Dzień z życia zabójcy

1
Dzień z życia zabójcy

WWWWoda była chłodna. Krople tej cieczy ociekały mu po twarzy. Nieobecny wzrok spoczął na kamieniach leżących na drugim brzegu rzeki. Szukał źródła odgłosu, który przed momentem usłyszał. Zamknął oczy, a po chwili je otworzył. Kamienie nadal tam były. Co się ze mną, do cholery, dzieje? - pomyślał. Postanowił jeszcze raz przemyć twarz i ruszyć dalej.
WWWRozejrzał się i wzmożył czujność. Nikt nie idzie - pomyślał - tym lepiej dla mnie. Niemniej to nie było wystarczającym powodem, by zaniechać korzystania z podstawowych zasad bezpieczeństwa. Nigdy nie korzystał z głównej ścieżki, nawet jak w promieniu dziesięciu kilometrów nikogo nie było. Zazwyczaj każda wyprawa kończyła się oparzeniami pokrzyw i zadrapań od malin.
WWW- Cholera - zaklął pod nosem, gdy wszedł w końskie łajno. Ktoś jeszcze postanowił nie iść głównym traktem - przeszło mu przez myśl. Nie tylko on chciał, żeby go nie było widać. Uśmiechnął się krzywo i dalej bezszelestnie szedł przez moczary.
WWWPanowała tutaj gęsta mgła. Zbliżał się wieczór. On chciał przed zmrokiem jeszcze trafić do wioski. Wiedział, że jest już niedaleko, bo słyszał gwar, ale miał do przejścia dość spore bagno. Dlaczego ja, a nie kto inny? - pomyślał po raz kolejny podczas tej wędrówki. Już słyszał odpowiedź, że on był jedyną osobą kompetentną do tej roboty. Wystarczająco dawno odszedłem z wojska, żeby mnie nie mieszali w takie rzeczy - powiedział do siebie. - Sranie w banie - podsumował.
WWWPo upływie godziny wreszcie doszedł do wioski, która nie grzeszyła wielkością, ani kulturą mieszczan. Przy jednym z domów jakiś wieśniak leżał na kobiecie. Po chwili mężczyzna zdał sobie sprawę, że ona nie krzyczy dlatego, że on ją morduje, tylko dlatego, że robi jej dobrze. Na placu - jeżeli tak można było to nazwać - paliło się wielkie ognisko, dokoła którego tańczyli biesiadnicy. Niedaleko tawerny było kilkoro muzyków, którzy nadawali całej imprezie szalonego tempa.
WWWMiasteczko nie było wielkie: plac, parę większych (pewnie ważniejszych) domów, tawerna, i z oddali było widać jakieś gospodarstwa. Dokoła jeszcze było kilka uliczek z mniejszymi domkami.
WWW- Coś ty taki ubłocony, hę? - zagadnął do niego jakiś mężczyzna.
WWW- Tak już mam - odparł.
WWW- Chłopcy, bawcie się! - wtrąciła się jakaś dziewczyna z butelką wina, która pojawiła się jakby znikąd (dziewczyna, nie butelka). - Jestem Lucy, a wy?
WWW- Och, będziemy, jestem Frank, młoda damo, ale musimy załatwić swoje interesy - wytłumaczył. Ona poszła, ale jeszcze raz spojrzała na nich i uśmiechnęła się. - Chodź, wiem po co przyszedłeś. - Tylko tyle wystarczyło, żeby on ruszył za dziwnym typem w, niepasującym do otoczenia, garniturze.
WWWObaj ruszyli do tawerny, która tętniła życiem. Tym lepiej, pomyślał, będzie znacznie trudniej podsłuchać ich rozmowę.
WWW- A więc, przysłał cię Dann? - zapytał Frank.
WWW- Owszem - odparł.
WWW- Pewnie chcesz pokój. Masz, klucz do osiemnastki. Nie powinieneś narzekać.
WWWFrank zbadał wzrokiem siedzącego naprzeciwko mężczyznę. Spodnie miał całe od błota, a twarz wyraźnie nieogoloną. Wiedział, że mówiono o nim Pan Sherman, co jednocześnie mogło być nazwiskiem.
WWW- Co to za burdel? - spytał Sherman.
WWW- Ach, to tutaj? Pewnie jakiś pogański obrzęd. Palą ogniska, pieprzą się gdzie popadnie - ściszył głos - i z kim popadnie. Widziałem kiedyś jak facet wszedł do obory i zrobił to z krową.
WWW- Pewnie potrzebował taboretu, żeby dosięgnąć.
WWWObaj zarechotali.
WWW- Dobra, Sherman, twoja misja zacznie się jutro. Musisz znaleźć kogoś. Wiesz kogo?
WWW- Wiem, nie nazywaj mnie tak, Frank, dobrze ci radzę - zagroził. - Był tutaj?
WWW- Tak, widziałem go niedawno. W tym barze. - Frank spojrzał na drzwi, właśnie się otworzyły i wszedł wieśniak, którego wcześniej Sherman widział. - Będziesz musiał się spieszyć.
WWW- Nie martw się o to. Opisz mi go - zażądał.
WWW- Długie ciemne loki, wijące się wzdłuż twarzy, pieprzyk nieopodal nosa, oczy o barwie głębokiej pustki...
WWW- Nie prosiłem o jakąś cholerną poezję, tylko prosty opis.
WWW- Dobra, dobra - mężczyzna zaczął machać rękoma - czarne włosy, szare oczy, wysoki, a do tego mówi z nietutejszym akcentem. Ubiera się podobnie jak ty.
WWW- Dobra, jutro się za to wezmę - oznajmił.
WWW- Chcesz jakąś... - Frank wskazał głową na grupę kobiet o skąpym ubraniu.
WWW- Po robocie.
WWW- Swoją drogą - zaczął kiedy Sherman miał już iść. - Dlaczego zrezygnowałeś z wojska?
WWW- Nie twój interes... - rzekł William Sherman i wyszedł z baru.

* * *
WWWW pokoju śmierdziało potem i chorobą. Ten, kto tu mieszkał, rzadko wychodził z łóżka. Ciekawe czy wymieniali pościel, pomyślał i zaczął czyścić swoje ubranie.
WWW- Pieprzone moczary - westchnął i wyjął broń na stół.
WWWW skład jego arsenału wliczała się "pieprzniczka" i krótki sztylet. Przy nodze miał jeszcze nóż, w razie gdyby i jedno, i drugie zawiodło.
WWWGdy skończył porządkować swoje ubrania, to wziął się za czyszczenie swojej broni. Myślał teraz o dawnym przyjacielu, który go nauczył fachu. "Nadmierna pewność siebie, kiedyś cię to zniszczy", często to powtarzał, gdy ćwiczyli.
WWW- Jak zawiedzie plan A i plan B, to wprowadzaj plan U - mówił John.
WWW- Plan U? - zdziwił się Sherman.
WWW- Tak, ucieczka. Jeżeli będzie możliwa, to skorzystaj. Zawsze miej przy sobie jakiś bajer i nie pozwól się zaskoczyć. Bądź zawsze krok przed przeciwnikiem.
WWW- Nawet jak jest ich wielu? - pytał William.
WWW- Tak, tym bardziej wtedy, bądź najlepiej kilka kilometrów od nich.
WWW- A jeżeli to będzie jakiś ukryty strzelec?
WWW- Wiesz... wtedy sytuacja jest trudniejsza - rzekł John. - Kiedy jest jeden, ukryty i wiesz, że on tam jest. Nie masz szansy. Spójrz mu wtedy prosto w oczy. Niech zapamięta swoją ofiarę.
WWW- Czyli mam zginąć? - zdziwił się chłopak. - To niedorzeczne.
WWW- Nie, po prostu go znajdź i zabij.
WWWWiększość z tych zasad były mu znane, lecz dopiero od jakiegoś czasu korzystał z nich prawie na co dzień.
WWWMężczyzna podszedł do drzwi. Wsłuchiwał się w otoczenie. Na dole grała muzyka i ludzie z pewnością dobrze się bawili. Niestety on nigdy nie umiał się utożsamić z innymi, prostymi ludźmi, którzy w życiu chcieli się tylko dobrze zabawić.
WWWPostanowił przesunąć nieco kredens, tak aby zablokować drzwi. Nie chciał, aby w nocy ktokolwiek go odwiedził. Przy oknach postawił rozbite szklane butelki. Każde wejście zabezpieczone.
WWWCzas się przespać, pomyślał i położył się na łóżku.
* * *
WWWPo kilku godzinach wstał. Spojrzał przez brudne okno i stwierdził, że zaraz będzie świt. Przemył twarz i założył ubrania. Powoli się uzbroił, a gdy słońce pojawiło się na niebie postanowił ustawić komodę na swoje miejsce i wyjść z pokoju. Nie mógł wytrzymać w tym zaduchu. To był duszny poranek.
WWWTeraz ma znaleźć wysokiego bruneta, zabójce i, ku rozpaczy, go zabić. Następnie odbierze nagrodę, żeby po kilku dniach cała sytuacja się powtórzyła. A mianowicie wziąć kolejne zlecenie i szukać kolejnego drania, dla kilku dolców. No i oczywiście dla dreszczyku emocji. Tylko tyle jest warte życie. To jest gorsze niż hazard, pomyślał, nikt nie ma równych szans, nikt nie rodzi się równym, zawsze będzie ktoś gorszy, a sprytni będą wygrywać. Do dupy z tym wszystkim, podsumował i wyszedł z wynajętego pokoju.
WWWPostanowił, że przez chwilę posiedzi na placu. Chciał ocenić jak wygląda miasteczko i jakie by miał szanse w starciu na zewnątrz.
WWWUsiadł przy małej fontannie, zdziwiony, że w takim miejscu jest taka ozdoba, która średnio, jego zdaniem, pasowała do otoczenia, czyli bagnistego terenu i wysokich drzew otaczających mieścinę.
WWWOprócz kilku zdewastowanych płotów i wielkiego stosu spalonego drewna, nie wyglądało źle. Ziemię pokrywał popiół, co dawało złudne wrażenie, że spadł śnieg.
WWWSherman nie widział żadnych ludzi. Pewnie jeszcze śpią i leczą kaca, pomyślał. Co ja tutaj robię? Czy to jest to czego naprawdę chcę? Czy dobrze wybrałem? - Te pytania szły za nim jak smród po gaciach. A odpowiedzi i tak nigdy nie dostał. Wiedział jedno: po tylu latach w wojsku do innej roboty się nie nadaje.
WWWMuszę zmienić mój strój, pomyślał. Ten jest już nieźle spracowany. Spojrzał na dzurę w prawej nogawce. Jego biała koszula była biała tylko z nazwy. Już dawno przybrała kolor szarości. Choć było go stać na nowe ubrania, to do tych miał sentyment, dostał je od Johna, kiedy skończył trening. Minęło już tyle lat...
WWW- Skup się, kiedy szukasz przeciwnika, bo inaczej on odnajdzie ciebie. - Słowa, które z pewnością powiedziałby John, ale głos do niego nie należał. - Trudno cię było znaleźć, Williamie Shermanie.
WWWSpojrzał za siebie, lecz nie było tam Johna, tylko jakiś mężczyzna o długich włosach. Ale William skupił się bardziej na lufie, która była tuż przed jego głową.
WWW- A więc to tak - powiedział, tłumiąc zaskoczenie.
WWW- Zdziwiony? Z pewnością - odparł znajomy głos.
WWW- Zastanawiam się tylko: po co? - Sherman spojrzał na przeciwnika. Miał kapelusz, taki sam jaki nosił John, rewolwer, znacznie nowszy i z pewnością lepszy niż jego. Do tego stracił szansę na atak z zaskoczenia. Cholera.
WWW- Po co? Czy to nie jasne? Ty chcesz mnie zabić, to się bronie, proste? Najlepszym sposobem obrony jest atak.
WWW- Dobrze - powiedział chłodno były wojskowy. Pięćset siedemdziesiąt pięć dolców, to zdecydowanie za mało, żeby iść do piachu, pomyślał. - Swoją drogą, w tamtym pokoju strasznie cuchnie. Na przyszłość wybierz inny.
WWW- Nie zmieniaj tematu, masz prawo do ostatnich słów, a potem giń - rzekł mężczyzna.
WWW- Imię.
WWW- Moje? Frank, nie poznałeś? Jestem tym samym gburem, z którym wczoraj rozmawiałeś. Ale ty jesteś naiwny... - podsumował Frank. Oczy miał puste, jak opisywał, a patrzył z wyraźnym triumfalnym uśmiechem. - Swoją drogą, dlaczego zrezygnowałeś z wojska? Żeby pracować w jakiejś firmie w San Francisco?
WWW- Moje ostatnie słowa... chcesz je usłyszeć? - podsycał Sherman.
WWW- Może się i bez tego obejść. - Mężczyzna z rewolwerem wykrzywił twarz pozorując uśmiech.
WWW- Sztylet w oku - powiedział William Sherman i czekał na reakcję.
WWW- Co? - zdziwił się Frank. - Nic z tego, nie jestem jakimś oprawcą.
WWWFrank spojrzał Shermanowi prosto w twarz, na której budował się niepokój. Mężczyzna uśmiechnął się i to był jego ostatni uśmiech w życiu. Ułamek sekundy później w jego głowie pojawiła się dziura na wysokości skroni, a on sam upadł.
WWW- Co jest, do cholery?! - wrzasnął zawiedziony William.
WWWNie doczekawszy się odpowiedzi wstał i otrzepał się. Spojrzał na Franka i obszedł go, uprzednio zabierając mu broń. Rozejrzał się dookoła. Nikogo nie widział.
WWWZabij, albo zostań zabity - pomyślał. Co to życie jest tak naprawdę warte?
WWWPrzeszukał ciało i znalazł notes. Zaczął przeglądać zapiski ofiary. Po chwili doszedł do wniosku, że rzeczywiście był poetą i w dodatku zadawał sobie te same pytania co on. Zdziwiony stał jeszcze przez chwilę.
WWW- Nadmierna pewność siebie ciebie zniszczyła, przyjacielu - powiedział do trupa. To były jego ostatnie słowa.
WWWSpojrzał na dach tawerny. Zobaczył kogoś na dachu, ale nie dostrzegł nigdy twarzy.
* * *
WWWLucy pociągnęła za spust pozbawiając życia mężczyzny, który przedstawił się jako Frank. Czekała na reakcję niedoszłego generała. Była ciekawa co zrobi. Najpierw ograbił trupa, dobrze - pomyślała - sama też bym tak zrobiła. Następnie przeczytał jakiś notes i powiedział coś. Spojrzał na nią. Zobaczyła w przybliżeniu jego oczy. Nie czekając na nic wystrzeliła jeszcze raz.
WWWRobota skończona - pomyślała.
WWWSpojrzała na zegarek. 8:14 Wszystko zgodnie z planem.
WWWWyjęła z torby starego HP Presario CQ-56. Podłączyła modem własnej roboty, a następnie sprawdziła skrzynkę mailową. Dostała krótką wiadomość:
Wiadomość od: [email protected]
WWWRobota, jak zwykle, doskonale wykonana. Gratulacje Lucy. Twoim kolejnym celem będzie John Kennedy. Dallas. Rok 1963, dwudziesty drugi listopad. Szczegóły otrzymasz jak już tam będziesz.
WWWMasz tam być nie mniej niż dwadzieścia cztery godziny przed jego śmiercią, nie tak jak tym razem, bo może się coś nie udać.
Powodzenia.

WWWCzy nigdy nie dadzą mi odsapnąć? - pomyślała i wyłączyła komputer, a następnie schowała swoją M16.
Ostatnio zmieniony wt 21 paź 2014, 15:20 przez Desfaq, łącznie zmieniany 2 razy.
Siła zamknięta jest w Tobie.
Otwórz swoją głowę.

2
Nieobecny wzrok spoczął na kamieniach leżących na drugim brzegu rzeki.
przecinek
Nieobecny wzrok spoczął na kamieniach, leżących na drugim brzegu rzeki.
Ktoś jeszcze postanowił nie iść głównym traktem - przeszło mu przez myśl.
tu inaczej zaakcentuj jego myśł. Może od nowego wiersza?
Wystarczająco dawno odszedłem z wojska, żeby mnie nie mieszali w takie rzeczy - powiedział do siebie.
to samo

Sprawdź generalnie i zmień może coś w zapisywaniu myśli bohatera, bo to pojawia się kilkukrotnie w całym opowiadaniu. Pod koniec robi się lepiej.
tawerna, i z oddali
albo i albo przeicnek
Wiesz... wtedy sytuacja jest trudniejsza - rzekł John. - Kiedy jest jeden, ukryty i wiesz, że on tam jest. Nie masz szansy. Spójrz mu wtedy prosto w oczy. Niech zapamięta swoją ofiarę.
- Czyli mam zginąć? - zdziwił się chłopak. - To niedorzeczne.
- Nie, po prostu go znajdź i zabij.
To nie do końca ma sens, wszystko wskazuje na to, że w opisanej sytuacji się umiera, a tu nagle znajdź go i zabij. Przemyśl to i może dodaj jakieś zdanie.
niebie postanowił ustawić
przecinek po niebie,
Teraz ma znaleźć wysokiego bruneta, zabójce i, ku rozpaczy, go zabić.
usuń przecinek po i
zabójcę
ku czyjej rozpaczy ? Niedopowiedzenie.
Usiadł przy małej fontannie, zdziwiony, że w takim miejscu jest taka ozdoba, która średnio, jego zdaniem, pasowała do otoczenia, czyli bagnistego terenu i wysokich drzew otaczających mieścinę.

przecinki
Spojrzał na dzurę
dziurę
sentyment, dostał je od Johna
ja bym dał kropkę i zaczął od nowego zdania od Dostał
Może się i bez tego obejść
Mogę
Ułamek sekundy później w jego głowie pojawiła się dziura na wysokości skroni, a on sam upadł.
Zostaje tu lekkie niedopowiedzenie, musiałem przeczytać ten fragment dwa razy, bo maiłem nadzieje, że ktoś z boku strzelił do Franka. Dopisz może coś jeszcze, że kula przeszła na wylot czy coś. Nie wiadomo czy to on mu sztyletem zrobił dziurę, czy strzelec z dachu. Dopiero w następnej części o tym jest mowa.
Nadmierna pewność siebie ciebie zniszczyła, przyjacielu
siebie ciebie - przeredaguj

Końcówka mnie rozwaliła. Poza tym trochę za dużo opisów, a za mało jakiejś akcji. Przez to robi się nudnawe.
God's in his heaven, all's right with the world.

3
Woda była chłodna. Krople tej cieczy ociekały mu po twarzy.
Woda była chłodna, jej krople ciekły mu po twarzy. (Woda wprawdzie jest cieczą – z punktu widzenia fizyki czy chemii – ale literacko to nie brzmi absolutnie)
Nieobecny wzrok spoczął na kamieniach leżących na drugim brzegu rzeki. Szukał źródła odgłosu, który przed momentem usłyszał.
Skoro był nieobecny, to jak mógł czegoś szukać – w podtekście – świadomie.
Kamienie nadal tam były. Co się ze mną, do cholery, dzieje? - pomyślał.
- Kamienie nadal tam były. Co się ze mną, do cholery, dzieje? - pomyślał.
Nikt nie idzie - pomyślał - tym lepiej dla mnie.
- Nikt nie idzie - pomyślał - tym lepiej dla mnie. (Dalej analogicznie)
by zaniechać korzystania z podstawowych zasad bezpieczeństwa. Nigdy nie korzystał z głównej ścieżki,
Powtórzone 'korzystanie”. W pierwszym wypadku raczej „stosowania”.
Nie tylko on chciał, żeby go nie było widać. Uśmiechnął się krzywo i dalej bezszelestnie szedł przez moczary.
Panowała tutaj gęsta mgła. Zbliżał się wieczór. On chciał przed zmrokiem jeszcze trafić do wioski.
„on chciał” – powtórzone.
Wiedział, że jest już niedaleko, bo słyszał gwar, ale miał do przejścia dość spore bagno.
„bo” - niepotrzebne.
która nie grzeszyła wielkością, ani kulturą mieszczan.
Mieszczanie mieszkali w miastach, a nie w wioskach.
Po chwili mężczyzna zdał sobie sprawę, że ona nie krzyczy dlatego, że on ją morduje, tylko dlatego, że robi jej dobrze.
Jeśli już – to bym ujął to inaczej, zwłaszcza zakończenie zdania.
Niedaleko tawerny było kilkoro muzyków, którzy nadawali całej imprezie szalonego tempa.
„szalone tempo”
Miasteczko nie było wielkie: plac, parę większych (pewnie ważniejszych) domów, tawerna,
Miasteczko nie było wielkie: plac, parę większych zapewne ważniejszych domów, tawerna,
i z oddali było widać jakieś gospodarstwa. Dokoła jeszcze było kilka uliczek z mniejszymi domkami.
Dwa razy „było”. Może tak:
, w oddali jakieś gospodarstwa., wokół jeszcze kilka uliczek z mniejszymi domkami.
- Coś ty taki ubłocony, hę? - zagadnął do niego jakiś mężczyzna.
- Tak już mam - odparł.
- Chłopcy, bawcie się! - wtrąciła się jakaś dziewczyna z butelką wina, która pojawiła się jakby znikąd (dziewczyna, nie butelka). - Jestem Lucy, a wy?
'jakiś – jakaś': powtórzenie
żeby on ruszył za dziwnym typem w, niepasującym do otoczenia, garniturze.
„on” - niepotrzebne; przecinki również.
Obaj ruszyli do tawerny, która tętniła życiem.
„ruszył” – było w poprzednim zdaniu.
Spodnie miał całe od błota,
Może lepiej: Spodnie miał całe zabłocone.
- Pieprzone moczary - westchnął i wyjął broń na stół.
Nie można wyjąć broni na stół. Można ją tam położyć albo rzucić.
Gdy skończył porządkować swoje ubrania, to wziął się za czyszczenie swojej broni.
„to”- niepotrzebne
"Nadmierna pewność siebie, kiedyś cię to zniszczy"
jak wyżej
często to powtarzał, gdy ćwiczyli.
Przecinek zbędny.
- Wiesz... wtedy sytuacja jest trudniejsza - rzekł John. - Kiedy jest jeden, ukryty i wiesz, że on tam jest.
Powtórzone „wiesz”.
Na dole grała muzyka i ludzie z pewnością dobrze się bawili. Niestety on nigdy nie umiał się utożsamić z innymi, prostymi ludźmi,
„ludzie” - powtórzenie
Czas się przespać, pomyślał i położył się na łóżku.
Drugie „się” do usunięcia.
Przemył twarz i założył ubrania.
Raczej „nałożył”. I chyba jedno ubranie.
Powoli się uzbroił, a gdy słońce pojawiło się na niebie postanowił ustawić komodę na swoje miejsce i wyjść z pokoju.
Powtórzone „się”.
Nie mógł wytrzymać w tym zaduchu. To był duszny poranek.
'zaduch – duszny': powtórzenie
Teraz ma znaleźć wysokiego bruneta, zabójce i, ku rozpaczy, go zabić.
„zabójcę”
„ku rozpaczy” nie komponuje się w tym zdaniu (a przynajmniej w takiej formie).
czyli bagnistego terenu i wysokich drzew otaczających mieścinę.
Przedtem była to wioska.
Te pytania szły za nim jak smród po gaciach.
Takie sformułowania nie pasują do literackiego tekstu.
Miał kapelusz, taki sam jaki nosił John, rewolwer, znacznie nowszy i z pewnością lepszy niż jego. Do tego stracił szansę na atak z zaskoczenia. Cholera.
Z tego wynika, że nieznajomy stracił szanse na atak z zaskoczenia, a jest przecież inaczej – to on zaskoczył.
Ty chcesz mnie zabić, to się bronie, proste?
„bronię”
- Co jest, do cholery?! - wrzasnął zawiedziony William.
Dlaczego zawiedziony? Żałuje, że nie zginął?
Nie doczekawszy się odpowiedzi wstał i otrzepał się. Spojrzał na Franka i obszedł go, uprzednio zabierając mu broń. Rozejrzał się dookoła. Nikogo nie widział.
Trzy razy „się”.
Zobaczył kogoś na dachu, ale nie dostrzegł nigdy twarzy.
„nigdy”? - to miał w przyszłości więcej okazji aby ją zobaczyć?
Lucy pociągnęła za spust pozbawiając życia mężczyzny, który przedstawił się jako Frank.

„mężczyznę”
Wiadomość od: [email protected]
Takie ujęcie adresu nie powinno się pojawić. W ogóle konkretny adres nie jest potrzebny; chyba, że masz w tym ukryty cel – chcesz, aby czytelnik napisał do Ciebie.
Twoim kolejnym celem będzie John Kennedy. Dallas. Rok 1963, dwudziesty drugi listopad.
Nie przesadziłeś?

Tekst nudnawy, sporo błędów, zwłaszcza powtórzeń. Zakończenie nieuzasadnione i schematyczne. Zabójstwa nieciekawe i brak uzasadnienia. Postacie bez osobowości, opis scenerii nazbyt oszczędny. Akcja symboliczna, nie wnosząca niczego interesującego. Trochę ratują sytuację niezłe dialogi, dopasowane do okoliczności. Pozostaje żywić nadzieję, że następnym razem będzie lepiej.

4
Taki drobiazg: XVIII wiek? Whoops.
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

5
Generał William Sherman żył w XVIII w., stąd właśnie taki drobiazg.
Siła zamknięta jest w Tobie.
Otwórz swoją głowę.

7
Sherman Shermanami, ale mi się w oczy rewolwer rzucił. Poza spłonkowymi prototypami (de facto też opatentowanymi w XIX wieku), w wieku XVIII nie było rewolwerów. Samuel Colt złożył pierwszy patent na swój rewolwer w okolicach 1835 roku.
Amerykańskie pieprzniczki (i rewolwery przejściowe; rozumiem, że tego typu spluwę nosił bohater) opatentowano niewiele wcześniej. :wink:

[ Dodano: Śro 22 Paź, 2014 ]
No i skoro o tym mowa (wiem, że tekst zweryfikowany, ale taka mała rada nie będzie chyba czymś złym?), warto byłoby dodać nazwy spluw. Wydaje mi się to bardzo klimatotwórcze (szczególnie tu, gdzie by super zgrywało się i kontrastowało z podaną czytelnikowi marką laptopa oraz użytą przez zabójczynię spluwą). Dobrze też byłoby podać datę akcji (znów, dobry kontrast, tym razem z datą podaną w mailu; zresztą czas jest tu istotny jak diabli). :)
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

8
Bledy wytkneli koledzy wyzej, dlatego ja odniose sie jedynie do wrazen, jakie wywolalo na mnie to opowiadanie. Oto one: . Widzisz co? Nie? To dobrze, bo dawno juz nie czytalam niczego, co nie wywolaloby we mnie zadnych emocji, refleksji ani nawet ciekawosci. Po prostu zero. Bohaterowie slabo nakresleni, zadnego z nich nie mamy okazji poznac czy polubic, stad tez bieg wydarzen nie budzi w czytelnikach zadnych odczuc. Sama intryga jest szyta grubymi nicmi, akcji wlasciwie brak.

Moim zdaniem to opowiadanie jest po prostu slabe. Byc moze ma potencjal, ale wymaga przede wszystkim solidnego warsztatu.
Noc od dnia różni to, że nie widać sufitu
O uczucia już właściwie nie pytaj
Gdy przechodzisz przez szereg ciał bez imion
To nie przeszkadza, tego właściwie nie ma
Pozostał głód, już tylko głód...


Closterkeller, "California"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron