
..............................................................................................................................
Dzisiaj zostaję w domu. Pierwszy raz biorę sobie wolny dzień na żądanie. To ta jesień wprowadza mnie w depresję. Właściwie to ta kolejna jesień, samotna jesień otula mnie smutkiem. Weekend spędziłam w domu. W sobotę obejrzałam wszystkie trzy części sagi Zmierzch. Mówią, że to film dla nastolatek, ja wciąż czuję się jak ...nastka.
Nadal wierzę, że gdzieś tam jest ten jedyny, ten na zawsze, na wieczność. To nie Robert Pattinson porywa mnie swą urodą, ani Taylor Lautner, to raczej wyobrażenie tej niebezpiecznej, wiecznej miłości oczarowuje mnie, wywołuje tęsknotę.
Dzwoni telefon, lepiej odbiorę, to pewnie Kasia:
- Hej Anka, zgaduję, że dzisiaj Ciebie nie będzie, znowu były lody plus film ? – Kaśka
jak zwykle świergocze.
- Oj Kaśka, jak Ty mnie rozpracowałaś, po prostu obejrzałam Zmierzch, New Moon i
Eclipse, zjadłam ciasto i postanowiłam, otulona kołdrą, pomarzyć sobie .... mogę,
mogę, mam nieodpartą chęć żalić się nad sobą- prawie jęczałam do słuchawki
- To lepiej idź na zakupy, kup sobie jakiś fajny ciuch, wpadnij do fryzjera i od razu
poczujesz się lepiej. Na dziewiętnastą zapraszam do mnie. Zrobimy sobie babski
wieczór, co Ty na to?
- Szkoda, że nie postanowiłaś tego w sobotę, bo pewnie byłabym, teraz w pracy i
siedziała obok Ciebie
- Lepiej późno, niż później, to do zobaczenia!
- Cześć
Przynajmniej teraz mam wieczór zaplanowany. Nie chce mi się iść ale skoro już się zgodziłam to nie będę marudzić. Jest jedenasta a ja wciąż w łóżku, w piżamie. Mam ochotę pomarzyć sobie, że to ja jestem Bella Sawn, a gdzieś tam jest mój Edward, który od stu lat czeka właśnie na mnie. Gdy jednak próbuję wyobrazić sobie Edwarda, to mam pustkę w głowie. Nie wiem jaki on ma być, jak dokładnie ma wyglądać. Może dlatego nie umiałam się w życiu zdecydować na żadnego z dotychczasowych partnerów. Próbowałam, zawsze jednak czegoś mi brakowało. Może właśnie tego uczucia, że to miłość na wieczność. Marzycielka ze mnie.
Znowu telefon, to mama, o czym informuje mnie sygnał „maminka dzwoni, maminka dzwoni”. Odbiorę, bo jak tego nie zrobię, będzie dzwonić do skutku a i tak już prysł nastrój na romantyczne rozmyślania.
- Cześć mamo!
- Cześć kochanie, co słychać?
- Od wczoraj nic się nie zmieniło.
- Jesteś w pracy? – Mama ma chyba jakiś szósty zmysł, zawsze wie kiedy „wagaruję”
- Nie, zostałam w domu aby trochę odpocząć. Zeszły tydzień miałam bardzo ciężki, siedziałam w pracy do późna. Postanowiłam wydłużyć sobie weekend – kłamanie szło mi całkiem gładko
- A czy dobrze się czujesz? – spytała zatroskana
- Tak, bardzo dobrze, Właśnie leżę sobie w łóżku, popijam herbatkę i czytam książkę – ach te kłamstwa.
- No to dobrze, odpocznij sobie. Dzwonię do ciebie aby troszkę poplotkować. Pamiętasz Beatę Czyrską. Mieszkała w tej samej klatce co my. Mąż ją zostawił z dwójką dzieci.
- Ojej, tak mi przykro. Skąd to wiesz?
- Był u nas Nowak, robi ich sąsiadom ogrodzenie. No widzisz. Teraz rozumiem czemu ona jest taka wychudzona, bidula. Dopiero co dom wybudowali. Ciekawe dlaczego ją zostawił?
- Może jeszcze wróci. Nic nie wiadomo. W Wołowie wieści się szybko rozchodzą. Najgorsze jest to, że te złe wiadomości zawsze szybciej niż te dobre. Dlatego wyjechałam do dużego miasta.
- A masz z nią jakiś kontakt?
- Nie, odkąd przeniosłam się do Warszawy. Zresztą, sześć lat temu Beata mieszkała jeszcze w Zielonej Górze. Parę razy widziałyśmy się w weekendy. Po studiach kontakt nam się urwał, szkoda - westchnęłam
- Jak będę coś więcej wiedziała to dam tobie znać. No, córuś to odpoczywaj.
A pamiętaj, że za dwa dni twój chrześniak ma urodziny!
- Oczywiście, będę pamiętać. Pa, buziaki i pozdrów tatę.
Szkoda mi Beaty. Pamiętam, jak bardzo byli zakochani. Pierwsza, licealna para. On o rok wyżej. Przystojny szatyn o niebieskich oczach ...Ireneusz Czyrski. Wszystkie w klasie zazdrościłyśmy Beacie i oczywiście wierzyłyśmy, że ich miłość przetrwa i liceum, i studia, i kilkadziesiąt następnych lat. A może tylko ja w to wierzyłam. Wieczna romantyczka. No i co z tego mam. Paru znajomych, cztery ściany, własne ściany, dobrą pracę. Zawsze miałam uczucie, że mi to przeznaczone jest doznanie czegoś wyjątkowego, pięknego, do grobowej deski, a może i dalej.
Wstaję. Puszczę sobie płytę Seala. Uwielbiam „Kees From a Rose“, może dlatego, że ten utwór jest z filmu „Batmana Forever”. A Batman to byłby facet w sam raz dla mnie. Uśmiecham się, a to już dobry początek, na miły babski wieczór.
................................................................................................................................................
- Cześć Kacha! – wołam w momencie gdy Kaśka otwiera mi drzwi; jest w niebieskim dresie i wygląda po prostu świetnie, uśmiecham się mimowolnie.
- Hejka, fajnie że zdecydowałaś się przyjść! – Kaśka przytula mnie mocno, chwyta za rękę i wciąga do mieszkania
- Ubrałaś te jeansy ode mnie. No wyglądasz świetnie! – wręcz wykrzykuje tą pochwałę.
- Kaśka, ja mam dwa razy większy tyłek niż ty, do świetności mi daleko
- Przestań Anka, zawsze musisz znaleźć jakiś minus. Popatrz w lustro. Serio, bardzo dobrze wyglądasz. Szkoda, że musisz zdjąć te jeansy. Przygotowałam dla Ciebie dres, ten niebieski, pamiętasz?. Dzisiaj ma nam być wygodnie. Zapaliłam nawet świeczki zapachowe, Twoje ulubione zresztą, lawendowe.
- Kaśka, trzeba mi było od razu powiedzieć, że dzisiaj mamy wieczór dresiarzy, puścisz jakiś hip-hop ?
- Tak dobrze nie będzie. Zrobimy sobie maseczki, włączymy muzykę relaksacyjną, już przygotowałam nam karimaty w dużym pokoju.
- Wiesz Kasiu, Ty jednak jesteś cudowna przyjaciółka, dobrze wiesz czego mi w tej depresji potrzeba- przytulam Kaśkę i całują ją w policzek – ale gdzie wysłałaś Andrzeja?
- Dzisiaj ma z kumplami wieczór pokerowy
- W poniedziałek? Przecież zawsze organizowali go w piątek
- No, nie tylko ty masz złe dni. Zbyszek stracił pracę i chłopaki się zwołali aby go podtrzymać na duchu.
- To miło z ich strony.
Duży pokój, w którym na beżowej wykładzinie stoi brązowy, skórzany narożnik, mały, mahoniowy stoliczek kawowy i szafka telewizyjna a na niej telewizor, który ma chyba z czterdzieści cali, został zamieniony na mini salon relaksacyjny. Na szafce telewizyjnej paliło się sześć świeczek zapachowych, telewizor stał tym razem za szafką. Pięć świeczek stało również na stoliku kawowym wraz z małym magnetofonem i miseczkami z maseczkami.
Jako zakąski, na stoliku, stały miseczki z surową marchewką, kalafiorem i kalarepą. W dzbanku zaparzona była herbata miętowa.
- Kacha, widzę że ma być dzisiaj zdrowo, a ja przyniosłam Twoje ulubione ciasteczka migdałowe, które kupiłam u Karolaka
- Spoko Anka, o ciastka się nie martw. Skonsumujemy je w trakcie oglądania Notting Hill.
- No nie żartuj, wypożyczyłaś ten film na dzisiejszy wieczór?
- Nie, puszczają go o dwudziestej pierwszej na dwójce
- Kochana, tak długo to ja u Ciebie siedzieć nie mogę. Najpóźniej o dwudziestej trzeciej muszę być w domu.
- A u Ciebie co, dzieci płaczą heheh
- Gdyby to była sobota mogłabym tu siedzieć i całą noc. Jutro jednak musimy iść do pracy. Pamiętasz?
- Niestety. Nie będziemy jednak rozmawiały o pracy, prawda? Przebieraj się w ten dres i zaczynamy. Szkoda marnować czasu.
Gdy tak leżałyśmy na karimatach, słuchając płyty Rejuvenate Naturally, gdy wokół unosił się zapach lawendy, a na twarzy zasychała nam maseczka błotna miałam uczucie, że odpływam i zaraz zasnę.
- Przyjemnie prawda?
- Ania, nic nie mów, jeszcze 5 minut i będziemy mogły zmyć maseczkę
Zamilkłam. Było mi tak dobrze. Pomyślałam sobie, że właściwie to nie jest źle. Mam wspaniałą przyjaciółkę, własne mieszkanie, dobrą pracę i wiarę, że jeszcze spotkam kogoś, może jeszcze w tym roku. Jest październik, do stycznie jeszcze 2 miesiące.
- Pycha wino, gdzie je kupiłaś?
- W Piotrze i Pawle, jak zwykle.
- Kasiu, wiesz to był dobry pomysł. Czuję się odprężona.
- Aniu, muszę jednak Tobie się do czegoś przyznać.
- No już się boję – uśmiechnęłam się do Kaśki zawadiacko
- Andrzej umówił nas na sobotę na obiad, do Karpielówki na Indiry Gandhi 11
- Super, to skąd taka smutna mina, cos kombinujecie?
- Wiesz jaki jest Andrzej, już od dawna mi marudzi, że chciałby Cię poznać jego kumpel Marek
- A więc tu jest ten haczyk. A przecież ten Marek mnie nigdy nie widział!
- Przysięgam, wczoraj wieczorem mi o tym powiedział. No nie widział ale od dawna chce kogoś poznać.
- Samotny, szuka dziewczyny, czy to jakiś informatyk hehehe?
- Oj Anka, pół roku temu rzuciła Go żona. Jestem winna Andrzejowi przysługę. No a i Tobie nic nie zaszkodzi jak kogoś nowego poznasz. Wierz mi nie chciałam się bawić w swatkę.
- No dobra. Za tak przyjemny wieczór należy się zapłata hehe. Nie gniewam się. Miło, że Andrzej pomyślał o mnie. A jak On wygląda
- Nie mam pojęcia, nigdy go nie widziałam
No i proszę. A jednak kogoś poznam. No i jeszcze październik się nie skończy, sobota, to będzie trzydziesty. Zapowiada się interesujący listopad.