Lustrzane odbicie

1
Opowiedział jej wszystko, podświadomie przywołując tamte zdarzenia. Odżyły w jego wspomnieniach, utwierdziły. Utwierdziły go, że taki musi być koniec. Koniec, aby mógł być początek. W ciemności zalśnił nóż. W ciszy rozległ się jęk. Ostatnia prośba, rozpaczliwe błaganie.
Błysk przerażonych oczu, bezskuteczna szamotanina na krześle, z którego nie można się wydostać. Łza kapiąca na policzek, na który następnie skapuje krew. Nóż harata go, powoli, aby przedłużyć mękę i - przedłużyć podniecenie. Brutalne ciosy są odpowiedzią, sprawiedliwości cichej, teraz wzburzonej - kumulowanej przez lata, nieprzespane noce.
Obsesja. Podziw dla piękna. Musi zniknąć, aby pojawiła się przyszłość. Już niczym nie zmącona. Ciosy stały się szybsze, krew spłynęła ciurkiem na wieczorną sukienkę. Głęboki dekolt podnosił się i opadał z niewyobrażalną szybkością, z jaką w tej chwili biło serce Justyny. Krzyki roznoszące się po sali, ciemnej sali tortur, napawały oprawcę dumą. Szczęściem, które urwało wraz ze zdradą. Szczęściem, które nie pojawiło się aż do teraz. Nieprzerywanie ciął, bojąc się, że to uczucie już nie powróci. Nie musiał.
Skąpana we krwi twarz nie pozostawiła mu żadnych wątpliwości. Ukończone dzieło pogłaskał po policzku. Było idealne.
***
Obudziła się. Miała wrażenie, że trwała w głębokim śnie. Tak głębokim, że nie mogła się z niego wybudzić. Krzyczała w nim, wręcz wyła z bólu. Odpowiadał jej na to tylko śmiech. Taki gardłowy, nienawistny, że przeszywał ją na samo wspomnienie dreszcz. Ten śmiech i ból - cierpienie, którego nie da się w stanie wyobrazić... Dalej je czuła, jakby natrętny koszmar wciąż trwał w jej świadomości. Jakby się nie skończył. Dla pewności dotknęła ostrożnie swojej twarzy. Ledwo co ją musnęła, ogarnął całą skórę ogień. Na rękach, które szybko oddaliła, poczuła coś lepkiego. Nie! - krzyknęła w duchu. To nie może być prawda!
Mimowolnie otworzyła oczy i spojrzała w dół, na wyciągnięte dłonie. Były splamione krwią. Nie mogła przyjąć do wiadomości prawdy. Może wcześniej się skaleczyłam? - pomyślała, chcąc się pocieszyć. Kiedy jednak podniosła wzrok, nie było mowy o wątpliwościach. Wszędzie otaczały ją lustra. Z każdej strony, nawet podłoga została zbudowana z przezroczystej tafli. A w niej odbijała się niezwykle szkaradna postać. Zmaltretowana twarz raziła swą potwornością. Pozostało na niej niewiele skóry; wszędzie widniały rany zadane brutalnie przez nóż. Znaczyła je szkarłatna krew.
Nawet najlepszy chirurg nie zdołałby przywrócić Justynie dawnego wizerunku. Widząc swą porytą twarz dziewczyna nie mogła znaleźć podobieństwa do dawnej. Kiedyś tak niewyobrażalnie pięknej, a teraz wręcz groteskowej.
Wiedział, co zaboli Justynę najbardziej. Co zniszczy jej życie i je na dobre zaprzepaści. Pozbawi sensu. Doprowadzi do szaleństwa.
Dziewczyna uklęknęła na ziemi, nie mogąc samodzielnie ustać na nogach. Krew zmieszała się ze łzami bezsilności i gniewu. Kiedy spojrzała pod nogi, dalej TO widziała. Bez opamiętania zaczęła tłuc pięścią w szkło, ale na nic się to zdało. Obraz nie chciał zniknąć, osaczał, nie pozwalał na złudzenia. Nie zważała na to, że szkło się nie rozbija, zrodzona agresja nie pozwalała jej przestać. Kroki w korytarzu zostały więc zagłuszone.
Kiedy drzwi otwarły się ze zgrzytem i pokazała się w nim znienawidzona postać, drgnęła zaskoczona.
- Szkło warstwowe – wskazał dręczyciel na obryzgane krwią ręce. Na jego ustach malował się chytry uśmieszek. Był zapowiedzią przyszłości.
Ostatnio zmieniony ndz 18 maja 2014, 21:38 przez gochex7, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Hm, zauważyłam nieskomentowany tekst, to pomyślałam, że warto byłoby przekazać coś od siebie. Myślałam, że skoro krótki, to szybko pójdzie, niestety myliłam się. Bardzo ciężko było mi przedrzeć się przez Twój opis sytuacji, dwukrotnie przeczytałam tekst, ale od natłoku tego wszystkiego, co chciałaś napisać w głowie mi się kręciło. Całe zdarzenie opisałaś bardzo... hm... trudno do przyswojenia. Nie rozumiem początku, jakbyś wstawiła fragment wyjęty z większej historii, już zdążyłam się pogubić się, zaczynając czytać.
bezskuteczna szamotanina na krześle, z którego nie można się wydostać.
- hmmm... wydostać z krzesła, moim zdaniem czasownik w ogóle nietrafiony, wiem, że pewnie chodziło Ci o przywiązanie do krzesła, więc może "bezskuteczna szamotanina na krześle" wystarczy? Nie musisz przecież wszystko pokazywać dokładnie czytelnikowi:)
Łza kapiąca na policzek, na który następnie skapuje krew.
- A może łza spływająca po policzku, na który następnie kapie krew?
Brutalne ciosy są odpowiedzią, sprawiedliwości cichej, teraz wzburzonej - kumulowanej przez lata, nieprzespane noce.
- a w tym zdaniu się zgubiłam, nie mogę odnaleźć jego sensu.
"Szczęściem, które urwało wraz ze zdradą." - czyżby brakowało "się"?
Taki gardłowy, nienawistny, że przeszywał ją na samo wspomnienie dreszcz.
- "że na samo wspomnienie przeszywał ją dreszcz" - dużo ładniejszy szyk.
Dla pewności dotknęła ostrożnie swojej twarzy.
- pomiń "swojej" zaimek zupełnie zbędny, bohaterka jest sama, więc czyjej twarzy mogłaby dotknąć, jak nie swojej?:)
Ledwo co ją musnęła, ogarnął całą skórę ogień.
- "Ledwo ją musnęła, a całą skórę ogarnął ogień." - Moim zdaniem lepiej się prezentuje.
przezroczystej tafli
- lustro z pewnością nie jest przezroczyste
"wszędzie widniały rany zadane brutalnie przez nóż." - brutalnie zadane nożem
dawnego wizerunku. Widząc swą porytą twarz, dziewczyna nie mogła znaleźć podobieństwa do dawnej.

Jedynie ostatni akapit tekstu, gdy dziewczyna wyraziła swoją agresję do mnie przemówił, a dlaczego? Były w nim emocje, w pozostałej części opisujesz cały zabieg, potem wygląd, ale nie ma nic ze strachu, bólu, motywacji bohatera, może i był szaleńcem, może i dziewczyna mu coś zrobiła, ale ja się pytam, po co to wszystko? Brakuje mi płynności, narracja jest ciężka. Widzisz sytuację, z pewnością, ale ja, niestety, jej nie dostrzegam, postaraj się jej lepiej przyjrzeć, opisać prościej:) Ale potencjał jest, więc pracuj dalej, pozdrawiam ciepło i czekam na więcej:)

[ Dodano: Nie 14 Paź, 2012 ]
Za późno mi się przypomniało o jeszcze jednym błędzie, nie zdążę edytować, więc:
- Szkło warstwowe – wskazał dręczyciel na obryzgane krwią ręce. Na jego ustach malował się chytry uśmieszek. Był zapowiedzią przyszłości.
- Po pierwsze kropka po myślniku, po drugie szyk, "Dręczyciel wskazał".

3
Cicuta, Dziękuje za poprawienie błędów. To końcówka mojego opowiadania, dlatego pewnie nie mogłaś się połapać o co chodzi. Mam problem z szykiem. Myślałam, że zrobiłam postęp, ale jednak znowu napisałam coś za ciężko. Pewnie przez ten zawiły styl. Ale mam jeszcze dużo czasu, za miesiąc dopiero piętnastka, mogę się więc doskonalić. Podobno rodzimy się tylko z 20% talentu, reszta to praca:)
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam:)

4
Nie lepiej byłoby wrzucać całości, a nie wyrwanych z kontekstu fragmentów?:) Jak to mówią: "Nie od razu Rzym zbudowano", nie czytałam Twoich wcześniejszych prac, więc trudno mi określić, czy się polepszyło, ale przecież nauka czyni mistrza:) Pozdrawiam, następnym razem umieść coś dłuższego, albo może jakiegoś szorta? Będzie łatwiej się połapać:)

5
Styl dość nieprzyjemny, przesadzony. Ma być tak morczno-boleśnie, że nie zostawiasz miejsca na normalne słownictwo, zobrazowanie sytuacji i... Emocje bohaterki (zwłaszcza w pierwszej części) - o tym za chwilę. Teraz do spraw językowych.

Krótkie zdania. Tak jak nie jestem ich wrogiem, tak tutaj to brzmi jakby narrator miał czkawkę i się jąkał równocześnie. Namnożone powtórzenia, urwane struktury gramatyczne, zaczynanie zdań od środka. To wszystko są jakieś środki wyrazu i można je stosować, ale nie należy przesadzać. Tu jest dzisięć takich "ozdobników" na centymetr kwadratowy i zamiast brzmieć klimatycznie całość brzmi raczej niewprawnie.
gochex7 pisze:Opowiedział jej wszystko, podświadomie przywołując tamte zdarzenia.
Skoro opowiadał, to to było jak najbardziej świadome. I to po obu stronach przekazu raczej. Czyli słówko wstawione nie w pięć ni w dziewięć.
gochex7 pisze:Odżyły w jego wspomnieniach, utwierdziły. Utwierdziły go, że taki musi być koniec.
Tutaj urwanie zdania i rozpoczęcie go od powtórzenia absolutnie niczemu nie służy. I takie urwane "utwierdziły" (bez "go") brzmi kiepsko.
gochex7 pisze:Błysk przerażonych oczu, bezskuteczna szamotanina na krześle, z którego nie można się wydostać.
Z krzesła zasadniczo się nie "wydostajesz" - zły czasownik. Jeżeli ona jest tam jakoś przywiązana, przykuta, to trzeba to inaczej oddać.
gochex7 pisze:Nóż harata go, powoli, aby przedłużyć mękę i - przedłużyć podniecenie.
Nie wiem, od czego tutaj ten myślnik.
gochex7 pisze:Brutalne ciosy są odpowiedzią, sprawiedliwości cichej, teraz wzburzonej - kumulowanej przez lata, nieprzespane noce.
Pomiędzy odpowiedzią a sprawiedliwości nie powinno być przecinka. Poza tym zdanie jest idealnym przykładem ozdobnika nie niosącego w sobie żadnej treści. Nie wiem, co to "sprawiedliwość cicha" w kontekście orania komuś gęby nożem, "sprawiedliwość wzburzona" brzmi tak samo enigmatycznie.
gochex7 pisze:Obsesja. Podziw dla piękna. Musi zniknąć, aby pojawiła się przyszłość. Już niczym nie zmącona.
Straszna sieczka znowu. I cholera wie, co "musi zniknąć"? Piękno? Podziw? Obsesja?
gochex7 pisze:na wieczorną sukienkę
"wieczorową"
gochex7 pisze:Głęboki dekolt podnosił się i opadał z niewyobrażalną szybkością, z jaką w tej chwili biło serce Justyny
Ale wiesz, że pierś unosi się i opada w rytm oddechów, a nie bicia serca?
gochex7 pisze:Szczęściem, które urwało wraz ze zdradą
Nawet, gdzyby wstawić brakujące "się", to mamy szczęści i zdradę razem się gdzieś urywające.
Kolejny ozdobnik bez sensu.
gochex7 pisze:Skąpana we krwi twarz nie pozostawiła mu żadnych wątpliwości. Ukończone dzieło pogłaskał po policzku.
Nieładne szyki.
gochex7 pisze:Odpowiadał jej na to tylko śmiech.
"na to" do wywalenia
gochex7 pisze:Taki gardłowy, nienawistny, że przeszywał ją na samo wspomnienie dreszcz.
Szyk koszmarny.
gochex7 pisze:Dla pewności dotknęła ostrożnie swojej twarzy.
Wiadomo, że nie cudzej.
gochex7 pisze:Ledwo co ją musnęła, ogarnął całą skórę ogień.
Ledwie ją musnęła, całą skórę ogarnął ogień. - też nieładne, ale przynajmniej łatwiejsze do czytania.
Warto by nie robić aż takich skrótów myślowych, dodać, że ona to poczuła, dodać, jak zareagowało jej ciało (w sensie fizjologicznym czy odruchowym bardziej). Bo takie poruszanie się w jednej wielkiej metaforze na dłuższą metę robi się nużące.
Ma być dramatycznie, strasznie, emocjonalnie, a jesteśmy za jakąś zasłoną "nigdy nic nie powiem wprost".
gochex7 pisze: To nie może być prawda!
Mimowolnie otworzyła oczy i spojrzała w dół, na wyciągnięte dłonie. Były splamione krwią. Nie mogła przyjąć do wiadomości prawdy.
Pogrubienie - to powtórzenie chyba nie było zamierzone.
Podkreślenie - przed chwilą tę informację podałaś w formie myśli bohaterki. Wystarczy.
gochex7 pisze:przezroczystej tafli.
Lustro to nie jest przezroczysta tafla.
Pozostało na niej niewiele skóry; wszędzie widniały rany zadane brutalnie przez nóż.
Średnik bez sensu wstawiony. Albo daj kropkę, albo (lepiej) zbuduj z tego płynne zdanie.
Poza tym przymiotnik "brutalnie" zbędny - artystycznie niczego nie wnosi, a co do brutalności całej sytuacji to już czytelnik ma wystarczające informacje.
gochex7 pisze:Znaczyła je szkarłatna krew.
Raczej wiemy, że nie zielona. Więc przymiotnik zbędny. Co więcej wiemy, że w ranach jest krew - więc w ogóle całe zdanie niepotrzebne.
gochex7 pisze:Nawet najlepszy chirurg nie zdołałby przywrócić Justynie dawnego wizerunku.
wyglądu
Wizerunek to trochę coś innego.
gochex7 pisze:porytą twarz
Jaką?!
Poryć znaczy bodajże "zrobić bruzdy, ryjąc" (tak szukając najbliżej). Ale to w odniesieniu bardziej chyba do dzika niż to haratania kogoś nożem :P
Poryty w sensie potocznym to już w ogóle coś innego.
Może chodziło Ci o "pooraną twarz" - chociaż tego też raczej używa się w odniesieniu do zmarszczek czy blizn, a mniej do otwartych ran.
gochex7 pisze:Justynie dawnego wizerunku. Widząc swą porytą twarz dziewczyna nie mogła znaleźć podobieństwa do dawnej.
Powtórzenie.
Poza tym "dawnej" czego? Siebie? Twarzy? To zdanie jest nieładnie urwane.
gochex7 pisze:Doprowadzi do szaleństwa.
Z wcześniejszych zdań by wynikało, że to życie zostanie doprowadzone do szaleństwa. Krótko mówiąc jakoś wstawiona Justyna by się tu przydała.
gochex7 pisze:Kiedy drzwi otwarły się ze zgrzytem i pokazała się w nim znienawidzona postać, drgnęła zaskoczona.
Przydałby się podmiot do "drgnęła".
gochex7 pisze:- Szkło warstwowe – wskazał dręczyciel na obryzgane krwią ręce. Na jego ustach malował się chytry uśmieszek. Był zapowiedzią przyszłości.
Błędny zapis dialogu.

Robisz wszystko, żeby tylko nie napisać czegoś normalnie, zwyczajnie. A zwyczajności nie ma co się obawiać. Nadmiar ozdobników zasypuje skutecznie wszelkie emocje, zamiast je wydobywać. W pierwszej scenie Twoje postaci to kukiełki za jakimś parawanem. Niczego nie widać, coś tam mechanicznie jęczy, a narrator próbuje mi wcisnąć, że jakiś chłop się podniecił. Ta, jasssne. Jedno widzę, a drugie próbują mi wmówić - takie jest moje odczucie.
Reakcja Justyny na rany na początku jest też płaska. Zapominasz o aspekcie fizycznym - to musi boleć jak cholera nawet nie dotykane łapami. Psychologiczny skupia się na marudzeniu o złamanym życiu i tym, ze żaden chirurg tego nie naprawi. Żadnego poczucia zagrożenia? Żadnych obaw przed śmiercią? Robocik jakiś z tej kobity.
Końcówka relatywnie najlepsza, ale to dosłownie kilka zdań.

Musisz się przeprosić z normalniejszym sposobem opowiadania. Tak na początek. Wtedy będzie lepiej. Masz czas, żeby zrównoważyć swój styl, więc radzę próbować. Poczytaj dramatyczne czy brutalne sceny. Zastanów się, czym opisy w książkach różnią się od Twoich.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

6
Bardzo dużo potworności, okropności, przelaźliwości, jednak tylko w pojęciach. Nazywasz to co powinieneś był pokazać narracją. To podstawowy problem tego fragmencika i zapewne całości tekstu. Przez to nagromadzenie terminów, znikają emocje, mimo że chciałbyś je tam umieścić. Sklejasz kiczowaty kolaż. Ja to tak odbieram. Nie mam dla ciebie uniwersalnej rady, bo specem nie jestem. Może trzeba by siąść i kiedy to już wyprułeś się ze swoich własnych emocji i nastawień względem tekstu, popracować nad nim na chłodno? Pisanie na gigancie nie daje dobrych rezultatów.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”