Siedzi ze swoim laptopem na kolanach, ogromnym kubkiem parującego cappuccino w dłoni i wpatruje się w pustą kartkę wyświetlaną na ekranie komputera. Z głośników laptopa sączy się jeden z prologów Jana Sebastiana Bacha grany na wiolonczeli. Zamrugała kilkakrotnie oczyma. Totalna pustka. Odstawia kubek na ziemię z lekkim wahaniem. Nie wykonuje żadnych gwałtownych ruchów, jakby bała się, że pomysł odleci niczym zlękniony ptak. Delikatnie przesuwa dłońmi po klawiaturze. Zaczyna pisać. Z początku powoli, uważnie stawiając kolejne litery tworzące sieć na płochliwy Pomysł. Nagle sieć owija ptaka, on szarpie się, trzepoce skrzydłami, piszczy, wrzeszczy. Dłonie przyspieszają. Pędzą, klucząc pomiędzy literami, tworząc słowa, zdania, akapity, rozdziały. Dźwięk wiolonczeli cichnie. Szybkie, gwałtowne klikanie klawiatury wypełnia jej głowę. Delikatne szemranie koszatniczki nieopodal nie mąci jej potoku myśli, który pędzi niczym górski strumień. Zaszklone, lekko przekrwione oczy ledwo nadążają za pojawiającymi się słowami. Pochyla się niżej, ku laptopowi, nadal pisząc. Ptaszek przestał się już szamotać, posłusznie siedzi na jej ramieniu i patrzy.
Jej umysł zalewają liczne obrazy. Z początku są to szkice ludzkich twarzy i postur. Po powstaniu jednego szkicu pojawia się drugi. Chłopiec o jednym błękitnym, a drugim krwistym oku, Dziewczyna kryjąca swoją godność, Mężczyzna ze zbroczonym krwią mieczem. Postacie pojawiają się na tle stepowej scenerii. Piętrzące się góry koloru bladego błękitu i szarości mają szczyty przykryte warstwą białego puchu. Postacie siodłają konie. Ruszają. Słychać delikatny szelest, kiedy kopytami ugniatają bujną trawę. Mężczyzna jedzie pierwszy, jego usta otwierają się, jednak nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Jeszcze nie. Później jedzie Chłopiec i Dziewczyna, ramię w ramię, zapatrzeni w Mężczyznę. Przemierzają zielone doliny, mijają ogromne wąwozy, gęste puszcze, napotykając przeróżne stworzenia. Piękne elfy, pracowite krasnoludy, cuchnące trolle i orki, aż wreszcie po wielu trudach Chłopiec zajmuje miejsce Mężczyzny, a Dziewczyna przeistacza się w Kobietę. Podróżują razem poprzez suche, spękane tereny. Słońce i Księżyc zamieniają się cyklicznie miejscami. W pewnym momencie Kobieta i Mężczyzna unoszą głowy, kiedy wybuch Gwiazdy przeszywa Niebo, rozbijając Księżyc. Odłamki satelity spadają na ziemię niczym pozostałości po sztucznych ogniach. Pstrzą ziemię wokół postaci. Mężczyzna obejmuje Kobietę, szepce do ucha słowa pocieszenia. Ruszają dalej. Natrafiają na ogromnego Smoka. Mężczyzna osłania Kobietę. Pojedynkuje się z Bestią. Smok kąsa i zieje ogniem. Mężczyzna osłania się orężem, którym wkrótce ciska w Potwora. Smok pada bez ruchu. Kobieta podchodzi do Bestii, nim Mężczyzna zdołał ją powstrzymać. Ostatni, szybki ruch potężnym ogonem. Ona upada. Kolory opuściły jej ciało. Mężczyzna pada na kolana przy zwłokach Kobiety i spoglądając w górę, krzyczy:
– Ty żeś mi ją zabrała! Ty żeś Bestią!
Dziewczyna nagle przestaje pisać. Odsuwa od siebie laptopa dysząc lekko, wstaje z miejsca i rozgląda się wokół. Koszatniczka spogląda na nią ciekawie, stojąc w kółku. Cappuccino wystygło. Bach rozbrzmiewa już po raz tysięczny. Serce wali jak szalone. Jej oczy błądzą po pokoju, szukając, same nie wiedząc czego. Oblizuje spierzchłe usta. Zalewają ją na przemian fale zimna i gorąca. Czuje, jak robi się jej słabo. Poczucie winy zalewa duszę dziewczyny. Pytania z głośnym echem rozbijają się o ściany jej umysłu. Czy dobrze zrobiła, odbierając Mężczyźnie Kobietę? Czy nie będzie on teraz samotny? Czy jego duszę spowije mrok, czy jednak obdarowała go silną wolą i wiarą w lepsze jutro? Czy Mężczyzna podoła powierzonemu mu zadaniu? Czy zmierzy się z przeznaczeniem?
Pukanie do drzwi.
– Nie śpisz? – szepcze matka.
– Już, zaraz – odpowiada nieprzytomnie dziewczyna.
– Stało się coś?
– Nie.
– Aha.
Drzwi się zamykają.
Podeszła z ciężkim sercem do laptopa i spojrzała na łykającego łzy Mężczyznę. Spoglądał na nią pełen złości, gniewu i żądzy krwi.
– Nie bój się, jestem z tobą – wyszeptała.
Mężczyzna z lekkim oporem wsiadł na konia. Znowu przemierzał bezdroża, napotykał liczne postacie i piękne kobiety, jednak żadna z nich nie była Kobietą. Dziewczyna tworzyła coraz to nowsze, cnotliwsze, piękniejsze kobiety, jednak Mężczyzna wciąż spoglądał w tył. Dziewczyna starła samotnie płynącą łzę.
– Jestem z tobą – wyszeptała.
Mężczyzna spojrzał na jej łzę. Ścisnął w dłoni miecz i popędził poprzez miasta, pustynie, morza i góry, pojedynkując się z nadchodzącymi przeciwnościami. Spoglądał na jej skupioną twarz. Nareszcie spotkał się ze swoim Arcywrogiem. Obaj wyciągnęli przed siebie miecze. Nadeszła najcięższa walka. Miecze ścierały się ze sobą z bezdźwięcznym zgrzytem. Ich nieme krzyki rozbrzmiewały w jej głowie. Wreszcie Mężczyzna staje nad Arcywrogiem i przeszywa jego ciało, dokonując zemsty. Arcywróg pada. Mężczyzna unosi oręż.
– Nie płacz – mówi.
Łzy spływają na zimną klawiaturę i rozbijają się o klawisze.
– Muszę cię opuścić.
– Cóżem uczynił?
– Ty? Nic. Po prostu twoja historia dobiegła końca.
***
Z góry bardzo dziękuję za wszelkie poprawki i rady.
Artystka (miniatura)
1
Ostatnio zmieniony sob 19 kwie 2014, 16:28 przez darcydangouleme, łącznie zmieniany 1 raz.
Czy chciałbym być rozpoznawalny? Czy dlatego piszę? Chciałbym być rozpoznawalny, ale nie dlatego piszę. Gdyby tak było nie kryłbym się za fikuśnie brzmiącym imieniem, którego sam nie do końca umiem czytać. Chciałbym być rozpoznawalny jako Darcy d’Angouleme, jako autor, nie jako cielesna postać pełna niedoskonałości.