„Ballada księżycowa”
Pamiętasz, jak wtedy uderzyłaś mnie po raz pierwszy? Pamiętasz? Obdarłaś sobie kostki na moich zębach. Nasza wspólna krew rozbryzgała się po przesiąkniętej potem koszulce. Ludzie się trochę śmiali, bo zaczęłaś w chwilę później rzucać we mnie kamieniami. Pamiętasz? Po raz pierwszy w życiu myślałem, że uderzę kobietę. W tej jednej chwili – pijany w sztok, oślepiony furią – chciałem przywalić ci w twarz. Złamać nos.
Płakałaś kiedy wracaliśmy do domu – a płacz zamienił się w głuchy szloch, gdy zacząłem w chwilę później pakować swoje rzeczy do plecaka. Chyba Marcin nam go kiedyś pożyczył, sam już nie wiem. Nigdy go nie oddaliśmy. Zatrzymałaś mnie przy drodze wychodzącej z osiedla (w gruncie rzeczy poczułem smak zwycięstwa), gdzie usiedliśmy na ławce. Tak, tej samej, przy której kilka miesięcy później udawałem przed tobą atak apopleksji, usiłując wzbudzić w tobie poczucie winy. Przy tej, na której godziliśmy się wiele razy później, odtwarzając w kółko ten sam bezsensowny rytuał nienawiści, litości, pozornego przebaczenia – pogłębiając tylko tę pretensjonalną pułapkę.
Ale był też zabawne chwile, pamiętasz? Jak zsikałem się wtedy w nocy do łóżka , śpiąc głęboko po całonocnej libacji. Puściły zwieracze Albo wtedy, gdy. niemal spaliłem żywcem pięć osób gotując ravioli w środku nocy. Nigdy nie lubiłaś narkotyków. Pamiętasz, gdy zgubiłem okulary, dzień po wizycie u okulisty? Albo jak wyłączyli nam gaz? Chłodno było wtedy, pamiętam.
To jak, wyjdziesz za mnie? Nie teraz? Śpieszysz się? To może zostań chociaż na jedno piwo.
Zalała mnie wtedy fala gorąca. „Lekarstwo z Indii” zaczęło działać. Pewnie do tej pory się nie domyślasz, że TO nie było twoje, co? Podkurczyłam nogi, kiedy pierwsza partia tabletek zaczęła tłuc się po moich wnętrznościach, niczym kolorowa piłka po asfalcie. Myślałam, że zesram się z bólu, a ty tylko patrzyłeś. Pamiętam te twoje smutne oczka. Pieprzony egoista. Myślałeś, że nie widziałam, jak bardzo jesteś pijany? Żeby tylko nie uciec z mieszkania w popłochu... Wzdrygałeś się na każdy jęk. Do tej pory masz do mnie żal, prawda? Ty gnojku, daruj sobie swoją litość, i ten swój ból, i żal, i łzy. Daruj sobie do cholery!
Każde wyjście do toalety... Ja płonęłam, wiesz? Kiedy tylko sadzałam tyłek na desce bałam się, że usłyszę głośny plusk. Wydawało mi się, że usłyszę „mama”, że usłyszę śmiech i płacz.
Po kolejnej porcji chwyciłam cię za ramię, później za dłoń. Pamiętasz przecież, jak to kurewstwo zaczęło mnie rozrywać od środka. Jeśli zapomniałeś to, jak boga kocham, wydrapię ci oczy.
Kiedy nie patrzyłeś biłam się po brzuchu pięściami. Myślałam, że wsadzę sobie całą dłoń do pochwy, że rozerwę się na strzępy. Że wydrapię każda resztkę mojej kobiecości, której i tak pozostało już niewiele. Przecież ja wtedy wypluwałam z siebie część Jego, nie rozumiesz? Miał rację nazywając mnie dziwką.
Kocham go jeszcze, rozumiesz. Może kiedyś jeszcze będziemy razem. Na pewno.
Może na jedno zostanę. Mam trochę pigwóweczki przy sobie, chcesz?
Uciekliśmy do Amsterdamu, w pogoni za dobrobytem. Pamiętasz, jak ten Niemiec - co to jeździł u mnie w firmie na widlaku - zobaczył cię jak pieprzysz się z jakimś arabem w budce telefonicznej? To było prawie tak, jak my za pierwszym razem. Wtedy, po tej romantycznej kolacji w hiszpańskiej knajpce. Bolało, mówiłaś przez łzy, ale i tak zasnęliśmy wtuleni na brzegu jeziora.
Pewnie nie wiedziałaś, ale wtedy chodziłem na dziwki. Głupio wyszło, kochana, ale nie mogłem wtedy na ciebie patrzeć. Gdy znów o mało się nie rozstaliśmy, po kolejnej żałosnej kłótni, błagałaś mnie, bym kochał się z tobą po raz ostatni. Wyszedłem w ciemną noc, pamiętasz? Wzbudziłaś we mnie nieopisane obrzydzenie, najdroższa. Tej samej nocy, jakaś narkomanka obciągnęła mi w bramie. Jej paskudne bruzdy zobaczyłem dopiero w świetle ulicznej latarni, sypiąc jej na dłoń garść drobnych monet. Pierwszy raz widziałem, by ktoś oddał swoje ciało za "co łaska". Niczym się nie zaraziłem, dzięki Dobremu Bogu. Tak żebyś wiedziała.
Nalej jeszcze, dobra. Piękne robią ci się od tej pigwóweczki rumieńce, wiesz?
Byłeś tym pierwszym.
Rozkładałam więc nogi ile wlezie, gdy nie patrzyłeś. To było najlepsze, co mogłam zrobić. Nawet kiedy patrzyłeś nie widziałeś. A pamiętasz, jak poszliśmy raz całą bandą na imprezę urodzinową Dennisa? Do tego polskiego baru? Zrobiłeś śmieszną aferę. Miałeś pretensje do mnie, że założyłam stringi, których wcześniej tak nie lubiłam. Dla niego. Gadałam z nim przez telefon przez pół imprezy, podczas gdy ty utopiłeś siebie samego w wódce. Ty żałosna namiastko mężczyzny. Zgubiłeś się w mieście z kumplami.
Wiesz, tego wieczoru, gdy rozbiłeś sobie pysk o krawężnik, pamiętasz? On w tym samym momencie, w którym broczyłeś krwią do rynsztoka, zdzierał ze mnie te ohydne, wpijające się w tyłek majtki. Wyszedł zanim się obudziłam. Przepłakałam wtedy całą noc.
Byłeś taki obojętny, zimny. Uderzyłam cię w nos, to była nasza kolejna rocznica. Zalałeś się krwią jak dziecko. Był mróz, cholernie zimno, a krew skapywała wolno na twoją nową kurtkę tak śmiesznie - nie mogłam powstrzymać się od chichotu. Rano znalazłam cię leżącego pod domem, pokrytego wymiocinami i skrzepami krwi. Żałowałam, że tam nie zdechłeś, kochany.
Gorąco. Kręci mi się w głowie. Pocałuj mnie.
Byłem przez chwilę bezdomny. Stoczyłem się, pamiętasz? To było w dwa miesiące po tym, jak rzuciłem cię, wyzywając od wszystkich diabłów. Przyjęłaś mnie do siebie wtedy. Musiałem obserwować, jak wolno wychodzisz z domu wystrojona i wracasz nad rankiem z rozmazanym makijażem. Nikt nie potraktował mnie z taką pogardą, jak ty wtedy. Nigdy wcześniej, ani później. No może poza tym dniem, kiedy ochroniarz z nocnego klubu uderzył mnie, nazywając brudnym Polaczkiem. I wtedy, kiedy bili mnie na raz wszyscy chłopcy z mojej własnej klasy, w ostatnim roku podstawówki.
Kocham cię. Czy kiedyś będziemy jeszcze razem?
Ja ciebie też. Nie, nigdy.
Ballada Księżycowa
1
Ostatnio zmieniony pt 11 kwie 2014, 01:08 przez kamaitachi, łącznie zmieniany 1 raz.
Uccidiamo il chiaro di luna!