Dr Sagittarius cz.2 [absurd/groteska/groza]

1
Dr Sagittarius

„Racząc się rtęcią”



Witajcie. Dzisiaj ma do mnie przyjechać moja ciotka – Lemetecia Caugh – Swinton. Na jej przyjazd wszystko musi być doskonale przygotowane, że tak się wyrażę, dopięte na ostatni guzik. Moim priorytetowym zadaniem jest naprawienie drewnianego schodka przed drzwiami wejściowymi. Jeszcze ktoś, nie daj Boże, zrobi sobie krzywdę. Och! Co to było? Czyżbym słyszał świergotanie dobiegające z piwnicy?

Do piwnicy prowadzą drzwi zapadowe umieszczone w podłodze w kuchni. Podniosłem je z najwyższym trudem. Z ciemności uderzył zapach stęchlizny i starości. światło bijące ze świecy, którą zabrałem ze sobą, padało na strome schody niknące w mroku. Na dole było klepisko i suche ściany z granitu. Uniosłem świece wysoko nad głowę, uzyskując niewielki krąg światła, dzięki któremu mogłem w miarę swobodnie się rozglądać. Klepisko stopniowo opadało, bowiem znajdowało się pod głównym salonem i jadalnią.

Na samym końcu granitowe ściany ustąpiły, a w ich miejsce pojawiło się gładkie, matowe, smoliste drewno. Tu właśnie komora piwniczna przechodziła w rodzaj niszy. Pośrodku niej stało samotne krzesło, na którym niewzruszenie czekał mój podopieczny.

Hydrocelaf, bo tak go nazwałem, był malutkim pisklęciem kurczaka, posiadał nieproporcjonalnie dużą głową. Został odrzucony przez społeczeństwo z powodu swojej ułomności, nie mógł za nikim nadążyć, bo zawsze musiał ciągnąć za sobą olbrzymi łeb. Z tego powodu trochę go sobie obdrapał. W kurniku nadano mu przydomek „wielka głowa”, jednak ja, jako wielki autorytet w dziedzinie medycyny, wiedziałem, że jest to najzwyklejsze wodogłowie. Do tego dochodził wytrzeszcz zezowatych oczu, którego nie zdążyłem jeszcze zdiagnozować. Hydrocelaf wlepiał we mnie swoje olbrzymie ślepia i zaczął miarowo stukać dziobem o krzesełko. Zawsze tak robił, kiedy chciał się napić. Wziąłem nieboraka na ręce i wyniosłem na górę. W kuchni ma specjalny, podnoszony stołek, w którym go zawsze sadzam. Znowu zaczął mi się przyglądać, a jego źrenice wędrowały po oczach w hipnotycznym transie.

Wyjąłem z szafki kuchennej litrowy słoik wypełniony srebrzystobiałą cieczą. Znalazłem dwie podstawki pod jajka, które doskonale sprawdzały się w roli kieliszków. Powoli zacząłem nalewać rtęć do podstawek. Hydrocelaf na sam jej widok zaczął podskakiwać na krzesełku i w szaleńczym tempie oblizywać dziób swoim maleńkim językiem. Zmontowałem jeszcze mojemu podopiecznemu drewnianą podpórkę pod głowę, bo w jego przypadku zacznie mu ciążyć dość szybko, po czym zaczęliśmy rozpracowywać wspaniały trunek.

Gdy raczyłem się rtęcią, zacząłem mieć wiele przemyśleń, bowiem srebrzystobiała ciecz dość szybko uderza do głowy i czyni w niej niemałe spustoszenie. Bardzo ciężko jest się wtedy wysłowić, zamiast poprawnej mowy, wychodzi niezrozumiały bełkot przypominający dalekowschodnią modlitwę. Hydrocelaf miał głowę do rtęci, ale widziałem po jego wyrazie twarzy, że zbliża się do swojego limitu. Z wielkim trudem wstawił sobie podpórkę w dziób, prawdopodobnie, żeby nie zapomnieć o oddychaniu, i zasnął. Po chwili ja także zasnąłem.

Obudziło mnie dość głośny hałas przed domem. Zwlekłem się ze stołu i opierając się o kuchenny kredens zacząłem zmierzać w stronę drzwi wyjściowych. Po ich otwarciu ujrzałem ciotkę Lemetecię leżącą przed schodami z przekrzywioną głową i wzrokiem wlepionym w ziemię.

- Och! Ciociu! Zapomniałem o tym nieszczęsnym schodku! – Krzyczałem sam do siebie, nie mogłem zrozumieć, w jaki sposób mogłem ominąć tak ważną rzecz! Jednak zaraz potem spojrzałem na zegarek. – Zaraz, zaraz… ciocia przyszła o dwie godziny za wcześnie! No niestety, jak się nie przestrzega godziny odwiedzin, to zazwyczaj kończy się to tragicznie. Ciocia sama jest sobie winna! – Ciotka jednak nie mogła już przeprosić, lub zaprzeczyć. W jej martwych oczach widać było, że na niebie zbierają się chmury. – Nie będzie przecież ciocia leżała na deszczu…

Chwyciłem ją za nogi i wciągnąłem do środka. Była tęgą kobietą, toteż spociłem się przy tej czynności co niemiara. Z wielkim trudem ułożyłem ją na kuchennym stole. Hydrocelaf nadal smacznie drzemał, ciotka nadal była martwa, a ja… ja zaczynałem się nudzić.

Z powodu braku jakichkolwiek zajęć zacząłem przypominać sobie, jak to było kiedyś. Za młodu byłem wielkim autorytetem dla studentów na Collegium Anatomicum. Lekcje anatomii, które przeprowadzałem, cieszyły się niesłychanym uznaniem a sala zawsze była wypełniona po brzegi. Nawet świst kul i jęki dzielnych, bezimiennych bohaterów, co konali za ojczyznę, nie mogły wyrwać mnie z ulubionego zajęcia. Człowiek jest taki ciekawy w środku… nurtuje mnie pytanie, czy od tamtego czasu nie zaszły jakieś zmiany w budowie ludzkiego ciała… ciotka nie powinna się obrazić.

W mojej ukrytej szafce czekał skalpele, nożyczki, miedziane pojemniki na wnętrzności i zaciski. Zdjąłem z ciotki dużych rozmiarów krynolinę oraz bieliznę i zabrałem się do roboty. Darowałem sobie mycie, bowiem ciotka Lemetecia była bardzo schludną osobą, zawsze dbającą o higienę i wygląd, toteż uznałem, że przed przyjściem do mnie musiała wziąć prysznic. Poza tym nie miałem warunków i ochoty na obmywanie zwłok. Doskonale ostry skalpel, który był odlewany w całości, wszedł w ciało jak w masło. Szkarłatny płyn powoli zaczął wyciekać z klatki piersiowej, a ja pewnym ruchem zacząłem ciągnąć nóż dalej, w dół ciała. Gotowe. Ręce całe były zbrukane krwią… polizać? Nie! Nie wolno mi! Mam straszną słabość do czerwonej wody, muszę się pilnować. Rozchyliłem płaty skóry, które złapałem zatrzaskami za krawędzie stołu. No proszę, wygląda na to, że niewiele się tu zmieniło. Wspaniale! Aż chce się śpiewać!



I knew a simple soldier boy

Who grinned at life in empty joy,

Slept soundly through the lonesome dark,

And whistled early with the lark.



In winter trenches, cowed and glum,

With crumps and lice and lack of rum,

He put a bullet through his brain.

No one spoke of him again.



You smug-faced crowds with kindling eye

Who cheer when soldier lads march by,

Sneak home and pray you’ll never know

The hell where youth and laughter go




Czułem się wspaniale, cieszyłem się, że ciotka przyszła wcześniej i cieszyłem się, że nie naprawiłem tego schodka. W międzyczasie Hydrocelaf się obudził i zaczął świergotać w rytm wymyślonej przed chwilą piosnki. Nagle, drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, do środka wszedł Talamasy.

- Co tu się wyprawia? – ryknął.

- Bo widzisz mój drogi przyjacielu, dzisiaj miała przyjść moja ciotka i…

- Dlaczego jesteś cały ubabrany we krwi? Co robią te zwłoki na stole? Znowu to zrobiłeś!

- Ależ drogi Talamasy, to był wypadek, zapomniałem naprawić schodka przed wejściem i… to był wypadek! – Talamasy przestał krzyczeć. Spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami i przemówił tym swoim innym głosem. Tym, którego się boję. - Dlatego właśnie tu jesteś. Zrobiłeś to znowu.

- Ale… ale proszę cię drogi przyjacielu, nie mów tak do mnie… może… może skusisz się na la rostbeff? Spójrz! Jakie zacne udo ma ciotka! – Podniosłem w górę udo ciotki Lemetecii, które doskonale nadawało się na wspaniałą pieczeń.

- Sprzątniesz to. Natychmiast – odpowiedział niewzruszony Talamasy.

- N… Nie! Nie sprzątnę! Nie chcę, nie będę i nie mogę!

- Teraz! Teraz! Teraz! – Talamasy powtarzał to cały czas, coraz głośniej.

- Nieee! Proszę! – łzy same zaczęły napływać mi do oczu, grdyka trzęsła mi się niemiłosiernie. Widząc moją rozpacz Hydrocelaf zaczął złowrogo skrzeczeć na Talamasy’ego, ten widząc zdenerwowane pisklę, złapał je za głowę, posadził na zakrwawiony stole i wziął skalpel, którym pociąłem ciotkę.

- Zapłacisz za swoje grzechy. – Powiedział do mnie, po czym z całej siły wbił skalpel w łepetynę Hydrocelafa. Krzyk, który wydobył się z jego małego dzioba całkowicie mnie przeraził. Mój mały podopieczny wyrwał się z uścisku Talamasy’ego i zaczął biegać po kuchni zachlapując cały kredens krwią. Po chwili upadł, a jego małym, wątłym ciałem zaczęły trząść drgawki. Hydrocelaf umierał na moich rękach.

- Masz tu posprzątać – rzucił Talamasy, po czym wyszedł.

Załzawione oczy Hydrocelafa wpatrywały się we mnie. Już, już… cichutko. Jestem przy tobie przyjacielu.























W roli piosenki użyty został poemat Siegfrieda Sassoona „Suicide in the Trenches”
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

2
Z ciemności uderzył zapach stęchlizny i starości. światło bijące ze świecy, którą zabrałem ze sobą, padało na strome schody niknące w mroku.
Jakieś przegadane to jest. Ciemność uderza, światło bije ale jednocześnie pada a schody nikną w ciemności. Pardon, w mroku.
a w ich miejsce pojawiło się gładkie, matowe, smoliste drewno
Nie przekonuje mnie wylistowywanie przymiotników czy innych przysłówków, ani żadnych cech, które po przecinku gęsiego za sobą idą gęsto i wielokrotnie.
Uniosłem świece
świecę - gdy jedną.
niewielki krąg światła
Znów światła w tak krótkim fragmencie?
Klepisko stopniowo opadało, bowiem znajdowało się pod głównym salonem i jadalnią.
Niby wiem, o co chodzi ale wygląda to tak, jakby klepisko stopniowo opadało... jak kurz jakiś, czy coś...
Tu właśnie komora piwniczna przechodziła w rodzaj niszy
Po co to tak wyszczególniasz? Komora, nisza, piwnica... obracasz się w kręgu pojęć, które nie wnoszą nic nowego, nie dynamizują akcji, nie są ozdobnikiem, więc nie wiem, po co one są?
pośrodku niej stało samotne krzesło, na którym niewzruszenie czekał mój podopieczny.
Nie ma zdania bez opisów, które męczą w czytaniu. Opisy trzeba dozować, inaczej są manieryczne i ograniczają wyobraźnię Czytelnika, który czytając przestaje pracować umysłem i... zasypia.
był malutkim pisklęciem kurczaka
pisklę jest malutkie z natury.

Za dużo określeń.

Po kurczaka przydałaby się kropka i nowe zdanie od posiadał. Nadmiar przecinków w zdaniu (nawet jeśli są poprawnie wstawione) to rzecz, której należy się wystrzegać z dwóch co najmniej powodów: czytelność i tempo.
bo zawsze musiał ciągnąć za sobą olbrzymi łeb
najpierw idą nogi, potem tułów a potem łeb się po ziemi ciągnie? No, no. Licentia poetica, that bitch (trawestując kwestię o wolnej woli Ala Pacino w Adwokacie diabła).
posiadał nieproporcjonalnie dużą głową. Został odrzucony przez społeczeństwo z powodu swojej ułomności, nie mógł za nikim nadążyć, bo zawsze musiał ciągnąć za sobą olbrzymi łeb. Z tego powodu trochę go sobie obdrapał. W kurniku nadano mu przydomek „wielka głowa”, jednak ja, jako wielki autorytet w dziedzinie medycyny, wiedziałem, że jest to najzwyklejsze wodogłowie. Do tego dochodził wytrzeszcz zezowatych oczu, którego nie zdążyłem jeszcze zdiagnozować. Hydrocelaf wlepiał we mnie swoje olbrzymie ślepia
Przegadane i wielokrotnie powiedziane coś, co można skrócić i powiedzieć zgrabniej.
słoik wypełniony srebrzystobiałą cieczą
bowiem srebrzystobiała ciecz dość
Powtórzenia.
niezrozumiały bełkot przypominający dalekowschodnią modlitwę
Dalekowschodnie modlitwy przypominają Ci bełkot?

Ale wiesz, co spotkało Salmana Rushdiego?
widziałem po jego wyrazie twarzy
Tak, Autor ma prawo napisać, że kurczak ma twarz.
wstawił sobie podpórkę w dziób, prawdopodobnie, żeby nie zapomnieć o oddychaniu
Ale to miało być zabawne? Bo logiczne to chyba nie.

Cała ta scena jest dość... niesmaczna według mnie. Daleko mi do poprawności politycznej, ale picie płynnej rtęci (poczytałeś sobie na temat rtęci?), wodogłowie i kurczak w jednym... jestem na nie.

Nie było to zabawne, mądre i fajnie napisane - moim skromnym zdaniem.
dość głośny hałas
Bo ewentualnie mógłby być dość cichy hałas. Ale tu był akurat dość głośny.
Zwlekłem się ze stołu i opierając się o kuchenny kredens zacząłem zmierzać w stronę drzwi wyjściowych
Się wybrzmiewa tu za bardzo. Zacząć zmierzać? A co to znaczy?

Nie można by tego prościej napisać?
schodku! – Krzyczałem sam
Zapis dialogu.
czekał skalpele
czekały skalpele
dużych rozmiarów krynolinę
Robi się więcej niż ciekawie.

Dużych rozmiarów krynolina, Autor wie, co pisze czy pisze, co wie?
Człowiek jest taki ciekawy w środku… nurtuje mnie pytanie, czy od tamtego czasu nie zaszły jakieś zmiany w budowie ludzkiego ciała… ciotka nie powinna się obrazić.

W mojej ukrytej szafce czekał skalpele, nożyczki, miedziane pojemniki na wnętrzności i zaciski. Zdjąłem z ciotki dużych rozmiarów krynolinę oraz bieliznę i zabrałem się do roboty. Darowałem sobie mycie, bowiem ciotka Lemetecia była bardzo schludną osobą, zawsze dbającą o higienę i wygląd, toteż uznałem, że przed przyjściem do mnie musiała wziąć prysznic. Poza tym nie miałem warunków i ochoty na obmywanie zwłok. Doskonale ostry skalpel, który był odlewany w całości, wszedł w ciało jak w masło. Szkarłatny płyn powoli zaczął wyciekać z klatki piersiowej, a ja pewnym ruchem zacząłem ciągnąć nóż dalej, w dół ciała.
Można by to jednak napisać prościej i bez denerwujących powtórzeń.
Rozchyliłem płaty skóry, które złapałem zatrzaskami za krawędzie stołu.
Znów licentia poetica, czy Autor pisze, co wie?

Jestem raczej przeciwna stosowaniu cytatów piosenek, wierszy w całości lub dużych fragmentach - powinno się pisać to, co własne a nie podpierać cudzym. Ale nie jest to błąd.
zaczął świergotać w rytm wymyślonej przed chwilą piosnki
Ale nie tej zacytowanej właśnie?

Poza tym cytaty należy poprawnie oznaczać.
Nagle, drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, do
Po cóż tu są przecinki?
grzechy. – Powiedział
Zapis dialogu.

Fragment, który za chwilę zacytuję jest obrzydliwy, ale chodzi o powtórzenia.
Krzyk, który wydobył się z jego małego dzioba całkowicie mnie przeraził. Mój mały podopieczny wyrwał się z uścisku Talamasy’ego i zaczął biegać po kuchni zachlapując cały kredens krwią. Po chwili upadł, a jego małym, wątłym ciałem zaczęły trząść drgawki


Opowiadanie mi się bardzo nie podobało.

Zastanawiam się, po co zostało napisane i co mogę jako Czytelnik zyskać czytając je. Odpowiadam sobie: nic.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

3
Nie demonizujmy brutalizmu, który (wbrew pozoro, tka jak i zacytowany wiersz) ma sens. Nie rozumiem stawianych zarzutów. Opis piwnicy ma sens i jest przedstawiony dość wiarygodnie (moim subiektywnym zdaniem), a mieszkanie zawsze opada w miejscach pokoju goscinnego, jadalni (dużych pomieszczeń ogólnie). Obrzydliwe? Możliwe, ale czy to znaczy złe? Wtedy nikt nie oglądałby filmów gore (z którymi opowiadanie nie ma nic wspólnego :P). Odnoszę wrażenie, że Weryfikatorka albo miałą zły dzień, albo była przygotowana na coś łatwego i przyjemnego... cóż, wszystkich nas czeka rozczarowanie w różnych życiowych etapach. Niestety, jestem rozczarowany opinią, która niczego mnie nie nauczyła.

Dodane po 5 minutach:

Aha, jeszcze jedno. Autor doskonale wie, co to krynolina i rtęć. Pragnie też zaznaczyć, że nie korzystał z szybkiej i łatwej wikipedii, a z różnorakich encyklopedii i ksiąg naukowych.
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

4
Zuz ukazała praktycznie wszystkie zastrzeżenia, które miałbym do stylu i warsztatu. Dzięki, bo leń jestem.



Cóż, przyznaję bez bicia, że nudziłem się mocno podczas lektury. Nie wątpię, że w zamyśle opowiadanie posiada głębszy sens i odniesienia do czytelniczej wyobraźni, jednak ich nie dostrzegam. Kurczak nie zrobił na mnie najmniejszego wrażenia (może nie miał zrobić, nie wiem), picie rtęci za to zrobiło - skłoniło do wzruszenia ramionami. Zawsze coś. Miałem jeszcze nadzieję na efektowną puentę, lecz cóż, widać nie można mieć wszystkiego. Myślę, że tekst zwyczajnie Ci nie wyszedł, zdarza się, nie ma tragedii.



A, prawda - podobała mi się śmierć ciotki i pomysł zajrzenia w jej wnętrze. Niezłe.



Trzymaj się!

5
Nie podważam swojej ułomności względem pisania, jednak chciałbym wyjaśnic to i owo. Strasznie nurtują mnie niektóre kwestie a na odchodne chcę mieć czyste sumienie :).

Otóż, krynoliny różniły się rozmiarami od pasa w górę, jak i od pasa w dół (tzw. klosz). Autor świetnie czuje sięw zagadnieniach epokoi wiktoriańskiej (moda głównie), dlatego chce zaznaczyć, że warto pozbierać więcej informacji zanim zacznie się niepotrzebnie drążyć temat. Druga sprawa - rtęć. Chyba każdy wie sporo na temat rtęci. Zwłaszcza utor, który przestudiował historię jednej z pięciu alchemicznych substancji, dlatego nie potrzebuje nauczycielskich porad odnośnie "poczytania sobie o niej trochę". Tekst jest absurdem, w którym jednak jest miejsce na logiczne wnioski. Wystarczy tylko nabrać trochę dystansu do siebie i czytanego tekstu. Toż to druga część przecież, ale widząc ogólną niechęć i niezadowolenie nie będe męczył następnymi. Sprawa "wymieniania gęsiego przymiotników". Zdarzyło się to w jednym miejscu i raczej nie zaburza płynności czytania (moje subiektywne zdanie). Powtórzenia w temacie "ciotki"... chyba można zauważyć, że to główny bohater opowiada i właśnie przed chwilą zginął mu ktoś bliski. Co bardziej spostrzegawczy czytelnicy mogą wyłapać, że z Dr, jak i całym światem w opowiadaniu jest coś nie tak. Symbolika (dość prosta moim skromnym zdaniem) i chęć przedstawienia trudnego tematu w nietypowy sposób okazały sięzadaniem zbyt karkołomnym. Jeszcze tylko dwie sprawy. Jako, że od dziecka interesuję się religioznastwem, nie sądze, żeby stwierdzenie "bełkot" było w jakiś sposób obraźliwe. Dr nie jest religioznawcą, bazuje na schematach... jak Weryfikatorka zresztą :). Nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy - dlaczego cytowanie wierszy jest, złe? Złe jest nucenie przez postać słów znanej piosenki? Złe jest cytowanie lub intertekstualność? Nierozumiem.



Bardzo dziękuję za opinię i w pełni się z nimi zgadzam (oprócz wymienionych wyżej "szczegółów"). Wyszło chyba na nieprofesjonalne bornienie swojego tekstu :wink: . Cóż, proszę o wybaczenie. Nie kwestonuje żadnej z uwag, po prostu chciałem przedstawić mój subiektywny (każdy ma taki przecież :P) punkt widzenia. Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas.
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

6
Darkling,

nie wchodzę w dyskusję na temat komentowanych tekstów. Możesz się zgodzić z moimi uwagami lub nie. Możesz wytłumaczyć mi czy innym Czytelnikom dlaczego napisałeś tak a nie inaczej - poprzez pokazanie jaki problem / zadanie sobie postawiłeś i jak je rozwiązałeś - to byłoby bardzo pouczające doświadczenie.

Ty tego nie robisz, a jakieś uwagi ad personam, że Weryfikatorka miała zły dzień czy spodziewała się tego czy owego - to wybacz, argumenty małego chłopca a nie odpowiedzialnego za słowo pisarza.



Autor taki czy inny nie przekona Czytelnika, że wie lepiej - wydając oświadczenia, że dużo przeczytał takich czy innych ksiąg naukowych w odróżnieniu od takich czy innych miernych źródeł, z którymi zapoznał się Czytelnik, czy Weryfikatorka :)

Niech wiedza Autora wynika z tekstu. To dlatego mówimy wciąż i wciąż, że tekst ma bronić się sam.

Wiesz dużo na temat krynolin - super. Wiesz wiele na temat rtęci - jeszcze lepiej. Szkoda, że tego w ogóle w Twoim tekście nie widać. Po prostu.



Dobrze, nie odnosisz się do innych, licznych moich uwag ale nurtuje Cię krynolina i rtęć.

Pozwolę sobie (jeden, wyjątkowy raz, specjalnie dla Ciebie) wyjaśnić, co miałam na myśli:



dużych rozmiarów krynolina.

Czy Autor wie co pisze, czy pisze, co wie?




Otóż, prawie w co drugiej weryfikacji piszę o byciu precyzyjnym i niepisaniu oczywistości. Bo to nuży i sprawia, że tekst jest naiwny i nie mówi Czytelnikowi nic o świecie nowego, czego Czytelnik by nie wiedział.

Krynoliny są duże. Właściwie - szerokie. Krynolina osiągała średnicę około dwóch metrów i była skomplikowaną konstrukcją, bardzo niewygodną w użyciu. Piszesz również, że ciotka była tęgą kobietą.

Dlaczego użyłeś przymiotnika duży? Co to właściwie znaczy? To tak pojemne słowo, że właściwie... nie znaczy zbyt wiele. Duży może być park, muskuł, biznes, poczucie humoru, Duży Jan (w odróżnieniu od Małego Jana). Co to właściwie znaczy w Twoim tekście?



Wyobraźmy sobie to, co piszesz: tęga kobieta wbita w dużą (a może raczej szeroką) krynolinę. Wchodzi na schody i przewraca się, skręcając kark. Bohater ciągnie ją za nogi do domu po schodkach, przez drzwi, do kuchni i kładzie na stole. Tęgą babę w dużej krynolinie.

Popatrz jak to opisałeś:
Chwyciłem ją za nogi i wciągnąłem do środka. Była tęgą kobietą, toteż spociłem się przy tej czynności co niemiara. Z wielkim trudem ułożyłem ją na kuchennym stole.
Spocił się, bo była tęga a nie przez zwały tkanin i niewygodne rusztowanie, praktycznie uniemożliwiające poruszanie. Ani słowa o tym, że krynolina się przemieszcza w stronę ramion ciągniętej za nogi osoby. Ani słowa o tym, że zaczepia o futrynę a może nawet więźnie w drzwiach.

Oczywiście zaraz usłyszę, że przecież nie wiem nic na temat rozmiarów schodów, drzwi, korytarza i samego stołu, na którym wylądowała nieszczęsna ciotka. Możliwe, że przemieszczanie martwej, grubej baby w dużej krynolinie nie nastręczałoby żadnych trudności, o których warto by było wspominać.

Ale wrażenie moje jest takie, że gdyby baba była ubrana w ołówkową spódnicę od Marksa i Spencera to może nie warto by było o tym wspominać, ale jeśli dama ubrana była w krynolinę...

Czy gdybyś zmienił tu krynolinę na panier, furtugał, turniurę albo szorty czy kombinezon płetwonurka zrobiłoby różnicę w opisie? Nie. Może wiesz na temat krynolin mnóstwo, ale czy tą wiedzę widać? Nie. To po co piszesz?


Zdjąłem z ciotki dużych rozmiarów krynolinę
Autor po prostu sobie zdejmuje. Jakie jest wrażenie moje, jako skromnego czytelnika, nie dość wykształconego by czytać tak zaawansowane teksty poparte szczegółowymi studiami nad epoką wiktoriańską? To tak jakby napisać, że ktoś sobie zdejmuje koło od TIRa. Też duże.



O, patrz jak się przyjrzałam to zobaczyła w tym fragmencie jeszcze jeden drobiazg:
Po ich otwarciu ujrzałem ciotkę Lemetecię leżącą przed schodami z przekrzywioną głową i wzrokiem wlepionym w ziemię.
W jej martwych oczach widać było, że na niebie zbierają się chmury.
Patrzyła więc w ziemię (leżąc na niej ze skręconym karkiem), ale w oczach odbijały się chmury... hm. Pewnie na temat ziemi i chmur oraz anatomii wiesz więcej od skromnej Weryfikatorki i zapewne czytałeś na temat naukowe księgi a nie jakieś tam wikipedie dla ubogich weryfikatorek zwanych Zuzannami. Którym wydaje się to raczej karkołomne (nomen omen) o ile nie niemożliwe.



Rtęć - no cóż, piszesz, że sobie poczytałeś w mądrych księgach o tej substancji.
Wyjąłem z szafki kuchennej litrowy słoik wypełniony srebrzystobiałą cieczą
Policz sobie, ile ważyłby litrowy słoik wypełniony rtęcią. Ile ważyłaby porcja rtęci. Jak zachowuje się płynna rtęć. O oparach rtęci. Poszukaj dawki tzw bezpiecznego stężenia rtęci w pomieszczeniu i co należy zrobić, gdy na przykład stłucze Ci się termometr (gdzie rtęci jest ułamek centymetra sześciennego).

Kolejny element udziwnienia w tekście, które zupełnie nie służy niczemu i jest napisane bezrefleksyjnie. Równie dobrze zamień rtęć w swoim tekście (samo słowo) na smołę, roztopiony ołów albo galaretkę z kryptonitu. Robi różnicę? Nie. To gdzie tu widać znakomitą wiedzę Autora?



Bełkot nie jest wg Autora obraźliwym:
Jako, że od dziecka interesuję się religioznastwem, nie sądze, żeby stwierdzenie "bełkot" było w jakiś sposób obraźliwe.
Religioznawstwo raczej nic do tego nie ma, ale już nauka o języku jak najbardziej:

http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2443481

Bełkot

1. pot. «niezrozumiała, niewyraźna mowa; też: nieartykułowane dźwięki»

2. pot. «pozbawiony sensu, niezrozumiały tekst lub zawiła wypowiedź»

3. zob. bulgot w zn. 2.

Jeśli powiesz komuś religijnemu, że jego modlitwa to bełkot i sądzisz, że on uzna, że nie jest to obraźliwe, to wyrzuć mądre księgi, w których to wyczytałeś.

Możesz nie brać moich rad poważnie, ale naprawdę pisarz musi brać odpowiedzialność za słowa. Naprawdę są pisarze, którzy za swoje słowa idą do więzienia, grozi im utrata życia, którzy swoimi słowami wywołują rewolucje. Słowo może wywołać prawdziwie kłopoty, przy których amatorskie uwagi jakiejś tam weryfikatorki to naprawdę dżem i konfitura.



Cytowanie wierszy i innych utworów.

Piszesz:
Nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy - dlaczego cytowanie wierszy jest, złe?
Nie jest złe. Jak tak nie napisałam. Napisałam:
Jestem raczej przeciwna stosowaniu cytatów piosenek, wierszy w całości lub dużych fragmentach - powinno się pisać to, co własne a nie podpierać cudzym. Ale nie jest to błąd.
Piszesz:
Nierozumiem.
Pisarz operując słowem powinien rozumieć, co czyta. A Ty rozumiesz, co piszę o Twoim tekście, czy mam sobie darować weryfikowanie kolejnych Twoich tekstów?

Podkreślę jeszcze raz: powinno się pisać to, co własne a nie podpierać cudzym. Gdy trawestujesz, przerabiasz, polemizujesz itd z cudzymi tekstami, gdy są one inspiracją, gdy w tekście są odniesienia do cudzych tekstów - to jest ciekawe, twórcze i pouczające. Ale jeśli po prostu wstawiasz cały wiersz w tekst - to kogo mam podziwiać i kogo weryfikować? Ciebie czy Sassoona? To pójście na łatwiznę po prostu.



Ani słowa z mojej strony więcej w tym temacie. Mam nadzieję, że wyraziłam się dość jasno. Nie dlatego, żeby Autorowi dokuczyć (Autor nie znajduje się w centrum świata Weryfikatorki) ale żeby Autor mógł pisać lepiej i lepiej. żeby Weryfikatorka mogła kiedyś kupić książkę Autora.

Czego Autorowi życzę.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

7
Autor dziękuje Weryfikatorce za pokaz egoizmu. Autor doskonale wie, że nie znajuje się w centrum świata (nawet by nie chciał... wszyscy na ręce by patrzyli). Ale każdy rodzic chce bronić swoje dziecko. Niestety, nie wiedziałem, że Weryfikatorka ma kompleks boga i nie wolno jej nic zarzucić. Bywa i tak.

Pozdrawiam.

Dodane po 3 minutach:

Co do rtęci... szczury wciągające do dziury przybyszów są logiczniejsze od picia rtęci? Autor widział tabelkę na wikipedii, pomimo swoich chemicznych ułomności, wie co pisze. Nie jest to historia na faktach autentycznych. Przepraszam, że ciągne temat, ale odnoszę wrażenie sydromu "złego dnia" :).

Dodane po 3 minutach:

Piszesz droga Zuzanno też o przemieszczającej się krynolinie i zarzucasz brak opisu przemieszczania się szkieletu kreacji, wcześniej wytykając zbytnie opisywanie. Autor jest zakłopotany i nie wie co ze sobą zrobić.
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”