Zrozumiała, że teraz nie będzie już przed nim naga, że tajemnica okryje ją jak szorstki worek pokutny, zadławi w gardle szlochem za każdym razem, kiedy przypomni sobie ten półmrok w łazience, szum wody wypuszczanej z wanny, rdzawe smugi krwi wokół odpływu. Krwi, która jeszcze pół godziny temu była w niej bezpieczna, wraz z bijącym sercem i jej upartym przekonaniem, że nie może tego nazwać ich dzieckiem. Opierając dłonie o chłodną biel umywalki, zbliżyła oczy do lustra. Napotkała pustkę i żal, nadal gwałtowny i palący jak tamte skurcze. Ze wstydem zakryła dłońmi gołe piersi.
Nabrała powietrza, ale i krzyk też zabiła.