Jest to fragment mojej powieści, narazie więcej nie powstało ale jest w toku.
To był czwartkowy wieczór. Oznaczało to że zbliża się piątek a piątek to już prawie jak sobota. Egon żył tylko weekendami. Jeśli można było nazwać to życiem. Siedział na biurku przed oknem i patrzał przez nie, okna mają to do siebie, że się przez nie patrzy. Niedawno deszcz skończył swoją depresyjną misję padania. Małe dzieci biegały po podwórku taplając się w kałużach. Przez chwile Egon zapragnął wrócić do dziecięcego wieku gdzie wszystko było bajecznie proste i potaplać się razem z nimi w brudnych kałużach. W tej chwili na biurko wskoczył kot przymilnie wchodząc pod ramię swego pana. Egon przypomniał sobie, że musi wsypać do miski nową porcję karmy. Fuga jadł tylko karmę firmy Purina, nie jadł żadnych Kitekatów czy Whiskasów. Dla odmiany jego pan nie pijał herbaty, za to nałogowo spożywał kawę w dużych ilościach. Nudny tydzień wyglądał mniej więcej tak : raz w miesiącu udawał się do szkoły. Studiował bibliotekarstwo, przez 5 powszednich dni pracy odbywał staż w bibliotece. Siedział i czytał jakąś książkę bo właściwie rzadko kiedy ktoś przychodził. Czasem musiał ustawić na półce nową serię Harlequinów, a innym razem musiał się pofatygować by wyjąc kartę czytelnika. Tak czy owak nie była to ciężka praca i odpowiadała stylowi bycia Egona. O 16 praca się kończyła ale wcale nie oznaczało to, że wracamy powrotem do świata rzeczywistości, nie, nie. Egon zabierał ze sobą stos książek i nie dawał wyrwać się z tego świata za żadną cenę. Nieraz czytał po drodze do domu, albo chociaż czytał komentarz z tylnej okładki. A kiedy był już w domu wykonywał rutynowe czynności które człowiek żyjący samotnie (a nawet jeśli nie) musi wykonać. Jako, że wziął odpowiedzialność za stworzenie boże jakim z pewnością jest kot, musiał go karmić, wymieniać żwirek w łazience i pogłaskać. To ostatnie robił najczęściej gdyż wymagało mało wysiłku a Fuga często sam się o to prosił. Kiedy Egon czytał jakąś książkę w swym głębokim, pokrytym czerwoną narzutą fotelu, ten wskakiwał zazwyczaj na jego kolana i tam zasypiał. Później zasypiał również jego właściciel tylko, że to równało się ze zbudzeniem kota ponieważ książka wypadała z rąk Egonowi. Weekend to była inna sprawa. Wtedy nasz bohater miał cały dzień na zapadanie coraz głębiej do świata książek i wyobraźni. W weekend również do mózgu Egona dostawały się zielone opary THC które przejmowały nad nim kontrolę. Lewitował wtedy między stołem a telewizorem w swym pokoju nierzadko nawet dwie godziny. Weekend to była nowa rzeczywistość. New life, to stare odchodziło w niepamięć by powrócić do istnienia dwie i pół doby później czego Egon szczerze nienawidził. Dlatego najbardziej cieszyły go okresy świąteczne kiedy było najwięcej wolnych dni. Choć wcale nie obchodził świąt, bo nawet nie miał z kim (no chyba, że z Fugą). Robił sobie nieco uroczystszą kolacje i siadał przed telewizorem obejrzeć jakiś nudny film który pewnie widział już osiem razy. Kotu kupował wtedy tzw. szaszetkę. Na tle saszetki Fuga zupełnie odchodził od zmysłów. Gdy ją widział kręcił się dookoła, ogon sterczał do góry, a wzrok kota był nieubłagalny i proszący jednocześnie, ewidentnie mówiący „jeśli zaraz tego nie dostane jestem gotów skoczyć na ciebie i wyrwać ci to siłą, albo… rozpędzając się z całej siły uderzę głową w ścianę i umrę, ale wiedz, że to będzie przez ciebie.” Różnie Egon odczytywał myśli swojego kota ale zawsze były to niebanalne sprawy, zresztą szczerze wierzył, że jego kot jest najinteligentniejszy na całym świecie i że potrafi porozumiewać się z nim za pomocą telepatii. Nie miał żadnych dowodów na potwierdzenie swego zdania, ale wcale go to nie zrażało. W nocy czasami wymyślał nowe reklamy oglądając te stare. Np. „Wypij mydło a twa dusza będzie czysta…albo się spienisz”, albo, że na papierosach zamiast „palenie zabija” powinni pisać : „Papieros najlepiej łączy się z kawą”, a na drugiej stronie paczki „Jeśli chcesz wydobyć z papierosa pełnię jego smaku zapal po sytym obiedzie”, albo podawać miejsca w których pali się najfajniej. I inne takie sprawy. Egon był nałogowcem w każdym calu. Każdego wieczora miał przy sobie butelkę whisky. Popijał jeden kieliszek, drugi, trzeci, aż zasnął. Pracę zaczynał o dziesiątej rano więc nie musiał zbyt wcześnie wstawać. W tygodniu nigdy nie przesadzał z ilościami wypitego alkoholu, żeby w miarę normalnie wyglądać w pracy. W weekendy natomiast nie żałował sobie niczego. Whisky, THC, papierosy. Niszczył swoje zdrowie na wszelkie możliwe sposoby. Właściwie czuł się dziwnie bez jakichś nałogów, tak pusto, jakby nie miał żadnych przywilejów. Kiedy mógł sobie usiąść i powoli palić papierosa czuł się o wiele lepiej. Czasem palił nawet z nudów a nie z samego nałogu. Właściwie to go utrzymywało przy życiu. Zwłaszcza świadomość kolejnego nadchodzącego weekendu. Może to i słaba motywacja do życia ale innej Egon nie miał.
Miał coś jeszcze oprócz śmiesznej motywacji. Miał przyjaciółkę. Bardzo wierną. Ciągle mu towarzyszyła, była tak blisko. Jeśli się oddaliła to nie daleko i nie na długo. Wyobrażał sobie ją jako piękną, dwudziestoletnią kobietę. Oczy zarysowane czarnym tuszem, czarne paznokcie, czarne włosy. Czarny strój. Spojrzenie arktycznego lodowca. A cera biała. Biała jak śnieg. Dla kontrastu. Gdyby choć raz mogła się zmaterializować pewnie objąłby ją i nie miał o nic pretensji. Może nawet pocałował. W końcu przy takim kimś można umrzeć. Spokojnie, nawet z uśmiechem na twarzy. Na imię jej było Depresja. I była stanem jego umysłu.
**********************
Hej, hej. Wiem. Wiem, że dobrze ci w tym stanie. Stanie emocjonalnego wyciszenia, błogiej nieświadomości, z tymi wizjami, wczorajszym ciałem. Ale jest niedziela. 20:13. Niedługo trzeba wracać do rzeczywistości. Wstań, ogarnij się, zjedz dobrą kolację i możesz się znów położyć, ale już ze świadomością dnia jutrzejszego. Nie reagujesz… dobrze. śpij. śpij i niczym się nie przejmuj. Rano doznasz kolejnego szoku szarego dnia rzeczywistego. Po co ci świadomość, nigdy mnie nie słuchasz…
Losowe zdarzenie nr 4118
1Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.