okazało się to niemożliwe. Starałem się przypomnieć sobie, co robiłem wczorajszego wieczoru, lecz tańczące w mojej głowie obrazy jakoś nie chciały się zlać w jedną całość. I znowu to uczucie, tak jakby tysiące małych igieł wbijało mi się w mózgownicę. To był niewątpliwie kac. Z całą pewnością coś piłem, ale co, tego teraz nie byłem w stanie stwierdzić. Z trudem podźwignąłem się na nogi i poszedłem do dyspozytora tabletek, bo w końcu nadszedł czas posiłku. Sam byłem tradycjonalistą i wolałem coś sobie upolować na obiad, lecz mój stan nie pozwoliłby mi nawet porządnie zawiązać butów. W klawiaturę przy dyspozytorze wpisałem słowo KAC, by już po chwili wyskoczyła z niego podłużna kapsułka. Po jej zażyciu od razu poczułem się lepiej. Zaraz potem połknąłem śniadanie - czysta chemia w postaci trzech bladoniebieskich tabletek. Na nic jednak lepszego nie mogłem teraz liczyć. Padłem na łóżko i zasnąłem głębokim snem.
Obudziłem się około drugiej. Wstałem, umyłem się, opatrzyłem drobne skaleczenia, już teraz pamiętając, że w jednym z barów rozpętała się bójka. Nadszedł czas, bym wyruszył na łowy. Należało zaopatrzyć lodówkę w mięso, by choć na kilka dni uwolnić się od tych przeklętych tabletek. Ubrałem się w mój "roboczy" strój - buty wiązane aż po łydki, czarne, wyposażone w mnóstwo kieszeni spodnie, koszulka ze wzmocnieniami na plecach w razie upadku z dużej wysokości, kamizelka wyposażona w różnej wielkości kieszonki, oraz długa skóra. Miałem też oczywiście broń. Dwa małe pistolety typu T600X oraz długa, zrobiona z nieznanego mi metalu, katana były wspaniałą bronią na zwierzęta, wszelkie potwory, bestie i mutantów, w skrajnych przypadkach na ludzi. Tylko głupcy wychodzili na ulicę bez broni. Tak, czujność przede wszystkim.
***
Wielopiętrowe kondygnacje mieszkań ciągnęły się w głąb ziemi. Ciemne metalowe budynki, ślepe uliczki czy zakamarki stawały się kryjówkami wszelkiej maści stworzeń. W gąszczu metalowych rur, sklepów i różnego rodzaju kramików łatwo się można zagubić. A dla niedoświadczonych był to wyrok śmierci. Liczne uliczki krzyżowały się ze sobą tworząc sieć rozległych labiryntów. A ja właśnie taką uliczką szedłem.
Nagle zza rogu wyskoczył jakiś facet krzycząc:
- Koniec świata jest bliski. Świat chyli się ku upadkowi. Nie dajcie się zwieść pozorom to nastąpi już jutro. Schowajcie się w domu i tam czekajcie na najgorsze - facet uczepił się mojej skóry, po czym wyszeptał mi do ucha - Zginiesz, na pewno zginiesz. Nie przeżyjesz dzisiejszego dnia.
Chwilę potem poczułem jak mój pistolet wysuwa się z kabury. Zareagowałem momentalnie. Wiedziałem, że muszę działać szybko. Odskoczyłem w tył robiąc unik i wtedy usłyszałem pierwszy strzał, na szczęście chybiony. Odruchowo sięgnąłem po mój miecz. Obracając się tyłem do napastnika zrobiłem salto w tył, słysząc jednocześnie drugi wystrzał z pistoletu. Złapałem go za rękę w której trzymał pistolet i wykręciłem ją do tyłu.Starzec zawył z bólu, a ja, nie tracąc czasu, obróciłem się o 360 stopni trzymając w ręku wyprostowany miecz. Głowa faceta zsunęła się z karku. Chowając broń rozejrzałem się czujnie, choć było tak jak podejrzewałem - nikt nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
Nadal jednak nie miałem nic do jedzenia, a od ostatniego "posiłku" minęło już dobrych kilka godzin. Postanowiłem, że muszę zejść w jakieś ciemniejsze i głębsze miejsce by znaleźć coś, czym mógłbym się pożywić. Schodząc coraz to niżej, coraz bardziej zagłębiałem się w ciemność. Miałem jednak coś co mi pomagało. Pewną umiejętność, która na drodze ewolucji ujawniła się u wielu osób. Niczym u kota, w chwili gdy ogarniał mnie mrok, moje źrenice rozszerzały się, pozwalając mi widzieć w ciemności.
Nagle coś złapało mnie za ramię. Momentalnie wyciągnąłem swoje pistolety i wycelowałem je w postać stojącą tuż obok mnie.
- I po co te nerwy - wypowiedział stojący przede mną człowiek - nie ma się czego bać.
- Ostrożności nigdy nie za wiele, a po za tym, lepiej być przygotowanym.
- To fakt. Pełna gotowość. Hehehe.
- Co cię tak rozbawiło.
- Nic, nic po prostu miło, że wpadłeś na kolację.
- Tak, a co jest do jedzenia, tylko nie mów że tabletki.
- Jakże bym śmiał. Tyyyyyy jesteśś naaa o o ooobiad.
Ubranie owego człeka momentalnie zaczęło się rwać, tak że po chwili stanął obok mnie najprawdziwszy tygrys. Był to Fanimal - rodzaj człowieka który może zamienić się w zwierzę - w tym przypadku w tygrysa. Momentalnie skoczył mi do gardła, a ja momentalnie zrobiłem unik. Wielkie zębiska i ogromne pazury zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Wyciągnąłem swe pistolety, jednak nie zdążyłem wystrzelić. Ogromne zwierzę rzuciło się na mnie i impetem swego ciała wytrąciło mi je z ręki. Teraz wyposażony byłem już tylko w miecz. Zwierzę przygotowywało się do skoku, a ja do ataku. Gdy tygrys wyskoczył w górę ja wykonałem paradę obracając się bokiem do zwierzęcia. Wykonałem wtedy szybko pchnięcie i zwalony tygrys padł na ziemię. Gdy odwróciłem się by pójść po pistolety, zwierzę ponownie zaatakowało. Resztką sił udało mu się wbić zęby w mój płaszcz nie przebijając jednak ochronnej odzieży, po czym machnięciem łapą wytrąciło mi mój miecz. Nie wiedziałem co mam robić, więc rzuciłem się do ucieczki. Szybko biegam i mam dobrą kondycję, lecz się potknąłem i upadłem. Wielki zwierz niechybnie by mnie pożarł, gdyby nie to, że tuż pod ręką wyczułem pistolet. Odbezpieczyłem go zmieniając typ strzałów na AUTOMAT po czym wyładowałem całą serię w pysk zwierzęcia. To już na pewno zabiło zwierzę. Odnalazłszy swoją broń, uradowany, z tygrysem na plecach ( Fanimale gdy umierają pod postacią zwierząt to nimi zostają ) wróciłem do domu.
Obudziłem się około drugiej. Wstałem, umyłem się, opatrzyłem drobne skaleczenia, już teraz pamiętając, że w jednym z barów rozpętała się bójka. Nadszedł czas, bym wyruszył na łowy. Należało zaopatrzyć lodówkę w mięso, by choć na kilka dni uwolnić się od tych przeklętych tabletek. Ubrałem się w mój "roboczy" strój - buty wiązane aż po łydki, czarne, wyposażone w mnóstwo kieszeni spodnie, koszulka ze wzmocnieniami na plecach w razie upadku z dużej wysokości, kamizelka wyposażona w różnej wielkości kieszonki, oraz długa skóra. Miałem też oczywiście broń. Dwa małe pistolety typu T600X oraz długa, zrobiona z nieznanego mi metalu, katana były wspaniałą bronią na zwierzęta, wszelkie potwory, bestie i mutantów, w skrajnych przypadkach na ludzi. Tylko głupcy wychodzili na ulicę bez broni. Tak, czujność przede wszystkim.
***
Wielopiętrowe kondygnacje mieszkań ciągnęły się w głąb ziemi. Ciemne metalowe budynki, ślepe uliczki czy zakamarki stawały się kryjówkami wszelkiej maści stworzeń. W gąszczu metalowych rur, sklepów i różnego rodzaju kramików łatwo się można zagubić. A dla niedoświadczonych był to wyrok śmierci. Liczne uliczki krzyżowały się ze sobą tworząc sieć rozległych labiryntów. A ja właśnie taką uliczką szedłem.
Nagle zza rogu wyskoczył jakiś facet krzycząc:
- Koniec świata jest bliski. Świat chyli się ku upadkowi. Nie dajcie się zwieść pozorom to nastąpi już jutro. Schowajcie się w domu i tam czekajcie na najgorsze - facet uczepił się mojej skóry, po czym wyszeptał mi do ucha - Zginiesz, na pewno zginiesz. Nie przeżyjesz dzisiejszego dnia.
Chwilę potem poczułem jak mój pistolet wysuwa się z kabury. Zareagowałem momentalnie. Wiedziałem, że muszę działać szybko. Odskoczyłem w tył robiąc unik i wtedy usłyszałem pierwszy strzał, na szczęście chybiony. Odruchowo sięgnąłem po mój miecz. Obracając się tyłem do napastnika zrobiłem salto w tył, słysząc jednocześnie drugi wystrzał z pistoletu. Złapałem go za rękę w której trzymał pistolet i wykręciłem ją do tyłu.Starzec zawył z bólu, a ja, nie tracąc czasu, obróciłem się o 360 stopni trzymając w ręku wyprostowany miecz. Głowa faceta zsunęła się z karku. Chowając broń rozejrzałem się czujnie, choć było tak jak podejrzewałem - nikt nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
Nadal jednak nie miałem nic do jedzenia, a od ostatniego "posiłku" minęło już dobrych kilka godzin. Postanowiłem, że muszę zejść w jakieś ciemniejsze i głębsze miejsce by znaleźć coś, czym mógłbym się pożywić. Schodząc coraz to niżej, coraz bardziej zagłębiałem się w ciemność. Miałem jednak coś co mi pomagało. Pewną umiejętność, która na drodze ewolucji ujawniła się u wielu osób. Niczym u kota, w chwili gdy ogarniał mnie mrok, moje źrenice rozszerzały się, pozwalając mi widzieć w ciemności.
Nagle coś złapało mnie za ramię. Momentalnie wyciągnąłem swoje pistolety i wycelowałem je w postać stojącą tuż obok mnie.
- I po co te nerwy - wypowiedział stojący przede mną człowiek - nie ma się czego bać.
- Ostrożności nigdy nie za wiele, a po za tym, lepiej być przygotowanym.
- To fakt. Pełna gotowość. Hehehe.
- Co cię tak rozbawiło.
- Nic, nic po prostu miło, że wpadłeś na kolację.
- Tak, a co jest do jedzenia, tylko nie mów że tabletki.
- Jakże bym śmiał. Tyyyyyy jesteśś naaa o o ooobiad.
Ubranie owego człeka momentalnie zaczęło się rwać, tak że po chwili stanął obok mnie najprawdziwszy tygrys. Był to Fanimal - rodzaj człowieka który może zamienić się w zwierzę - w tym przypadku w tygrysa. Momentalnie skoczył mi do gardła, a ja momentalnie zrobiłem unik. Wielkie zębiska i ogromne pazury zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Wyciągnąłem swe pistolety, jednak nie zdążyłem wystrzelić. Ogromne zwierzę rzuciło się na mnie i impetem swego ciała wytrąciło mi je z ręki. Teraz wyposażony byłem już tylko w miecz. Zwierzę przygotowywało się do skoku, a ja do ataku. Gdy tygrys wyskoczył w górę ja wykonałem paradę obracając się bokiem do zwierzęcia. Wykonałem wtedy szybko pchnięcie i zwalony tygrys padł na ziemię. Gdy odwróciłem się by pójść po pistolety, zwierzę ponownie zaatakowało. Resztką sił udało mu się wbić zęby w mój płaszcz nie przebijając jednak ochronnej odzieży, po czym machnięciem łapą wytrąciło mi mój miecz. Nie wiedziałem co mam robić, więc rzuciłem się do ucieczki. Szybko biegam i mam dobrą kondycję, lecz się potknąłem i upadłem. Wielki zwierz niechybnie by mnie pożarł, gdyby nie to, że tuż pod ręką wyczułem pistolet. Odbezpieczyłem go zmieniając typ strzałów na AUTOMAT po czym wyładowałem całą serię w pysk zwierzęcia. To już na pewno zabiło zwierzę. Odnalazłszy swoją broń, uradowany, z tygrysem na plecach ( Fanimale gdy umierają pod postacią zwierząt to nimi zostają ) wróciłem do domu.