Ona i on. Część I On.

1
Serdecznie witam i proszę o ocenę mojego opowiadania. Składa się z dwóch części. Poniżej przedstawiam pierwszą z nich. Sugerując się tytułem, można byłoby sądzić, że pierwsza powinna być "Ona", ale sami z pewnością przyznacie mi na końcu rację, że, z uwagi na dramaturgię akcji, bardziej wskazana jest taka prezentacja mojego opowiadania.
Zaznaczam, że historia oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, mających miejsce w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, w jednym z powiatowych miast południowo-wschodniej Polski.
Proszę o opinie.
__________________________________________________________________________

Część I. On


[.....]- He-niek! He-niek! He-niek! – skandowała publiczność. Podłoga w hali drżała od tupnięć nóg dziesiątków miłośników rozgrywek judo. Kochał ten odgłos. Kochał doping, który wzmagał jego siły i chęć walki. Aż do końca, do zwycięstwa! Często mu się to zdarzało. Obdarzony przez naturę doskonałymi warunkami do uprawiania tego sportu, zatracał się w nim całkowicie; tak na treningach, jak i przy sparingu, na zawodach. Wtedy czuł, że naprawdę żyje. Te wszystkie określenia, które na początku, gdy zaczynał swoją przygodę z judo, były jedynie obcobrzmiącymi słowami: hadżime, o-goshi, tai-otoshi, tomoi-nage, wazari, ippon, i w końcu to, na co czekał on sam, jak i wszyscy jego wierni kibice – okrzyk sędziego, kończący walkę: sore made ippon! Te słowa były teraz w jego słowniku podstawą, bliższe mu niż ojczysty język.
[.....]Teraz, po serii jego, na zmianę, wzorowo wykonanych rzutów: o-goshi i tomoi-nage, jego rywal wyraźnie się zdekoncentrował. Zarówno Heniek, jak i cała rozgorączkowana walką publiczność widziała, że wysoki, barczysty przeciwnik ma już najwyraźniej dość. Wciąż jednak stał przed nim na macie, na lekko ugiętych nogach, z opuszczonymi ramionami. Heniek, niższy od niego, lecz również masywny, faworyt wagi ciężkiej na moment obrzucił salę spojrzeniem. W odpowiedzi uniósł się w jego stronę las rąk. Skrzywił się z niezadowoleniem. Zasłonił mu on bowiem to, co chciał zobaczyć najbardziej.
[.....]Przez ułamek sekundy dojrzał jednak czarną czuprynę w jednym z najdalej i najwyżej ustawionych rzędów siedzeń. Tylko ona się dla niego liczyła. To dla niej dzisiaj chciał zwyciężać. Jeszcze jeden o-goshi i potem tai-otoshi, czyściutki, za dziesięć punktów. Publiczność szalała. Przez ogólny tumult przebił się jednak głośny okrzyk sędziego, z mocnym akcentem na ostatniej sylabie: sore-made ippon! To oznaczało koniec walki przed czasem za zdobycie maksymalnej liczby punktów. Wygrał! Znowu odniósł zwycięstwo! Widział las rąk, które w aplauzie wznosiły się do góry, słyszał własne imię, skandowane przez dziesiątki kibiców. Jeszcze uścisk dłoni z rywalem, z sędzią, potem klepnięcie po plecach przez trenera i zszedł z maty.
[.....]Udając się do szatni, widział, jak właścicielka czarnej, krótkiej, kędzierzawej czuprynki, stojąc wciąż, bije brawo i uśmiecha się z daleka. To było dla niego największą nagrodą za walkę, do której dziś stanął właściwie tylko dla niej. Dla Zośki. Ona i ten sport to były dwie największe miłości jego życia. Tak się ono ułożyło , że jedna warunkowała drugą i odwrotnie. Bez judo nie byłoby Zośki, a bez Zośki nie byłoby niczego. Wszystko, co osiągał powoli i z wielkim trudem, zawdzięczał temu, że pewnego dnia nagle pojawiła się w jego życiu.
[.....]Heniek wlazł pod prysznic w szatnianej łazience i, stojąc w strumieniu chłodno-ciepłej wody, odbywał swoja sentymentalną podróż w przeszłość.
Podobnie jak kilka lat wcześniej judo w jego życiu, tak i Zośka zjawiła się nagle, na którychś z kolei zawodach na szczeblu wojewódzkim. Zarówno ją, jak i grupę innych dziewcząt przyprowadził wtedy jego kolega, którego znał jeszcze z podstawówki. Pomiędzy rosłymi, biuściastymi pannicami wyglądała jak kurczątko – niepozorna, nawet niezbyt piękna, nieśmiała. I ta nieśmiałość najsilniej do niego przemówiła. Sam nie był też zbyt odważny do dziewcząt. Miewał je już wprawdzie, nawet dość dosłownie, ale przelecenie panienki na jednej, czy drugiej, sowicie podlewanej alkoholem imprezie, nie pozostawiało w jego pamięci żadnych istotnych wrażeń. Ot, kolejna łatwa laska!
[.....]A takich w jego otoczeniu nie brakowało. Wychowany w małym mieście, w trudnej rodzinie, w dzielnicy, gdzie, jak to mówią, przeważnie tylko kurwa i złodziej, bardzo szybko wrósł w to środowisko. Jego postura i ambicja sprawiły, że już w młodzieńczych latach zdobył sobie szacunek i posłuch. To nie dawało mu jednak satysfakcji. Nie chciał żyć tak jak jego koledzy: od wyroku do wyroku, od libacji do libacji. Kochał muzykę, choć nigdy nie nauczył się tańczyć, poezję, nawet gdy nie zawsze ją rozumiał. Choć silny i sprawny, duszę miał wrażliwą i dziecinną. Bardzo kochał matkę i miał świadomość, że jej zawdzięcza to, co w nim najlepsze. Była mądrą, dobrą kobietą, uwikłaną w życie z mężem–alkoholikiem, który jej i swoim dzieciom uczynił z domu piekło.
[.....]Heniek nienawidził ojca. Będąc już prawie dorosłym, potężnym i silnym, potrafił skutecznie obronić matkę i rodzeństwo przed jego atakami w pijackim szale. Jednakże pojęcie „dom” nic dla niego nie znaczyło. A właściwie znaczyło - co najgorsze. Dlatego uciekał stamtąd, kiedy tylko mógł. I wsiąkał w ulicę. A ta przyjęła go z otwartymi ramionami. Sam zaczął pić, nie stronił też od narkotyków. Staczał się. W początkowym okresie swojej przygody ze sportem także zdarzały mu się wpadki. Zapijał na kilka dni, pędząc czas na rozmaitych melinach, po czym wracał i z opuszczoną głową stawał przed trenerem. On tylko mówił:
[.....]- Oj! Heniek! Heniek! Marnujesz się, człowieku! Leć do szatni! Przebieraj się!
[.....]I znów na jakiś czas życie zdawało się mieć dla niego jakikolwiek sens. Kiedy skończył zawodówkę, poszedł do pracy jako kierowca. Większość wypłaty oddawał matce. Wtedy już mniej pił, ale nie zrezygnował z narkotyków. Był to przeważnie sporządzany prowizorycznymi metodami kompot albo też tri do wąchania. Wystarczyło jednak, żeby odurzyć się na trochę. Abstynencję w tej dziedzinie podejmował tylko przed zawodami. Bo trenował cały czas. Sam nieraz myślał, że nie dożyłby swoich lat, gdyby nie judo. Ono było dla niego nie tylko sportem. Zaraził się kulturą i tradycją japońską. Aby mieć choć namiastkę szacunku do samego siebie, pragnął być człowiekiem charakternym. Japońska tradycja, szczególnie wątek samurajów, w sytuacji utraty honoru popełniających harakiri, stał się jego obsesją.
Wszystko się zmieniło dopiero od kiedy poznał Zośkę. To ona nadała sens jego życiu i zmieniła je. Delikatna, ulotna jak babie lato, rozsądna i czuła - jego Zosieńka. Sam nie wiedział, czemu akurat związała się właśnie z nim. Była dziewczyną z tak zwanego dobrego domu, doskonałą uczennicą, skromną panienką. Tak wszyscy o niej mówili.
[.....]Jednak tylko on wiedział, jaka potrafi być żywiołowa i bezpruderyjna. To ona pierwsza zaproponowała mu zbliżenie po roku ich znajomości. Pamiętał, że do końca nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Nawet wtedy, gdy szedł z nią na najwyższe piętro kamienicy, w której mieściło się mieszkanie kolegi, który życzliwie udzielił mu kluczy. Nie mógł przecież na ten pierwszy raz zabrać Zośki w krzaki nad rzeką. Nie mógł jednak powiedzieć, że była łatwa. Wtedy, gdy oddała mu się w tym mieszkaniu, była jeszcze dziewicą. Zdumiało go to i tym bardziej przywiązało do niej. Dla Zośki był gotów na wszystko. Dla niej i za jej namowami podjął naukę w liceum wieczorowym, by zdobyć maturę. Ona odciągnęła go od narkotyków i kolegów. Najtrudniejsza sprawa była z alkoholem i to do końca pozostawało kością niezgody między nimi. Ostatnio, przed tymi zawodami też mieli ciche dni, bo popił kiedyś dość mocno i Zośka znalazła go na którejś melinie z gołą dziewczyną w łóżku. On nawet nie pamiętał, skąd tamta się tam wzięła. Próbował to Zośce wytłumaczyć, ale nie chciała słuchać i z płaczem wybiegła z meliny. Heniek, który zaplątał się we własne spodnie, nie miał już szans jej dogonić. Nie widzieli się aż do dzisiaj. Był pewien, że Zośka nie przyjdzie. Kiedy przez uchylone drzwi sali zerknął na widownię od razu dojrzał w ostatnim rzędzie jej czarną, ukochaną główkę.
[.....]Przebaczyła mu więc! Kochała go! Choć początkowo na myśl o walce ogarniało go zniechęcenie, to na widok Zośki postanowił, że będzie walczył, choćby z całym światem. I zwycięży! Dla niej! Pobiegł wtedy do szatni i w wewnętrznej kieszeni kurtki sprawdził, czy ma to, co od tylu już dni nosił. Złoty pierścioneczek z czerwonym oczkiem. Dla niej! Chciał go jej dać i przysiąc, że już nigdy jej nie zawiedzie. Że kropli alkoholu już nie wypije. Że od tej pory będzie już tylko ona. Jego Zośka! Zosieńka! Zojka! Pierścionek leżał na swoim miejscu i Heniek walczył jak nigdy. Wygrał walkę i miał nadzieję wygrać swoje życie.
[.....]Zakręcił wodę. Zaraz po tym przeniknął go chłód. Powycierał się szybko, przestraszony, by Zośka nie zniechęciła się długim czekaniem na niego i nie odeszła.
Ale nie. Kiedy wyszedł z budynku POSiR-u, stała na chodniku pod drzewem i paliła papierosa. Zdziwił się, bo nie wiedział, że zaczęła palić. Choć go to zaniepokoiło, nic nie powiedział, tylko wziął ją w ramiona. Chciał całować, ale ona oparła się i stanowczo odsunęła od niego. Nigdy nie lubiła publicznego przytulania. Uszanował więc jej wolę i szedł obok szczęśliwy, ściskając w dłoni złote kółeczko. Na ramieniu niósł swoją torbę z kimonem w środku. Z początku długo milczeli. Heniek chciał ją przeprosić, obiecać poprawę, powiedzieć, jak bardzo ją kocha, że ona jest dla niego wszystkim. Długo z tym jednak zwlekał, układając sobie w myśli odpowiednie słowa. W jakiś czas potem zrozumiał, że za długo, bo wtedy Zośka zaczęła mówić.
[.....]W miarę, jak jej słowa docierały do niego, jego dusza rozpadała się na kawałki. Że nie zapomni go, ale tak dłużej nie może, że zawiódł ją kolejny raz, że zamiast rozwijać się, to się uwstecznia, że robi jej wstyd przed znajomymi, że nie ma zamiaru wylądować z nim w rynsztoku. I na końcu dodała to najgorsze, to, co sprawiło, że Heniek poczuł, jak szaleństwo wlewa się do jego umysłu. Że jest jakiś inny człowiek – chłopak, którego poznała, z którym czuje się bezpiecznie i jest dowartościowana.
[.....]Miał ochotę krzyczeć, że przecież tak bezpiecznie, jak przy nim, to przy nikim jej nie będzie, że on zna jej wartość i wielbi ją jak bóstwo, że nie! To niemożliwe! Milczał jednak, próbując przyswoić sobie to wszystko. Ta próba była jak wejście na szafot. Wiedział, że tak jest, jednak musiał to pojąć. Musiał do końca uwierzyć, że Zośka mówi poważnie i jest to nieodwołalne. Musiał przed tym, co zamierzał zrobić. Co powinien teraz zrobić. Kiedy to pojął, kiedy przyswoił tę straszną prawdę, próbował jeszcze dziewczynę przekonywać. Obiecywał poprawę, przysięgał miłość. Zośka jednak była nieugięta. Ze łzami w oczach przekonywała go, że całe życie jest przed nim – jakby jedyne możliwe nie było tylko przy niej, że jeszcze niejedną dziewczynę pokocha – jakby dla niego istniały jakieś inne dziewczęta, że mogą przecież zostać przyjaciółmi – jakby nie wiedział, cóż to znaczy.
[.....]Nie potrafiąc jej przekonać, zamilkł więc, mając świadomość, że jego życie się zawaliło. Brzemię, które na niego spadło, przygniotło go jak robaka. A nie mógł przecież być robakiem. Nie mógł zostać na dnie. W końcu niósł ze sobą kult odwagi, walki, honoru. Wierzył w to święcie. Był samurajem, który zawiódł swego pana. I jak samuraj musi teraz postąpić. Nie chce, boi się, ale musi!
[.....]Kiedy to pojął, znajdowali się akurat na początku osiedla, gdzie mieścił się blok, w którym mieszkała. Przechodzili obok kamiennego śmietnika, w obrębie którego poustawiane było ciemnozielone kontenery. Zostawiając Zośkę na chodniku, wszedł pod zadaszenie, na zamkniętym kontenerze położył swoją torbę i grzebał w niej pośpiesznie. W końcu znalazł to, czego szukał. Kiedy ujął w dłoń rękojeść dużego, kuchennego noża, spokój spłynął na jego duszę. Teraz już jego zachwiana psychika spokojnie prowadziła go do celu. Klinga noża była szpiczasta, zaostrzona jak brzytwa. Kiedy lekko przeciągnął palcem po ostrzu, na powierzchni skóry ukazała się krew. Posłyszał, jak Zośka go woła. Nie chciał, żeby na to patrzyła. Musiał jednak powiedzieć jej to, co najważniejsze. Odkrzyknął więc:
[.....]- Kocham cię, Zojka!
[.....]Po tym zamachnął się i oburącz wbił sobie nóż w brzuch, odrobinę poniżej pępka. Poczuł obezwładniający ból. Ledwie utrzymał się na nogach. Z tego bólu stracił siłę w rękach. Planował na początku przesunąć nóż w prawo i w lewo, żeby rozpłatać się całkowicie, ale cierpienie tak go poraziło, że nie był do tego zdolny. Ledwie wstrzymywał jęk. Posłyszał tylko, jak zniecierpliwiona Zośka woła:
[.....]- To ja idę, Heniek!
[.....]Nie miał siły odpowiedzieć. Cieszył się, że poszła, że nie widziała go w takim stanie: słabego, żałosnego. Powoli osunął się na kolana. Potem opadł na bok. Głowa wsparła mu się na ramieniu wyprostowanym przed siebie. Przyćmionym z bólu wzrokiem dojrzał jeszcze, jak złote kółeczko wysunęło się z jego palców i wpadło między płyty chodnika.
[.....]Kiedy jego oczy się zamknęły, poczuł dotyk chłodnych dłoni na czole. Potem była już tylko czarna pustka… Bez żadnego bólu...
Ostatnio zmieniony wt 25 lut 2014, 23:45 przez Zoja, łącznie zmieniany 2 razy.
..."Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły,
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro."...

J.W Goethe "Faust"

2
Przeczytałam. Z zaciekawieniem, tym bardziej, że jak napisałaś, tekst jest oparty na prawdziwych wydarzeniach. Chętnie poznam dalszy ciąg historii.

Ale już w tej części prosi się aby opowiedzieć wiedzieć więcej - o tym chłopaku. O dziewczynie. Przedstawiasz ją jako delikatną - takie ma się wrażenie - a chodziła po melinach. Więcej o tym jak to uczucie się rozwijało. Nawet więcej o tym jakie to były meliny. I jakie konkretne sytuacje z ojcem w nim siedzą. Jak to się stało, że zainteresował się judo i kulturą Japonii. Takie różne elementy budujące postać.
I więcej klimatu lat osiemdziesiątych. Więcej tła. Tutaj tego nie czuć aż tak bardzo (właściwie tylko po tym kompocie da się pozna) - ale może dalej?

Technicznie na pewno trzeba opracować powtórzenia i zaimki.
Obdarzony przez naturę doskonałymi warunkami do uprawiania tego sportu, zatracał się w nim całkowicie; tak na treningach, jak i przy sparingu, na zawodach. Wtedy czuł, że naprawdę żyje. Te wszystkie określenia, które na początku, gdy zaczynał swoją przygodę z judo, były jedynie obcobrzmiącymi słowami: hadżime, o-goshi, tai-otoshi, tomoi-nage, wazari, ippon, i w końcu to, na co czekał on sam, jak i wszyscy jego wierni kibice – okrzyk sędziego, kończący walkę: sore made ippon! Te słowa były teraz w jego słowniku podstawą, bliższe mu niż ojczysty język.
[.....]Teraz, po serii jego, na zmianę, wzorowo wykonanych rzutów: o-goshi i tomoi-nage, jego rywal wyraźnie się zdekoncentrował.
Pogrubione - zbędne albo powtórzenia. Spójrz pod tym kątem na cały tekst. Ale na pewno pisz dalej!
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

3
Wszystko pięknie tylko kto nie spodziewając się odmowy z ust dziewczyny (kupując pierścionek nikt się tego nie spodziewa) nosi w swojej torbie podróżnej nóż, a już szczególnie kuchenny, który ma służyć do popełnienia samobójstwa? Zrozumiałbym scyzoryk, fiszkę służącą do obrony, ale nóż kuchenny?
Nie przekonuje mnie to.
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

4
[.....]Ithilhin, chilipouder, dziękuję za opinie.
[.....]Odpowiadając zaś na Wasze uwagi, pozwolę sobie wyjaśnić, że w moim opowiadaniu ograniczyłam rozwój wielu pobocznych wątków właśnie dlatego, by utrzymać je w konwencji opowiadania. Nie było moim zamiarem ukazywać całego życia Heńka, choć znałam tego człowieka osobiście. Po wstawieniu drugiej części pewnie mnie zrozumiecie. Zamierzałam ukazać tylko tragizm tej jednej sytuacji, która doprowadziła do takiego finału. Nie chcę tu rozpisywać się zbytnio o swoich intencjach, bo nie uznaję przemawiania do czytelników poprzez komentarz, a raczej poprzez tekst. Mam nadzieję, że dalszy ciąg trochę sprawę rozjaśni.
[.....]Chilipouder, jak już wspominałam, znałam Heńka osobiście. Naprawdę był niezwykły i niesamowity. Wtedy miał ze sobą kuchenny nóż, bo, jak ustaliło potem śledztwo, nosił się z tym zamiarem od jakiegoś czasu. Zakładał, że Zośka na zawodach się nie pojawi i planował ze sobą skończyć zaraz po walce. W swoim środowisku uważany był za honornego. Nie wiem, co mogłabym tu jeszcze napisać. Taki po prostu był i ten nóż ze sobą miał. To były fakty i wokół nich zbudowałam swoją opowieść.
Gdyby, po wstawieniu drugiej części, był ktoś zainteresowany kulisami tej sprawy, to postaram się uchylić rąbka tajemnicy.
[.....]Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam.
..."Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły,
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro."...

J.W Goethe "Faust"

5
Zoja pisze:z uwagi na dramaturgię akcji, bardziej wskazana jest taka prezentacja mojego opowiadania
Zoja,
tu jest problem: NIE MA dramaturgii, nie ma akcji.
Myślę, że tę dramaturgię odebrał rzeczywistej, żywej opowieści "nudny" sprawozdawczy narrator. On się wepchnął na scenę i "nawija" - w sumie mądruje się i analizuje. Nie ma napięcia, nie ma "dziania się", zmiennego rytmu emocjonalnego, "żywego" człowieka w akacji.
Masz materiał - obserwację biograficzną, dzieje pary. W sumie - z "Onego" wynika nic nowego na tym padole- życie.
Zastanów się - PO CO to opowiadasz, dlaczego to ma być literatura (opowiadanie) - to TY, jako autor, nadasz tym JAK, to opowiesz, wyjątkowy sens zwykłej historii

[ Dodano: Pon 20 Sty, 2014 ]
Zoja pisze:nie uznaję przemawiania do czytelników poprzez komentarz, a raczej poprzez tekst.
niestety - to nie jest prawda!
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
TY, jako autor nadasz tym JAK, to opowiesz, wyjątkowy sens zwykłej historii
Przyznam, że tu nie ogarniam. Nie zwykłam polemizować z komentującymi, lecz w tym przypadku nie odstępuje mnie zdumienie, że określasz tę historię, droga Nataszo, jako "zwykłą" i proponujesz nadać jej jakiś jeszcze "wyjątkowy sens". Samobójstwo, to może i nie jest w dzisiejszej dobie niczym szczególnym, ale jego forma już może taka być. Tym bardziej, że miało to miejsce na głębokiej prowincji i z takich szczególnych pobudek. Odpowiadając na Twoje pytanie:
PO CO to opowiadasz, dlaczego to ma być literatura (opowiadanie)
to chciałam w moim tekście ukazać.
Bardzo dziękuję Ci za wizytę w moim wątku i pozdrawiam.
..."Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły,
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro."...

J.W Goethe "Faust"

7
edit - w sensie że "On" jest TYLKO KOMENTARZEM - czytelnik nie ma tu nic do roboty. Nudzi się :(

[ Dodano: Pon 20 Sty, 2014 ]
ech, znowu edit: - popatrz swoją opowieść jako pisarz!
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
Droga Nataszo!
Bardzo dziękuję Ci za uwagę i pochylenie się nad moim tekstem. Nie bardzo mam chęć na rozbudowywanie tej pierwszej części, ze względów przedstawionych powyżej. Być może druga część wypełni tę lukę. Te teksty są zresztą dość stare i nie mam już serca, by do nich wracać w celu przebudowania. Wrzuciłam tutaj, bo są raczej krótkie i nie chciałam zanudzać Was zbytnio na początku. Jak widać, minęłam się jednak ze swoimi zamierzeniami.
Pozdrawiam serdecznie.
..."Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły,
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro."...

J.W Goethe "Faust"

9
Te wszystkie określenia, które na początku, gdy zaczynał swoją przygodę z judo, były jedynie obcobrzmiącymi słowami: hadżime, o-goshi, tai-otoshi, tomoi-nage, wazari, ippon, i w końcu to, na co czekał on sam, jak i wszyscy jego wierni kibice – okrzyk sędziego, kończący walkę: sore made ippon!
nie dokończyłaś zdania.
Teraz, po serii jego, na zmianę, wzorowo wykonanych rzutów(...)
co to znaczy?? co to sa wzorowo wykonywane rzuty na zmianę?
Heniek wlazł pod prysznic
wlazł? serio?
Sam nie był też zbyt odważny do dziewcząt.
styl.
Jego postura i ambicja sprawiły, że już w młodzieńczych latach zdobył sobie szacunek i posłuch. To nie dawało mu jednak satysfakcji. Nie chciał żyć tak jak jego koledzy:
zwróć uwagę na zaimki, strasznie tego masz dużo, zapychają text, zawracają, zatrzymują w czytaniu.
Delikatna, ulotna jak babie lato, rozsądna i czuła - jego Zosieńka. Sam nie wiedział, czemu akurat związała się właśnie z nim. Była dziewczyną z tak zwanego dobrego domu, doskonałą uczennicą, skromną panienką. Tak wszyscy o niej mówili.
[.....]Jednak tylko on wiedział, jaka potrafi być żywiołowa i bezpruderyjna. To ona pierwsza zaproponowała mu zbliżenie po roku ich znajomości. Pamiętał, że do końca nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Nawet wtedy, gdy szedł z nią na najwyższe piętro kamienicy, w której mieściło się mieszkanie kolegi, który życzliwie udzielił mu kluczy. Nie mógł przecież na ten pierwszy raz zabrać Zośki w krzaki nad rzeką. Nie mógł jednak powiedzieć, że była łatwa. Wtedy, gdy oddała mu się w tym mieszkaniu, była jeszcze dziewicą.
powtórzenia. relacja to jest, nie opowiadanie. siedzisz i robisz za dziennikarza - dajesz suche fakty, zero emocji, nie dzieje się ten text, jest statyczny, zatrzymany w kadrze. heniek nie żyje, zośka nie żyje, ani kolega od kluczy. to mozna jednym zdaniem zamknąć - zośka, panienka z dobrego domu, poszła z nim do łóżka po roku znajomości. ziew.
bohaterowie nie rozmawiają. nie ma relacji między nimi. mogłoby ich nie być, mozna tam wstawić kogokolwiek innego, a przeciez chcesz pisać o TYM heńku i TEJ zośce. wyróżńij ich, zaświeć czyelnikowi w oczy cechami, błyskiem warkocza w słońcu, rumieńcem na policzku, zaciśnietymi dłońmi na poręczy. takie tam.
Wygrał walkę i miał nadzieję wygrać swoje życie.
nie rycz, chłopaki nie płaczą :-P
Z początku długo milczeli. Heniek chciał ją przeprosić, obiecać poprawę, powiedzieć, jak bardzo ją kocha, że ona jest dla niego wszystkim. Długo z tym jednak zwlekał, układając sobie w myśli odpowiednie słowa. W jakiś czas potem zrozumiał, że za długo, bo wtedy Zośka zaczęła mówić.
to samo. relacja, dziennikarski reportaż, chociaż niektóre sa żywsze niż ten kawałek. Patrz, bo inaczej nie zrozumiesz:
Milczeli. Heniek zacisnął zęby, desperacko próbując odnaleźć słowa, które mogly złamac ciszę. zerknął na zośkę, na papierosa w jej palcach. gdzieś na granicy zrozumienia narastał w nim niepokój. przcież nie paliła. nigdy. jeszcze kilka dni temu pachniała dobrymi perfumami, świezością, jego pocalunkami i, czasem, seksem. teraz na czarne włosy opadała szarosć smugi dymu, burząc obraz, jaki mial wyryty w duszy.
nie wiedział, jak to poskładac, wiec milczał.

W miarę, jak jej słowa docierały do niego, jego dusza rozpadała się na kawałki. Że nie zapomni go, ale tak dłużej nie może, że zawiódł ją kolejny raz, że zamiast rozwijać się, to się uwstecznia, że robi jej wstyd przed znajomymi, że nie ma zamiaru wylądować z nim w rynsztoku.
i znów to samo. zarzynasz text.
co cie powstrzymalo przed wstawieniem dialogu? a jesli nawet nie dawac rozmowy, mozna ożywić opis, choćby przedstawieniem uczuć bohatera, wyrazu twarzy dziewczyny, opadajacych liści i kamienia, ktory kopnęła, mówiąc, ze ma innego.
Milczał jednak, próbując przyswoić sobie to wszystko. Ta próba była jak wejście na szafot. Wiedział, że tak jest, jednak musiał to pojąć. Musiał do końca uwierzyć, że Zośka mówi poważnie i jest to nieodwołalne. Musiał przed tym, co zamierzał zrobić. Co powinien teraz zrobić. Kiedy to pojął, kiedy przyswoił tę straszną prawdę, próbował jeszcze dziewczynę przekonywać.
czemu nie dac mu szansy na przemyślenie wiadomosci. na dotarcie do dna rozpaczy, na zaciśnięte zeby i dłonie walące do krwi w ścianę? tu tego nie ma. jest przekaz. i natychmiastowa reakcja. a przeciez decyzja, jaką podejmuje nie nalezy do wyćwiczonych jak rzut w judo, rodzi się z desperacji, bólu, strachu i pustki.
tu tego nie ma.
tu nie ma nic, na czym mozna taki krok zawiesić i powiedzieć: to jest to, punkt, zakręt, palce we wrzątku. a powinno byc.
W końcu niósł ze sobą kult odwagi, walki, honoru. Wierzył w to święcie. Był samurajem, który zawiódł swego pana. I jak samuraj musi teraz postąpić. Nie chce, boi się, ale musi!
czasssyyy. teraźniejszy czy przeszły, bo się gubisz.
Przyćmionym z bólu wzrokiem dojrzał jeszcze, jak złote kółeczko wysunęło się z jego palców i wpadło między płyty chodnika.
bardzo teatralne, melodramatyczne. nie pasuje do kuchennego noża.

całośc, jak to nat powiedziała, nuży. nie kwestia historii, ale przedstawienia.
bohaterowie sa płascy, bez emocji, nie dajesz im zyć, opisujesz ich jak zdjecia, nie zywych ludzi. nie ma jak ich polubuc, bo nie mają cech, z którymi mozna się identyfikowac, nie boją sie, nie walczą, nie giną. ty opisujesz jak coś robią, ale tak, jakby ciebie to też nudziło, ot, było, umarło.

druga rzecz - technika, masz z tym kłopot, zdania sa przeładowane zaimkami, opisy drętwe, styl cieżki i nie wciąga - zobacz, scena samobójstwa:
Planował na początku przesunąć nóż w prawo i w lewo, żeby rozpłatać się całkowicie, ale cierpienie tak go poraziło, że nie był do tego zdolny

nie dało się tego ożywić? napisałas, jakby gość chciał wykałaczką w zębach pogrzebać, gdy mówimy o rozrywaniu warstw mieśni, skóry, wnętrzności kuchennym nozem, o krwi tryskajacej z rany, smrodzie zawartosci zołądka, moze moczu, bo w takiej sytuacji pęcherz moze zawieść.

poprawiac tego nie bedziesz, text stary, ale warto zastanowić sie, jak to wyglada, a jak wygladac powinno.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

10
Zoja pisze:określasz tę historię, droga Nataszo, jako "zwykłą" i proponujesz nadać jej jakiś jeszcze "wyjątkowy sens".
popatrz: Anna Karenina to zwykła historia, jakich było na metry. Ale JAK opowiedziana!
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

12
Gorgiasz pisze:Ale nie każdy może być od razu Tołstojem.
ale kierunek słuszny :)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

13
nat ma rację, chodzi o sposób, w jaki to jest napisane.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

14
Zoja - wprawdzie piszesz, że nie masz ochoty, żeby zajmować się dalej tym opowiadaniem, ale może te komentarze przydadzą Ci się przy pisaniu kolejnych.
Sama historia - owszem, ma w sobie potencjał. Pewien problem tkwi w jej realizacji.Zajmę się w tej chwili jedynie konstrukcją tekstu i sposobem prowadzenia narracji.
Opowiadanie dzieli się na trzy części. Dwie w czasie teraźniejszym i jedną wspomnieniową.
Najpierw - walka na ringu. Twój bohater, Heniek, judoka, wygrywa. Do satysfakcji z wygranej dołącza się radość, że na widowni była kobieta, na której mu zależy. Do tego momentu wszystko jest OK.
Potem mamy retrospekcję, obejmującą całe właściwie życie bohatera. Teoretycznie, to Heniek je sobie przypomina, stojąc pod prysznicem. Ale, tak naprawdę, na jego miejsce wchodzi rozgadany narrator i w okrągłych zdaniach opowiada, jak było. I tu coś mi wyraźnie zgrzyta.
Bo takie wspominki pod prysznicem muszą mieć charakter spontaniczny, wyrywkowy. Nikt o swoim życiu nie myśli w sposób taki uporządkowany, linearny - od marnej dzielnicy, poprzez okropnego ojca, fatalnych kolegów - aż do tego prysznica z ciepłą wodą. Tę przeszłość można wprowadzić, wiążąc ją z emocjami bohatera. Heniek cieszy się, że kobieta przyszła. Mogło jej nie być, ale jest. Tak wiele ich dzieliło, pannę z dobrego domu i łobuziaka wychowanego na ulicy. Gdyby nie judo... A do tego, przecież on ją skrzywdził, i to całkiem niedawno Nie chciał tego, nie miał pojęcia, że coś podobnego może się zdarzyć (tu krótki opis, co się zdarzyło). Bo tak naprawdę, nie cały życiorys Heńka tutaj się liczy, taki porządnie opisany, niemalże od kołyski - liczą się tylko te sytuacje, które mają związek z chwilą bieżącą: on właśnie teraz czegoś się obawia, na coś ma nadzieję, coś go cieszy. Spodziewa się, że od dziś już wszystko się ułoży, chociaż wcześniej różnie bywało...
Związek: emocje - wspomnienia jest o wiele korzystniejszy dla dramaturgii opowiadania, niż taka monotonna relacja z przeszłości. Bo w życiorysie bohatera literackiego, oglądanego w pewnym wyraźnie określonym momencie (a tak jest właśnie w Twoim tekście) znaczenie ma tylko to, co się uruchamia w jego pamięci pod wpływem określonego bodźca.
I wreszcie trzecia część, czyli spotkanie obojga. Tu potrzebny byłby dialog między nimi i bezpośrednia obserwacja zachowań. Bo w tej chwili, ten fragment przypomina streszczenie.
Zoja pisze:Że nie zapomni go, ale tak dłużej nie może, że zawiódł ją kolejny raz, że zamiast rozwijać się, to się uwstecznia, że robi jej wstyd przed znajomymi, że nie ma zamiaru wylądować z nim w rynsztoku. I na końcu dodała to najgorsze, to, co sprawiło, że Heniek poczuł, jak szaleństwo wlewa się do jego umysłu. Że jest jakiś inny człowiek – chłopak, którego poznała, z którym czuje się bezpiecznie i jest dowartościowana.
Nie krępują Cię żadne limity objętości. Dlaczego przynajmniej części tych zdań, które między nimi padały, nie zamienisz na dialog? Nie pokażesz obojga, jak rozmawiają, idąc przez osiedle? Jak ona wtedy wygląda? Przecież takie rozstanie, to nie tylko słowa. To także gesty, wyraz twarzy, spojrzenia albo ich brak - można mówić to wszystko, co napisałaś, patrząc pod nogi albo odwracając głowę, można patrzeć rozmówcy prosto w oczy, mówić zdecydowanie i twardo - takie detale tworzą atmosferę tej sceny, a nie użyte argumenty. Tego właśnie u Ciebie brakuje, tej bezpośredniej relacji między bohaterami.
Pozostaje jeszcze kwestia języka, jakim piszesz, ale to już nie w tym poście.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

15
Dziękuję Ci, ravvo, za ocenę.
Pozwolisz jednak, że odniosę się do niektórych Twoich uwag.
Cytat:
Te wszystkie określenia, które na początku, gdy zaczynał swoją przygodę z judo, były jedynie obcobrzmiącymi słowami: hadżime, o-goshi, tai-otoshi, tomoi-nage, wazari, ippon, i w końcu to, na co czekał on sam, jak i wszyscy jego wierni kibice – okrzyk sędziego, kończący walkę: sore made ippon!
nie dokończyłaś zdania.
Wydaje mi się, że zdanie jest jednak skończone. Określenia rzutów, wymienione po dwukropku, łącznie z końcowym okrzykiem sędziego, były z początku tylko obcobrzmiącymi nazwami dla Heńka. To chciałam przekazać i ta informacja została w zdaniu zawarta.
Teraz, po serii jego, na zmianę, wzorowo wykonanych rzutów(...)
co to znaczy?? co to sa wzorowo wykonywane rzuty na zmianę?
Wzorowo wykonane rzuty - to chyba nie budzi wątpliwości. A że na zmianę - to w tym sporcie tak jest; wykonuje się różne rzuty na zmianę, takie jak o-goshi, nomoi-nage czy tai-otoshi, a sędzia ocenia ich czystość i uzasadnienie zastosowania. Zapytam tak, tylko proszę, bez urazy: czy śledziłaś kiedyś, ravvo, rozgrywki judo? Ja mam zawodnika w domu i dlatego użyłam tej terminologi, gdyż jest ona mi bliska.
Heniek wlazł pod prysznic
wlazł? serio?
Cytat:

Sam nie był też zbyt odważny do dziewcząt.
styl.
Użycie takiego akurat języka chciałabym uzasadnić stosowaną niekiedy w pisaniu zasadą: język narracji - językiem postaci.
Cytat:

Jego postura i ambicja sprawiły, że już w młodzieńczych latach zdobył sobie szacunek i posłuch. To nie dawało mu jednak satysfakcji. Nie chciał żyć tak jak jego koledzy:
zwróć uwagę na zaimki, strasznie tego masz dużo, zapychają text, zawracają, zatrzymują w czytaniu.
W tym przypadku przyznaję Ci rację, to jest do poprawy.
Cytat:
Delikatna, ulotna jak babie lato, rozsądna i czuła - jego Zosieńka. Sam nie wiedział, czemu akurat związała się właśnie z nim. Była dziewczyną z tak zwanego dobrego domu, doskonałą uczennicą, skromną panienką. Tak wszyscy o niej mówili.
[.....]Jednak tylko on wiedział, jaka potrafi być żywiołowa i bezpruderyjna. To ona pierwsza zaproponowała mu zbliżenie po roku ich znajomości. Pamiętał, że do końca nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Nawet wtedy, gdy szedł z nią na najwyższe piętro kamienicy, w której mieściło się mieszkanie kolegi, który życzliwie udzielił mu kluczy. Nie mógł przecież na ten pierwszy raz zabrać Zośki w krzaki nad rzeką. Nie mógł jednak powiedzieć, że była łatwa. Wtedy, gdy oddała mu się w tym mieszkaniu, była jeszcze dziewicą.
powtórzenia. relacja to jest, nie opowiadanie. siedzisz i robisz za dziennikarza - dajesz suche fakty, zero emocji, nie dzieje się ten text, jest statyczny, zatrzymany w kadrze. heniek nie żyje, zośka nie żyje, ani kolega od kluczy. to mozna jednym zdaniem zamknąć - zośka, panienka z dobrego domu, poszła z nim do łóżka po roku znajomości. ziew.
bohaterowie nie rozmawiają. nie ma relacji między nimi. mogłoby ich nie być, mozna tam wstawić kogokolwiek innego, a przeciez chcesz pisać o TYM heńku i TEJ zośce. wyróżńij ich, zaświeć czyelnikowi w oczy cechami, błyskiem warkocza w słońcu, rumieńcem na policzku, zaciśnietymi dłońmi na poręczy. takie tam.
Tu z literackiego punktu widzenia z pewnością masz rację. Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że moja narracja jest taka, jaki był Heniek - powściągliwy, twardy w stosunku do siebie i nieskłonny do okazywania emocji.
Cytat:

Wygrał walkę i miał nadzieję wygrać swoje życie.
nie rycz, chłopaki nie płaczą :-P
Przyznam, że tej uwagi nie rozumiem.
Patrz, bo inaczej nie zrozumiesz:
Milczeli. Heniek zacisnął zęby, desperacko próbując odnaleźć słowa, które mogly złamac ciszę. zerknął na zośkę, na papierosa w jej palcach. gdzieś na granicy zrozumienia narastał w nim niepokój. przcież nie paliła. nigdy. jeszcze kilka dni temu pachniała dobrymi perfumami, świezością, jego pocalunkami i, czasem, seksem. teraz na czarne włosy opadała szarosć smugi dymu, burząc obraz, jaki mial wyryty w duszy.
nie wiedział, jak to poskładac, wiec milczał.
Przyznam: doskonała sugestia!
Cytat:

Przyćmionym z bólu wzrokiem dojrzał jeszcze, jak złote kółeczko wysunęło się z jego palców i wpadło między płyty chodnika.
bardzo teatralne, melodramatyczne. nie pasuje do kuchennego noża.
Dziękuję bardzo za ukazanie Twoich odczuć. Moje jednak są inne. Tym niemniej dziękuję.
Cytat:

W końcu niósł ze sobą kult odwagi, walki, honoru. Wierzył w to święcie. Był samurajem, który zawiódł swego pana. I jak samuraj musi teraz postąpić. Nie chce, boi się, ale musi!
czasssyyy. teraźniejszy czy przeszły, bo się gubisz.
Użycie czasu teraźniejszego było w pełni przeze mnie zamierzone w tym momencie.Chciałam podkreślić istnienie tych refleksji tu i teraz.
napisałas, jakby gość chciał wykałaczką w zębach pogrzebać, gdy mówimy o rozrywaniu warstw mieśni, skóry, wnętrzności kuchennym nozem, o krwi tryskajacej z rany, smrodzie zawartosci zołądka, moze moczu, bo w takiej sytuacji pęcherz moze zawieść.
W tej konkretnej sytuacji nie było ani krwi, tryskającej z rany, ani smrodu zawartości żołądka. Nóż pozostał w brzuchu do przybycia pogotowia, a nawet dłużej. Z tym nożem w brzuchu Heńka zabrano, bo działał ów nóż jak tampon. Droga ravvo, przesada w tym opisie nie wpływałaby na jego urealnienie. Ja to widziałam na własne oczy i przedstawiłam tak jak było. Gdybyś była wtedy na moim miejscu, zapewne zrobiłabyś to samo. Sądząc z Twoich sugestii, wyobrażenie sobie całego zajścia przyszło Ci nawet dość łatwo, choć użyłam właśnie takich środków. Czasem mniej znaczy więcej i tego starałam się tutaj trzymać.

Na pewno zastanowię się nad Twoimi uwagami.Nawet, jeśli nie wszystkie zastosuję do tego tekstu, to posłużą mi za wskazówki na przyszłość.
Jeszcze raz dziękuję Ci za ten ogrom pracy, włożony w ocenę i pozdrawiam serdecznie.

[ Dodano: Pon 20 Sty, 2014 ]
Rubio!
Tobie też bardzo dziękuję za ocenę, a szczególnie za obiektywne sugestie. Wiem, że w tym tekście dużo jeszcze jest do poprawienia, dlatego Wasze wskazówki posłużą mi do konstrukcji podobnych tekstów w przyszłości, bowiem w sferze moich zainteresowań leżą głównie tresci obyczajowe, gdzie można pogrzebać trochę w umysłach i sercach pohaterów i ukazać ich życie na tle realiów obyczajowych.
Skłaniam się więc nisko, dziękując bardzo za pomoc.

[ Dodano: Pon 20 Sty, 2014 ]
Rubio!
Tobie też bardzo dziękuję za ocenę, a szczególnie za obiektywne sugestie. Wiem, że w tym tekście dużo jeszcze jest do poprawienia, dlatego Wasze wskazówki posłużą mi do konstrukcji podobnych tekstów w przyszłości, bowiem w sferze moich zainteresowań leżą głównie tresci obyczajowe, gdzie można pogrzebać trochę w umysłach i sercach pohaterów i ukazać ich życie na tle realiów obyczajowych.
Skłaniam się więc nisko, dziękując bardzo za pomoc.
..."Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły,
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro."...

J.W Goethe "Faust"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”