Koncert prawdziwie death metalowy

1
Krótkie opowiadanie o tym jak ludzie (a właściwie muzycy) bawią się na koncercie death metalowym. Opowiadanie typu gore ;)



Koncert zaczął się z kilkuminutowym opóźnieniem. Nic dziwnego, skoro support wlókł się niemiłosiernie, zbierając swój sprzęt ze sceny. Fani zaczynali się powoli niecierpliwić, ale dla swojego ulubionego zespołu death metalowego warto było poczekać, choćby nawet parę godzin, dlatego parę minut nie robiło wielkiej różnicy. Tyle na szczęście nie musieli czekać i już wkrótce usłyszeli pierwsze brzmienie gitar. Wykonawcy zwolna wchodzili na scenę, pozdrawiając swoich wielbicieli uniesionymi wysoko rękoma. Ci drudzy też trzymali ręce w górze, a jakże, skoro ścisk, zwłaszcza pod sceną, był niemiłosierny i jak już ktoś wyciągnął ręce ku niebu, to nie mógł ich opuścić, nie uderzając kogoś łokciem. Byli też tacy, co się nie przejmowali i rozpychali na boki, jakby ich bilety uprawniały do posiadania jednego metra kwadratowego wokół siebie. Niestety, nikomu nie przysługiwał taki kawałek płyty boiska, więc trzeba się było męczyć jak w zatłoczonym tureckim autobusie w godzinach szczytu. Brawa powoli zagłuszały gitarowe intro grane przez zespół, by po chwili ucichnąć i pozwolić zatryumfować muzyce. Leader zespołu podszedł do wysokiego stojaka z mikrofonem. Gitary ucichły, ale perkusista delikatnie zaczął muskać talerze i wkrótce dorzucił do nich również bębny. Głosowe nuty popłynęły z ust wokalisty i zawtórowała mu gitara elektryczna, bass wchodził trochę później – pojawił się wraz z pierwszymi samplami dja. Ludzie zgromadzeni na stadionie bawili się świetnie od pierwszych sekund. Zapomnieli już o ścisku, pogrążając się w muzycznej ekstazie. Kobiety dodatkowo pobudzone były ostrym, acz subtelnym głosem artysty, a mężczyźni przedstawicielkami płci przeciwnej, o których smukłe ciała mogli się ocierać bez narażania się na karę.

- Krwawię – zaczął, krótko, lecz zdecydowanie wokalista. – Podążam za smugą krwi – wyśpiewał po chwili, akcentując ostatnie słowo.

Tłum wiwatował, śpiewał razem z idolem, podskakując w rytm ciężkich gitar, niesamowitej perkusji i nadających barwy scratchy.

- Prawie… Otwieram już śmierci drzwi – zdecydowanie podniósł głos, wręcz wykrzyczał wzmiankę o ponurym żniwiarzu.

Na chwilę odszedł od mica, by unieść wysoko ręce i zacząć klaskać. Ludzie mu zawtórowali, więc wrócił do wzmacniacza głosu i kontynuował:

- Oglądam… Co dzieje się w moich ranach! – Teraz jego głos zabrzmiał szczególnie mrocznie, co poniektórych fanów przeszły nawet ciarki po plecach. – Spoglądam… Na krwiste plamy na ścianach!

Gitarzysta zespołu wyskoczył teraz przed wokalistę i, gnąc się we wszystkie strony rozpoczął swoją wspaniałą solówkę. Zaciekle i z pasją szarpał struny elektryka, a każdy dźwięk docierający do fanów sprawiał, że tłum stawał się jednością. Jedna wielka masa ludzka skakała w rytm ciężkiego, ale melodyjnego riffu.

- Pełznę… W rzece swego pochodzenia! – kontynuował agresywnie artysta, jego białe zęby błyszczały w świetle reflektorów, gdy przeciągał kilka końcowych sylab. – Sczeznę… Wkrótce w odmętach zapomnienia! Rozcieram… Krew na swym ciele! Umieram… - teraz ściszył głos. – To znaczy dziś tak niewiele – zakończył, usuwając się powoli w cień za nim.

Gitarzysta i basista urwali tak nagle, jakby ktoś ich zastrzelił. Oni jednak byli cali i pewnie trzymali swoje instrumenty. Perkusista zakończył krótkim uderzeniem w największy z talerzy, a dj spokojnie wytłumił końcowy sampel.

- Witam wszystkich gorąco! – Wokalista znów stał przy mikrofonie. – Jak zamierzacie się dzisiaj bawić?! – krzycząc, zapytał rozszalałych ludzi.

- Zajebiście! Wzorowo! Jak nigdy dotąd! – usłyszał kilka odpowiedzi.

- To świetnie! – z zadowoleniem skwitował muzyk, o błyszczących w świetle jupiterów czerwonych oczach. – Co byście powiedzieli na piosenkę o tęsknocie? – Tłum podniósł głos. – W końcu tak długo się nie widzieliśmy!

Fani zdzierali gardła, by potwierdzić chęć usłyszenia tego kawałka.

- No dobrze! Więc zacznijmy…

Wokalista delikatnie zaczął pierwszą zwrotkę, muzyka, która mu towarzyszyła była subtelna, co wprawiało w magiczny wręcz nastrój zgromadzoną widownię.

Tęsknię

A słońce świeci na dworze

Promienie uderzają mnie w twarz

Jasność wszechogarnia

Ostatnie słowa w jego ustach brzmiały dość smutno, jakby wokalista stracił kogoś bliskiego lub od dawna nie spotkał się ze swoją miłością. Drugą zwrotkę zaczął trochę pewniej:

Nadciągają chmury

Obłoki przykrywają płomienną kulę

Zaczyna dominować szarość

Koncert odbywał się po zmroku przy sztucznym świetle, jednak co bardziej wprawiony obserwator dostrzegłby, że nagle chmury zasłoniły gwiaździste dotąd niebo. Księżyc w pełni również ustąpił. Ciemność stała się teraz trochę bardziej natrętna, starała się oblać wszystkich fanów, pogrążonych w muzycznym transie i uwielbieniu swoich idoli. Nikt jednak niczego nie dostrzegał, a wokalista, idąc w ślady pozostałych muzyków, wzmacniał swój instrument, czyli w jego przypadku głos.

Zaczyna wiać delikatny zefirek

Zrywa się wiatr

Szaleje wichura

Niespodziewanie zawiał złowieszczo wiatr, świszcząc niemiłosiernie. Nie udało mu się jednak zagłuszyć grającego zespołu, a ściśnięci i spoceni ludzie przyjęli go jako błogosławieństwo, albowiem przyniósł im odrobinę chłodu i względnej świeżości.

Zaczyna kropić

Pada coraz mocniej

Leje jak z cebra

Pierwsze krople deszczu ludzie przyjęli, tak jak i wiatr, z ulgą i radością. Co poniektórzy uznali za zabawne, iż dzieje się to, o czym śpiewa właśnie ich idol. Głośność i agresywność muzyki się wzmagała, a wraz z nią aktywność bawiących się przy niej ludzi. Niestety wzmagał się również deszcz i wiatr.

Słychać odległe grzmoty

Pojawiają się pierwsze błyski w oddali

Pioruny dewastują ziemię

Daleko za sceną rzeczywiście można było dostrzec pierwsze oznaki burzy. Ludzie zaczęli się już martwić, że będą taplać się w błocie, przemokną całkowicie, a zimno ostudzi ich zapał do zabawy. Mimo to wciąż coraz żwawiej podskakiwali i głośniej zdzierali gardła, bawiąc się w obecnych warunkach pogodowych równie dobrze, jak przy gwieździstym niebie. Paru fanów z co bujniejszą wyobraźnią obawiało się kolejnej zwrotki, jednak stwierdzili, że jeśli po niej nic się nie stanie, to okrzykną się największymi głupcami jakich nosił ten świat.

Drzewa zajmują się ogniem

Płoną wioski i miasta

Otwiera się brama piekielna

Nic z powyższej zwrotki się nie stało. Głupcy okrzyknięci tak przez siebie samych zaczęli się pukać w czoła, a przyciśnięci do nich ludzie śmiali się z nich tak donośnie, że momentami ich głosom udawało się wybić ponad wrzaski pozostałych fanów.

Burza się przybliżyła do stadionu. Gdzieś, wydawałoby się, że tuż za sceną, uderzył piorun, rozświetlając zasnute chmurami niebo cienką, lekko powyginaną nitką jasności. Następny przebił powietrze z drugiej strony obiektu sportowego.

Ludzie nie krzyczeli teraz razem z wokalistą, który nie przestawał sączyć w ich stronę swego agresywnego głosu. Tłum zamilkł przypatrując się pogarszającym się z sekundy na sekundę warunkom pogodowym, a gdy kolejna błyskawica przeszyła ciemność nad nimi, niektórzy zaczęli się denerwować i powoli, lecz nie w panice wychodzić z tłumu. Wkrótce potem nad trybunami stadionu pojawiła się lekko falująca pomarańczowa łuna, jakby otaczające go drzewa zajęły się piekielnym ogniem. A może otworzyło się przejście do domeny Lucyfera? Nie, to nonsens. Większość fanów, wprawdzie trochę niepewnie, powróciło do śpiewania razem z zespołem i skakania w muzycznej euforii w rytm muzyki.

śpiewający artysta wyciągnął z kieszeni niewielki, plastikowy pojemniczek, otworzył go i wyrzucił w tłum. Czerwona breja rozlała się na stojących najbliżej sceny ludzi. Mimo niedużych rozmiarów, pudełeczko zawierało więcej płynu, niż by się zdawało. Ci, którzy zdali sobie sprawę z tego, czym właśnie zostali oblani, zaczęli wydzierać się w niebogłosy.

Nagle, mieniący się czerwienią piorun, oślepiając wszystkich ludzi, uderzył w scenę tuż pod nogami wokalisty. Kiedy tysiące oczu przystosowały się ponownie do widzenia, ukazała im się przerażająca wizja.

Umarli wychodzą na ziemię

Demony zabijają ludzi

Lucyfer wyciąga ku mnie szpony

Zespół kontynuował swą balladę zniszczenia. Scena zajęła się w całości ogniem, a artyści, nic sobie z tego nie robiąc, grali dalej. Tłum oszalał, każdy zaczął uciekać w panice, co było praktycznie niemożliwe przy ścisku, jaki tam panował.

Furia pojawiła się w całkowicie czerwonych oczach członków kapeli, zagrali jeszcze zacieklej. Ogień zdawał się ich nie parzyć, mimo, iż skóra pokrywająca ich ciała zaczęła się topić. Widok ten mógł przerazić nawet doświadczonego pracownika prosektorium. Skroplona tkanka skapywała w ogień i ginęła w nim z cichym sykiem, który, o ironio, dodawał niezwykłej barwy muzycznemu przedstawieniu. Powoli odsłaniały się kości muzyków. Białe, lecz w płomiennej poświacie nabierające krwawej barwy.

Ulewa nagle ustała. Nie był to jednak dobry znak, gdyż po chwili uderzyła ze zdwojoną siłą, a wichura sprawiała, że krople padały pod dużym kątem. Nie trzeba było długo czekać na głośne jak nigdy przedtem piski kobiet i wrzaski mężczyzn. Krople spadające z niebios miały teraz czerwony, rdzawy kolor. Krew sączyła się na ludzi i powodowała, że trudno było im się poruszać w lepkiej mazi.

Na scenie przerażające języki ognia lizały nagie już kości muzyków. Instrumenty pozostały jednak nietknięte i wciąż błyszczały, odbijając tańczące w rytm ich dźwięków płomienie.

Części ludzi udało się już dobiec do wyjść z płyty boiska. Okazało się jednak, że stadion płonie dookoła, co uniemożliwiało ucieczkę. Większość tłumu pchała się niemiłosiernie do przodu, nie widząc płonącej przeszkody.

Pierwsze ofiary pochłonął ogień. Wepchnięci w płomienie fani roztapiali się na oczach pozostałych osób, które również mogła czekać niechybna śmierć w piekielnym morzu przed nimi. Ludzie, zaczynający się już topić, wskakiwali w płomienie, by nie cierpieć zbyt długo. Najpierw roztapiały się ich ręce wyciągnięte w przód, jakby chciały zaprzeć się jakiejś niewidzialnej ściany. Znikały jak sople lodu potraktowane palnikiem acetylenowym. Później roztapiała się cała reszta, pozostawiając na ziemi czarną plamę, która po chwili całkowicie znikała.

Ktoś krzyknął, żeby się nie pchać, bo tu jest gorzej niż w piekle. Ktoś inny, że póki żyje nie ma zamiaru wchodzić do pieca krematoryjnego. Wkrótce tłum zatrzymał się i zaczął się cofać. Ci, którzy byli najbliżej ognia odetchnęli z ulgą. Przynajmniej na razie.

Inna fala ludzi próbowała bardziej ekstremalnych sposobów na wydostanie się z koszmaru. Wspinali się po trybunach i docierali do ich szczytu. Później chcieli skakać, inni zostali przez przypadek wypychani. Ogień jednak rozprzestrzenił się wokół całego obiektu. Wypchnięci z wysokości około pięciu metrów nieszczęśnicy spadali w piekielną otchłań. Niektórzy mieli więcej szczęścia, ponieważ ich ciała roztapiały się już w locie, ale ci, którzy nie mieli go wcale, uderzali jeszcze o ziemię. Słychać było głuchy trzask łamanych kości, a potem skwierczenie, jakby ktoś roztapiał tłuszcz na rozgrzanej patelni.

Teraz większość fanów wróciła na płytę boiska, by w strachu oczekiwać na śmierć lub cud. Wszędzie dało się słyszeć ludzi krzyczących do telefonów komórkowych. ślepo wierzyli, że pojawią się nieustraszeni strażacy, by ich uratować. Niektórzy klęczeli i modlili się do Boga, by wywołać raczej niemożliwy cud.

Muzyka demonicznego zespołu stawała się coraz to ostrzejsza. Wokalista stał teraz obserwując panikę i delektując się cierpieniem swych fanów. Cierpliwe czekał, aż ostatnią zwrotką będzie mógł zakończyć dzieło destrukcji.

Wysoki, dobrze zbudowany brunet stał przestraszony mniej więcej w środku tłumu i bez nadziei na ocalenie obejmował swoją dziewczynę. Nagle eksplodował. Dziewczyna została odrzucona siłą wybuchu w ludzi za nią, przewracając ich. Krew i wnętrzności bruneta poleciały we wszystkich kierunkach i spadły na spanikowanych ludzi. Kobiety, które do tej pory o dziwo nie mdlały, teraz, gdy zostały potraktowane kawałkiem jelita lub sercem, padały nieprzytomne na ziemię. Teraz ktoś w innej części stadionu wybuchł, a za nim kilka następnych osób. Panika i przerażenie rosły z sekundy na sekundę. Wybuchy ustały. Histeria została.

Ziemia zaczęła się niespodziewanie trząść. Kilka osób w centrum zamieszania nagle zostało pochłoniętych pod ziemię. Byli wciągani za nogi, a gdy tylko ich głowy niknęły w czeluściach ciemności, na ich miejsce wyrastały rzeźbione nagrobki z szarego, szorstkiego kamienia. Niektóre wyrastały pod kątem, przez co łamały pobliskim ludziom nogi. Wystające z ciała kości natychmiast stawały się świetną drogą wyjścia dla robaków. Setki, a może nawet tysiące insektów wydostawały się w ten sposób z nicości, którą zamieszkiwały. Stworzenia wielkości pięści momentalnie wchodziły na rozhisteryzowanych fanów i kąsały, odgryzając części mięsa z ciał swoimi ostrymi jak brzytwy, malutkimi kłami. Kiedy ktoś próbował rozdeptać robaki, wbijały one swoje niesamowicie cienkie, wręcz niewidoczne kolce w stopę ofiary, wstrzykując toksyczny jad, wyżerający tkanki i powodujący przyspieszony rozkład. Zaatakowani w ten sposób ludzie w kilka chwil zamieniali się w szkielety, a później w proch. Najpierw ich postarzałe nogi pękały, później brzuch wysychał, a klatka piersiowa się zapadała. Twarz przykrywały zmarszczki, włosy siwiały, co można było dostrzec mimo spoczywającej na nich grubej warstwy krwi, by po chwili wypaść. Moment potem odpadały nosy i uszy, a oczy wypadały z oczodołów i, przypominając wyglądem trochę suszone śliwki, spadały na ziemię, gdzie były pożerane przez kolejne fale insektów.

Pioruny także zebrały swoje żniwo. Trzy niesamowicie jasne nitki przebiły powietrze, by dotrzeć do grupy ludzi, panikujących na uboczu. Piętnaście osób zamieniło się w ułamku sekundy w popiół, który zmieszany z krwią tworzył ciemnoczerwone błoto.

Płomienie, owady i pioruny szybko zbierały krwawe żniwo. Wkrótce na stadionie nie pozostał już nikt przy życiu.

Zespół spauzował, niebo nagle przestało zsyłać krwawe łzy, burza ucichła, płomienie przestały tańczyć na scenie i wokół stadionu, insekty zniknęły gdzieś w odmętach ludzkich szczątków. Na niebie znów zagościły błyszczące gwiazdy. Po chwili artyści kontynuowali utwór w sposób delikatny, tak jak na początku. Wokalista ściszonym głosem dokończył śpiewać:

Zostaję porwany w czeluść piekielną

Ale wciąż tęsknię

Nic nie zabija tego uczucia

Nawet płomienie nie potrafią go spalić

A zamiast tego – tęsknota spala mnie…

Członkowie zespołu death metalowego, których skóra i mięśnie zostały pochłonięte całkowicie przez ogień, zaśmiali się z ironii ostatniego wersu. Szkielety stojące na scenie, jak przystało na prawdziwych artystów, ukłonili się w stronę widowni, a właściwie w stronę jeziora krwi, z którego wystawały sczerniałe kości i ludzkie wnętrzności. Usłyszeli brawa i pognali w stronę, z której dochodziły. Do Piekła.
Yet another mind of the Devil's design....

2
Zacznę od strony technicznej. Przykładowe błędy to:


eerieoz pisze:
Koncert zaczął się z kilkuminutowym opóźnieniem. (...)Fani zaczynali się powoli niecierpliwić, ale dla swojego ulubionego zespołu death metalowego warto było poczekać, choćby nawet parę godzin, dlatego parę minut nie robiło wielkiej różnicy. Tyle na szczęście nie musieli czekać i już wkrótce usłyszeli pierwsze brzmienie gitar.
Chyba nie muszę tłumaczyć jak paskudny błąd strzeliłeś, nie?


eerieoz pisze:
(...)niemiłosierny
Tekst nie jest długi, a powyższe słowo padło trzy razy - o dwa za dużo. Trzeba użyć jakiegoś zamiennika. Też mam swoje ulubiona słowa, ale szukam synonimów. Trzeba poszerzać grono nie tylko tych znanych słów, ale także i używanych.


eerieoz pisze:
Byli też tacy, co się nie przejmowali i rozpychali na boki, jakby ich bilety uprawniały do posiadania jednego metra kwadratowego wokół siebie.
proponuję np. "Byli też tacy, którzy się nie przejmowali. Rozpychali na boki, jak gdyby bilety uprawniały ich do dysponowania przestrzenią wynoszącą metr kwadratowy" - to oczywiście tylko przykład.


eerieoz pisze:
Leader zespołu podszedł do wysokiego stojaka z mikrofonem.
To słowo chyba uległo spolszczeniu. Po prostu: lider.


eerieoz pisze:
pojawił się wraz z pierwszymi samplami dja. - Prawie… Otwieram już śmierci drzwi – zdecydowanie podniósł głos, wręcz wykrzyczał wzmiankę o ponurym żniwiarzu.
Dj-a (w każdym razie coś w tym stylu) Poza tym w zdaniu jest pewna niejasność. Gdzie ta wzmiania o ponurym żniwiarzu? "Otwieram już śmierci drzwi"?


eerieoz pisze:
Na chwilę odszedł od mica,
Mhm, a leaderem zespołu jest John Smith mieszkający w New York:) Rany, piszmy po naszemu. Podszedł do mikrofonu i już.

PS. http://www.translate.pl/ - może się przydać:)


eerieoz pisze:
Zaciekle i z pasją szarpał struny elektryka,
To nie jest błąd ale proponowałbym "struny gitary elektrycznej" - brzmi ładniej, bez niedomówień. Każdy wie, o co chodzi, rzecz jasna, a ja jestem perfekcjonista i pedant - niech będzie.


eerieoz pisze:
Gitarzysta i basista urwali tak nagle, jakby ktoś ich zastrzelił.
Basista to również gitarzysta. "Gitarzyści urwali"

Poza tym kiepskie porównanie - jakby ich ktoś zastrzelił. Już prędzej, jakby ktoś odłączył kable albo coś w tym stylu. Jakby ich ktoś zastrzelił, to gitara by upadła, narobiła hałasu itp :D Tak, chyba jestem tym pieprzonym perfekcjonistą.


eerieoz pisze:
Wokalista delikatnie zaczął pierwszą zwrotkę, muzyka, która mu towarzyszyła była subtelna, co wprawiało w magiczny wręcz nastrój zgromadzoną widownię.

Tęsknię

A słońce świeci na dworze

Promienie uderzają mnie w twarz

Jasność wszechogarnia

Ostatnie słowa w jego ustach brzmiały dość smutno, jakby wokalista stracił kogoś bliskiego lub od dawna nie spotkał się ze swoją miłością. Drugą zwrotkę zaczął trochę pewniej:

Nadciągają chmury

Obłoki przykrywają płomienną kulę

Zaczyna dominować szarość
Bierz teksty w cudzysłów albo pisz pochyłą. Pewnie było czcionką pochyloną, tylko forum zjdało, ale dla pewności wolałem dodać.


eerieoz pisze:
śpiewający artysta wyciągnął z kieszeni niewielki, plastikowy pojemniczek, otworzył go i wyrzucił w tłum.
Fatalne zagranie! Plastikowy pojemniczek? Wymacz :D Stać cię na coś lepszego.


eerieoz pisze:
Ktoś krzyknął, żeby się nie pchać, bo tu jest gorzej niż w piekle. Ktoś inny, że póki żyje nie ma zamiaru wchodzić do pieca krematoryjnego.
Daję tysiąc temu, kto w sytacji zagrożenia będzie się w ten sposób wyrażał. Zabrakło realizmu.


eerieoz pisze:
Krew i wnętrzności bruneta poleciały we wszystkich kierunkach i spadły na spanikowanych ludzi.
Trochę to groteskowo brzmi. Niech będzie "mężczyzny" a nie bruneta - poza tym jest powtórzenie.



Co do powtórzeń - jest ich masa. Szczególnie słowo "teraz" padało stanowczo zbyt często. Chcesz jechać na rekord?:) Co jeszcze... pisz lucyfera z małej litery, Boga z dużej.

Na razie nic więcej mi nie przychodzi do głowy.

Ok, czas na fabułę.



Sam pomysł opowiadania, w którym siły piekielne łączą się w jakiś sposób z zespołami detch-metalowymi, nie jest taki najgorszy. Osobiście nie lubie stereotypów (a piekło poniekąd już takim jest), ale coś mogłoby z tego być. Niestety nic nie wyszło. Brak bohaterów, kontrastu dla zła. Czytelnik nie ma się z kim utożsamiać, komu współczuć. Jest jakiś "Wysyp żywych Trupów" (skądinąd parioda Romero, jeśli komuś niewiadomo) - i jest śmiesznie, ale chyba nie o to chodziło.

Wiesz gdzie takie opowiadanie byłoby dobre? Na blogach, na których autorzy zamieszczają swe "straszne historie" - w porównaniu z nimi, twój short byłby całkiem całkiem. Niestety w porównaniu z prawdziwymi tekstami, twój wypada mizernie.

Nie wiem dlaczego, ale ja bym tu wepchnął narrację pierwszoosobową, której zresztą zazwyczaj unikam. Do tego tekstu pasuje mi jak ulał. Bardziej skupić się trzeba na uczuciach, na strachu i na prawdziwych potencjalnych zachowaniach w takim wypadku... nie na tekście piosenki, który wykrzykuje "leader" ;)

Początek był całkiem w porządku. Czym dalej brnąłem, tym szybciej chciałem to zakończyć. Mordercze owady wydały mi się dość zabawne, a nie straszne. Włóż w to więcej siebie, rusz głową, wrzucaj nam teksty, którym nie masz osobiście nic do zarzucenia. No i, rzecz jasna, pisz dalej!

3
Co jest paskudnego w powtórzeniu i to w dodatku niedokładnym?



śmierć jako osoba to chyba jest ponury żniwiarz prawda? No chyba, że mnie świat oszukiwał przez prawie 18 lat...



Odnośnie mica, elektryka itp. Miało to posłużyć umłodzieżowieniu (omg nie ma takiego słowa, ale chyba wiesz o co chodzi?) tekstu.



Pojemniczek też mi się teraz wydaje śmieszny xD


Daję tysiąc temu, kto w sytacji zagrożenia będzie się w ten sposób wyrażał. Zabrakło realizmu.
rzeczywiście - tu się z tobą zgodzę.


pisz lucyfera z małej litery, Boga z dużej.
Nie lubię jak mi ktoś narzuca coś takiego. Poza tym Lucyfer to jest imię, a imiona piszemy dużą literą. Odnośnie szatana mógłbyś mi taką uwagę zwrócić, ale jak teraz widzisz, piszę go małą.



Dzięki za krytykę i opinię. Oczywiście, że będę pisał dalej. No w końcu trzeba się szkolić ;)

Dodane po 5 minutach:

I rzeczywiście - jesteś pieprzonym perfekcjonistą ;P

(no offence za wyraz mniejszą czcionką) ;P

Dodane po 7 minutach:

aha i jeszcze
wrzucaj nam teksty, którym nie masz osobiście nic do zarzucenia
Jakby każdy autor wiedział co ma do zarzucenia swojej pracy, to byście w tym dziale mieli same majstersztyki i do niczego byście się przyczepić nie mogli. Wrzucam tekst, bo chce przeczytać obiektywną krytykę, żeby dzięki temu się czegoś nauczyć i następnym razem wiedzieć jakich błędów nie popełniać (albo przynajmniej starać się je eliminować). Kto najlepiej wytknie autorowi błędy jak nie czytelnik?
Yet another mind of the Devil's design....

4
Co jest paskudnego w powtórzeniu i to w dodatku niedokładnym?


Zależy jaki jest kontekst tego powtórzenia. W danym przezemnie przykładowym zdaniu:

W powietrzu unosił sie nieprzyjemny zapach. Zapcha zgnilizny i śmierci.

Słowo zapcha powtarza się, ale nie razi to jakoś specjalnie, poza tym wprowadza klimat.

Natomiast powtarzanie co kilka wyrazów tych samych słów, które można byłoby zastapic synonimem jest błędem.



Co do mieca i elektryka oraz umłodzieżowania tekstu... Znam jednego gitarzyste, zalicza się jeszcze do młodzieży i chyba by mnie wyśmiał jakbym powiedział że gra na elektryku. A "miec" to juz w ogóle. Poza tym taki slang mi osobiście kojarzy się z trzynastolatkami namiętnie słuchającymi Tokio hotel (jesli na forum sa jacyś fani, to podkreślam, że nie chce ich urażać)


Szewczyk napisał

Bardziej skupić się trzeba na uczuciach, na strachu i na prawdziwych potencjalnych zachowaniach w takim wypadku... nie na tekście piosenki, który wykrzykuje "leader"


Tu się nie zgodzę. Gdyby eerieoz bardziej popracował nad piosenką to mogła by ona stanowic najciekawszy element tekstu, jakos go "uduchowić", nadać drugie dno.



Poza tym jeśli z dużej litery będziemy pisać archanioł Gabriel, to czemu nie bedziemy tego robic przy upadłym aniele Lucyferze?



Tekst nie wywołał u mnie żadnych uczuć, czsem, jak pisał Szewczyk, tylko usmiech. Chociaż scena tej "masakry" była dość sprawnie napisana. To znaczy nie porwała mnie, ale wiele rzeczy tam się dzieje i tobie w opisie tego wszystkiego nie zdażyły się wieksze zacięcia. Ale tak jak mówię, bez uczuć to wszystko.Wybacz ale nie moge się zdecydowac na konkretną ocenę.



PS


Niektórzy mieli więcej szczęścia, ponieważ ich ciała roztapiały się już w locie, ale ci, którzy nie mieli go wcale, uderzali jeszcze o ziemię. Słychać było głuchy trzask łamanych kości, a potem skwierczenie, jakby ktoś roztapiał tłuszcz na rozgrzanej patelni.


Ja jednak wolałbym zginąć od upadku niż w płomieniach :wink:

5
To lubię - gdy ktoś wyda wcześniej komentarz od emnie i zawrze akurat te myśli, które mam i ja po przeczytaniu opowiadania. Powtórzę tylko, że wyszło raczej zabawnie i mało klimatycznie. Styl nie podobał mi się zbytnio, musisz nad nim popracoweać. Lucyfera możesz zostawić tak jak napisałeś, to nie jest błąd. Uzywaj jednak języka polskiego bez takich zapożyczeń, które mają piękne odzwiercedlenia w naszym języku.

Ogólnie to ocena nie będzie zaskoczeniem.

Pomysł:3

Styl:3

Schematyczność:3

Błędy:3-

Ocena ogólna:3


Wrzucaj teksty dalej, przecież po to tu jeśteśmy, żeby sobie pomagać.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

6
Pomysł: 4



Podoba mi się pomysł, ale.... wykonanie kompletnie nie. Już ktoś mówił, że miast straszyć czy poruszać, to bliżej temu było do śmiechu, chociaż... wg mnie to ten teskt wogóle nie wzbudza żadnych emocji.

Nie poruszyłeś żadnego punktu w moim umyśle, po prostu nic. Tekst przypomina streszczenie jakiegoś opowiadania. Wszystkie opisy masakry były suche, suche i drewniane. Chyba nie starałeś się zagrać na emocjach czytelnika. A w tego typu opowiadaniach - przynajmniej wg mnie - najważniejszym zadaniem jest wzbudzać emocje.



Oprócz tego chyba kompletnie zlekceważyłeś piosenkę, która bądź, co bądź, jest jednym z najważniejszych ogniw tekstu. Mogłeś się przyłożyć choćby o krztynę bardziej, a tak to mamy jakieś puste zdania. Kolejny minus, który wpływa na straszną szarość tekstu, na brak jakiegokolwiek połączenia na linii czytelnik - tekst. Zawsze kiedy widzę tak napisane opowiadania, zastanawiam się, czy istniała wogóle łączność na linii autor - tekst. Istniała?



Wg mnie mogłeś to wszystko bardziej rozwinąć, choćby postacie death metalowców opisać... tak z jajem, no, z uczuciem. Zamiast opisywać, jak to kawałek jelita leci komuś nad twarz, to pokazać co czuje osoba, której to jelito się od twarzy odbija. Starać się wzbudzać emocje, miast przedstawiać suche fakty.



Styl: 3



Brakuje mi jaja. Uczucia. Mocy. Tego co najważniejsze w tego typu opowiadaniach. Zresztą - pisałem o tym wyżej. Generalnie sporo powtórzeniówek, ten 'mic' mnie rozbawił (po co taki tekst umłodzieżowywać? Jaki to ma cel?), no i sama piosenka maksymalnie bezpłciowa. Jak ogólnie cała forma.

Musisz wczuwać się w sytuacje, które opisujesz, koncentrować się na bohaterach, starać się wzbudzać jakieś emocje, jak najlepiej przekazywać czytelnikowi obraz, który widnieje w Twojej głowie.


Wkrótce potem nad trybunami stadionu pojawiła się lekko falująca pomarańczowa łuna, jakby otaczające go drzewa zajęły się piekielnym ogniem. A może otworzyło się przejście do domeny Lucyfera? Nie, to nonsens. Większość fanów, wprawdzie trochę niepewnie, powróciło do śpiewania razem z zespołem i skakania w muzycznej euforii w rytm muzyki.


A to jest strasznie nienaturalne. Nie wierzę, że parę tysięcy ludzi widząc jakąś falującą łunę nad sobą po takich akcjach, zajęłaby się zabawą. No chyba, ze ta muzyka im w głowach mąciła, ale o tym mi nic nie wiadomo.



Schematyczność: 4



Sam pomysł opisywania koncertu death metalowego jest bardzo fajny (sam kiedyś myślałem nad opisaniem koncertu i jeszcze się tego podejmę), ta apokalipsa na stadionie też mogłaby być niezła, gdyby nie wykonanie i brak polotu.



Błędy: 3



Te zangielszczenia to niby nie błąd, ale śmieszy. Poza tym powtórzeniówki i interpunkcja. Mówili już o tym poprzednicy.



Ocena ogólna: 3



Bez polotu, bez jaja, bez mocy. Suche i bezpłciowe. Pomysł ciekawy, wykonanie niestety nie. A szkoda. Jestem na nie. Popracuj nad psychologicznymi aspektami. ćwicz!



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron