31

Latest post of the previous page:

Zaczynacie się przerzucać słowami :)

Sky, wracając do tematu głównego, miałem na myśli, że promocja w necie nie jest tak skuteczna, jak się wydaje. Że raczej pomoże zebrać 100 szabel niż 1000. Czyli podważam nieco Twój pogląd, że należy na niej się skupić. Chyba że chcesz sprzedać 100-200 egz, wtedy to wystarczy.

Nawiasem, mówi się, że 70% ludzi robi zakupy wchodząc do księgarni czy widząc książkę w supermarkecie. Całkiem poza siecią. Polska to jednak nie Ameryka... i to też jest argument, że internet działa w ograniczonej skali.

Thana, na książce masz nazwisko autora. Nie rozdzielisz całkiem tekstu od jego osoby. W pewnej części tak, ale nie całkiem.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

32
Thano, spokojnie. :) Pisarze na szczęście rzadko trafiają w kręgi celebrytów, w Polsce Masłowska może jest tego przykładem, chociaż i wokół niej szum medialny ostatnio jakby się skończył. Poza tym, zawsze możesz postawić na wizerunek tajemniczej damy, która bardzo starannie chroni własną prywatność. :)
SkySlayer pisze: wychodzenie do ludzi, pokazywanie swoich umiejętności i udowadnianie własną osobą, że można mieć coś ciekawego do powiedzenia/opowiedzenia/napisania
A ja myślałam, że to ujawnia się poprzez twórczość własną. :P
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

33
rubia pisze:A ja myślałam, że to ujawnia się poprzez twórczość własną.
Otóż to właśnie. Jak zwykle w punkt. To ja już przestaję ględzić po próżnicy, boś i tak lepsza. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

34
cytaty:
PISANIE DLA OPORNYCH pisze:Od momentu podpisania umowy i określenia terminów wydania książki bierzecie
sprawy promocji we własne ręce. Wiem, tego nie było w umowie – ale nic to, teraz
czas usiąść i stworzyć szczegółowy plan promocji Waszej książki. Jeżeli nie macie
o tym pojęcia – skontaktujcie się z kimś, kto się na tym zna. Książka to produkt jak
każdy inny, a zatem specjaliści od marketingu i sprawni PR-owcy na pewno coś
Wam podpowiedzą. Poczytajcie na sieci, jak robią to inni i to najlepiej – NIE W
POLSCE. Zacznijcie śledzić serwisy dotyczące ebooków, np. Literatura lubi cyfrę.
Odezwijcie się do kogoś, kto Waszym zdaniem – dobrze się promuje i pytajcie,
pytajcie i jeszcze raz pytajcie.
Wiele pracy przed Wami – plany spotkań autorskich, nauka mówienia do mikrofonu,
sztuka udzielania wywiadu, umiejętności budowania publicity. Pytacie się, po co to
wszystko? Po co, skoro inni tego nie robią? To proste – bądźcie lepsi od innych.
Zróbcie coś naprawdę dobrze
(...)
PISANIE DLA OPORNYCH pisze: Umowa podpisana, ale wy nie jedziecie na wakacje. Nie czekacie bezczynnie na
debiut książki. No way. Teraz bierzecie się za plan promocji... Tak jest! Czas na
wszystkie słowa klucze, za którymi nie przepadacie – marketing, reklama, public
relations, publicity... Kiedy pisarz słyszy te terminy natychmiast budzi się w nim
duma, sprzeciw. Bo przecież pisarz jest pisarzem, ma pieścić słowo, a nie tam...
publicity jakieś...

No cóż. Jak mawiał Marcelus w „Pulp Fiction” – pieprzcie dumę! Schowajcie ją
głęboko w stóg siana i zamieńcie ją na pokorę, cierpliwość i dobre chęci. Czas, w
którym pisarz zajmował się jedynie pisaniem książek już się skończył. Czas, w
którym winę za tragiczną promocję książki ponosił wydawca, także się skończył.
Wydawca boi się inwestować w promocję młodych pisarzy i w większości
przypadków nie stać go na kampanię z reklamami w gazetach, billboardami, spotami
w radiu i TV. Takie kampanie mają jedynie niemal pewne bestsellery albo książki z
dużymi możliwościami zostania bestsellerem. Z miejsca więc załóżcie, że w
promocję waszych pierwszych książek nikt nie zainwestuje nawet złotówki.
(...)
PISANIE DLA OPORNYCH pisze:Zapomnijcie więc z miejsca o fachowej
pomocy ze strony wydawnictwa. Już samo to, że specjalista od promocji jest w
oficynie zwykle jeden, a wydawanych książek są dziesiątki, powinno dać wam do
myślenia.
(...)
PISANIE DLA OPORNYCH pisze:Przy okazji musicie zdecydować, czy promocja waszej książki ma promować także
was samych (co jest w zasadzie konieczne w przypadku debiutu, bo później można
się już skupić na promocji kolejnych książek z osobna. Autor będzie musiał się
promować już nieustannie do końca swoich dni). Na przykład - przygotowując plan
promocji mojej książki pt. „Demony”, położyłem nacisk na dwa aspekty – osobno
pisarz i osobno książka (rzućcie okiem na trailery i od razu będziecie wiedzieć w
czym rzecz).


[ Dodano: Nie 08 Kwi, 2012 ]
(...) są łatwiejsze sposoby, żeby zostać celebrytą, jeśli ktoś pragnie. I jeśli pragnie, to od tego celebrytowania powinien zaczynać, bo potem książka to pikuś - co by nie nabazgrał, sprzeda się jak świeże bułeczki...

Żeby podsumować temat: jestem bardzo za promowaniem książek. I jestem bardzo przeciw promowaniu osób. Osoba to nie produkt, a my już przestaliśmy to zauważać. I to wcale nie jest fajne.
Nie, Thana, nie widzisz tutaj ważnej zależności. Może zbyt dosłownie rozumiesz coś takiego jak "promocja osoby autora książki"; najpierw trzeba dostrzec pewną zależność pomiędzy tworem a autorem. Warto również zauważyć, jak dobrze radzą sobie autorzy próbujący ciągle nowych rzeczy, pokazujący się tu i ówdzie, wychodzący do ludzi z twarzą, głosem. Autor może być marką i jest to zjawisko pozytywne (dla mnie to by była duma, gdyby konkretnie moją osobę kojarzono z wysoką jakością jakichś wyrobów, a nie tylko suche, pozostawione tam i siam po sobie nazwisko), nie ma tutaj niczego, co naruszałoby jakąś etykę zawodową. Spójrz na Jakuba Ćwieka. Zbiorowisko ludzi wokół niego. Nigdy nie spotkałem gościa osobiście, a ciągle gdzieś go słucham, czytam, dowiaduję się kolejnych rzeczy na jego temat, kojarzę nazwisko z jakąś jakością, z jakąś konkretną półką; i to jest silne zespolenie autora i książki napędzające promocję. Z drugiej strony przeczytałem powieść Grzegorza Drukarczyka, cholernie mi się spodobała, ale nawet nie wiem, jak facet wygląda, rzadziej o nim myślę. Jak sądzisz, czyją książkę prędzej bym kupił, gdybym miał ostatnie w miesiącu wolne pięć dych na strawę intelektualną, do kogo automatycznie by mnie 'przyciągnęło'?
Romek Pawlak pisze:Nawiasem, mówi się, że 70% ludzi robi zakupy wchodząc do księgarni czy widząc książkę w supermarkecie. Całkiem poza siecią. Polska to jednak nie Ameryka... i to też jest argument, że internet działa w ograniczonej skali.
Doskonale zdaję sobie z tego sprawę i dlatego tak główkuję i rozmyślam nad tą reklamą (a tak swoją drogą, to z punktu widzenia kształcenia się i zawodu to jest bardzo, bardzo ciekawa sprawa).
Romek Pawlak pisze:Thana, na książce masz nazwisko autora. Nie rozdzielisz całkiem tekstu od jego osoby. W pewnej części tak, ale nie całkiem.
No stuprocentowa zgoda z mojej strony...
Rubia pisze:A ja myślałam, że to ujawnia się poprzez twórczość własną.
Rubia, otóż nie. Będę stał do upadłego przy tym, że bardzo często książka (nawet przekozacka) to czasem za mało - zwłaszcza w naszych realiach. I to nie jest gdybanie, bo ja takie przypadki dobrze znam. Oczywiście nie każda źle sprzedająca się dobra książka to efekt braku promocji osoby autora (ten termin brzmi tym bardziej przerażająco, im bardziej rozkładamy go na czynniki pierwsze, a wydawało mi się oczywiste i jasne, że postać autora warto pokazywać i promować...), ale jeśli istnieje taka możliwość... warto rozważyć.

35
SkySlayer pisze:przeczytałem powieść Grzegorza Drukarczyka, cholernie mi się spodobała, ale nawet nie wiem, jak facet wygląda, rzadziej o nim myślę.
I to jest właśnie to, co uważam za niefajne i niebezpieczne. Że przestajemy myśleć o tym, jak facet pisze, a zaczynamy o tym, jak wygląda. On nie jest od wyglądania. Od wyglądania to jest Miss Polonia. Jak wygląda, w co się ubiera, co je na śniadanie i kiedy go ostatnio widzieliśmy w telewizorni... W ten sposób sami torujemy drogę "książkom" pisanym przez celebrytów, które nie mają żadnej wartości poza tym, że "pamiętamy jak wyglądają" ich autorzy. I mamy coraz więcej śmieci, a coraz mniej normalnych książek.

Osobowość autora... Widzisz, to jest tak: nic mnie nie obchodzi, jak wygląda Orbitowski, z kim aktualnie sypia i ile ma ręczników w łazience. Ale cholernie mnie obchodzi, co ma do powiedzenia. Więc niech on się zajmuje pisaniem, mnie wszystko jedno, czy to są powieści, czy felietony, czy blog, czy wywiady. Niechże sobie promuje blogiem powieści czy powieściami bloga, czy jak tam chce. Ale niech on pisze, a nie wygląda. Jestem zachłanna na pisanie Orbitowskiego, nie na jego życie.

Ale, jak pisałam wcześniej, to ja pomyliłam epoki, więc rób swoje. Sprzedaj autora. A ja pozostanę przy opinii, że jeżeli ludzie sami siebie uważają za produkty i są z tego dumni, to coś jest nie tak. I będzie coraz bardziej nie tak. Aż w końcu "pisarz" będzie już tylko wyglądał, bo pisanie przestanie być potrzebne. A jak będzie miał gębę niewyjściową albo będzie się jąkał, to, choćby miał talent Mickiewicza, niech pióra do ręki nie bierze, bo i tak się go wypromować ani sprzedać nie da.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

36
Zgadzam się z Thaną. W gruncie rzeczy jest mi raczej obojętne, kim jest pisarz jako osoba prywatna, wystarcza mi dość ogólna orientacja środowiskowa. Kiedy czytam, że "Ciotka Julia i skryba" oparta jest na rzeczywistej historii małżeństwa Llosy, to przyjmuję to do wiadomości, ale i bez tej informacji książka by mi się podobała. Zdarzało mi się czytać bardzo interesujące wywiady z pisarzami, których twórczości nie znałam, sięgałam po ich książki i przychodziło rozczarowanie. Widocznie były to tzw. ciekawe osobowości, a niekoniecznie dobrzy pisarze. Niedawno natomiast trafiłam na książki tureckiej pisarki Elif Safak, naprawdę znakomicie napisane, dzięki kilkuzdaniowej notce w jakimś przeglądzie nowości wydawniczych. Później uświadomiłam sobie, że wywiad z nią również kiedyś czytałam, lecz nie było w nim nic takiego, co skłoniłoby mnie do zainteresowania jej powieściami. Tak więc są czytelnicy, którym wystarcza znajomość z tą częścią osobowości autora, jaka ujawnia się w książkach.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

37
Mam wrażenie, Thano, że mocno rzecz całą demonizujesz. Bo co czytelnicy książek Navajero, Sapkowskiego, Dukaja czy Andrzeja Pilipiuka, wreszcie moich - wiedzą o naszym życiu prywatnym? Niemal nic. Najczęściej to, na co my sami wyrazimy zgodę.
Jeśli więc jakiś autor nie ma ochoty sprzedawać własnego życia, to się to nie będzie działo - co najwyżej kosztem niższej sprzedaży. Ja np. się na to godzę. I żyję sobie spokojnie, a moje książki i tak się sprzedają bez opowiadania o sprawach prywatnych.
Na upartego nawet zdjęcia czy miejsca zamieszkania autor nie musi ujawniać. Znam takie przypadki :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

38
Thana pisze:I to jest właśnie to, co uważam za niefajne i niebezpieczne. Że przestajemy myśleć o tym, jak facet pisze, a zaczynamy o tym, jak wygląda. On nie jest od wyglądania. Od wyglądania to jest Miss Polonia.
Thana, to jest usilne idealizowanie.

Wygląd to tylko przykład (głupi zresztą, bo dziś to prawie norma, gdy zdjęcie autora jest na odwrocie albo skrzydełku). Pana Staszka, po lekturze "Planety Harpii" Alberta Walentinowa może zainteresować, kim facet był z zawodu. Wtedy ludzie czytają notki autorskie, gdy autor już gryzie ziemię (albo kupują biografię, spójrz na te wszystkie książki na temat OSÓB Lovercrafta, Kinga - ten akurat żyje - Tolkiena). Gdy żyje, idą na spotkanie autorskie. Myślisz, że spotkania autorskie promują wyłącznie najnowsze książki? Otóż nie, one również promują pisarza (ludzie siedzący na plastikowych krzesełkach nie medytują nad egzemplarzami powieści - ommm, ommm, o wielki, "Święty Wrocławiu" - tylko gapią się w faceta, słuchają i wypytują. Tfu, albo w babkę, nie posądzajcie mnie tu przypadkiem o dyskryminację, bo tak ciągle w formie męskiej prawię...).

Równie dobrze możesz napisać, że autor broń Boże nie powinien pojawiać się na spotkaniach/konwentach i umieszczać na okładce nazwiska, bo liczy się książka, bo książka jest wartością, bo książka się obroni.
Thana pisze:I mamy coraz więcej śmieci, a coraz mniej normalnych książek.
To zjawisko nie ma nic wspólnego z 'celebrytyzmem' w literackim półświatku. Nawał śmieci to efekt konkretnej polityki wydawniczej, słabej promocji (o wilku mowa) i warunków ekonomicznych.

W ogóle nie znam przykładu pisarza-celebryty, przynajmniej nie w fandomie. Sapkowskiego można nazwać celebrytą? Jeśli tak, to tak czy siak na pewno nie jest to efekt promocji autora, gość po prostu wymyślił to co wymyślił i nad wyraz dobrze się sprzedało (słuchanie go jest na zmianę przyjemne i denerwujące, bo momentami zachowuje się jak burak, tak więc na pewno się nie sprzedaje...). Niektórzy po dziś dzień czczą Kresa i błagają go o kolejne książki. Celebryta? Nie, dobry autor, który nie stronił od napicia się z fanem piwka, podyskutowania. To nie promocja, to relacja z czytelnikami, ale gdy mówimy o promocji autora, mówimy w domyśle właśnie o różnych formach aktywności (pojawiłem się w reklamie mojej książki, nagrałem krótki filmik, na którym spotkanie autorskie dewastuje potwór z okładki) i kontaktu z odbiorcą. W poradniku Śmigiel zachęca do ćwiczenia swojego charakteru i odwagi do występowania przed publicznością... przecież tu nie chodzi o taniec na rurze albo robienie komuś dobrze, tylko o dyskusje, wykłady, prelekcje i pokazanie, że nam zależy. To też praca, ciężka praca. Moim zdaniem: nie dość, że opłacalna, to również podkreślająca prestiż tego zawodu.
Thana pisze:Ale, jak pisałam wcześniej, to ja pomyliłam epoki, więc rób swoje. Sprzedaj autora. A ja pozostanę przy opinii, że jeżeli ludzie sami siebie uważają za produkty i są z tego dumni, to coś jest nie tak. I będzie coraz bardziej nie tak. Aż w końcu "pisarz" będzie już tylko wyglądał, bo pisanie przestanie być potrzebne. A jak będzie miał gębę niewyjściową albo będzie się jąkał, to, choćby miał talent Mickiewicza, niech pióra do ręki nie bierze, bo i tak się go wypromować ani sprzedać nie da.
Lubię Cię, ale... sorry, dla mnie to stek bzdur. Nie wiem, skąd ten ciągły wątek autora-produktu... niektóre firmy nazwane są nazwiskiem założycieli, to też zły kierunek? Wspomniałaś Orbitowskiego. Dla mnie to właśnie przykład żywej marki, ten człowiek to gwarancja jakości, kupować można w ciemno. Jego blog czytam regularnie, zwłaszcza notki stricte-pamiętnikowe (on je pisze z własnej woli i wie, jak wiele osób może do nich zajrzeć). To jest jakaś czytelnicza patologia? Szanuję gościa i dla mnie jest integralną częścią swojej twórczości (nie lubię tego słowa), o tym, jak poszedł do kiosku pisze tak, że chciałoby mu się flachę postawić albo bombonierę wysłać ;)

Z tą epoką masz o tyle rację, o ile faktycznie nie żyjemy już w czasach genialnych anonimów przeżywających literackie uniesienia daleko od społeczeństwa. Aczkolwiek nie jest to krok wstecz, tylko rozwój. Mnie podoba się świat, w którym technika pozwala zrobić coś dodatkowo dla swojej książki, biblioteka chętnie zorganizuje Ci spotkanie autorskie, a czytelnicy mogą zostawić po sobie ślad chociażby na fejsbuku.

Stworzyłaś jakąś wizję nagannych obyczajów i pisarzy-celebrytów, a prawda jest taka, że, jak napisałaś, "mamy coraz więcej śmieci" w środowisku dość zacofanym i hermetycznym, więc powodów szukać należy gdzie indziej...
Romek Pawlak pisze:Mam wrażenie, Thano, że mocno rzecz całą demonizujesz.
No ja trochę też :P

39
W tej dyskusji splata się kilka różnych kwestii. Tak tylko dorzucę swój kamyczek (a w zasadzie kilka).

IMO w promocji książki kluczowe jest przede wszystkim dotarcie do szerokiej grupy docelowej (nie tylko ludzi, którzy non stop wiszą na necie/należących do danego środowiska/udzielających się na tych samych forach...) z informacją, że a) dana książka ISTNIEJE, b) jaki to gatunek, typ historii i styl pisania. I za to (dobra dystrybucja, rozesłanie egzemplarzy recenzenckich) powinien jednak odpowiadać w większym stopniu wydawca. Np. co z tego, że wrzucisz trailer na You Tube i odbędziesz dziesięć spotkań autorskich, jeśli wydawnictwo ma taką fajną dystrybucję, że książkę można kupić głównie przez Internet...

Druga sprawa. Mam silne wrażenie, że "lans" stosowany jako świadoma strategia marketingowa potrafi być bardzo obosieczną bronią. Poddaję pod rozwagę - co z tego, że ze swoją autoreklamą dotrzesz do szerokiej grupy, jeśli ją przy okazji zirytujesz, prezentując się jako "człowiek nachalnie się autopromujący". Kuba Ćwiek jest urodzonym performerem, świetnie "czuje" tłum, po prostu lubi "występować" i dlatego tak dobrze mu to wychodzi - w tym, co robi, nie ma fałszu. Ale np. Anna Kańtoch jest osobą cichą, niechętnie się udzielającą publicznie, i co z tego - pisze tak, że zgarnia laur za laurem.

Z mojego osobistego punktu widzenia - książki kupuję po to, żeby czytać, więc jednak bardziej interesują mnie treść i styl niż to, czy autor jest sympatyczny/rozmowny/dowcipny/jest specem od marketingu i reklamy. Prędzej do zakupu przekonają mnie fragmenty zamieszczone na sieci, opowiadanie, ewentualnie sam opis książki, niż wywiad z delikwentem.

IMO pisze się po to, żeby przekazać ludziom ciekawe historie, a nie, żeby móc się potem do nich pouśmiechać na spotkaniu autorskim (choć fantastycznie jest dostać od czytelników pozytywny feedback i ciekawe uwagi). Jeśli ktoś pisze książki po to, żeby się wylansować i BYĆ KIMŚ, to istnieją łatwiejsze sposoby. Natomiast jeśli ktoś w naturalny sposób "łapie" również kontakt z fanami, lubi być duszą towarzystwa na konwentach - super. Np. publiczność rewelacyjnie się bawiła na Falkonie na punktach programu z udziałem Petera Wattsa (prelekcja i spotkanie autorskie), byłam i mogę potwierdzić - było świetnie :) ALE WATTS PISZE PIERWSZORZĘDNIE i to jest kluczowe, jego sympatyczna osobowość to tylko miły dodatek :)

Generalnie zgadzam się z rubią i Thaną.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

40
Kocham Was Dziewczyny!
Śledzę tę dyskusję i cały czas zastanawiam się, co tu jest na "sprzedaż". Autor czy książka? Utwierdzacie mnie w przekonaniu, że w moim tok myślenia - książka, książka i jeszcze raz książka - nie jestem odosobniona. Współczesny ekshibicjonizm i sprzedawanie siebie nieco mnie mierzi. Nie obchodzi mnie kim jest autor. Wolę czytać jego książki, niż opowieści o kolejnym rozwodzie, kochanku, wpadce towarzyskiej. Może to niedzisiejsze, ale cieszę się, że nie jestem w tym sama.

Rozumiem jednak, że autor musi promować siebie i swoją twórczość. Problem jednak w tym, co jest ważniejsze dla czytelnika. Czasami lepiej nie znać autora.

Jeśli idę na spotkanie autorskie znanego pisarz i strasznie mnie facet rozczarowuje? Smęci, jąka się, mruczy pod nosem. Czy po tym spotkaniu przestanę go czytać? Pewnie nie, choć zawsze będę miała w głowie pytanie: Jak taki gość może tak pisać?!
Autor, który bije żonę? Plecie farmazony? Nabzdycza się niemożebnie? Promocja? Ble...

Ja wolę książki od ich autorów. Autorzy wybaczcie.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

41
Ja też śledzę tę dyskusję i wydaje mi się, że do porozumienia dojść się tutaj nie da :-/

Powiem wprost - większość dyskutantów to osoby WYJĄTKOWE, więc mogą sobie spokojnie pisać, że nie interesuje ich Autor jako Osoba. Ale jednocześnie, mile Pani i Panowie bardzo mili - nie odmawiajcie prawa do interesowania się Autorem jako Osobą innym Czytelnikom!

Przykro to powiedzieć, ale w takich czasach żyjemy, iż piszący w zakamarkach swych mrocznych gabinetów Autorzy mają mniej szans na skuteczną promocję (no, chyba że fakt swego "odludowania" wykorzystają marketingowo, bo tak też można...), niż Autorzy "medialni". A z faktu, że dyskutujących tu osób nie obchodzi prywatne życie Autora nie wynika, że nie obchodzi ono NIKOGO. Więcej powiem - Autor z ciekawą biografią "sprzedaje się" lepiej.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

42
Ignite pisze:Jeśli ktoś pisze książki po to, żeby się wylansować i BYĆ KIMŚ, to istnieją łatwiejsze sposoby.
Ignite, dorapa, ja się z Wami zgadzam, tylko jest jeden mały, drobny, drobniuteńki, tyci-tyci problem: mówimy o dwóch różnych rzeczach...

Ja - bezsilnie oraz ponownie - poddaję się pod tą falą opinii na temat czegoś, od czego w ogóle nie zacząłem (chyba, że się źle wysłowiłem, w takim przypadku pochylam głowę w pokorze), chętnych zaś odsyłam do lektury tych krótkich pięciu wyjściowych dla dyskusji teksów (w których nie ma mowy o: a) sprzedawaniu swojego życia osobistego b) robienia z autora produktu. Nie powiem, ciekawe tematy poboczne, ale nie wiem, co one tutaj i po co...; ja zaś, po części bazując na tamtejszych wnioskach, cytując je, podając za przykłady itd., RÓWNIEŻ NIE PISAŁEM O TAKICH ZJAWISKACH) i zachęcam do dalszej dyskusji na temat promocji, jej form i aktualnej kondycji, nie zaś abstrakcyjnej relacji pomiędzy autorem a jego książkami ;)

Ja też nie lubię nachalnych gości, tych dukających do mikrofonu, tych przemądrzałych i tych sprzedających się, naprawdę, dziewczyny ;)

[ Dodano: Nie 08 Kwi, 2012 ]
maciejslu pisze:Więcej powiem - Autor z ciekawą biografią "sprzedaje się" lepiej.
Yyyy, teraz, gdy to napisałeś, to się dopiero rozpęta piekło! ;)

A tak poza tym to się z Tobą, Macieju, zgadzam, Tobie bym teraz wysłał bombonierę.
maciejslu pisze:Ja też śledzę tę dyskusję i wydaje mi się, że do porozumienia dojść się tutaj nie da :-/
Nie da, ponieważ część osób broni prywatności, moralności oraz szacunku do osoby pisarza w dyskusji ze stroną drugą, która mówi (próbuje mówić?) o technikach promocji, multimediach, prelekcjach i pisarzach, którzy (mimo tego, że nie mają takiego nakazu) wychodzą do ludzi ze swoją twórczością (a nie z tym nieszczęsnym życiem prywatnym) ;)

[ Dodano: Nie 08 Kwi, 2012 ]
Tego akurat nie widać, więc uzupełnienie: mówimy o promocji przy założeniu, że wydawca (oraz autor i książka) nie są z sennego koszmaru.
Ignite pisze:Np. co z tego, że wrzucisz trailer na You Tube i odbędziesz dziesięć spotkań autorskich, jeśli wydawnictwo ma taką fajną dystrybucję, że książkę można kupić głównie przez Internet...
Nie mówimy o kilku źle sklejonych slajdach, tylko dobrze zmontowanym, ciekawym filmiku. I jego miejsce nie jest jedynie w sieci. Na spotkaniu autorskim wyświetlisz go z pomocą rzutnika. Jeśli pojawisz się w lokalnej telewizji, jego fragmenty (albo i całość) zostanie wpleciona w część rozmowy (zjawisko powszechne i fajne).

43
SkySlayer pisze:Spójrz na Jakuba Ćwieka. Zbiorowisko ludzi wokół niego. Nigdy nie spotkałem gościa osobiście, a ciągle gdzieś go słucham, czytam, dowiaduję się kolejnych rzeczy na jego temat, kojarzę nazwisko z jakąś jakością, z jakąś konkretną półką;
No ale czytałeś jakąś jego książkę?
SkySlayer pisze:i to jest silne zespolenie autora i książki napędzające promocję.
Skąd wiesz? Były jakieś badania na ten temat?

Ja Kubę też widzę tu i tam, ale w żaden sposób jego działalność nie zachęciła mnie do sięgnięcia po którąś z jego książek. I nie dlatego, żeby mi się to nie podobało. Po prostu jakoś nie widzę związku pomiędzy książkami a śpiewaniem piosenek na Pyrkonie.
dorapa pisze:Śledzę tę dyskusję i cały czas zastanawiam się, co tu jest na "sprzedaż". Autor czy książka?
Tak i tak, zależ od strategii, osobowości autora, itp. Ignite o tym pisała, więc nie trzeba dodawać, ale Dukaj swego czasu na wp.pl popełnił na ten temat bardzo ciekawy tekst.

Marketing jest potrzebny, jeśli można do tego wykorzystać autora, to dlaczego nie. Czasy nadeszły takie, że aby się przebić z przeciętną książką, trzeba sięgnąć po nieprzeciętne środki.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

44
SkySlayer pisze:maciejslu napisał/a:
Więcej powiem - Autor z ciekawą biografią "sprzedaje się" lepiej.


Yyyy, teraz, gdy to napisałeś, to się dopiero rozpęta piekło! ;)

Nie da, ponieważ część osób broni prywatności, moralności oraz szacunku do osoby pisarza w dyskusji ze stroną drugą, która mówi (próbuje mówić?) o technikach promocji, multimediach, prelekcjach i pisarzach, którzy (mimo tego, że nie mają takiego nakazu) wychodzą do ludzi ze swoją twórczością (a nie z tym nieszczęsnym życiem prywatnym) ;)
E, tam piekło. Kulturalną dyskusją się zajmujemy, a nie pyskówką w maglu.

Pytanie: Jak w takim razie sensownie połączyć "sprzedawanie autora z ciekawą biografią" (czyli jednak jego życie prywatne ma znaczenie i kolejna kochanka się przyda) z unikaniem "tego nieszczęsnego życia prywatnego"? Oba cytaty z ostatniej wypowiedzi. czy sobie przeczą?

Maciej, jak to robić?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

45
padaPada pisze:No ale czytałeś jakąś jego książkę?
Tak.
padaPada pisze:Skąd wiesz? Były jakieś badania na ten temat?
Wiem stąd, że kupuję - dosłownie - kilkanaście, czasem kilkadziesiąt książek rocznie. Jestem czytelnikiem, jestem (tfu!) klientem. W przypadku Śmigla haczyk jego promocji chwycił - mam jego książki, zaglądam na jego stronę, czekam na kolejne trailery i słuchowiska. Działa? Działa.
padaPada pisze: Marketing jest potrzebny, jeśli można do tego wykorzystać autora, to dlaczego nie. Czasy nadeszły takie, że aby się przebić z przeciętną książką, trzeba sięgnąć po nieprzeciętne środki.
No nie wiem, jak Wy, ale ja uważam, że im lepsza książka, tym bardziej zasługuje na jakąś konkretną promocję. Sprytnie i widowiskowo wypychane przed szereg przeciętniaki to właśnie patologia, skoro tak bardzo, bardzo chcecie rozmawiać o patologiach i zwyczajach zgoła złych...

[ Dodano: Nie 08 Kwi, 2012 ]
dorapa pisze:Pytanie: Jak w takim razie sensownie połączyć "sprzedawanie autora z ciekawą biografią" (czyli jednak jego życie prywatne ma znaczenie i kolejna kochanka się przyda) z unikaniem "tego nieszczęsnego życia prywatnego"? Oba cytaty z ostatniej wypowiedzi. czy sobie przeczą?

Maciej, jak to robić?
Jezusicku.

Naprawdę chcesz przykładów? Ok. Bądź całe życie Bobem Dylanem albo Cohenem i napisz kryminał. 'ciekawa biografia' napędzi promocję, ale z prywatami nie trzeba lecieć. Bądź słynnym facetem, którzy przeżył jakąś katastrofę i zacznij pisać. Prowadź w tv program o survivalu i zacznij pisać (lubię książki Beara Gryllsa, co, zgnoić faceta za to, że pisze, bo jest sławny?). Nawet taki Ibisz ma prawo pisać książki, przecież mógłby pisać coś niezłego, w innej, alternatywnej rzeczywistości mógłby mieć talent. Po prostu w tej pisze bzdury i, zamiast odwalać kawał dobrej roboty, odcina kupony od i tak wątpliwej, dość żałosnej sławy.

46
Sky, jeśli świetny filmik promuje świetną książkę, to git. Jeśli książka jest marna, to powiedzmy sobie szczerze, świetny filmik stanowi parę puszczoną w gwizdek.

Wg mnie meritum sprowadza się do tego, że jeśli mamy b. niszowego, mało znanego autora wydanego w małym wydawnictwie, które niekoniecznie ma możliwość książkę zareklamować/wepchnąć na półki w Empikach w widocznym miejscu, to tak, oczywiście dobrze, żeby autor zaangażował się w akcję promocyjną (cokolwiek to by oznaczało - dla fantastów pojechanie na kilka konwentów, dla niefantastów np. zorganizowanie spotkania autorskiego w rodzinnym mieście, wywiad w lokalnej gazecie), żeby ludzie w ogóle DOWIEDZIELI SIĘ, że ISTNIEJE taka osoba i taka książka/książki. Natomiast nie podoba mi się podejście: napisałem przeciętną książkę (czy jeszcze lepiej - napisałem trzy opowiadania i opublikowałem je w necie), ale zatańczę na uszach, żeby się wypromować jako pisarz.

Zaraz dopiszę jeszcze słówko o spotkaniach autorskich :)
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”