9
autor: Zoe
Szkolny pisarzyna
Myślę, że umiejętność dobrego promowania swoich książek jest dla pisarza na wagę złota. Trzeba to jedynie robić z głową, bo można bardzo łatwo przesadzić i zamiast oczekiwanych pozytywnych efektów narazić się na śmieszność i irytację.
Jeśli twórca fantastyki umie łatwo nawiązywać kontakty z czytelnikami, dobrym pomysłem są konwenty. Jeśli umie się robić miłe wrażenie, jest się sympatycznym, uprzejmym i życzliwym wobec ludzi, szybko nawiązuje się nowe znajomości, to sporo osób może kupić książkę zwyczajnie z ciekawości: "Poznałem pana X., bardzo miło mi się z nim rozmawiało. Wspominał o swojej książce, hmm, ciekawe, może kupię i zobaczę"? O ile ktoś nie boi się publicznych wystąpień, można prowadzić na konwentach prelekcje - to też forma promocji; im więcej osób nas kojarzy/zna/słyszało o nas, tym większa szansa, że kupią książkę. Tak samo działają spotkania z czytelnikami. Rzecz jasna z umiarem - pół roku wypełnione spotkaniami w celu wypromowania jednej książki, podczas gdy pisarz nie ma już autentycznie czasu aby pisac kolejną, to gruba przesada. No ale jak pisałam, trzeba to robić z głową i umiarem.
Świetnym narzędziem do promocji jest strona na Facebooku z informacjami na bieżąco oraz własny blog. Wrogiem promocji jest natomiast przesada, nachalnośc, wciskanie się drzwiami i oknami. Nie mówię, aby stać grzecznie w kąciku i wpadać w panikę, gdy ktoś powie, że czytał i mu się podobało. Ale nachalne wysyłanie wszystkim znajomym zachęty do kupna książki, molestowanie blogerów o opinie (a potem dzika furia, gdy bloger zrecenzował, ale nie tak pozytywnie, jak życzyłby sobie tego autor...) przynosi z reguły odwrotny skutek.
I wear my red lipstick, grab my coat and gun...