To tak jak ze świadomym śnieniem - niby zarąbiście się tam znaleźć i można mieć frajdę, ale gdy widzisz jak bardzo to wszystko nie trzyma się kupy, jak bardzo realia naginają się do mających miejsce wydarzeń, to strasznie cię to drażni.
Świat musi być głęboki. Sztuka, a literatura do niej należy, bazuje na uczuciach. W opowiadaniu bardzo ważne jest przedstawienie uczuć bohatera, przy tym wywołanie uczuć u czytelnika (niekoniecznie tych samych co u bohatera, bo może on być łajdakiem dumnym ze swojego okrucieństwa, czytelnik może wtedy poczuć do niego obrzydzenie). Jeśli uczucia bohatera oparte są na czymś, co wydaje nam się nie mieć podstaw bytu, to wszystko się sypie.
Albo inaczej: idąc do sklepu po drodze mijasz ludzi, którzy też idą do sklepu, mijasz zarzyganego żula, którego wolałbyś nie widzieć, mijasz parę całującą się na ławce w parku i panów z MZK opróżniających kontener. Chociaż idziesz tylko do sklepu i właściwie sklep do szczęścia by ci wystarczył, to mijasz to wszystko. To tam jest, kątem oka wpada do twojej świadomości i zagnieżdża się w niej. Gdy idziesz od sklepu we śnie, to wychodzisz z domu i wchodzisz do sklepu. Lub wychodzisz z domu, a zarzygany żul wstaje i kradnie ci torebkę. Całująca się para to twój przyjaciel i twoja dziewczyna. I uderza w ciebie rozpędzona śmieciarka.
Nie można budować świata pod bohatera, jak level w kiepskim hack'n'slashu. Bo wtedy nie będzie to świat a... level właśnie. Mam nadzieję, że udało mi się ująć sens mojej myśli
