Ostatni kwik

1
Ostatnio trafiłem przypadkiem na spis treści i zobaczyłem, kiedy ostatnio coś wrzucałem. To było tak dawno... A że forum nowe, to postanowiłem coś tam naskrobać i sprawdzić się, czy przez ten czas zrobiłem jakieś postępy (i w którym kierunku).
Ostatni kwik
       
       Jaśko stał, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. „Powtórz” chciał rzecz, lecz tak nie dowierzał, że jeno stał i milczał. Na szczęście Lecho pragnienia te jakoby usłyszał, więc powtórzył:
       – No mówio ci, słuchosz mnie? – wlepił ślepia w rozmówcę. – Tończyły tom świnie! Noprowde! Cztyry świnie, worchloki tokie, jednoroczne. No dwóch nogoch tończyły, cołe błotem umozone. I włochate.
       – Jak to? Błotem? – wykrztusił z siebie zszokowany Jaśko Kurzanoga.
       – Przeco gadom, że błotem. Widziołem.
       Chłop nie był w stanie wyobrazić sobie tego, o czym rozprawiał Lecho. Co prawda świniaka widział tyle razy w życiu, że nawet taki na dwóch nogach nawet się w jego głowie mieścił, ale żeby umazany błotem? W kraju, gdzie od trzech miesięcy nie widziano chmury, nie mówiąc już o deszczu.
       – Trza tam pójść i to sprawdzić – zarządził Kurzanoga.
       – To… no pewno pójdo. – Niższy z mężczyzn postukał się palcami po czole.
       – Jak mają błoto, muszą mieć też studnię – roztrząsał Jaśko.
       – To… studnie. Jeszcze nos do niej wrzuco i tom zomkno.
       – Nie zamkną.
       – Zomkno, mowio ci. Som se leź, jok tokiś zuch. Jo nigdzie nie idę.
       – Tchórz – zakpił Kurzanoga.
       – Lepiej być żywym tchorzem, niż mortwym bohotyrem – odparł opryskliwie Lecho. – Tok mi ojciec godoł.
       – Zejdź mi z oczu! – Jaśko odepchnął kompana i ruszył ku stodole.
       – Idź, idź, niech cię w studni zomkną!
       Chłop mimo uszu puścił złorzeczenia kompana. Wszedł tylko do budynku, za kosę złapał, a potem za osełkę. Ciężko wzdychając, zaczął ulubioną swoją zabawkę ostrzyć. To już dwa dni, jak ostatnią kokoszkę zarżnął, a nawet jedna kosteczka się po niej nie ostała. Także krew kury, której do barwienia z trudem zdobytej wody używał, co by chociaż odrobinę smaku napojowi nadać, była już wspomnieniem. Mógł więc głód i pragnienie cierpieć albo pójść i przekonać się, czy w słowach Lecho było, chociażby malusieńkie prawdy ziarenko.
       O Lecho, znanym pośród gawiedzi z zamiłowania do zbyt krótko leżakujących trunków, różne po wsi krążyły szeptanki; a to, że smoka widział, a to, że w łajno po trollach wpadł, a to, że ze strzygami sypiał. Rzeczy zaś, które po lasach znajdował, tylko sił nie miał, by do wioski przywlec, nawet w legendach by człek nie znalazł. Każdego wieczora przy kolacji, a czasem nawet pacierzu, wieśniacy przekazywali sobie co raz to nowsze historie o Lecha przypadkach. Każdy oczywiście wiedział bądź też udawał, iż wiedział, że w zdecydowanej większości były to jeno pijackie omamy, czy też zwyczajne wymysły. Jednak czasami, niezmiernie rzadko, w cieniach tych urojeń kryły się rzeczy realne.
       Straszne, lecz prawdziwe.

       Zmierzchało, kiedy Kurzanoga, w kosę uzbrojony i z siekierą na plecach u stóp rzeczonego wzniesienia stanął. Knieja gęsta się stała, bez dróg, szlaków, czy wydeptanych ścieżek, a wszędobylskie zarośla jakoby przez biesy opętane, ku przybyszowi swe ostre pędy wyciągać zaczęły. Lecz Jaśko, wizją piekącej się na rożnie świni oraz bukłakiem pełnym czystej, świeżej wody omamiony, zaczął mimo tego mozolnie ku szczytowi zmierzać. Nic to, że raz po raz, a to krzak, a to drzewko młode po skórze chłopa witkami smagało, jakby za grzechy karząc – i te przeszłe i te, które dopiero popełnić miał zamiar – Jaśko nie miał zamiaru odpuścić.
       Nie wiedział jeno, że jest obserwowany przez cztery pary demonicznych oczu. Tych samych, które dzień wcześniej pozwoliły Lecho odejść, z nadzieję, że na jego miejsce ktoś większy przybędzie. I ładniejszy. I czystszy.
       Nie myliły się.

       Był już w połowie drogi, kiedy wieczorną ciszę zmącił przeciągły kwik. To dodało chłopu skrzydeł. Wystrzelił, niczym dzik w pole kartofli i już po chwili, dłuższej jeno odrobinę niż nos wioskowej zielarki Sabichy, wbiegł na polanę.
       Na środku stały cztery, sięgające do pasa czarcie prosiaki; bestie z piekieł tak stare, że nawet w gawędach o nich zapomniano.
       Jaśko zbladł, kiedy w ślepia diabłów spojrzał. Kosa mu z rąk wypadła, a nogi trząść się zaczęły.
       Oczy biesów płonęły żądzą chędożenia, mordu oraz świeżego mięsa. I to niekoniecznie w wymienionej kolejności.
       Nocne powietrze wypełnił złowieszczy, szaleńczy kwik.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

Ostatni kwik

2
Nie umiem ci powiedzieć, czy zrobiłeś jakieś postępy i w jakim kierunku - z tej prozaicznej przyczyny, że nie czytałem wcześniej żadnych tekstów twojego autorstwa.

Mogę jednak rzec, iż wrażenie jest ogólnie pozytywne. Aczkolwiek, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, ciężko mi wyrokować ze względu na naprawdę niewielką objętość tekstu. Nie jestem nawet pewien, jak powinienem to zaklasyfikować. Łapanka też będzie dość pobieżna, bo po prostu nie mam za bardzo czego się czepiać.
Namrasit pisze: Jaśko stał, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. „Powtórz” chciał rzecz
Chyba "rzec".
Namrasit pisze: – Jak to? Błotem? – wykrztusił z siebie zszokowany Jaśko Kurzanoga.
– Przeco gadom, że błotem. Widziołem.
Swoją drogą, dlaczego jeden z nich gada gwarą, a drugi względnie normalnie? Chyba mieszkają w tej samej okolicy.
Namrasit pisze: Chłop nie był w stanie wyobrazić sobie tego, o czym rozprawiał Lecho. Co prawda świniaka widział tyle razy w życiu, że nawet taki na dwóch nogach nawet się w jego głowie mieścił, ale żeby umazany błotem?
No dobra, przyznaję, to mnie rozwaliło :).
I to ze studnią też. Zawsze lubiłem taki... abstrakcyjny humor. To dlatego uwielbiam komedie od ekipy Monty Pythona.
Namrasit pisze: Także krew kury, której do barwienia z trudem zdobytej wody używał, co by chociaż odrobinę smaku napojowi nadać, była już wspomnieniem.
Czy główny bohater jest wampirem? Bo nie wiem, z jakiego innego powodu miałby mu w głowie postać pomysł nadawania napojowi smaku przy pomocy krwi kury. Pomijam już fakt, że byłoby to tak naprawdę szkodliwe dla kogoś, kto nie jest wampirem.
Rozumiem - abstrakcja, ale powinien być w tym mimo wszystko jakiś pokręcony sens... A ja w tym momencie sam już nie wiem, jakiego humoru powinienem się spodziewać. Szczególnie mając na względzie ciąg dalszy.
Namrasit pisze: Oczy biesów płonęły żądzą chędożenia, mordu oraz świeżego mięsa.
Zaraz... chędożenia?

Cóż mam jeszcze rzec? Ogólnie tekst jak tekst, czyta się gładko i przy tym ma dość nietypową, abstrakcyjną treść. Tyle tylko, że podczas tej cokolwiek krótkiej lektury odnosiłem wrażenie, iż pojawia się tu pewna niekonsekwencja. Zaczyna się niewinnie - ot, zbijający z pantałyku komentarz o tym, że świnie umazane błotem (a nie - jak nakazywałby zdrowy rozsądek - tańczące na zadnich nogach) są czymś dziwacznym, koncept, iż te świnie miałyby człowieka zamknąć w studni. Potem jednak zachciało mi się powiedzieć "WTF?" kiedy przeczytałem ten kawałek o krwi kokoszki oraz ogólnie ponury koniec całej historii. Jak gdyby autor nie mógł się zdecydować, czy chce postawić na abstrakcję, czy też na czarny humor. To zresztą sprawia mi - podobnie jak niewielka objętość całości - trudności z zaklasyfikowaniem tego tekstu. W sumie jest to jednak drobiazg.

Myślę, że następnym razem mógłbyś spróbować z czymś większym - może więcej osób by to przeczytało, a i więcej dało się o tym powiedzieć w komentarzu.

Ostatni kwik

3
Der_SpeeDer pisze: Chyba "rzec".
Fakt, ja tego już nie byłem w stanie wyłapać.
Der_SpeeDer pisze: Swoją drogą, dlaczego jeden z nich gada gwarą, a drugi względnie normalnie? Chyba mieszkają w tej samej okolicy.
To nie tyle gwara, co styl mówienia tej postaci. Ot, zamiast a, mówi o. Nie chciałem z tą gwarą przesadzać, żeby czytelnika nie męczyć.
Der_SpeeDer pisze: Czy główny bohater jest wampirem? Bo nie wiem, z jakiego innego powodu miałby mu w głowie postać pomysł nadawania napojowi smaku przy pomocy krwi kury. Pomijam już fakt, że byłoby to tak naprawdę szkodliwe dla kogoś, kto nie jest wampirem.
Oczywiście, że to nie wampir. Krwi dodaje, by dać wodzie smaku, różne ludzie rzeczy lubią. Acz twoja sugestia sprawiła, że zacząłem szukać informacji o tym, czy krew zwierząt szkodzi ludziom. Niewiele znalazłem wartościowych informacji, ale były one raczej przychylne dla spożywania krwi ze zwierząt (zresztą, do dziś dzień dodaje się ją do niektórych potraw). Co innego, jeżeli chodzi o ludzką krew. Ta podobno może zaszkodzić. W każdym razie celne pytanie.
Der_SpeeDer pisze: Potem jednak zachciało mi się powiedzieć "WTF?" kiedy przeczytałem ten kawałek o krwi kokoszki oraz ogólnie ponury koniec całej historii. Jak gdyby autor nie mógł się zdecydować, czy chce postawić na abstrakcję, czy też na czarny humor. To zresztą sprawia mi - podobnie jak niewielka objętość całości - trudności z zaklasyfikowaniem tego tekstu. W sumie jest to jednak drobiazg.
Cóż, rozumiem, tekst był takim typowym ćwiczeniem. Ot, wyznaczyłem sobie, że w godzinę napiszę krótkie opowiadanie (z którymi zawsze mam trudność, bo jak tylko coś zacznę, to zaraz mi się to spod kontroli wymyka i rośnie i rośnie.). Udało się zamknąć to wszystko w 45 minut (z przeczytaniem z dwa razy, co jak widać, nie wystarczyło, by wszystkie błędy wyłapać).
Coś dłuższego... hmm. Niech będzie, trening nigdy nie zaszkodzi :D.
Der_SpeeDer pisze: Myślę, że następnym razem mógłbyś spróbować z czymś większym - może więcej osób by to przeczytało, a i więcej dało się o tym powiedzieć w komentarzu.
Miałem nadzieje, że to raczej krótki, zwięzły tekst będzie bardziej poczytny. Widać tym razem założenie okazało się błędne.

Dzięki za poświęcony czas.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

Ostatni kwik

4
Namrasit pisze: Oczywiście, że to nie wampir. Krwi dodaje, by dać wodzie smaku, różne ludzie rzeczy lubią. Acz twoja sugestia sprawiła, że zacząłem szukać informacji o tym, czy krew zwierząt szkodzi ludziom. Niewiele znalazłem wartościowych informacji, ale były one raczej przychylne dla spożywania krwi ze zwierząt (zresztą, do dziś dzień dodaje się ją do niektórych potraw). Co innego, jeżeli chodzi o ludzką krew. Ta podobno może zaszkodzić. W każdym razie celne pytanie.
Oczywiście, że z krwi sporządza się potrawy, ale krew jest wtedy przetworzona, a nie w stanie surowym. Toteż nie jest szkodliwa. Natomiast krew wypita "saute" - nieważne, czy to krew człowieka, czy zwierzęcia - w wyniku reakcji zachodzących w naszym układzie trawiennym powoduje wydzielanie się związków cyjanu, którymi można się zwyczajnie zatruć. W skrajnych przypadkach nawet śmiertelnie.
Z drugiej strony, historia zna przypadki psychopatycznych morderców, którzy pili krew swoich ofiar, słyszałem też o myśliwych, którzy po ubiciu zwierzyny pokrzepiali się kubkiem jej posoki... więc w niewielkich ilościach jest to jeszcze dopuszczalne. Choć wciąż mało zdrowe.
Namrasit pisze: Miałem nadzieje, że to raczej krótki, zwięzły tekst będzie bardziej poczytny.
O krótkim tekście niewiele można powiedzieć. Sam nie zdołałem wiele wyksztusić.
Namrasit pisze: Dzięki za poświęcony czas.
Drobiazg. Uznałem, że to moja powinność, skoro zdecydowałeś się skomentować moje własne wypociny.

Ostatni kwik

5
Miałem kiedyś taki nakręcany samochodzik. Najpierw sprężyna odkręcała się powoli, a potem - ping! i leciał jak opętany przez cały pokój. Podobnie jest z tym tekstem. Podejrzewam, że stylizacja w początkowej części tak Cię znudziła, iż chciałeś mieć to jak najszybciej za sobą.

Fabułka jest też dość schematyczna - "tajemnicze zdarzenie okazało się diabłem/ufem/duchem/Ktulu/świniokiem z piekieł". A gdzie zaskoczenie? :)

Stylizacja jest nawet w porządku, chociaż kilka razy użyłeś słów oraz zwrotów które nieco ją zaburzają, np. "urojenia".

Myślę, że po rozbudowie mogłoby coś z tego być.
J'adore Hardcore

Ostatni kwik

6
Dzięki za opinię.
Janushido pisze: Podejrzewam, że stylizacja w początkowej części tak Cię znudziła, iż chciałeś mieć to jak najszybciej za sobą.
Było na odwrót. Zwykle mnie wyobraźnia ponosi i mam problemy w pisaniem właśnie takich krótkich, zwięzłych tekstów. Rozbudować to by można było, ale nie to było moim celem.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

Ostatni kwik

7
Der_SpeeDer pisze: Natomiast krew wypita "saute" - nieważne, czy to krew człowieka, czy zwierzęcia - w wyniku reakcji zachodzących w naszym układzie trawiennym powoduje wydzielanie się związków cyjanu, którymi można się zwyczajnie zatruć. W skrajnych przypadkach nawet śmiertelnie.
Mój dziadek rzeźnik setnie by się z tego uśmiał. Lubił wypić od czasu do czasu szklankę krwi.
Masz może jakieś źródła na ten temat?
Grafzerovlog - o książkach, literaturze i kulturze BEZ PARDONU! :)
https://www.youtube.com/channel/UCOa9Dr ... jLcnQNZubg

Ostatni kwik

8
Odnoszę wrażenie, że ktoś tu zwyczajnie olał drugą połowę mojej wypowiedzi, w której wyraźnie wspomniałem o ludziach pijących krew. Nie ma to jak czytanie ze zrozumieniem...
grafzero pisze:Mój dziadek rzeźnik setnie by się z tego uśmiał. Lubił wypić od czasu do czasu szklankę krwi.
Dobrze, że tylko od czasu do czasu... Mój wujaszek na przykład, lubił zapalić papierosa dużo częściej, niż od czasu do czasu. Już nie żyje.
To, że nie umierasz natychmiast po spożyciu czegoś, wcale nie oznacza, że jest nieszkodliwe.
Poza tym jestem absolutnie pewien, że niejeden nałogowy palacz setnie by się uśmiał, gdyby ktoś go ostrzegł, że zejdzie na raka.
grafzero pisze:Masz może jakieś źródła na ten temat?
Swojego ojca - który jest lekarzem specjalistą (internistą kardiologiem) i który wie, jak działa nasz organizm i jakie reakcje w nim zachodzą. Wspominał kiedyś o szkodliwym wpływie picia krwi na ludzki organizm i przed napisaniem tamtego posta dla pewności zapytałem go o to raz jeszcze.

Ostatni kwik

9
Der_SpeeDer pisze: Swojego ojca - który jest lekarzem specjalistą (internistą kardiologiem) i który wie, jak działa nasz organizm i jakie reakcje w nim zachodzą.
Tylko, czy pytałeś o picie krwi innych ludzi, czy też picie krwi zwierząt? Co w takim razie z surowym mięsem, w którym też jest krew.
Der_SpeeDer pisze: To, że nie umierasz natychmiast po spożyciu czegoś, wcale nie oznacza, że jest nieszkodliwe.
Tak, wszystko ma swoja dawkę śmiertelną (nawet woda i nie chodzi mi o utonięcie). Każdy ma tutaj swoje własne predyspozycje.
Zresztą picie jeszcze "ciepłe" krwi z upolowanego zwierza miała miejsce u niektórych plemion. Kwestia przyzwyczajenia (kiedyś przecież mleko było trujące bardziej niż krew).
No i się nam zrobił osobliwy kącik kulinarny :D.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

Ostatni kwik

10
Der_SpeeDer pisze: Odnoszę wrażenie, że ktoś tu zwyczajnie olał drugą połowę mojej wypowiedzi, w której wyraźnie wspomniałem o ludziach pijących krew. Nie ma to jak czytanie ze zrozumieniem...
Spokojnie - przeczytałem do końca i rozumiem o co ci chodzi. Tyle, że z tą szkodliwością w nadmiarze to jak pisał Namrasit - wszystko może cię zabić. Ponoć czerwone mięso też jest szkodliwe.
Grafzerovlog - o książkach, literaturze i kulturze BEZ PARDONU! :)
https://www.youtube.com/channel/UCOa9Dr ... jLcnQNZubg

Ostatni kwik

11
Lubię krótkie formy literackie podoba mi się chłopska gwara. Jeżeli do tego jest jeszcze temat czarcich świń, błota, pijaczka, wszystko okraszone humorem, to jest elegańciuchno. Napisane z polotem, ciekawy wachlarz słów, fajnie się czyta.

Ostatni kwik

13
Fryderyk Honinblost pisze: Czyta się to jak książkę, która mogłaby zostać wydana, ale, osobiście, nie chciałbym przeczytać tej książki.
Miło to słyszeć, zawsze to lepsze, niż coś, co chciałbyś przeczytać, ale nie miałoby szans na wydanie :D.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

Ostatni kwik

14
Przez cały tekst miałem nadzieję, na jakiegoś diabla, czarta albo inną wiedzme. Ale piekielne świnie... Mało się nie usmarkalem :D
Tylko do chędozenie, one tak ludzi chciały?

Ostatni kwik

15
Kuba P pisze: Tylko do chędozenie, one tak ludzi chciały?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, acz dla takich czartów, to pewnie bez różnicy, człowiek, zwierze, czy inna bestia :). Miło, że wywołało uśmiech.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”