Ha! To znowu ja
Bartosh16 pisze:Przecież tak zrobił G. R. R. Martin. Nie chcę pisać dokładnie, żeby nie spoilerować. Ci co wiedzą, to wiedzą. Ci co nie wiedzą, mają szansę poczytać coś dobrego.
Tego nie wiemy do końca - zamysł jest, tylko szwankuje wykonanie (lub recepcja tekstu, co na jedno wychodzi). Klasyczna śmierć bohaterów Martina (nowa legenda internetu!) ma określony cel - podbić zainteresowanie i pociągnąć dalej historię. Czyli cel ma. Potem to rozwiązanie stało się regułą, przesłaniem dla geeków: nie przyzwyczajajcie się do moich bohaterów. Zresztą, Martina lubię, ale nie cenię zbyt wysoko: to mistrz pojedynczych scen, jako całość (warsztat+fabuła+bohaterowie) jego książki nie bronią się zbyt mocno. Chociaż, niepodważalnie, wpływ na współczesną literaturę fantastyczną, mają olbrzymią.
Zostawmy Martina, zajmijmy się czymś poważnym. Dalej będzie spoiler.
Przywołam "To nie jest kraj dla starych ludzi", książkę i film. W filmie gł. bohater ginie w sposób nijaki - ma to obrazować przypadkowość ludzkiego losu. Film świetny, więc takie rozwiązanie się broni.
W książce wcześniej jest spotkanie z przypadkową dziewczyną, podróż przez kilka stanów i długie rozmowy z gł. bohaterem. Potem giną oboje (zarówno książka jak i film pokazują jedynie następstwa), ale wymowa jest dużo mocniejsza w książce. Właśnie śmierć przypadkowej dziewczyny nadają sens tej scenie - to się dzieje w tle, poznajemy jedynie następstwa, świetnie rozumiemy zamysł autora (warsztatowo jest to rozwiązanie znakomite!).
W filmie tego nie ma - chciałem napisać, że zabrakło taśmy, ale to nieprawda. Po prostu medium jest inne, stosuje inną narrację (chociaż podobną) i, być może, autorzy szukali własnej drogi do przekazania treści. Dlatego książka jest znakomita (McCarthy to jeden z mich ulubionych pisarzy, polecam!) a film tylko dobry (chociaż braci Coen też bardzo lubię).
Dlatego obstaję przy tym, by śmierci znaczących bohaterów nie traktować w kategoriach przypadku, rzutu monetą czy innej magii.