedawno potraktował mnie tak John Everson w "Maryi" (zbiór opowiadań "Igły i grzechy", polecam, kilka bardzo dobrych tekstów grozy). Nie jestem żadnym masochistą, po prostu lubię przekraczanie granic przyzwoistości i dobrego smaku, ale dodajmy że tylko w literaturze i w filmie.
B.A.Urbański pisze:To co mi się nie podobało to podejście do snów. Mnie to może trochę bardziej uwierać, bo zajmowałem się tym trochę naukowo, ale generalnie w snach nie występują przemyślenia typu: "Śnię czy nie? Mogę coś zrobić, bo jestem w śnie czy nie?" Sen jest traktowany jako swego rodzaju rzeczywistość skupiająca się na osobie, jakimś zdarzeniu, przedmiocie albo emocji.
Na zagadnieniu snów nie znam się nic a nic, więc wierzę, że może tak być. Ale, kurde, nieraz zdarzyło mi się śnić i tak jakby być świadomym tego, że wszystko to jest wytworem marzeń. Kreowałem rzeczywistość, wpływałem na akcję (zupełnie inaczej niż biedny bohater opowiadania). Chyba, że tylko mi się to wydawało ;)

Dziękuję za opinie i komentarze, może niedługo skrobnę coś mniej ponurego i bardziej strawnego.

7
Dobra, pokuszę się o parę uwag.
Przecinał powietrze w szaleńczym pędzie niczym zawodowy pływak, który morderczym kraulem dopływa po upragnione złoto.
Niespójne to porównanie. Skoro bohater biegnie, to po co jego pęd porównywać do pływania? Porównanie do sprintera byłoby spójniejsze.
Brawurowo utrzymał równowagę (...)
Skrót myślowy. Czy utrzymać równowagę można w sposób pełen brawury, odważny, zuchwały lub ryzykancki? Można w ten sposób ominąć przeszkodę w biegu, można brawurowo przebiec jakiś trudny fragment trasy (np. po wąskim pniu) ale nie brawurowo utrzymać równowagę.
To był przecież sen, nie zaszkodzi sprawdzić, (...)
IMHO, do usunięcia.
(...)nadzwyczajnych zdolności rodem z kreskówek o super bohaterach.
Razem.
Tak, jak w komputerze.
Przecinek.
Biegniesz po czarnej drodze pośrodku lasu.
Czarną drogą.
Marek śnił już o tym niejeden raz. Wiedział, co robić, by przeżyć. Dawał z siebie wszystko, pędził jak wiatr, ale bestia zawsze go dopadała.
Brakuje tu logiki. Marek śnił, znał to, wiedział co robić, by przeżyć, wiedział, ze musi gnać, a mimo to bestia zawsze go dopadała. Znaczy się, jednak niezbyt dobrze wiedział co robić, jeśli mu się nie udawało?
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

8
Wiedział, co robić, by przeżyć.

Nie brakuje logiki, gdyby się odwrócił, nie przeżyłby...

Są sny, w których wiemy, że śnimy, są sny, w których możemy kreować treść i zakończenie, nie znam nauki, która temu zaprzecza.

Nie czepiam się przecinków, budowy zdań, gdyż bardzo mi się podobało. Podejście do tematu, pointa, nawet, nieco wisielczy humor z początku...
Tacitisque senescimus annis
Najmądrzejsza rzecz, to wiedzieć co jest nieosiągalne, a nie w głupocie swojej, dążyć ku temu za wszelką cenę
- Zero Tolerancji -

9
Tak, wiem, wiedział co robić, by przeżyć i przeżywał. Ale autor sam pisze,w jednym ciągu logicznym:
Dawał z siebie wszystko, pędził jak wiatr, ale bestia zawsze go dopadała.
Ale!
Mamy tu pomieszane dwie rzeczy, co robić by przeżyć w znaczeniu, co robić by bestia mnie nie dopadła. Skoro dopadła - to tak jakbym nie przeżył. To wszystko jest ładnie wyłożone w poprzednim akapicie, ale nie utrzymuje się w obliczu kolejnego. W koljnym (kolejnych) wiadomo, że śmierć nie wchodzi w rachubę. Ergo śmierć grożąca od potwora jest przenośnią. I się spełnia. Czyli - jednak nielogicznie, bo wiedział co zrobić a się nie udało.

Ale generalnie zdanie popieram. Błędy(?) są bardzo delikatne, tekst literacko ładnie brzmi i zasuwa naprzód.
Jedeyny personalny zarzut jaki mam do fabuły, jest bardzo osobisty. W ostatnich paru miesiącach (istnienia Szortalu) obrodziło aż w kilka tekstów o podobnej tematyce i mi się trochę przejadło.

[ Dodano: Wto 15 Lis, 2011 ]
Tak, wiem, wiedział co robić, by przeżyć i przeżywał. Ale autor sam pisze,w jednym ciągu logicznym:
Dawał z siebie wszystko, pędził jak wiatr, ale bestia zawsze go dopadała.
Ale!
Mamy tu pomieszane dwie rzeczy, co robić by przeżyć w znaczeniu, co robić by bestia mnie nie dopadła. Skoro dopadła - to tak jakbym nie przeżył. To wszystko jest ładnie wyłożone w poprzednim akapicie, ale nie utrzymuje się w obliczu kolejnego. W kolejnym (kolejnych) wiadomo, że śmierć nie wchodzi w rachubę. Ergo śmierć grożąca od potwora jest przenośnią. I się spełnia. Czyli - jednak nielogicznie, bo wiedział co zrobić a się nie udało.

Ale generalnie zdanie popieram. Błędy(?) są bardzo delikatne, tekst literacko ładnie brzmi i zasuwa naprzód.
Jedeyny personalny zarzut jaki mam do fabuły, jest bardzo osobisty. W ostatnich paru miesiącach (istnienia Szortalu) obrodziło aż w kilka tekstów o podobnej tematyce i mi się trochę przejadło.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

10
Pointa miażdżąca, ale:
poprzedzający ją fragment jest słaby - raz czy dwa przeszło mi przez myśl odpuszczenie sobie lektury i zajęcie się czymś innym (no, ale akurat obiadek jadłem - zwykle wtedy sobie coś przeczytam z Wery; mam nadzieję, że nikogo nie razi bycie "pisarzem do kotleta" ;) )

Bardziej konkretne zastrzeżenia:
Potknął się o wystający korzeń. Odruchowo zamachał rękami i biegł dalej. Przecinał powietrze w szaleńczym pędzie niczym zawodowy pływak, który morderczym kraulem dopływa po upragnione złoto.
Niespójne porównanie z tym pływakiem - pływacy przecinają wodę dość powoli, za to z wysiłkiem i uporem. Jak dla mnie są dobrą metaforą dla kogoś, kto biegnie niezbyt szybko, ale za to z ponurą determinacją. Jak ktoś biega jak najszybciej się da to raczej nie przecina powietrza jak pływak.
I tego... odruchowo machasz rękoma jak się o coś potkniesz biegnąć sprintem? Pozdrawiasz kogoś czy jak? Ja na przykład lecę całym ciałem do przodu i upadam na mordkę (albo ewentualnie przetaczam się przez bark i biegnę dalej - tak umiem to, mam filmiki na potwierdzenie).
uthModar pisze:Gra toczyła się o coś dużo cenniejszego niż lśniący krążek, który w świetle jupiterów wieszają ci na szyję. Tutaj stawką była szyja.
Rozumiem żart z szyją i jest ok, ale zwykle mówi się o tym, że kark/życie jest stawką, nie szyja. Może lepiej napisać coś o oddzielaniu głowy od szyi? Nie wiem w sumie.
uthModar pisze:Może to uczucie nie zniknie nawet wtedy, kiedy będzie już bardzo starym trzydziestolatkiem.
To na plus, dzieciaki właśnie tak postrzegają dorosłych. Jako wiekowych trzydziestolatków. :)
uthModar pisze:Może po ciężkim dniu składania komputerów położy się do łóżka, a wtedy w pogoń za nim znowu rzuci się ktoś bardzo zły, ktoś z ostrymi pazurami i zębami zakrzywionymi jak piracki hak z bajki o Piotrusiu Panu
lepiej by było "hak kapitana, który prześladował Piotrusia Pana". Jesteś pewien, że to się odmienia "Piotrusiu Panu"? Dziwnie wygląda.
uthModar pisze:Chłopiec biegł ile sił w nogach i rozmyślał.
Nie podoba mi się to. Nawet we śnie, a może nawet bardziej w snach niż w rzeczywistości, jak uciekasz ile sił w nogach to raczej nie rozmyślasz sobie spokojnie o czymkolwiek i nie planujesz w myślach jutrzejszych zakupów. Uciekający nie myśli, on raczej reaguje.
Powyższe nie pasuje mi zwłaszcza w koniunkcji z ostatnim zdaniem akapitu:
Silniejszym uczuciem był jednak strach, który nie dawał rozsądkowi dojść do głosu, zagłuszając go krzykiem „Jesteś tylko zwierzyną, biegnij!”.
No to albo myślał albo strach mu macił myśli, trzeba się zdecydować na jedno.
uthModar pisze:Sny tak naprawdę dają bardzo ograniczone poczucie swobody. Spadasz w dół z ogromnej wysokości – możesz machać rękami, udając ptaka, albo błagać o pomoc, ale i tak rozbijesz się o ziemię i obudzisz zlany potem, sprawdzając odruchowo, czy wszystkie kości masz na swoim miejscu. Jeśli natomiast śnisz o lataniu, to fajnie, ale co wtedy, gdy masz ochotę wylądować i pójść do sklepu po chipsy? Nie da się. Trzeba odgrywać to, co akurat nam zaprogramowano. Tak jak w komputerze. Marek coś o tym wiedział.
Tu bym się nie zgodził i narrator jest nieco zbyt autorytatywny. Z tego, co wiem - a sporo moich znajomych eksperymentowało z Lucid Dreaming, sny daje się znacznie bardziej kontroloawać. Z własnych doświadczeń - nie wiem, może i tak jest, praktycznie nigdy nie pamiętam swoich snów.
uthModar pisze:Dlatego nigdy, przenigdy się nie odwracaj! Popełnisz ten błąd a szybka śmierć urośnie do rangi niespełnionego marzenia. Wiecznością wyda się czas, jaki spędzisz na przyglądaniu się czarciemu futru; zdążysz nawet dostrzec najmniejsze drobinki kurzu, jakie osiadły na strąkach zmierzwionej sierści. Poczwara z piekła rodem rozstawi paszczę tak szeroko, że mogłaby się zmieścić w niej halloweenowa dynia, a kiedy zatopi ostre kły w twoim ciele, zamiast zemdleć otumaniony grozą, odliczać będziesz kęsy wygryzionego mięsa i płaty oderwanej skóry. Poczujesz odór zgnilizny bijący z diabelskiej paszczy i zrozumiesz, że tak pachną przetrawione resztki podobnych tobie biedaków, którym wydawało się, że mogą zlekceważyć sen i stanąć twarzą w twarz z bestią.
W zestawieniu z pointą, ten fragment jest w porządku. Bez niej - jak się to czyta pierwszy raz - ma się wrażenie, ze narrator wielokrotnie odwracał się i spoglądał w pysk goniącej go bestii, co jest raczej nielogiczne... Mówi, że się nie da, a brzmi jakby sam to robił co noc i jakoś zachował poczytalność.
uthModar pisze:Pozostawało mu wtedy mocno zacisnąć oczy i za żadną cenę się nie obracać
Chodzi Ci zapewne o nie odwracanie się bądź nie spoglądanie za siebie... "obracać się" kojarzy mi się z dziełem "O obrotach sfer niebieskich" albo z obracaniem się w miejscu wokół własnej osi, trochę jak wampir.
uthModar pisze:Światło księżyca, ledwo co przebijające się przez grube warstwy zeschłych liści
Grube warstwy zeschłych liści koajrzą się raczej z liśćmi zalegającymi na ziemi, nieprawdaż? A Tobie przecież chodzi - chyba - o liście w koronach drzew...


Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony śr 14 gru 2011, 18:45 przez Mich'Ael, łącznie zmieniany 1 raz.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

11
Hej.
Faktycznie, kilka błędów jest (znaleźli je moi poprzednicy), ale jak dla mnie to całkiem udany tekst. Może trochę mało akcji, może za dużo przemyśleń, lecz odbiór jest kwestią gustu. Jedni lubą lody, inni jak im nogi śmierdzą (tych drugich zapewne jest więcej).
Pewne jest jedno - nikt nie powinien odmówić Ci talentu. Pracuj, napisz coś dłuższego, bo masz potencjał. Szkoda by było, gdyby został zmarnowany.
Pozdro.

P.S. W kliku miejscach skróciłbym zdania.

12
Kruger pisze:
Przecinał powietrze w szaleńczym pędzie niczym zawodowy pływak, który morderczym kraulem dopływa po upragnione złoto.
Niespójne to porównanie. Skoro bohater biegnie, to po co jego pęd porównywać do pływania? Porównanie do sprintera byłoby spójniejsze.
Porównanie odnosi się do sytuacji, kiedy bohater próbował utrzymywać równowagę - "orał" ramionami powietrze, co mogło przypominać właśnie pływanie kraulem. Najlepiej zobrazowałbym na żywo, co miałem na myśli ;)
Kruger pisze:
Marek śnił już o tym niejeden raz. Wiedział, co robić, by przeżyć. Dawał z siebie wszystko, pędził jak wiatr, ale bestia zawsze go dopadała.
Brakuje tu logiki. Marek śnił, znał to, wiedział co robić, by przeżyć, wiedział, ze musi gnać, a mimo to bestia zawsze go dopadała. Znaczy się, jednak niezbyt dobrze wiedział co robić, jeśli mu się nie udawało?
Wiedział, że musi uciekać, choć jeszcze nigdy mu się nie udało zbiec przed potworem. Gdyby nie uciekał (czytaj: gdyby pogodził się z sytuacją), zginąłby. Nic nie zostałoby z jego psychiki. Może faktycznie źle to ująłem.
Mich'Ael pisze:I tego... odruchowo machasz rękoma jak się o coś potkniesz biegnąć sprintem?
Nie :D Widziałem jednak, jak mój dużo młodszy kuzyn stosował taką technikę - tyle tylko, że nigdy nie zakończyła się sukcesem ;)
Mich'Ael pisze:Chodzi Ci zapewne o nie odwracanie się bądź nie spoglądanie za siebie...
Właśnie to miałem na myśli i byłem święcie przekonany, że napisałem o odwracaniu. Kiedy odkryłem swój błąd, za póżno było na edycję.

Zodiac, Mich'Ael, Kruger, Kai Man, tumi1 - dziękuję za komentarze. Wszystkie rady biorę sobie do serca. Cieszę się, że poświęciliście parę chwil na przeczytanie i skomentowanie tekstu.

13
uthModar pisze:
Kruger pisze:
Przecinał powietrze w szaleńczym pędzie niczym zawodowy pływak, który morderczym kraulem dopływa po upragnione złoto.
Niespójne to porównanie. Skoro bohater biegnie, to po co jego pęd porównywać do pływania? Porównanie do sprintera byłoby spójniejsze.
Porównanie odnosi się do sytuacji, kiedy bohater próbował utrzymywać równowagę - "orał" ramionami powietrze, co mogło przypominać właśnie pływanie kraulem. Najlepiej zobrazowałbym na żywo, co miałem na myśli ;)
Mich'Ael też to dobrze ujął:
Niespójne porównanie z tym pływakiem - pływacy przecinają wodę dość powoli, za to z wysiłkiem i uporem. Jak dla mnie są dobrą metaforą dla kogoś, kto biegnie niezbyt szybko, ale za to z ponurą determinacją. Jak ktoś biega jak najszybciej się da to raczej nie przecina powietrza jak pływak.
Jeśli chciałeś oddać oranie ramionami powietrza, to winieneś to napisać trochę inaczej.
Niemniej uważam, że ramiona w biegu nie orają powietrza w taki sposó jak ramiona pływaka orają wodę - inna gęstość, inny rodzaj wysiłku.

14
Ja tu jeszcze napiszę odnośnie pływania, że pływak bardzo dużo pracuje tułowiem i pływacy nie orają wody, bo to by tylko powodowało niepotrzebny opór, który spowalnia. Pływacy starają się właśnie ten opór zminimalizować.

Poza tym przyłączę się do niektórych powyżej, bo również chętnie przeczytam coś nowego spod Twego pióra :)
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

15
uthModar pisze:Marek wiedział, co jest grane. Miesiąc temu skończył jedenaście lat, a to już zobowiązuje do patrzenia na świat z perspektywy dorosłego. Postanowił nawet, że za jakiś czas definitywnie przestanie oglądać bajki (no… przynajmniej większość) i zostanie profesjonalnym informatykiem. Potrafił samodzielnie instalować gry i zmieniać tapetę na pulpicie. Chłopcy w jego wieku nie powinni bać się już snów, prawda? Marek wiedział, że to wszystko dzieje się w jego głowie, ale mimo to odczuwał lęk. Może to uczucie nie zniknie nawet wtedy, kiedy będzie już bardzo starym trzydziestolatkiem. Może po ciężkim dniu składania komputerów położy się do łóżka, a wtedy w pogoń za nim znowu rzuci się ktoś bardzo zły, ktoś z ostrymi pazurami i zębami zakrzywionymi jak piracki hak z bajki o Piotrusiu Panu. Ktoś, komu wszystko jedno, czy zje zawodowego informatyka czy jedenastolatka, który co prawda przestał zbierać żetony z Pokemonami, ale jeszcze nie dorósł na tyle, by oddać kolekcję młodszej siostrze.
Bardzo podoba mi się ten akapit (na razie patrzę na niego jako na fragment wyrwany z kontekstu). Naprawdę sprawnie, klimatycznie oddany sposób myślenia jedenastolatka. I to bez "infatylzacji" języka, składni. Płynnie, sprawnie. Podoba mi się.
uthModar pisze:Chłopiec biegł ile sił w nogach i rozmyślał.
Rozmyślanie zdecydowanie nie koresponduje z "pędem" i dramaturgią wydarzeń.
uthModar pisze:Sny tak naprawdę dają bardzo ograniczone poczucie swobody. Spadasz w dół z ogromnej wysokości – możesz machać rękami, udając ptaka, albo błagać o pomoc, ale i tak rozbijesz się o ziemię i obudzisz zlany potem, sprawdzając odruchowo, czy wszystkie kości masz na swoim miejscu. Jeśli natomiast śnisz o lataniu, to fajnie, ale co wtedy, gdy masz ochotę wylądować i pójść do sklepu po chipsy? Nie da się. Trzeba odgrywać to, co akurat nam zaprogramowano. Tak jak w komputerze. Marek coś o tym wiedział.
Po co to? Nie dość, że widać, że w dziedzinie snów nie jesteś jakimś wybitnym myślicielem ;), to jeszcze odzierasz w tym miejscu tekst z emocji. Na kit mi jakiś płytki wykład o snach? Mnie martwi ten chłopiec! Ucieknie, czy nie? Co go goni? A ty mi tutaj o lataniu we śnie. Czy on lata? Nie! No to nie zawracaj... ;)
uthModar pisze:Mroczny warkot nabierał na sile - chłopiec słyszał go coraz wyraźniej, coraz bliżej, rozlegał się tuż przy samym uchu… W końcu kudłate łapsko zaciskało się na jego ramieniu i przerywało ucieczkę. Pozostawało mu wtedy mocno zacisnąć oczy i za żadną cenę się nie obracać. Bestia sama mu to powiedziała dawno, dawno temu a on dobrze przyswoił sobie tę naukę.
WWW„Ciii… - zaskrzeczała swoim upiornym głosem – Nie obracaj się a wszystko będzie dobrze, to tylko sen…”
***
WWWMarek nie otwierał oczu długo po tym, kiedy za ojcem z cichym skrzypieniem zamknęły się drzwi. Leżał na łóżku zwinięty w kłębek i ciężko oddychał, kurczowo przyciskając do piersi poduszkę ze śmiesznym wizerunkiem Kaczora Donalda. Po omacku podciągnął opuszczone spodnie od piżamy, starając się zignorować ból i lepką maź płynącą mu po nodze.
WWWNastępnym razem będzie szybszy. Da z siebie więcej. Kiedyś zostawi potwora daleko w tyle.
To połączenie na zakończenie jest baaardzo mocne. W dobrym momencie, skupiając się na właściwych elementach, przechodzisz do puenty.

Ogólnie dla mnie taka trochę huśtawka:
otwarcie - słabe (tę metaforę już przenicowano na wszystkie strony, więc nie będę smędzić)
następny akapit czy dwa - fajnie, rozkręca się
potem jakieś smędzenie o snach i pogubienie dynamiki i emocji (aczkolwiek napisane całkiem sprawnie)
zakończenie - mocne i dobrze wykonane.

Ogólnie tekst na plus. Co nieco można by poprawić, ale dobrą robotę wykonałeś.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”