31

Latest post of the previous page:

Dzień trzynasty:
Zgodnie z przewidywaniami - zero (namacalnych) postępów w powieści. Odrobina postępów nienamacalnych - przed treningiem spędziłem trochę ponad pół godziny na robieniu odręcznych notatek i myśleniu nad tym, co bohater teraz zrobi. Pomysłów mi się trochę kłębi pod czaszką, ale - rzecz u mnie niezwykła - nie mam przed oczyma wizji zakończenia. Nie wiem kto zginie i kto przezyje, nie bardzo nawet wiem, którzy z bohaterów w końcu zjawią się w Miejscu Akcji - chodzi mi po głowie pomysł najprostszy (Protagonista + Antagonista), pomysł lekko skomplikowany (Protagonista + Antagonista + Wybranka Ich Serc) oraz pomysł wykoślawiony (Protagonista + Antagonista + Wybranka Ich Serc + Mityczne Stwory + Wielki Przedwieczny).

Obawiam się tylko, że w ostatnim wariancie Wielki Przedwieczny wszystkich bohaterów mi zeżre, nie przejmując się wcale a wcale wszelkimi niesnaskami między nimi.

Tak czy siak - śmiało i odważne spoglądam w przyszłość, dzień jutrzejszy na pewno przyniesie wiele odpowiedzi i jakieś postępy w powieści. Żegnam się z tłumaczeniem, które wałkowałem od miesiąca i będę miał trochę wolnego czasu, co sprawi, że będę mógł ruszyć z powieścią z kopyta. Drzyjcie.

W kwestiach szermierczych - sroga rozgrzewka, a potem wałkowanie przez ponad godzinę jednego bloku i jednej finty... aż ręce zabolą. Smutna prawda jest taka, że szermierka opiera się na odruchach i ciała się nie oszuka - trzeba je sobie najpierw wyrobić, a potem pielęgnować. Między bajki możecie włożyć opowieści o szermierzach, którzy przeszli na emeryturę, a potem, po latach, wzięli miecz do ręki i jęli kosić przeciwników jak dojrzałe zboże.

Niestety, z walką wręcz i na miecze nie jest tak jak z jazdą na rowerze - i to nie tylko w tym znaczeniu, że na mieczu dalece trudniej się jeździ...
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

32
Jestem za tym coby WP zjadł Wybrankę Serc a Protagonista i Antagonista poszli razem na piwo i tam wyjaśnili sobie co jest grane (baba z wozu mackom lżej :P). Albo, jak już musi to WP może zeżreć wszystkich.
Niestety, z walką wręcz i na miecze nie jest tak jak z jazdą na rowerze - i to nie tylko w tym znaczeniu, że na mieczu dalece trudniej się jeździ...
Co do mieczy, to nie wiem. Osobiście raz takowy w ręku miałam i to tylko po to, aby nad nim przeskakiwać :) Ale walka wręcz... Fakt, że nie od razu, ale przyzwyczajenia wracają dosyć szybko. Reszta to kwestia odzyskania kondycji.

33
Protagonista i Antagonista, w jednej z wersji, zaprzyjaźnią się i jeden drugiego będzie nauczał magyi... ale najpierw muszą przejść do porządku dziennego nad innego rodzaju problemami.

A wątków miłosnych unikam jak ognia - niby miało się do czynienia z kobietami, ale kobieca psychika wciąż jest do pewnego stopnia zagadką. ;)

W kwestii walki wręcz - no tak, szybko się odzyskuje sprawność (widzę to po sobie - już jako tako powróciłem do formy po Wakacyjnej Przerwie), ale to nie zmienia faktu, że w główce zostaje głównie wiedza teoretyczna. Czyli - znam trzy sposoby na skręcenie karku, ale niech on przestanie tak wierzgać, co? Bo nie mogę ich zastosować.

Z drugiej strony - różne systemy walki zabawnie na siebie wpływają. Ja dużo dłużej uczyłem się walki gołymi rękoma, więc w starciu z udziałem miecza zamiast cofać się, napieram na przeciwnika (tak samo się robi w walce z Kopaczami) - celem unieszkodliwienia/wytrącenia mu tego zabawnego, ostrego kawałka żelaza i przejścia do walki wręcz.

Szermierka, nawet taka rzeczywista, jest dalece bardziej finezyjna i skomplikowana niż walka wręcz, to już wiem.

A, i nadal mi chodzi po głowie scena walki z udziałem Antagonisty - toż on pozabija swoich przeciwników (a akurat będzie działał w słusznej sprawie). Trochę się tej sceny boję z jednej strony - jeszcze czegoś takiego nie opisywałem i może mi umknąć dynamika. Z drugiej strony - przećwiczyłem każdy cios i rzut, który Antagonista wykona więc nie będzie mowy o nierealności. :)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

34
Tak przy okazji, głowy nie dam, ale chyba udało mi się stworzyć anty-bohatera, który jest zarazem zły do szpiku kości, jak i... hmm... w gruncie rzeczy to sympatyczny. Niestety, ma prawo być Nadczłowiekiem - bohater pozytywny natomiast nim być nie może (dlatego ma ostrą ailurofobię, pije coraz większe ilości alkoholu na swoje problemy i jest nieco tchórzliwy... hmm... to w sumie mało wad, musze mu coś dorzucić).
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

35
Ilharess pisze:Albo, jak już musi to WP może zeżreć wszystkich.
Rozważam takie totalnie mroczne i niepozytywne zakończenie. Bo czasem jest tak, że człowiek flaki sobie wypruwa żeby coś zrobić, a i tak mu się nie udaje... Tylko musiałoby to być dobrze opisane i nie wiem, czy podołam.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

36
W kwestii walki wręcz - no tak, szybko się odzyskuje sprawność (widzę to po sobie - już jako tako powróciłem do formy po Wakacyjnej Przerwie), ale to nie zmienia faktu, że w główce zostaje głównie wiedza teoretyczna. Czyli - znam trzy sposoby na skręcenie karku, ale niech on przestanie tak wierzgać, co? Bo nie mogę ich zastosować.
Mi raczej zostało odwrotnie ale przede wszystkim z odruchów obronnych (może te bardziej mi wbili do głowy :P). Padów z judo, które ćwiczyłam dziecięciem będąc po 15 latach trzeba mi było na krav-madze raz spróbować i wszystko wróciło. Dlatego sądzę, że podstawowe odruch zostają. Nie mam pojęcia, co dla emerytowanego mistrza jest podstawowe, ale jak zachowa on kondycję to może on sobie całkiem nieźle radzić nawet po długiej przerwie.
A wątków miłosnych unikam jak ognia - niby miało się do czynienia z kobietami, ale kobieca psychika wciąż jest do pewnego stopnia zagadką.
Kobieca psychika jest zagadką również dla mnie ;) Bardzo dobrze, że unikasz wątków miłosnych. Przyjaźń protagonisty i antagonisty? Jestem za. Mroczne zakończenie? Raczej nie. Tego za dużo w życiu. W książce lepiej, gdy jednak wysiłki zostaną nagrodzone (chociaż co wtedy z wysiłkami WP? On też się tak stara siać śmierć i zniszczenie...?).

37
Dzień czternasty:
Uff, tłumaczenie odesłane - było go 415 000 znaków ze spacjami, a zajęło mi znacznie mniej niż miesiąc, więc sądzę, że jestem w stanie napisać bardzo długą powieść w miesiąc.

Na sam dźwięk słów takich jak "odpowiedzialność społeczna w biznesie" i "równouprawnienie" budzi się we mnie słuszny gniew, ale to chyba norma - zawsze tak jest, że po tłumaczeniu w danej tematyce unikam jej przez jakiś czas.

W kwestii powieści - dorwałem się do niej z rana, przyciąłem kilka fragmentów do właściwych im rozmiarów i dopisałem fragment, który pozwoli w miarę logicznie nawiązać do sceny walki. Teraz muszę przejrzeć swe notatki, dopisać trochę na brudno i wio, mogę powieściować.

Ilharess - padów akurat się nie zapomina zbyt łatwo, przetaczanie się przez bark zostaje z człowiekiem na całe życie (ja już umiem się turlać po gołej ziemi, trochę jak na filmach). Bardziej mi chodziło o dźwignie na przykład - jak się ich nie zakłada komuś raz na jakiś czas, wiedza ulatuje z główki. Podobnie z wyprowadzaniem ciosów - po kilku miesiącach przerwy wróciłem do poziomu sprzed jakichś dwóch lat.
Ilharess pisze:Nie mam pojęcia, co dla emerytowanego mistrza jest podstawowe, ale jak zachowa on kondycję to może on sobie całkiem nieźle radzić nawet po długiej przerwie.
W sumie to nie wiem, możliwe. Teoretyzuję tylko na podstawie własnych doświadczeń.
Ilharess pisze:W książce lepiej, gdy jednak wysiłki zostaną nagrodzone (chociaż co wtedy z wysiłkami WP? On też się tak stara siać śmierć i zniszczenie...?).
Sympathy for the devil... starał się przecież tak bardzo, by zapanowało zło... a tu przyjeżdża taki, pożal się Borze (czy Ty też wierzysz w Bór?), Bohater i mu niweczy jego plany, snute od tysięcy lat... ;) Nic to, postaram się rozwiązać to tak, by i Przedwieczny wyszedł na swoje.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

38
12 821 znaków do przodu - i to chyba jeszcze nie koniec na dzisiaj.

Nadszedł czas na scenę walki. :)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

39
Dzisiejszy urobek to prawie 25 000 znaków.

Scena walki opisana, choć, jak to zwykle bywa, nie jest tak fajna jak ta, która siedzi w mojej główce. To chyba jest ta najtrudniejsza część pisania - przedstawić jakiś obraz z własnej głowy tak, by każdy mógł go odebrać.

Jak na razie przerwa na jedzonko, a potem na siłownię - raczej nic już dzisiaj nie napiszę.

Tak jak eworm, też mógłbym się podzielić na kilka głosów:
1. Koksa ("Pakuj, kurde, pakuj! Co, nie ćwiczysz dzisiaj? A brzuszysko rośnie, frajerze!")
2. Wojownika (Oto jest Droga Miecza, ścieżka, po której podąża prawdziwy wojownik. Wiedzie ona wprost ku doskonałości.")
3. Pisarza ("Taaaak! Ta opowieść zaczyna mi się podobać!"
4. Tłumacza ("Waaaaagh! Sto tysięcy jednakowych znaków! Finis coronat opus!"
5. Uczonego ("Dobra, przeczytałem Malleus Maleficarum, teraz jeszcze ta książka o wilkołakach, potem o horrorze w filmie... tak mało czasu, wciąż tak mało czasu...)

I tak dalej, i tak dalej, ale u mnie te wszystkie aspekty mej osobowości dzielnie współpracują. Jeden przyświeca im cel, albowiem wszystkie moje zajęcia, dodatowe i podstawowe, przydają się w pisaniu, w myśl zasady "pisz o tym, co znasz".
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

40
I tak dalej, i tak dalej, ale u mnie te wszystkie aspekty mej osobowości dzielnie współpracują. Jeden przyświeca im cel, albowiem wszystkie moje zajęcia, dodatowe i podstawowe, przydają się w pisaniu, w myśl zasady "pisz o tym, co znasz".
Grunt cobyś przy tych osobowościach wielokrotnych zadbał o posiadanie jednej dominującej, bo jak się wszystkie zaczną kłócić, to będziesz pisać mieczem na siłowni jednocześnie czytając książkę i przepisując ją drugą ręką na inny język :P

41
Dzień piętnasty:
Liczyłem, że w dniu piętnastym dobiję do magicznych 150 000 znaków - to byłaby tak gdzieś połowa drogi - ale nie wyspałem się, a jak człowiek się nie wyśpi to pomysły jakoś nie chcą przychodzić i zamieniać się w słowa w wersji elektronicznej...

Niestety, nie udało się i dzisiejszy urobek to 0 znaków. Jutro powinno pójść lepiej.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

42
Dzień szesnasty:
Kreatywnej posuchy ciąg dalszy... Choć dzisiaj ucierpiało nie tylko pisanie kreatywne - przez cały dzień nie zrobiłem absolutnie nic.

Obawiam się, że moje pisanie powieści może zakończyć się porażką - od jutra będę miał na głowie coś (kogoś?) zgoła innego i czasu na pisanie będzie malutko, oj malutko. A potem święta, spędzanie ich z rodziną... no nic, zobaczymy co dalej - ale chciałbym napisać chociaż 200 000 znaków, to już od biedy podpada pod powieść. Teoretycznie brakuje mi "tylko" 75 000 znaczków i spacji (co, tylko teortycznie, sprowadza się do dwóch dni pisania), ale w praktyce jest znacznie ciężej...

Za to szermierka idzie świetnie i oto przeszedłem w magiczny sposób do grupy średnio zaawansowanej. Ot, już nie ćwiczę z Zupełnymi Noobami. Fajnie. I odkryłem zalety postawy Wół - daje +10/15 do Nieśmiertelności i jest się niezwyciężonym w starciu z przeciwnikiem, ktory nie wie, jak się przez taką Stalową Zasłonę przebić. Nie muszę dodawać, że większośc ludzi nieszkolonych nie wie...

Ta wiedza (i praktyczne z nią doświadczenia) na pewno mi się przydadzą w pisaniu - doskonale pokazują różnicę pomiędzy poziomami zaawansowania w szermierce.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

44
Dzień siedemnasty:
Łolaboga... XD
Plakat wyborczy przebił się przez kacową mgłę i sprawił, że dzień stał się odrobinę mniej ponury, dzięks.
Mimo tego - dzień jest dość ponury, a zaraz idę - mimo kaca - poździerać sobie skórę z kłykciów na treningu.

Jeżeli coś dzisiaj popiszę to w pociągu, zanim mi bateria w laptopie padnie.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

45
Dzień osiemnasty:
Wczoraj w pociągu nastukałem 15 000 znaczków - a treść w nich zawarta jest całkiem znośna, jak sądzę. Jak zacząłem się rozkręcać, padła mi bateria w laoptopie więc sporzadziłem kilka kartek odręcznych notatek i wiem już jak to wszystko się skończy, widzę przed sobą jasny cel.

Będzie dużo krwi, niezależnie od opcji zakończenia, którą wybiorę.

Dzisiaj żadnego kreatywnego pisania nie będzie, mam tłumaczenie do odesłania na jutro na ósmą rano. Powinienem był je zrobić znacznie wcześniej, ale cóż... miałem zgoła odmienne sprawy na głowie.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

46
Mich'Ael pisze:Szermierka, nawet taka rzeczywista, jest dalece bardziej finezyjna i skomplikowana niż walka wręcz, to już wiem.
Tu się z kolegą nie zgodzę. Tak naprawdę chodzi dokładnie o to samo. Tak podpuścić przeciwnika aby można było zastosować swoją przewagę. Finezja jest uzależniona tylko i wyłącznie od poziomu uczestników :)
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:
Zablokowany

Wróć do „Maraton pisarski”